Parę lat temu miałam okazję pracować jako stylistka dla jednej z dużych stacji telewizyjnych. Jak każda praca, ta również miała swoje plusy i minusy, chociaż w tym akurat przypadku, szala przechylała się na korzyść tych drugich. Mogłabym opowiadać o tym długo, ale nie dzisiaj. Zabrzmi to jak banał, ale dzięki tej pracy kilka spraw przewartościowałam. I stało się to ot tak, po prostu, z dnia na dzień.
Całkiem niedawno sama szalałam na punkcie słynnych sneakersów od Isabel Marant. Do momentu, aż na sukience od wspomnianej projektantki, w którą musiałam ubrać jedną z prezenterek, zobaczyłam metkę: "Made in Bangladesh. Skład: poliester. Cena: 1199 złotych". Ja wiem, że to nie jest jakieś wielkie odkrycie, bo większość marek (tych luksusowych też) szyje w krajach, gdzie siła robocza jest najtańsza, ale poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Zdaje się, że w H&M takie kiecki są po cztery dychy, prawda? Na pewno kojarzycie - dział Divided, szara, melanżowa sukienka do kolan, z półgolfem i krótkim rękawem z materiału w prążki (z takiego jak rajtuzy z przedszkola, które mama podciągała pod pachy). Skład? Taki sam jak tej od francuskiej projektantki.
Ktoś sobie kiedyś wymyślił, że posiadanie markowych ubrań, nobilituje. Śmiem wątpić. Kilka dni temu spacerowałam ulicami Warszawy. Zatrzymałam się przed witryną jednego ze sklepów niedaleko Starego Miasta. "Galanteria skórzana" brzmiał napis nad wejściem. A na wystawie najpiękniejsze torebki świata. Pięknie wykonane, z miękkiej skóry, z dbałością o każdy detal. Marka? Nie znam. Brak logo, więc i cena przystępna. Czym taka torebka różni się o tej za 10 tysięcy złotych?
Nadeszły takie czasy, że cena coraz rzadziej idzie w parze z jakością, a droższe nie znaczy lepsze. Znane logo wcale nie daje pewności, że kupujesz rzecz niezniszczalną. Prosta sprawa - te marki, o których prawie nikt jeszcze nie słyszał, muszą pracować nad jakością, bo popularnością nie są w stanie przebić tych sprzedawanych na Champs Elysees. Co więcej, znane logo nie jest wcale wyznacznikiem tego co ładne. Przykład? Pasek Moschino.
Weźmy za przykład paskudny sweter Kanyego Westa, za prawie 4000 złotych, który sprzedał się w Vitkacu w mgnieniu oka. Tak sobie myślę, że niezłą brawurą trzeba się wykazać, żeby za kawałek szmaty z dziurami zapłacić tyle, co za dwutygodniowe wakacje na Malediwach. A co z bitwami na przedsprzedaży limitowanych kolekcji dla H&M? Czy może mi ktoś wyjaśnić, czym to się różni od wyśmiewanych (przez tych, którzy zabijają się o skarpetki za 300 złotych) bitew o torebki znanej, polskiej marki w jednym z dyskontów? Bo ja różnic nie widzę. To i to, to zwykłe zezwierzęcenie.
Torebkę Birkin od Hermes na pewno kojarzycie. Wiecie pewnie także to, że gwiazdy czekają latami, aż doczekają się swojego modelu, a zwykli śmiertelnicy na ogół nie doczekają się nigdy. Tygodniowo powstaje tylko 5 modeli, więc lista oczekujących wydłuża się coraz bardziej. Najdroższy model z krokodylej skóry i wysadzany diamentami kosztuje ponad 100 tysięcy dolarów. Kilka lat temu magazyn "Forbes" umieścił Birkin na liście najbardziej ekstrawaganckich toreb świata. Genialne! Projektant sam sobie wykreował "niszowość" swojego dzieła.
Mimo tego, nie jestem ignorantką. Bardzo doceniam pięknie wykonane, ręcznie szyte rzeczy, specjalnie zaprojektowane nadruki, szlachetne tkaniny. Każda torebka Birkin wyrabiana jest przez wysoko wykwalifikowanego kaletnika i szyta techniką, którą opracowano jeszcze w czasach produkcji siodeł. I to w Paryżu! To się chwali. Ale jeśli z torebką za kilka pensji czujesz się lepiej niż z tą z sieciówki, powinnaś zacząć się martwić. I najlepiej od razu udać się do specjalisty.
Zdarza wam się z przyklejonym do wystawowej szyby nosem, wzdychać do sukienek po kilka tysięcy i marzyć, że wreszcie was będzie na nie stać? A może z zazdrością wodzicie wzrokiem za koleżanką z kultową, pikowaną torebką i z nienawiścią myślicie "Skąd ona miała na to pieniądze?!" Oczywiście nikt wam nie zabrania kupować absurdalnie drogich, nic nie wartych ubrań. Rozumiem, że chcecie podbudować swoje ego?
Słowa Michaela Tonello, felietonisty The Huffington, idealnie podsumowują ten tekst: "Biedni bogacze - wszystko mają, a mimo to ciągle im czegoś brakuje". I niech ta myśl przyświeca wam w codziennych zakupach.