Jakoś tak się ostatnio dziwnie zrobiło, że o wszystkim, co ważne dla kobiet, decydują mężczyźni, nie bardzo pytając same zainteresowane o zdanie. Ja rozumiem, że taka rola polityków, że mają rządzić. Dlaczego jednak nikt nie przeprowadza referendum, nie zapyta społeczeństwa o opinię? Dlaczego panowie z PiS-u, którzy mówią o sobie, jak o ludzkich panach, w głębokim poważaniu mają dobro kobiet?
Ludzki Minister Zdrowia i jego sumienie
Weźmy pod lupę takiego ludzkiego pana Ministra Zdrowia – Konstantego Radziwiłła. Od 30 lat lekarz, obecnie zajmuje się resortem zdrowia. Ale jak na lekarza, ma dość specyficzne podejście do pacjentek. W wywiadzie w Radiu ZET wprost powiedział, że bez względu na to, czy kobieta poprosiłaby go o wypisanie pigułki "dzień po", bo byłaby ofiarą gwałtu, czy innego przestępstwa, to i tak by się nie zgodził. Dlaczego? Bo zabrania mu klauzula sumienia.
A więc ludzki pan minister nie bardzo liczy się z ludzką naturą pacjentki. Co z tego, że ktoś ją zgwałcił, naruszając jej strefę prywatną, narażając ją na potworny ból i traumę, a także możliwe, że również na niechcianą ciążę? Lepiej nich urodzi i wychowa. Dostanie przecież na pocieszenie bonus w postaci 500 + od ludzkich panów z rządu. Co z tego, że zawsze, ilekroć nie spojrzy na dziecko, to będzie miała przed oczami traumę, którą przeżyła. Przecież to nikogo nie obchodzi. Tego już sumienie nie obejmuje. A szkoda...
"Szkoło, naucz moje dziecko błądzić". O edukacji przyszłości i przyszłości edukacji pisze Anna Kowalczyk
Znowu średniowiecze
Pamiętam, jak pigułki "dzień po" wchodziły w Polsce jako lek bez recepty. Pomyślałam sobie wtedy, że w końcu w Polsce skończą się czasy wieków średnich, że w końcu Polki będą same mogły zadecydować o sobie. Że w momencie, gdy jakiejś parze pęknie prezerwatywa, to kobieta nie będzie musiała robić z siebie wariatki, biegać do ginekologa, tłumaczyć się mu, co i jak, płacić za wizytę, a potem dodatkowo uiszczać niemała opłatę za samą pigułkę (koszt od 140 do 170 zł). No ale w Polsce to już jest tak, że jak jest dobrze, to coś musi się... zmienić.
Biorą nastolatki
Wspomniany ludzki Minister Zdrowia powiedział też, że pigułki zbyt często stosują nastolatki. Aby ograniczyć dostęp do tego typu leku, by młode 15-latki go nie zażywały w nadmiernych ilościach, najlepiej ów medykament przywrócić jako lek na receptę. Bo to przecież oczywiste, że gimnazjalistki kupują pigułki po 150 zł kilka razy w miesiącu tak jak dropsy, czy drożdżówki. A co tam: 150 w tą, 150 w tamtą. Proszę! Która nastolatka miałaby na to pieniądze? Znam wiele dorosłych kobiet, które nie miałyby na to środków, a co dopiero dzieci. Ale mniejsza o gdybanie, co by mogły nastolatki, a czego nie. Fakty mówią same za siebie. Millward Brown we współpracy z Koalicją Mam Prawo w swoich badaniach poinformował, że tylko 2 proc. nabywców ellaOne (pigułki "dzień po") to osoby w wieku 15-18 lat. Resztę stanowią osoby w grupie wiekowej 18-35 lat (84 %).
Politycy apelują do młodych Polek: Nie pijcie, dziewczyny, bo... przytyjecie!
Klauzula klauzulą
Rozumiem, że każdy ma jakieś wartości. Rozumiem też, że każdy ma własne sumienie. Ale istnieje jeszcze (jeszcze, bo pewności teraz mieć nie można) jakieś prawo. Przecież prawo wyraźnie mówi, że jeśli "zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (np. kazirodztwo, gwałt)" można przeprowadzić nawet aborcję(!), a przecież pigułka "dzień po" nie jest aborcją! Nie jest też lekiem wczesnoporonnym. To po prostu środek opóźniający owulację, zapobiegający zapłodnieniu i absolutnie niemający nic wspólnego z zabójstwem płodu.
Gdzie tu więc logika? Lekarz nie wypisze recepty na pigułkę „dzień po” (która opóźnia owulację), by mieć czyste sumienie. I oczywiście to czyste sumienie będzie miał, gdy ta sama zgwałcona, będzie musiała wychowywać dziecko z gwałtu.
Gdzie tu dobro kobiet?
Skoro ludzki Minister Zdrowia i lekarz zarazem zasłania się klauzą sumienia mówiąc, że pigułek nie przepisze, to skąd mam wiedzieć, że za jego przykładem nie pójdą inni. Przykład przecież idzie z góry. Co w takim przypadku pozostaje zgwałconej dziewczynie lub tej, której przytrafił się seks bez prezerwatywy? Wyjścia są 2. Zgwałcona rodzi i przez całe życie boryka się z tragedią, która ją kiedyś spotkała. Okej, pewnie są i takie kobiety, które pokochają dziecko, ale dlaczego nie mogą o sobie decydować? Dlaczego decyzję podjąć ma lekarz i jego sumienie? Druga opcja jest taka, że idzie do lekarza i się mu tłumaczy, a jeśli ten zechce, to wypisze jej pigułkę.
"Zastanawiałyście się kiedyś, ile to jest dużo?" - pyta Filip Chajzer. Co mu odpowiadają ludzie?
Tak samo w przypadku dziewczyny, która podejrzewa, że podczas stosunku mogło dojść do zapłodnienia, a ona nie jest gotowa na ciążę, bo jest za młoda, bo ma inne priorytety, bo uprawiała seks z pierwszym lepszym, albo po prostu nie chce teraz być mamą. Co to kogo obchodzi, jaki był powód? Jeśli weźmie pigułkę to jedynie opóźni owulacje, być może ratując własną przyszłość. Czemu odbierać jej prawo do decydowania o sobie?
Chociaż panów w rządzie mamy ludzkich (tak przynajmniej o sobie mówią), to dobro kobiet nic dla nich nie znaczy. Na szali już dawno temu położyli wolność Polek versus ich polityczno-religijne poglądy. Najpierw wprowadzili recepty na pigułki „dzień po”, a potem minister zdrowia oświadczył, że recepty na nie by nie dał - gdyż to nie jest zgodne z jego sumieniem. Zdrowie i życie kobiety? To akurat najmniej istotna dla polityków sprawa.