„Przyłapałam teściową na myszkowaniu w moim domu. Gdy założyłam hasło do komputera i ukryłam dokumenty, ona wpadła w szał”

problemy ze wścibską teściową fot. Adobe Stock
Rozumiem, że niektórym się w życiu nudzi. Ale szukać sobie zajęcia w czyimś domu – to niestosowne i dziwne.
/ 02.11.2020 17:40
problemy ze wścibską teściową fot. Adobe Stock

Tylko raz udało mi się zaskoczyć mamę Jacka w naszym mieszkaniu. Wróciłam wcześniej z pracy, bo nagle dopadła mnie grypa. Z temperaturą prawie 39 stopni nie da się pracować, nawet mój szef to zrozumiał, chociaż z wielkim trudem. Optymistycznie założył, że po trzech dniach kuracji będę jak nowa i wypuścił mnie do domu.
Włożyłam klucz do zamka i zamarłam – zasuwa była otwarta. Najpierw myślałam, że gorączka spowodowała omamy, a potem przyszło mi do głowy, że może to sprawka włamywaczy! Drzwi były zamknięte tylko na zatrzask, jakby ktoś był w środku. Wiedziałam, że Jacek nie bywa o tej porze w domu. „Kto więc, do jasnej anielki, korzysta z mojego mieszkania?!”.
– To ja, ale już wychodzę – usłyszałam głos mojej  przyszłej teściowej.

Teresa stanęła w progu. Wyglądała, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Nie wiedziałam, że w ogóle tu bywa, a co dopiero pod naszą nieobecność. Nie chciałam myśleć o niej źle, w końcu to mama Jacka, rodzina, do której miałam zamiar wejść, ale jednak poczułam niesmak. „Dlaczego nic nie wiem o jej wizycie? I co ona w ogóle tu robi?” – myślałam.
– Ogarnęłam wam trochę mieszkanie, wyprałam też firanki, bo już sztywne z brudu były – mówiła szybko, jednocześnie zakładając buty.
Nie patrzyła na mnie, terkotała jak karabin maszynowy, wyliczając czynności, które wykonała, a ja nie śmiałam zadać prostego pytania: „Czy pani ma swoje klucze?”.

Spytałam o to wieczorem Jacka.
– Klucze? – wyraźnie grał na zwłokę. – Do naszego mieszkania?
– Słyszałeś, co powiedziałam. To nic złego, możesz dać mamie klucze, ale o takich rzeczach powinnam wiedzieć. Dziś omal zawału nie dostałam, widząc ją tutaj. Teresa często tu bywa? I po co?
– Nie wiem, przecież o tej porze jestem w pracy – bronił się Jacek, ale widziałam, że coś jest na rzeczy.
– Chyba jednak coś wiesz – docisnęłam go.

Poczułam się odarta z prywatności przez teściową…

– Wierciła mi dziurę w brzuchu, więc dorobiłem jej klucze – wyznał niechętnie Jacek. – Roztaczała katastroficzne wizje zatrzaśniętych drzwi, pożaru, dodatkowa para kluczy miała być zabezpieczeniem. Nie spodziewałem się, że będzie tak często przychodzić. Wiesz, mama się nudzi, a tak – przejdzie się do nas, sprawdzi, czy wszystko w porządku, trochę pomoże – ma cel i rozrywkę. A ja święty spokój. I wszyscy są zadowoleni. Ty też byłaś, dopóki nie odkryłaś, że mama do nas przychodzi. Bardzo ci to przeszkadza?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko we mnie protestowało przeciwko tajemniczym wizytom Teresy, poczułam się odarta z prywatności. „Czy nie zostawiłam na wierzchu bielizny? W jakim stanie była łazienka? Czy wylogowałam się z poczty? Do czego Teresa miała dostęp? Czy z niego skorzystała?

Kilka dni biłam się z myślami. Najchętniej skonfiskowałabym teściowej klucze, ale nie miałam pomysłu, jak to zrobić? Przecież się obrazi. W końcu zebrałam się na odwagę:
– Jacek, musisz delikatnie wytłumaczyć mamie, że wizyty pod naszą nieobecność są niedopuszczalne.
– Dlaczego? – mój partner był autentycznie zdziwiony. – Przecież mama nic złego nie robi.
Teraz ja się zdziwiłam. Trzydziestopięcioletni mężczyzna, poważny człowiek na odpowiedzialnym stanowisku, nie widzi nic niestosownego w codziennych wizytach rodzicielki.
– Kogo Teresa właściwie odwiedza? – spytałam. – Puste mieszkanie?
– To taka forma rozrywki, która porządkuje jej dzień. Mama czuje się potrzebna, przyjedzie, sprawdzi, czy wszystko w porządku…
– Jacek, słyszysz to, co mówisz? Sytuacja jest co najmniej dziwna. Słyszałam o teściowych narzucających się z pomocą, wtrącających się w życie dzieci, nienawidzących synowej, ale o takim przypadku – nigdy. Od jak dawna twoja mama bywa tu pod naszą nieobecność?
– Prawie od początku – nadspodziewanie szczerze wyznał Jacek.
Chyba zaczynał rozumieć, że dzieje się coś niewłaściwego.

Zamilkłam. Decyzja o wspólnym zamieszkaniu była dla nas bardzo ważna. Podjęliśmy ją świadomie, nawet świętowaliśmy niedawno pierwszą rocznicę tego wydarzenia. Jacek przeprowadził się do mojego małego, wziętego na kredyt mieszkania. Oboje musieliśmy zrezygnować z wielu przyzwyczajeń, docieraliśmy się, a w przyszłości planowaliśmy ślub. Nie wiedziałam, że wraz z Jackiem zamieszkała z nami jego mama, tajemnicza zjawa, pojawiająca się, po naszym wyjściu i znikająca przed naszym powrotem. Bywała u nas od roku, tak starannie zacierając ślady, że nic o tym nie wiedziałam! Pewnie wstydziła się tego, co robi, i słusznie, bo jej zachowanie było naprawdę dziwne. Ostatnio mówiła coś o porządkach, ale gdyby stale je robiła, zauważyłabym. Poza tym, nie chciałam, żeby teściowa pracowała u mnie jako pomoc domowa. Próbowałam sobie wyobrazić, co Teresa tu robiła, jak spędzała czas, i nie mogłam. To było niepokojące.

– Jacek, czy nie uważasz, że twoja mama potrzebuje pomocy specjalisty? Nie zastanawiałeś się, co ona u nas robi całymi dniami? 
– Daj spokój – obraził się Jacek – mama jest normalna, tylko się nudzi. Wolę, żeby tu przyjeżdżała, niż gdyby miała wiecznie do mnie dzwonić. Nie wyobrażasz sobie, co potrafiła wymyślić, czym zawracała mi głowę. Dzwoniła w czasie ważnej narady i nie pozwalała sobie przerwać. Wiecznie mnie gdzieś posyłała: do administracji spółdzielni mieszkaniowej, żeby o coś tam zapytać,  do banku, w którym ma konto, wyjaśnić urojone nieprawidłowości. Wszędzie niezbędna była moja obecność, wszystkie sprawy były ważne i niecierpiące zwłoki. Tłumaczyłem jej, że nie mogę stale urywać się z pracy, ale wtedy zaczynała płakać i przerywała połączenie. Wszystko wróciło do normy dopiero, kiedy dałem jej klucze. Zajęła się czym innym i mam ją z głowy. Czy to źle?
– A czym właściwie się zajęła? – drążyłam temat. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że Teresa spędzała czas w naszym domu, siedząc w fotelu i patrząc w ścianę.

Nic nie poradzę na jej wścibstwo, mogę tylko utrudnić jej zadanie

Coś mi przyszło do głowy. Podeszłam do sekretarzyka. Stary mebel był od lat w mojej rodzinie. Cudem uchował się w czasie wojny, odziedziczyła go moja mama, a kiedy wyprowadzałam się, przekazała go mnie. Sekretarzyk pochodził z dziewiętnastego wieku, przechodził z pokolenia na pokolenie. Z radością przyjęłam podarunek. Mebel nie pasował do nowoczesnego wystroju wnętrza, ale miał swój styl. Byłam do niego bardzo przywiązana. Trzymałam tu wszystkie ważne dokumenty. Przyszło mi do głowy, że Teresę mogła zainteresować ta papierologia. Tam było całe moje życie: akt urodzenia, świadectwo maturalne, dyplom uniwerku, umowa kredytowa z bankiem. Niby nic ciekawego, ale dla wścibskiej kobiety – kopalnia wiadomości.

Postanowiłam trochę utrudnić jej życie. Wysunęłam główną szufladę i włożyłam głęboko rękę. Pod palcami wyczuwałam gładkie, obrobione przez stolarskiego mistrza, drewno. W jednym miejscu było coś w rodzaju spoiny. Nacisnęłam listwę i poczułam, że drewno ożyło. Z cichym kliknięciem wysunęła się dodatkowa przestrzeń, tajna skrytka. Większość biurek z ubiegłego stulecia jest w nie wyposażona, ale tylko niewielu potrafi je otworzyć. Mnie tajemnicę skrytki powierzyła babcia.

Schowałam dokumenty i ponownie nacisnęłam listwę.  Dodatkowa szuflada schowała się i sekretarzyk znowu wyglądał jak przedtem. Wieczorem wylogowałam się z poczty i dodatkowo wprowadziłam hasło dostępu do komputera. Zabezpieczyłam prywatne życie przed wścibskimi oczami, ale czułam niesmak, że muszę to robić. Naciskałam Jacka, żeby porozmawiał z mamą, lecz nic nie wskórałam. Ukochany nie czuł się na siłach podołać wyzwaniu. Bał się, że mama straci ulubioną rozrywkę i znowu oplącze go jak bluszcz. Nawet to rozumiałam, ale ja też potrzebuję prywatnej przestrzeni, do której ludzie z zewnątrz nie mają niekontrolowanego dostępu. 

Na efekty konspiratorskich zabiegów nie trzeba było długo czekać. Teresa pozbawiona źródła informacji o moim życiu, zaczęła dzwonić do syna z pretensjami.
– Nie wiem, o co mamie chodzi
– złościł się Jacek do telefonu. – Brak zaufania? Skąd ten pomysł? Co mama znowu wymyśliła?!
Biedny Jacek. Było mi go naprawdę żal. Nie rozumiał tego, co wokół niego się działo. Kobiety jego życia toczyły walkę podjazdową, nie informując go o ruchach wojsk. Nie mogłam powiedzieć mu o tajnej skrytce ani podać hasła do komputera. Dla świętego spokoju mógłby przekazać je rodzicielce. Kocham Jacka, to naprawdę świetny facet, ale ma jedną wadę. Boi się matki jak diabeł święconej wody. Woli ustąpić, niż wywalczyć sobie niezależność. No cóż, są gorsze wady…

Te prawdziwe historie też mogą cię zainteresować:
Myślałem, że wyjazd do Irlandii to nasza szansa na lepsze życie. teraz muszę walczyć o swoją żonę
Mąż odszedł od nas dla kochanki. Gdy umarła, znowu pojawił się w naszym życiu...
Okłamałem ukochaną. Mówię jej, że jestem wielkim biznesmenem, a tak naprawdę robię na budowie

Redakcja poleca

REKLAMA