„Mój facet zapomniał powiedzieć, że do naszego domu wprowadziła się jego kochanka. Ona nie miała o mnie pojęcia"

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock
„Swoją drogą ciekawe, jak Daniel mnie zaanonsował. Jako kuzynkę czy koleżankę? I czy w ogóle wspomniał, że jest ktoś taki jak ja? Czemu nie miał na tyle cywilnej odwagi, żeby powiedzieć mi prawdę? Albo jej?”.
/ 16.11.2021 12:56
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock

Odebrałam na lotnisku bagaż i zaczęłam rozglądać się wokół. Chwilę potem ze zdumieniem stwierdziłam, że Daniel po mnie nie przyjechał. Przestraszyłam się. Nie o siebie, bo przecież doskonale znałam drogę do „naszego” domu. Tylko dlaczego go nie ma?! Muszę zadzwonić…

Odetchnęłam z ulgą po krótkiej rozmowie telefonicznej. Musiał zostać w pracy. Będzie za godzinę.
– Jedź do domu – powiedział. – Ja tylko coś załatwię i przyjadę.

Pojechałam. Otworzyła mi atrakcyjna blondynka, wyjątkowo towarzyska. Dużo opowiadała o londyńskich knajpkach, braku pracy i o życiu z… moim mężczyzną. Nie mam pojęcia, skąd wzięłam siłę na na tę rozmowę. Ale musiałam wiedzieć wszystko. Więc pytałam. Jak długo się znają, czy planują wspólną przyszłość. Ona nie wiedziała, kim jestem. Bo i po co miałam jej mówić? Czy to by cokolwiek zmieniło?

Wprowadziła się na początku grudnia

Trzy dni po moim wyjeździe z Londynu. A przecież był na święta w Polsce, spędziliśmy razem sylwestra. Nagle uprzytomniłam sobie, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy jego telefony były rzadsze, rozmowy krótsze. Namawiał mnie, żebym przebukowała bilet na marzec, bo on ma dużo pracy i nie znajdzie czasu, aby się zająć mną i urządzaniem naszego mieszkania.

Nagle zrozumiałam dlaczego.

– Miałam teraz wyjechać poza Londyn do roboty, ale okazało się, że jednak nie ma pracy, więc dopiero w marcu pojadę – powiedziała blondynka z uśmiechem.
Swoją drogą ciekawe, jak Daniel mnie zaanonsował. Jako kuzynkę czy koleżankę? I czy w ogóle wspomniał, że przyjedzie do Londynu ktoś taki jak ja? Czemu nie miał na tyle cywilnej odwagi, żeby powiedzieć mi prawdę? Albo jej?…
– Rozgość się, czuj się jak u siebie – powiedziała blond piękność. – Może chcesz skorzystać z lodówki czy łazienki?
O tak. Gorąca kąpiel – to właśnie to, czego potrzebowałam. Muszę zostać choć na chwilę sama, pozbierać myśli…

Zobiłam sobie relaksującą kąpiel

Leżałam i patrzyłam na moją szczoteczkę do zębów i morski płyn do kąpieli, które zostawiłam w grudniu. Dość szybko wyszłam z wanny, nawet nie czekałam jak zawsze do wystygnięcia wody. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. W pokoju, gdzie miałam mieszkać, było zimno jak w psiarni. Spojrzałam na swoją walizkę. Czy w ogóle jest sens ją rozpakowywać? Siadłam na łóżku i wyjęłam z niej niebieski bawełniany sweter, w który owinięty był prezent walentynkowy dla Niego. Sam go sobie wybrał, gdy robiliśmy w Polsce świąteczne zakupy.

Zatrzymał się obok wystawy i patrzył jak zaczarowany. Nie wiedziałam, że w taki sposób można patrzeć na zwykły zegarek. Z czułością, żeby nie nazwać tego miłością. Zapamiętałam model i dyskretnie go kupiłam. To był ostatni egzemplarz i bałam się, że jakiś inny fanatyk tej marki mi go wykupi. Zapłaciłam za niego fortunę, ale Daniel na niego zasługiwał. Przynajmniej tak sądziłam wtedy. Teraz patrzyłam na ten zegarek z niechęcią.

Ogarnął mnie dygot... chyba z zimna. Co robić? Biletu powrotnego nie kupiłam, bo plan był taki, że tu już zostanę na stałe. Ze sobą wzięłam tylko małą walizkę z najbardziej potrzebnymi rzeczami, reszta miała dojechać w ciągu tygodnia. Już podczas pierwszego pobytu w Londynie, w grudniu zeszłego roku zrozumiałam, że właśnie tu chcę żyć. Wraz z moim ukochanym Danielem.

Wcześniej wydawało mi się, że moim miejscem jest wieś. Zawsze mieszkałam na prowincji i było mi tam dobrze. Odkąd zaczęłam pracować w wojewódzkim mieście – za każdym razem, gdy jeździłam do pracy, czułam się jak skazaniec idący na ścięcie. Nienawidziłam tłumów, ulicznego hałasu i blokowisk.

Jednak Londyn totalnie mnie oczarował. Uwielbiałam wtapiać się w tłumy ludzi na Oxford Street. Jeździłam metrem w godzinach szczytu i ani trochę mi to nie przeszkadzało. Nałogowo uprawiałam robienie zakupów i imprezowanie, czyli „shopping” i „pubbing”, jak opowiadałam żartobliwie po powrocie do Polski. Właściwie nie był to żaden powrót, bo pojechałam tam tylko na kilka tygodni, żeby pozamykać pewne sprawy.

A teraz wróciłam do swojego miejsca… Przez jakiś czas mieliśmy mieszkać w niezbyt zamożnej dzielnicy. Było tu mnóstwo obcokrajowców i tanie klitki na wynajem. Ale potem, gdy już trochę oszczędzimy… Wierzyłam, że z czasem zamieszkam w okolicy Notting Hill. Włożyłam płaszcz i wyszłam z domu. Muszę się przejść, odetchnąć świeżym powietrzem. Może to mi pomoże?

Jakże inaczej wyglądały teraz moje ukochane ulice Londynu. Jakby straciły nagle cały swój blask. Dawniej patrzyłam na nie z radością, myślami odpływając w świetlaną przyszłość, robiąc dalekosiężne plany. Co mi z tego zostało? Wlokłam się bez celu, próbując cokolwiek zrozumieć z tej całej sytuacji i znaleźć jakieś wyjście. Przypominały mi się cudowne chwile, które spędzałam z Danielem w Londynie jeszcze kilka tygodni temu. Po moich policzkach spływały łzy.

Z pubu zadzwoniłam w sprawie biletu powrotnego do Polski. Mogłam lecieć dopiero za 17 dni i za cenę trzykrotnie wyższą niż w tę stronę. Autobusem – choćby zaraz, lecz taka podróż odpadała ze względu na moją chorobę lokomocyjną. „17 dni to nie tak dużo… – pocieszałam się. – Są sklepy, puby, ulice. Dam radę”. Najgorsze będą noce. Wtedy człowiek leży i myśli. Zadręcza się. Żałuje. Siedziałam w pubie, sącząc piwo. Musiałam się znieczulić. Dookoła mnie byli głównie starsi panowie. Zerknęłam na komórkę. No tak, o tej porze wszyscy młodsi pracują. Postanowiłam wysłać esemesa do Piotrka, kolegi, którego poznałam tutaj poprzednim razem.

Zadzwonił błyskawicznie

 Zaproponował, abym tych kilkanaście dni spędziła u niego, na Wimbledonie. Pięknie tam było... połowa lutego, a tyle zieleni. W Polsce około 20 stopni mrozu. Zadzwoniłam też do przyjaciółki. Powiedziałam jej o wszystkim. Zgodziła się pożyczyć trochę grosza na pobyt i bilet powrotny. Z każdą kolejną minutą robiło się coraz łatwiej.

Może jeszcze wszystko da się odkręcić… Może będę mogła wrócić do mojego życia tak samo łatwo, jak z niego wyszłam. Dobrze, że nie zwolniłam się z pracy w Polsce. Wzięłam tylko bezpłatny urlop na rok. Jakoś przeżyję te 17 dni, a potem wrócę do domu i spróbuję zapomnieć o tym, co przekreśliło moje plany i marzenia raz na zawsze.

Daniela zobaczyłam jeszcze tylko raz. Kiedy przyszłam po walizkę, był już w domu. Drań udawał, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam robić scen. Po co mi to? Spojrzałam tylko na niego i syknęłam tak, żeby blondi nie słyszała:
– Zmarnowałeś mi dwa lata życia, ale ani minuty dłużej. Żegnam.
Nawet nie próbował mnie zatrzymać.

Gdyby nie to wszystko, pobyt w Londynie uznałabym za całkiem udany. Mieszkanie Piotrka i jego znajomych było całkiem przyjemnym miejscem. Oprócz Polaków mieszkały w nim także dwie Boliwijki i Portugalka. Pierwszej nocy co prawda straszliwie płakałam, ale potem było już coraz lepiej. Otworzyłam się na ludzi, na imprezy, otworzyłam się na Londyn. Miałam tyle czasu, że mogłam wreszcie odpocząć. I poukładać sobie wszystko w głowie.

W ciągu dnia chodziłam po muzeach i różnych ciekawych miejscach. Myślałam, co będę robić po powrocie do Polski i jak żyć, by uniknąć takich doświadczeń. Zastanawiałam się, czego powinnam szukać w mężczyznach, by nigdy więcej nie przeżywać tego, co teraz. Wieczorem, gdy wszyscy wracali z pracy, siadywaliśmy przy winku i rozmawialiśmy. Wbrew wszystkiemu do Polski wróciłam pełna nadziei. Zaczynałam nowy rozdział.

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA