Historia miłosna Marilyn Monroe i Joe DiMaggio - Gorący romans, trudna miłość, małżeństwo, które nie powinno się rozpaść

Marilyn Monroe i Joe DiMaggio fot. ONS.pl
Małżeństwo, które zakończyło się szybko, ale miłość trwała do śmierci. W ostatnim liście Marilyn Monroe wyznała, że pragnie powrotu do ukochanego Joe. Było już za późno...
Edyta Liebert / 01.02.2017 16:55
Marilyn Monroe i Joe DiMaggio fot. ONS.pl

On był znanym sportowcem, a ona wschodzącą gwiazdą. Marilyn Monroe i Joe DiMaggio przeżyli burzliwy romans, potem stanęli na ślubnym kobiercu, by po 9 miesiącach wziąć rozwód. Ale... To on zajął się jej pogrzebem, to on do końca swoich dni posyłał kwiaty na jej grób. Czemu nie było pisane im być razem w pełni i nigdy nie powiedzieli sobie, że chcą spróbować raz jeszcze?

Baseballista i aktorka

Rok 1955. Marilyn właśnie zaczyna kręcić słynną scenę z podwiewaną spódnicą w filmie "Słomiany wdowiec". Tłum ją otoczył, blisko 4 tys. osób. Marilyn ich nie zawiodła. Z uśmiechem weszła na kratę wylotu kanalizacji. Była w tym tak zmysłowa, że tłum krzyczał z rozkoszy. Podmuch powietrza podwiał białą spódnicę Marilyn, która radośnie kręciła piruety. Była w swoim żywiole. Pracowała nad tą sceną przez cztery godziny, a tłum wiwatował przy każdym kolejnym dublu.

Tylko jeden człowiek nie gwizdał i nie wznosił okrzyków.

Joe DiMaggio nie otwierał ust. Ze śmiertelnie poważną miną patrzył,
jak fotoreporterzy kucają na chodniku i robią zdjęcia długich, seksownych nóg Marilyn. Potem odwrócił się z grymasem na twarzy. Joe DiMaggio kochał swoją żonę, ale nienawidził tego, że musi się nią dzielić z jej fanami.

- Co pan sądzi o swojej żonie? - zapytał go jeden z dziennikarzy. - Bez komentarza - odpowiedział beznamiętnym tonem i odszedł. Marilyn obiecała mu, że zrezygnuje z kariery aktorskiej, że zajmie się wychowywaniem dzieci. Ale to nie było dla niej, nie była stworzona do schematu, jaki jej narzucała presja społeczna.

Jako dwunastolatka odkryła chłopców. Dowiedziała się przede wszystkim, że chłopcy cenią biu­ściaste dziewczyny w opiętych swetrach.

Marilyn Monroe: smutne dorastanie pięknego dziecka

Marilyn Monroe była dzieckiem niechcianym, z nieprawego łoża. Jej ojciec zniknął, zanim przyszła na świat. Niedługo po jej na­rodzinach jej matka trafiła do szpitala psychiatrycznego. Norma Jean, bo tak brzmi jej prawdziwe imię i nazwisko, tułała się po rodzinach zastępczych i w końcu trafiła do sierocińca. Miała rodziców, którzy jej nie chcieli.

Flirt, uwodzenie i seks to sztuka. Wisłocka radzi na walentynki: "W miłości pośpiech jest fatalnym błędem. Nie należy się spieszyć"

Jako 8-letnie dziecko została zgwałcona przez podstarzałego lokato­ra jednego z licznych domów zastępczych. Mężczyzna dał jej pięć centów, żeby "nikomu nic nie mówiła". Poczuła się jeszcze bardziej zdradzona, kiedy później to opowiedziała i jej nie uwie­rzono. Wyrosła na piękną dziewczynę, która zaska­kująco dobrze radziła sobie w szkole, była sprytna, lubiła słowne gierki.

Jako dwunastolatka odkryła chłopców. Dowiedziała się przede wszystkim, że chłopcy cenią biu­ściaste dziewczyny w opiętych swetrach. Odrzucona przez rodziców biologicznych i cały korowód rodziców zastępczych, znalazła pociechę w fakcie, że przynajmniej pociąga płeć przeciwną.

Jako 16-latka, wyszła za 21-letniego Jima Dougherty’ego, by nie trafić do kolejnej rodziny. Małżeństwo rozpa­dło się po roku i wtedy postanowiła zostawić przeszłość za sobą. Znalazła pracę jako modelka, utleniła włosy i ruszyła na podbój do Hollywood, żeby zostać aktorką.

Marilyn wystąpiła w 23 filmach. Nie kłamała, kiedy twierdziła, że nie zależy jej na pieniądzach, tylko na tym, żeby być dobrą aktorką. Znajdowała się już na dobrej drodze do pozycji gwiazdy, kie­dy poznała Joego DiMaggio. Umówiono ich na randkę w ciemno.

Marilyn nigdy nie wierzyła, że jest piękna. Była wrażliwą i za­lęknioną kobietą, która obgryzała paznokcie do żywego mięsa.

Marilyn najwyraźniej nie miała pojęcia, że spotyka się z legendą baseballu, dlatego jak czytamy w książce "Wszystko z miłości", z jej ust padło pytanie:

- Gra pan we włoskich filmach, panie DiMaggio?
- Żartujesz?  - oburzył się któryś z uczestników imprezy. - Joe jest najlepszym baseballistą od czasów Babe Ruth.

Joe był nią zauroczony. Nie dość, że powalająca uroda, to jeszcze szczera, otwarta i z figlarnym poczuciem humoru kobieta. Uczucie, które powstawało między nimi, nabierało na mocy. Marilyn nigdy nie wierzyła, że jest piękna. Była wrażliwą i za­lęknioną kobietą, która obgryzała paznokcie do żywego mięsa. Jej wybranek przekonywał ją, że jest atrakcyjna wielokrotnie. Joe nauczył Marilyn łowić ryby, grać w bilard i w karty. Chodzili do knajpek, odkryli wspólne tematy. Ciepło i stabilność uczuć Joego bardzo odpowiadały Marilyn. 14 stycznia 1954 roku wzięli ślub. Marilyn skakała do góry. Myślała, że założy rodzinę, kariera miała zejść na drugi plan.

Kariera to wspaniała rzecz, ale nie można się do niej przytulić w chłodną noc.

Sielanka nie trwała długo. Na przekór swoim deklara­cjom Marilyn zaprzedała duszę show-biznesowi. Joe odszedł, nie chciał przyglądać się jej karierze z perspektywy wiwatującego tłumu. Czuł się zepchnięty na drugi plan. Rozwiedli się po 9 miesiącach.

Małżeństwo #3

W 1956 roku Marilyn jeszcze raz spróbowała małżeńskiego szczęścia i wyszła za słynnego dramatopisarza Arthura Millera. To była pomyłka. Miller nazwał ich małżeństwo "życiem w akwa­rium". Uwaga mediów, które postrzegały go jako męża Marilyn Monroe, szybko go frustrowała. To małżeństwo również zakończyło się rozwodem.

Joe cały czas był z nią blisko, tuż obok, krok za nią.

Żywił nadzieję, że zejdą się ze so­bą i znajdą szczęście, którego oboje szukali. Ona też chciała spróbować jeszcze raz... ale nigdy nie powiedzieli sobie tych słów. Zarówno Joe, jak i cały świat, dowiedzieli się tego dopiero po jej śmierci. Napisała do niego długi, bardzo emocjonalny list miłosny. Chciała go uszczęśliwić, i gdyby zdołała to zrobić, to, jak napisała, byłoby to "największe i najtrudniejsze osiągnięcie jej życia". List nie został nigdy wysłany. Spoczywał w szufladzie biurka, odnaleziony przez policje, kiedy to jej dom był przeszukiwany po jej śmierci.

DiMaggio był zdruzgotany. To on zajął się pogrzebem. Stał nad otwartą trumną i po jego twarzy spływały łzy. Ostatni raz pochylił się, pocałował ją, pożegnał: "Kocham cię, kocham cię, kocham cię", szeptał urywanym
głosem".

Joe wydał zalecenie, aby do dnia jego śmierci codziennie kłaść
jedną czerwoną różę na grobie Marilyn Monroe. Była jego boginią, jego miłością, tak jak dla niej on był tym jedynym.

"Serce mają wszyscy, a cipkę tylko połowa społeczeństwa". Maria Sadowska o swoim filmowym dziele "Sztuka kochania"

Korzystałam z książki: Megan Gressor i Kerry Cook, Wszystko z miłości, Wydawnictwo Poradnia K 2017

Zdjęcia: Pinterest, ONS.pl

Redakcja poleca

REKLAMA