„Mój brat był zakałą rodziny. Ojca prawie doprowadził do śmierci. Dlatego przez lata udawaliśmy, że nie istnieje”

mój brat był zakałą rodziny fot. Adobe Stock
Nie wiem, skąd te złe geny się wzięły. Nasza rodzina od pokoleń była porządna. Tylko mój brat się wyrodził. Dlatego „zapomnieliśmy” powiedzieć o nim dzieciom...
/ 04.11.2020 10:53
mój brat był zakałą rodziny fot. Adobe Stock

Przez ostatnie naście lat starałem się zapomnieć o tej rodzinnej zakale. Chciałem w ten sposób chronić dzieci. Ale widocznie życie nie lubi sekretów i prawda zawsze musi wyjść na jaw.

To popołudnie miało być wyjątkowo spokojne

Uwielbiam sobotnie popołudnia. W domu już jest wszystko zrobione, my z żoną odpoczywamy przed telewizorem, dzieciaki zazwyczaj szykują się do wyjścia. Nikt nam nie zawraca głowy, cisza, spokój. No i perspektywa jeszcze jednego wolnego dnia. Pełen błogostan. Co prawda, na ten całkowity spokój muszę jeszcze chwilę poczekać.

Mój syn, Marek, już wybiegł z domu, krzycząc w drzwiach, że wróci późno, ale Marta jeszcze siedziała w swoim pokoju, grzebiąc w komputerze i słuchając na cały regulator jakiejś rąbanki. Zacisnąłem zęby, bo wiadomo – jak powiem, żeby przyciszyła, zaraz dojdzie do awantury albo przynajmniej do dyskusji. A jeszcze kwadrans, może dwa i Marta też się ulotni.

Nagle drzwi do jej pokoju otworzyły się z hukiem, a w mieszkaniu głośniej zabrzmiało techno. Hałas prawie poderwał mnie z wersalki, ale pytanie córki sprawiło, że znieruchomiałem.

– Tato, kto to jest Kuba Malecki? – Marta stanęła w drzwiach salonu, przekrzykując ryk muzyki. Spojrzeliśmy z żoną na siebie niepewnie.
– Najpierw przycisz to trochę, dziecko, bo cię nie słyszę – wydusiłem z siebie. Musiałem mieć chociaż sekundę, żeby ochłonąć.
Marta posłusznie poszła wyłączyć muzykę, a Ada zapytała szeptem:
– No i co my teraz robimy? Coś przecież musimy jej powiedzieć.
Moja żona miała rację, ale nie bardzo wiedziałem, co powinniśmy zrobić. Cholera… Co prawda liczyłem się z tym, że kiedyś dojdzie do takiej sytuacji, że wreszcie będziemy musieli podjąć decyzję, ale jakoś nie byliśmy na to przygotowani. Przynajmniej nie w tej chwili. No i co robić?

Kuba Malecki… Prawie rówieśnik mojej córki, jej cioteczny brat. Właściwie, stryjeczny, bo jego ojciec, Marcin, to mój rodzony brat. Tyle, że wiele lat temu wyparłem się go. Ja oraz cała moja rodzina. Marcin zawsze był jakiś inny. Już jako dziecko przysparzał wiele problemów.

Ciągle się z kimś bił, ciągle wpadał w tarapaty. Nie byliśmy do siebie podobni, nie mieliśmy ani wspólnych zainteresowań, ani znajomych, chociaż jestem od niego zaledwie dwa lata starszy. I wcale nie byłem spokojnym, grzecznym kujonem, o nie. Ale mnie fascynował sport, lubiłem też gry komputerowe, miałem jakieś pasje.

A Marcin… No cóż. On już w podstawówce zadawał się z podejrzanym towarzystwem. Zaczął palić, kiedy miał 12 lat. To ja go przyłapałem i na jego prośbę nic nie powiedziałem rodzicom. Tak jak nie wydałem go, gdy pierwszy raz się upił. Poszedł wtedy na wagary i wrócił pijany w sztok. A był dopiero w siódmej klasie! Też go kryłem, chociaż potem zastanawiałem się, czy dobrze robię?

Może gdybym wtedy powiedział o wszystkim rodzicom, jakoś by mu pomogli? Ale z drugiej strony, to chyba tylko wyrzuty sumienia. W nim zawsze coś siedziało, jakieś zło. Chociaż byłem od niego starszy, to bałem się go. Pamiętam, jak nie lubiłem zostawać z nim sam w domu, kiedy rodzice wychodzili. Miałem obowiązek go pilnować, ale on mnie nie słuchał. Zawsze coś przeskrobał, stłukł lub zniszczył, a burę dostawałem ja. Z czasem rodzice zorientowali się, jaki z niego ancymon, ale co z tego? Karali go, krzyczeli, a on coraz bardziej się stawiał. Miał niecałe 14 lat, jak pierwszy raz uciekł z domu. A potem robił to już regularnie.

Ja przecież miałem wtedy niespełna 16 lat i też byłem w tzw. „trudnym wieku”. Pewnie, że zdarzyło mi się wypić piwo czy wykręcić jakiś numer, ale znałem granice. Może dlatego, że widziałem, co dzieje się z moim bratem. Ale najgorsze przyszło, kiedy on skończył 15 lat… Wtedy właśnie zaczął podbierać rodzicom pieniądze. Potrzebował na fajki, na piwo, na kino z kolegami – a kieszonkowe miał przecież co chwila zawieszane za swoje zachowanie.

Pamiętam, że pewnego razu podsłuchałem, jak rodzice zastanawiali się, czy nie zgłosić tego gdzieś. Bo sami już nie dawali sobie z nim rady. Ze mną czasami rozmawiali o Marcinie, ale rzadko. Może nie chcieli mnie obarczać swoimi problemami? W każdym razie wiem, że nie zdążyli nic zrobić.

Mój brat sam się załatwił, jak złapali go z narkotykami

Kurator, policja, stały nadzór – dziś wiem, że i tak skończyło się to ulgowo. Mógł przecież wylądować w poprawczaku albo jeszcze gorzej. Ale i tak nic to nie dało. Ja kończyłem liceum i zastanawiałem się nad wyborem studiów, a ten lebiega z trudem próbował skończyć zawodówkę. A raczej – tkwił w niej, bo musiał.

I właśnie w moje pierwsze dorosłe wakacje, kiedy z maturą w kieszeni szykowałem się do egzaminów na studia, spadł na moich rodziców cios. Marcin oznajmił, że ma dosyć domu i się wyprowadza, a w kilka dni później mój ojciec miał zawał. Przeżył, ale nigdy nie doszedł całkiem do siebie. Dostał rentę, był wrakiem człowieka. Matka z trudem dawała sobie radę w domu – myślałem nawet, czy nie zrezygnować ze studiów, nie pójść do pracy, żeby im pomóc. Ale wybili mi ten pomysł z głowy.

– Bartek, ty się ucz, w tobie nasza jedyna nadzieja – powiedziała mi, gdy wyznałem jej swoje plany. – Zobacz, ojciec jest z ciebie taki dumny. A przecież tylko ty mu zostałeś.

Marcin czasem się odzywał – jak brakowało mu kasy. Wiedzieliśmy od jego znajomych, że łapie się różnych zajęć, nadal obraca w podejrzanym towarzystwie. Wiem, że mama się o niego martwiła, więc czasem starałem się dowiedzieć, co u niego słychać. Raz nawet umówiłem się z nim, próbowałem rozmawiać. Myślałem, że może choroba ojca przemówi mu do serca. Ale on mnie wyśmiał.

– No widzisz, stary całe życie harował i co z tego ma? – Zapytał, przypalając papierosa. Sądząc po zapachu, był to skręt. – Ja tam wyrzutów sumienia nie mam. Chcę żyć po swojemu. A oni… Na świat się nie prosiłem, a do tego co mam, sam doszedłem. Nic im nie jestem winny. Na diabła mi rodzina?

Potem poznałem Adę

Niestety, wpadliśmy i na trzecim roku studiów zostałem mężem i ojcem. Nie rzuciłem nauki, więc musiałem jakoś godzić pracę i kolokwia, opiekę nad dzieckiem i pomoc rodzicom. Wtedy po raz kolejny spróbowałem porozmawiać z Marcinem.

– Stary, odbiło ci – krzyknął, gdy zapytałem, czy nie mógłby czasem zajrzeć do mamy. – Nie mam czasu. Furę kupiłem, muszę na nią zarobić. A poza tym moja dziewucha też z brzuchem chodzi, pewnie alimentów zażąda. Powiedz staruszkom, że będą dziadkami, może ich to ucieszy – zaśmiał się ironicznie.

Ale jednak przyszedł do rodziców, gdy urodził mu się syn. Przyszedł po pieniądze na pieluchy. Pokazał zdjęcie niemowlaka. Mama wzruszyła się, poszła do banku. On czekał na nią w domu. Gdy wrócił, wziął kasę i obiecał, że przyjdzie z dzieckiem. Potem mama odkryła, że podczas jej nieobecności zabrał biżuterię, zegarek ojca i pamiątkową szablę po dziadku. I więcej się nie pokazał.

To właśnie wtedy wykreśliłem go ze swojego życia. Rodzice też, chociaż oni pewnie łudzili się, że jeszcze się zmieni, że nawróci. A ja ustaliłem z Adą, że dla dobra nas i naszego dziecka nie będziemy kontaktować się z Marcinem. Rok po narodzinach Martusi, gdy okazało się, że Ada znowu jest w ciąży, kupiliśmy mieszkanie, przeprowadziliśmy się. Marcin nie zna naszego adresu ani telefonu.

Zresztą, pewnie nie szukał – bo do rodziców też już nigdy nie zajrzał. Wiem, że mama próbowała dowiedzieć się przez jego znajomych, przez sąsiadów, co u niego słychać. Podobno wyprowadził się gdzieś nad morze. Stamtąd ponoć pochodzi ta jego kobieta. Nawet nie wiem, czy się pobrali.

Nigdy nie powiedzieliśmy dzieciom, że mają wujka

 Ustaliliśmy z moimi rodzicami, że tak będzie lepiej. Sam stwierdził, że jemu rodzina niepotrzebna. I chociaż czasem było ciężko, chociaż nieraz podczas wigilii widziałem łzy w oczach mamy, to powoli wymazywałem z pamięci wspomnienia o Marcinie. Przyzwyczaiłem się do myśli, że kiedyś brata miałem, ale już nie mam.

No a teraz Marta zapytała o Kubę Maleckiego. Kuba – tak właśnie Marcin mówił o swoim synku. Więc to pewnie mój bratanek. Może i dobry dzieciak, na pewno niczemu nie winny. Pewnie odnalazł Martę na portalu internetowym. A może szuka rodziny, której nigdy nie widział? Przecież zdaje sobie sprawę, że gdzieś tam ma dziadków. Może i Marcin mu coś opowiadał? A może mój brat zmądrzał, wydoroślał, ustatkował się? Może i tak, ale czy ja chcę ryzykować? Czy po latach jest sens grzebać w tym wszystkim, próbować jeszcze raz?

Ale teraz jest najważniejsze, co mamy powiedzieć Marcie? Dzieci nam ufają, wierzą, że nigdy ich nie okłamaliśmy. Co zatem zrobić? Gdy wyznamy prawdę – poczują się oszukane, będą miały pretensje, że ukrywaliśmy ją do tej pory. Mamy skłamać? To tylko doraźne rozwiązanie. Bo może jednak prawda kiedyś wyjdzie na jaw? Jest ryzyko, że Marta ją pozna, bo jeżeli Kuba będzie próbował szukać rodziny? Będzie pytał, drążył temat. Patrzyliśmy z Adą bezradnie na siebie. Muzyka nagle ucichła, zatem Marta za dwie sekundy pojawi się w pokoju. Zadała pytanie, więc trzeba jej odpowiedzieć. Ale co?

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Przyłapałam teściową na myszkowaniu w moim domu
Uciekłam sprzed ołtarza, bo zakochałam się w świadku
Po 7 latach uznałam, że duszę się w luksusie
Pojechałam z koleżankami do Hiszpanii, zarobić na wesele
Kilka lat temu usłyszałam wyrok. Mam HIV

Redakcja poleca

REKLAMA