„W ostatniej chwili uratowałem córkę przed gwałtem. Wszystko przez to, że żona na wszystko jej pozwala”

Nastolatki na imprezie fot. Adobe Stock
Tak jak na drodze, wśród kierowców, także w życiu rodzinnym powinna obowiązywać zasada „ograniczonego zaufania”…
/ 15.11.2020 14:57
Nastolatki na imprezie fot. Adobe Stock

Masz szlaban! Rozumiesz? – krzyknąłem do Agaty, ale ona tylko wzruszyła ramionami i z bezczelnym wyrazem twarzy oznajmiła, że nic mi do tego.
– Mama mi pozwoliła. Śpię u Gośki, będę rano. Cześć – nawet nie czekała na moją reakcję, tylko wyszła z domu na imprezę.

W pierwszym odruchu chciałem za nią biec i kazać wracać, ale stwierdziłem, że nie ma sensu robić przedstawienia dla sąsiadów. Zresztą, czy to by coś dało? Przecież nawet nie dałbym rady sprowadzić na siłę szesnastoletniej pannicy do domu. Tylko bym się ośmieszył. Ale nie mogłem też tego tak zostawić. Gdybym to zrobił, straciłbym u córki resztki autorytetu…
– Naprawdę myślisz, że go masz? – zapytała żona, kiedy wszystko jej opowiedziałem.
– A ty uważasz, że na wszystko powinniśmy jej pozwalać?! – rzuciłem wściekły.
– A co dadzą te twoje zakazy?
– Jeśli będziemy w nich zgodni…
– To bez znaczenia. Ona zrobi i tak po swojemu. W takim jest wieku. Dlatego powinniśmy jej pozwalać na te rzeczy, które nie rodzą zbyt dużych zagrożeń. A zakazywać tych naprawdę niebezpiecznych.

Za bardzo rozpieszczona córka

Niby to, co mówiła Zosia, brzmiało sensownie. Tylko że ona sama nie potrafiła powiedzieć, co jest niebezpieczne, gdzie ustanowić tę granicę. Bo gdy porozmawialiśmy o tym dokładniej, to wychodziło na to, że moglibyśmy Agacie zakazać tylko i wyłącznie mordowania i prostytuowania się! Wszystko inne mieściło się w granicach tego, na co Zosia właściwie by przystała!

Nie potrafiłem się pogodzić z takim modelem wychowania. Sam w dzieciństwie byłem traktowany z miłością, ale w razie potrzeby również w miarę surowo. Nie doświadczyłem żadnych większych luksusów i uważam, że wyszło mi to na dobre.

Tak też starałem się wychowywać Agatę. Zosia zawsze trochę bardziej ją rozpieszczała, lecz ja kontrolowałem sytuację i nie dopuszczałem, żeby przekroczyła pewne granice. Naprawdę wydawało mi się, że mam u córki duży autorytet. Ba, byłem wręcz pewien, że nie tylko bardziej mnie poważa, ale również mocniej kocha, niż starającą się jej dogadzać i ustępować Zosię.



Nie wiem, czy moja żona także to czuła. I czy postanowiła jeszcze bardziej ulegać zachciankom Agaty po to, aby tym rozpaczliwym gestem zyskać więcej miłości. Osobiście podejrzewałem, że Zośka po prostu chce mi zrobić na złość. A ponieważ od jakiegoś czasu nie układało się między nami, takie przypuszczenia były jak najbardziej uzasadnione…

Tak oto moje małżeństwo powoli się rozpadało, traciłem kontakt z córką i nic z tym nie mogłem zrobić. Byłem zwyczajnie bezradny. I to bolało mnie najbardziej.

Pędziłem przez miasto, ignorując wszystkie znaki

Tego wieczoru, gdy Agata wyszła bez mojego pozwolenia na imprezę, długo siedziałem przed telewizorem… Obudził mnie dźwięk telefonu. Półprzytomny zobaczyłem, że już prawie druga w nocy. Zerknąłem na wyświetlacz komórki. Dzwoniła Agata.

Tato, pomóż mi – głos miała bełkotliwy, półprzytomny, wystraszony; ale nie jak pijana osoba, tylko jak ktoś, kto mówi jakby resztką świadomości.
– Agata, co się stało?! Córeczko!
– Pomóż mi, proszę! Nie wiem, co się ze mną dzieję… Chyba coś mi…
– Gdzie jesteś, córeczko?!
– Reduty 6, mieszkania 15… Tato, pośpiesz się, bo oni mnie…
– Halo?! Halo!!! Agata!

Połączenie zostało przerwane. Błyskawicznie wciągnąłem buty, narzuciłem kurtkę. Moja szamotanina w przedpokoju obudziła żonę.
– Co się stało? Gdzie ty jedziesz?!
– Agata jest w niebezpieczeństwie!
– Coś ci się przyśniło. Chodź spać…

Ale nie słuchałem jej już. Po schodach zbiegłem jak wariat, dopadłem samochodu.
Pędziłem przez miasto ponad sto na godzinę, tylko trochę zwalniając na światłach. W pewnej chwili usłyszałem za sobą wycie syreny radiowozu, ale olałem to.

Bloki na Reduty były świetnie oświetlone i oznakowane, dlatego bez zbędnego szukania, od razu zatrzymałem się pod właściwym. Wyskoczyłem z auta, dobiegłem do drzwi klatki schodowej. Miałem szczęście, bo były otwarte…

Numer piętnaście znajdował się na czwartym piętrze, dlatego kiedy stanąłem pod drzwiami, dyszałem jak stary parowóz. Przez dłuższą chwilę wciskałem przycisk dzwonka. Wreszcie otworzył mi jakiś półprzytomny nastolatek.
– Co jest, ojciec? – wybełkotał.

Odepchnąłem go i wpadłem do środka. W jaskrawo oświetlonym pokoju, na kanapie, łóżku, podłodze, leżały pary półnagich nastolatków. Błyskawicznie zrzuciłem dwóch chłopaków z rozebranych koleżanek. Pod drugim z nich znalazłem Agatę.

Nie miała na sobie spodni. Ani majtek. Jej bluzka była rozpięta, piersi na wierzchu, stanik zwisał jej z ramienia. Chyba w ogóle mnie nie poznawała, bo cały czas się tylko głupkowato uśmiechała.

Tymczasem chłopak, którego z niej zrzuciłem, podniósł się i „wystartował” do mnie. Był mniejszy i nawalony, więc jednym ciosem posłałem go do przedpokoju. Pozostali zerwali się z miejsc, podskoczyli do mnie, chcieli się na mnie rzucić w kilku. Ale portki plątały im się w kostkach, byli pijani, zataczali się. Zaliczyli ode mnie kilka ciosów, potem nie mieli już odwagi wstać z podłogi.

Jeden z policjantów też miał nastoletnią córkę

Wtedy do mieszkania wpadli z hukiem dwaj policjanci. Ja byłem jednak tak rozjuszony, że chwyciłem pierwsze krzesło i machnąłem nim, tak żeby nikt się do mnie nie mógł zbliżyć. Policjanci wyciągnęli broń i wycelowali we mnie. Wtedy wrócił nastolatek, który oberwał ode mnie pierwszy.
– Aresztujcie go! Chciał nas zabić!
– Oni im coś dodali i chcieli te dziewczyny zgwałcić! Tu jest moja córka – odezwałem się, wskazując na Agatę.
– Nieprawda! One… same chciały!

Policjanci stali przez chwilę niepewni, czyja wersja jest prawdziwa. W końcu chyba jednak dało im do myślenia to, że facet ucieka przed nimi przez pół miasta nie po to, żeby wpaść na jakąś imprezę i dać w mordę paru nastolatkom. Dlatego jeden schylił się nad najbliższą z nagich dziewczyn i zajrzał jej głęboko w oczy.

– Gość mówi prawdę – rzucił po chwili do swojego partnera. – Coś dostały.
– No to panowie będą dorastać poza domkiem. Za próbę gwałtu – dodał drugi.
To oświadczenie przeraziło imprezowiczów. Któryś chciał minąć policjantów i uciekać, ale stanął jak wryty przed lufą pistoletu. Drugi rzucił się do okna lecz zatrzymał się w pół drogi, kiedy zobaczył, że jest na czwartym piętrze.

Wtedy jeden z policjantów rzucił do niego spokojnie:
– Moja córka ma piętnaście lat. Jak zdecydujesz się wyskoczyć, to nawet się ucieszę. No dalej, masz szansę przeżyć. Może nawet dostaniesz jakiś ładny wózek inwalidzki… Boisz się? Mam ci pomóc?

Nastolatek spojrzał na niego z przerażeniem, bo wyraz twarzy policjanta jednoznacznie wskazywał na to, że nie miałby dla niego litości. To zrobiło wrażenie na pozostałych. Spokojnie pozwolili się skuć. W tym czasie próbowałem namierzyć rodziców pozostałych dziewczyn, żeby ich zawiadomić o wszystkim. Nie było to proste, bo wszystkie były półprzytomne. Ale każda miała przy sobie komórkę, gdzie zwykle w ostatnio wybieranych numerach, znalazłem jakąś „mamę” czy „tatę”…

Zrozumiała, że moja kontrola jest uzasadniona

Agata nic nie pamiętała. Nawet tego, że zadzwoniła do mnie z prośbą o pomoc.
O wszystkim dowiedziała się dopiero od Zośki. Potem przepłakaliśmy wspólnie kilka godzin. Zośka mnie przepraszała, brała na siebie całą winę. Musiałem ją uspokajać, mówić, że to też jest trochę moja wina, ale ona nie dawała mi dojść do głosu.

Nocna szarża w asyście policji nie miała dla mnie negatywnych konsekwencji. Policjanci napisali w raporcie, że po prostu dostali ode mnie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, i wspólnie pojechaliśmy mu zapobiec…
Niemal miesiąc po tych wydarzeniach, Agata weszła po południu do pokoju.
– Tato… – odezwała się cicho.
– Tak?
– Chcę iść ze znajomymi do pubu… Naprawdę porządni goście. Obiecuję, że nic nie będę piła. Mogę?
– Co na to mama?
– Nie wiem, nie pytałam jej. Chciałabym, żebyś ty się zgodził.
Popatrzyłem z uśmiechem na córkę.
– Możesz iść. Ale o jedenastej masz być z powrotem, bo inaczej szlaban! – pogroziłem jej palcem. – A koło dziewiątej puść jakiegoś SMS-a. Żebyśmy wiedzieli, że wszystko w porządku.
– Jasne, tak zrobię, tato i… bardzo ci dziękuję. Jesteś super.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA