„Wyszłam za Bogdana z rozsądku, bo zazdrościły mi go koleżanki. W łóżku wiało nudą, groszem też nie śmierdział”

Rozczarowujące małżeństwo fot. Adobe Stock
„Nużył mnie swoją obecnością, ale w zdobywaniu mojej ręki był niestrudzony. Koleżanki piszczały z zachwytu. Ideał, tylko nie dla mnie. Doszło w końcu do tego, że ilekroć próbował się do mnie przytulić, odsuwałam się z niesmakiem. O bliskości i intymności nie było nawet mowy”.
/ 16.04.2024 12:58
Rozczarowujące małżeństwo fot. Adobe Stock

Wszystkie moje koleżanki dawno miały już swoje drugie połówki i dzieci. A ja wciąż byłam samotną 28-latką. W dużym mieście pewnie nazywałabym się dumnie singielką, zarabiała krocie, chodziła do kin i teatrów, podróżowała po świecie, ale w naszej mieścinie uchodziłam jedynie za starą pannę. – Dziecko, może za bardzo wybrzydzasz? Szukasz księcia z bajki albo bogatego chłopaka? A w życiu tak nie ma – załamywała ręce moja mama.

Myliła się. Nie szukałam księcia ani bogacza. Jeśli już, to czekałam na wielkie uczucie, na te słynne motyle w brzuchu, o których wszyscy tyle mówili. Ale nic takiego mnie nie spotkało. Za to w moim życiu pojawił się Bogdan. Nie był w moim typie, nie bawiły mnie jego żarty i nie imponowała jego pracowitość. Raczej też nużył mnie swoją obecnością, ale w zdobywaniu mojej ręki był niestrudzony. Koleżanki piszczały z zachwytu.

Podobało im się wszystko – dobre maniery, uczynność, a także jego muskuły wyrobione ciężką, fizyczną pracą. Bo Bogdan od najmłodszych lat pomagał dziadkom w gospodarstwie. I mimo że wybrał zawód mechanika samochodowego, wciąż marzył o życiu na wsi.

– Rano budziłby nas śpiew ptaków. Ty miałabyś swój ogród, a ja sad... – marzył.

Ale mnie na myśl o gospodarstwie robiło się słabo. Wieś to była ostatnia rzecz, której chciałam... Mimo to wyszłam za Bogdana.

Zamieszkaliśmy w mieszkaniu w blokach

Żyliśmy skromnie i w miarę spokojnie. W miarę, bo im dłużej trwało nasze małżeństwo, tym częściej Bogdan doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Wkurzało mnie, gdy mi nadskakiwał, ale jeszcze bardziej, kiedy tego nie robił. No i ta jego naiwność. Szef wymagał od niego pracy ponad siły, a on dawał z siebie wszystko. Koledzy kręcili na bokach interesy, ale nie mój mąż! On po godzinach za darmo reperował staruszkom auta albo rowery jakimś dzieciakom z okolicy.

– Kiedy ty zmądrzejesz?! – wściekałam się. – Dobrze, że ja trzymam naszą kasę, bo pewnie wszystko byś rozdał!

– Jesteś prawdziwym darem losu – mawiał wtedy i wychodził. Wsiadał w swoje stare auto i jechał na wieś do dziadków.

– Zwykły z niego chłop – narzekałam na niego koleżankom i mamie, ale one nie rozumiały, o co mi chodzi. Przecież jest taki kochający, wierny, oddany, szczery oraz szczodry. I że inne dałyby się za takiego pokroić – słyszałam ciągle. Jednym słowem ideał, tylko nie dla mnie. Doszło w końcu do tego, że ilekroć próbował się do mnie przytulić, odsuwałam się z niesmakiem. O bliskości i intymności nie było nawet mowy.

Nie wiem, czym skończyłby się mój związek, gdyby nie sen, który przyśnił mi się którejś nocy.

Byłam w nędznej suterenie, której okna wychodziły na obskurne podwórko. Siedziałam przy stole i co chwila ze strachem spoglądałam na zegar. „W jakim humorze wróci?” – pytałam samą siebie. Na dźwięk kroków na schodach aż podskoczyłam ze strachu. I nagle wszedł on.

– Bunio – wymamrotałam i poderwałam się z miejsca. Mężczyzna obrzucił mnie złym spojrzeniem, po czym wymierzył siarczysty policzek... Obudziłam się z krzykiem.

– Co się stało? Krzyczałaś przez sen... – Bogdan był przy mnie i zajmował się mną troskliwie. Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w jego ramiona.

Dziwny sen nie dawał mi spokoju

Jedyną osobą, której odważyłam się o nim opowiedzieć, była moja mama. Po wysłuchaniu opowieści o odstręczającym mężczyźnie mama wstała z fotela, podeszła do regału i wyjęła z niego książkę.

– To jedno z pierwszych wydań – podała mi ją. – On ci się śnił, Bunio zły mąż z „Małżeństwa niedoskonałego”. Może ten sen przypomniał ci, że nie doceniasz Bogdana? Może powinnaś przeczytać o losach tej dziewczyny, żeby zobaczyć, co masz...

Wzięłam książkę. To była Krystyna N., ulubiona autorka mojej mamy. 
Tamtego wieczoru nie rozmawiałam z Bogdanem. Nie mogłam, nim nie przeczytałam książki. Kiedy skończyłam, inaczej spojrzałam na mojego męża.

Kocham cię i szanuję za to, jaki jesteś dla mnie dobry – wyszeptałam mu ucha.

– Nareszcie... – przyciągnął mnie mocno do siebie.

Czytaj także:
„Mąż kazał mi siedzieć w domu i bawić dzieci. To dzięki teściowi uwierzyłam w siebie i skończyłam studia”
„Mamy komornika na karku, a żona wciąż szasta pieniędzmi. Nie wie, że to resztki, bo jesteśmy bankrutami”
„Życie mojej córeczki zależało od pieniędzy. Chciałam nawet sprzedać mieszkanie, by ją ratować”

Redakcja poleca

REKLAMA