Zaczynamy nowy cykl felietonów... w formie listów. Dwie autorki poczytnych książek - Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż - wymieniają ze sobą listy - o życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne. A my je publikujemy na Polki.pl. Oto pierwsza odsłona. Zapraszamy!
Kochana A.,
Przeleciałam wzrokiem wszystkie rubryki. I – już nie wiem, czy czuć ulgę, czy rozczarowanie – nie znalazłam nic zdrożnego! Zakupy na przemian w dwóch najtańszych marketach, niewyszukane warzywa z ryneczku, pieczywo z najbliższego sklepiku... Nowe buty – bo dzieci wyrosły. Dorośli obeszli się bez butów, bo nie wyrośli.
Za punkt honoru postawiłam sobie w kolejnym miesiącu obniżyć poziom wydatków. Nie miałam za dużego pola manewru, bo jestem konsumentem przytomnym i świadomym, chodzę do sklepów najedzona i z listą sprawunków, najchętniej też bez dzieci, tych małych wymuszaczy.
Tego lata możesz nie zjeść polskich owoców, bo... nie będzie cię na nie stać.
Powęszyłam na promocjach i tu co nieco ugrałam. Trzeba się zdobyć na trochę elastyczności, by ryż z listy zakupów podmienić na przecenioną kaszę bulgur, tylżycki na edamski 20% taniej, zamiast dwóch rodzajów pieczywa kupić 10 bułek, bo wtedy dwie wchodzą gratis. Niestety jak się nie obrócisz… Ryż zapiekłabym z tanimi jabłkami i cynamonem, a kasza bulgur wymogła kupno składników do sałatki tabbuleh.
Dusiłam te grosze i dusiłam. Orzekłam autorytatywnie, że dziecięce dżinsy nie są jeszcze przykrótkie, rocznicę ślubu możemy doskonale spędzić w domu, a deskę do prasowania, w której blat odpadł od stelaża, mąż, odpowiednio zachęcony, z powodzeniem naprawi sam.
Zmierzałam prosto do sukcesu. Szczęśliwie ominęły nas awarie, choroby i dentyści. Zdarzyła się natomiast… wiosna. Przedostatniego dnia miesiąca wchodzę do jednego z owych dwóch tanich marketów, najedzona i z krótką listą – gdy wtem od samych gościnnie przesuwnych drzwi zaatakowały mnie rośliny. Całe palety roślin dużych i małych, kwitnących i o pięknych liściach, niskich i pnączy. Wpadłam w amok. Liczyło się tylko to, który kolor hortensji jest najwspanialszy, która lobelia ma najwięcej kwiatów, który bukszpan jest najsymetryczniejszy. Nim się obejrzałam, mój sklepowy wózek kipiał florą. Z trudem włożyłam do niego parę najpilniejszych produktów z listy i popędziłam zdobić ogród.
Miesiąc zamknęłam taką kwotą, że znów ani się cieszyć, ani pochwalić mężowi, ani mieć co odłożyć na kupkę. Za to ogród, powiadam Ci – bajka.
Pozdrawiam Cię,
Niereformowalna
Paulina
Kochana P.!
Jeśli chodzi o kwestie oszczędzania, to moja postawa jest jak tegoroczna wiosna: od optymistycznego słońca po zasłonięte grafitowymi chmurami niebo.
Generalnie mam zasadę: wydawać racjonalnie. I ze wszystkich sił próbuję się jej trzymać. Nie zapisuję wydatków, co tłumaczę sobie brakiem czasu: troje dzieci, praca, pisanie naszych książek, dom, ogród, a ja bym jeszcze musiała wieczorami przepisywać kwoty z paragonów? Ale dopuszczam myśl, że być może sama sobą manipuluję, żeby przypadkiem nie zobaczyć jakiegoś wydatku, który się zdarzył, choć nie powinien, nie musiał.
Ano właśnie: nie musiał. Wydatki dzielą się na te konieczne i te, z których można zrezygnować, bo nabyte towary/usługi nie są nam do życia konieczne. Ale jak to życie uprzyjemniają…
Planujesz wakacyjny wyjazd? Sprawdź bezpieczne kierunki podróży
„Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego” – to Epikur.
Gdyby zupełnie dosłownie wziąć sobie do serca słowa tego greckiego filozofa, to mogłoby się to skończyć katastrofą domowych finansów. Dla mnie – w kontekście planowania wydatków – znaczy to tyle: wydawaj rozsądnie, a będziesz się mogła nagrodzić małymi przyjemnościami. Jak z dzieckiem: łatwiej i chętnie wykona zadanie, jeśli wie, że czeka je nagroda.
A zatem:
- na zakupy chodzę z listą,
- w miarę możliwości nie zabieram dzieci, a jeśli już, to jak mantrę powtarzam: „Nie kupujemy niczego, co wystawione w strefie kas – to pułapki zastawione na was i na mnie”,
- nie wkładam do koszyka żadnych gotowych dań – zdrowiej i taniej jest pichcić samodzielnie,
- z zakupów w ciuchlandach uczyniłam istną wyprawę po skarby,
- z przyjaciółkami urządzamy „wymienne giełdy”: ubrań dla dzieci i siebie, zabawek, rowerków, książek,
- zamiast kupować filmy, wypożyczamy je w bibliotece,
- rzadko używamy auta: spacer to zdrowie, komunikacja miejska to frajda dla dzieci.
A co w nagrodę?
Na koniec długiej wyprawy, w którą zabieramy kanapki, wizyta w cukierni. Żadne lody nie smakują tak dobrze, jak te przy białym stoliku pod sosnami.
Plecak najstarszej ten sam, co w zeszłym roku (jaki solidny!), ale z wybranymi wprasowankami i breloczkiem. Cieszy jak nowy!
Kolacja z mężem w domu, ale nastrój dusz doprawiony nowym świecznikiem i pięknym zapachem świec.
Przestałam farbować włosy (odpoczywa portfel i skóra), a za to pięknie pachnę ulubionymi perfumami.
Słowem: małe przyjemności, małe wydatki, fajne życie!
Całuję,
Agnieszka.
PS Mój ogród tak się rozrósł, że chętnie Ci dam rozsady. A może się powymieniamy roślinami?
Polecamy najnowszą książkę Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Szczęściary” (w niej także wymieniają maile) - już do kupienia w Empiku. Oraz zapraszamy na funpage pisarek!
Poznaj innych naszych autorów - polecamy komentarze na Polki.pl.