Dyskusja wokół ustawy o IPN rozbudza emocje. Także te złe. I także u dzieci

Agresywny chłopiec fot. Adobe Stock
Użytkownik forum internetowego pyta: „Dziś usłyszałem na ulicy dyskusję dwóch nastolatków na temat drużyn piłkarskich. I jeden z nich w trakcie rozmowy powiedział: jasne że kibicuję Widzewowi, a na to ten drugi: Ty Żydzie! Pierwszy na to: Sam jesteś Żydem! Czy to taka straszna obraza nazwać kogoś Żydem?” - pyta autor wpisu. Odpowiedzi były rozmaite. Mój ośmioletni syn mnie zapytał, co to znaczy, jak kolega w szkole powiedział do niego: „Ty Żydku”. A mnie zemdliło – bo to znaczy, że jego równolatek gdzieś to usłyszał i nikt nie zareagował, gdy to powtórzył.
Agresywny chłopiec fot. Adobe Stock

Kochana P.!
Ubiegły tydzień w wiadomościach i polityce to emocje wywołane przyjętą przez Sejm nowelizacją ustawy o IPN, zgodnie z którą każdy, kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką, będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech.

Co robić, gdy dziecko nie chce chodzić do kościoła i przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej?

Ten pomysł, wprowadzony w czyn, i czekający teraz na podpis prezydenta, wywołał burzliwą dyskusję – w Polsce i zagranicą.
Obozy zagłady były stworzone przez nazistów okupujących Polskę, o tę prawdę nam chodzi; poprawka będzie dotyczyć precyzyjnie określonych sytuacji i ma służyć zapobieganiu świadomego szkalowania Polski – to stanowisko MSZ.
Będziemy nadal wspierać badania zmierzające do ujawnienia złożonej prawdy dotyczącej stosunku ludności polskiej wobec Żydów podczas Holokaustu – to oświadczenie Yad Vashem.
Polacy są na pierwszym miejscu listy odznaczonych przez państwo Izrael za pomoc Żydom w czasie II wojny światowej – mówią jedni.
W Jedwabnem to byli Polacy, Polacy bywali także szmalcownikami – odpowiadają drudzy.
Historia nie jest czarno-biała. Jej badanie należy zostawić historykom, niech przemawiają tylko fakty – to piszę Ci ja.

Ta gorąca dyskusja dotyczy wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Można by odnieść wrażenie, że to zamknięty rozdział, teraz spieramy się o to, jak ma być napisany. Bo potem to my, Polacy, mamy już czyściutką kartę, jeśli idzie o stosunek do Żydów.
A przecież sprawa wcale się nie zakończyła. Ona jest wciąż jątrzącą, niezasklepioną raną. Polski antysemityzm ma się dobrze.
Widać to doskonale w fali nienawiści, jaka się przetoczyła w komentarzach pod artykułami na temat tej nowelizacji. „Żydki podnoszą głowy”, „Rządzić to się mogą w Izraelu” – to najłagodniejsze.
To nic nowego, bo antysemityzm wpisał się w polski krajobraz, jest jego częścią, taką, której spora część osób nie zauważa lub przyjmuje ją za naturalną. Na wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Wojciech Wilczyk, autor albumu Święta wojna, czyli zdjęć napisów na murach w polskich miastach, przygotował film z krakowskiej ulicy: duży ruch, piesi, auta, policjanci. W tle antysemicki napis. I zero reakcji.
To tylko napis, oj tam, głupie kibolskie wybryki, margines społeczny.
A mnie się wydaje, że to raczej centrum.
 „Ty Żydzie!”, „Nie daj się ożydzić” – ile razy to słyszałaś?
Użytkownik forum internetowego pyta: „Dziś usłyszałem na ulicy dyskusję dwóch nastolatków na temat drużyn piłkarskich. I jeden z nich w trakcie rozmowy powiedział: jasne że kibicuję Widzewowi, a na to ten drugi: Ty Żydzie! Pierwszy na to: Sam jesteś Żydem! Czy to taka straszna obraza nazwać kogoś Żydem?”, pyta autor wpisu. Odpowiedzi były rozmaite.
Mój ośmioletni syn mnie zapytał, co to znaczy, jak kolega w szkole powiedział do niego: „Ty Żydku”. A mnie zemdliło – bo to znaczy, że jego równolatek gdzieś to usłyszał i nikt nie zareagował, gdy to powtórzył.
Rok temu, gdy zaczynałyśmy zbierać materiał do naszej kolejnej powieści, której fabuła zaczyna się podczas wojny i opowiada losy żydowskiej pary od lat czterdziestych ubiegłego wieku aż do współczesności, wiedziałam, że to będzie obciążająca psychicznie praca, choć nie sądziłam, że aż tak.
„Wielki Hitler w gigantycznym stylu kończył robotę małych Hitlerów, senatów akademickich i rad wydziałów, które uchwałami o żydowskich ławkach uczyły masy inności, niższości Żydów. (…) w potężnym, osłupiającym stylu kończył nieudolne blokady studenckie i sejmowe debaty o uboju rytualnym”. (F. Gil, Powrót z Kielc, fragment zamieszczony w: Przemoc filosemicka, E. Janicka, T. Żukowski).
Za każdym razem, gdy słyszę lub widzę nasprejowany plugawy tekst, przypomina mi się ten cytat.

Całuję
Twoja A.

Co się dzieje w głowie hejtera, gdy wypluwa z siebie samą gorycz?

Droga A.!
Podjęłaś temat, który od tygodnia co dzień roztrząsamy na forum rodziny. Uczuciem dominującym jest rozczarowanie. Przeinaczaniem faktów, zagranicznymi dziennikarzami, którzy bez wstydu (i kary!) za swą nierzetelność pisali o polskich obozach śmierci, lecz ostatnio głównie antysemityzmem, który niewątpliwie znów rozgorzeje po scysji polsko-izraelskiej.
Niedobrze i niebezpiecznie.  
Wychowałam się w Łodzi i jej okolicach. W kontekście żydowskim jest to szczególne miejsce. Na przykład moje liceum znajdowało się na terenie byłego getta Litzmannstadt. Dokoła szkoły – tabliczki z nazwami ulic: Zuli Pacanowskiej, Jakuba, Szymona Harnama, Berka Joselewicza… – a mury pod, nad i obok tych tabliczek – upstrzone szkaradnymi mazami: a to gwiazdy Dawida na szubienicach, a to krzywe napisy: Widzew-Żydzew... Jak to jest: jednocześnie być miastem z fantastyczną inicjatywą „Dialogu Czterech Kultur”, miastem, które w ogóle wyrosło dzięki owym czterem nacjom: polskiej, żydowskiej, niemieckiej i rosyjskiej – a jednocześnie malować te szubienice? Oczywiście pytam prowokacyjnie, bo przecież wiadomo, że jednego i drugiego nie robią tego ci sami ludzie.
Ja też wspominam naszą zeszłoroczną kwerendę do książki – piękną, mądrą, rzeczową rozmowę w Żydowskim Instytucie Historycznym, przejmujące lektury. Pamiętam z nich choćby relację o pewnym starym, bardzo spokojnym i wykształconym Żydzie, który nie potrafił uwierzyć doniesieniom o hitlerowskim amoku mordowania: „Niemcy? Przecież to niemożliwe! To taki kulturalny naród…”.

Czy dziś trafiłybyśmy na podobną atmosferę pracy jak rok temu? Chyba nie.
Swoich uczuć trzeba dobrze pilnować. Dobre – chronić i rozwijać, by rosły i rozkwitały jak wypielęgnowane rośliny, a złe – wygaszać, zwalczać i „wydychać” z siebie – jak zdenerwowanie podczas ćwiczeń oddechowych. Złu wystarczy iskierka – to, co psychologowie określają jako myśli-zapalniki. Łatwo im ulec, rozniecić je i pałać – czy to żądzą zemsty, czy świętym oburzeniem.  
Dbajmy, by nasz grunt nigdy nie był podatny nienawiści.
Całuję
Twoja P
.

Przeczytaj także:

Jak na początku 2018 roku kupowałam pigułkę „dzień po”…
Bez upiększeń i udawania… Tak NAPRAWDĘ wygląda poród?

Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.

Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl oraz na ich funpage na Facebooku.

Redakcja poleca

REKLAMA