Monika Tabeńska: Twój blog odwiedziło już ponad 1 mln osób! Gratulacje, to naprawdę wielki sukces!
Joanna Moroch: Nie traktuję tego w kategorii sukcesu ale jest to dla mnie wielka satysfakcja, że to co robię jest przydatne innym osobom.
Twoi fani kochają Cię za niebanalny styl, który odzwierciedlasz nie tylko w każdym daniu ale też w każdym poście na blogu. Jesteś inspiracją dla tysiąca kobiet, które w zaciszu własnego domu odwzorowują Twoje przepisy. Jaki jest Twój patent na sukces?
Patent na sukces? Myślę, że wystarczy być sobą - czytelnicy czują, czy ktoś, kto stoi za postem, przepisem jest prawdziwy, szczery. Ja jestem - lubię ludzi i myślę, że to da się wyczuć.
Zacznijmy może od początku – jak zaczęła się Twoja przygoda z blogosferą?
Najpierw zaczęłam pisać takiego zwykłego, prywatnego bloga o mojej codzienności, o uczuciach, o pracy, o przyjaźniach... i wplatałam w niego swoje przepisy, które spotkały się ze sporym zainteresowaniem osób, które do mnie zaglądały. Pomyślałam więc, że fajnie byłoby stworzyć zupełnie oddzielne miejsce... i tak powstał blog kulinarny. A ten prywatny po kilku latach zniknął - był zbyt osobisty, zbyt intymny, a ja byłam coraz mniej anonimowa.
Polecamy także: Warsztaty kulinarne z Andrzejem Polanem - fotorelacja
Spotykasz się czasem z komentarzami krytyki – jak do tego podchodzisz?
Z krytycznymi komentarzami spotykam się dosyć często. Niestety przeważnie nie dotyczą spraw związanych z samymi przepisami, a zupełnie drugorzędnych - np. reklamy na blogu. Na początku bardzo się tym przejmowałam, dziś podchodzą już do tego z większym dystansem. Nie wszystkim da się dogodzić. Konstruktywną krytykę bardzo cenię i jestem za nią wdzięczna moim czytelnikom, którzy mają odwagę się pod nią podpisać.
A często zdarza Ci się usłyszeć konstruktywną krytykę?
Niezbyt często, zdarza się to sporadycznie i wtedy uczę się czegoś nowego.
Jako jednej z twoich wiernych fanek, nie umknęło mojej uwadze, że twoja kuchnia ewoluowała przez kilka lat od powstania bloga.
Staram się rozwijać, poznawać nowe smaki, próbować nowych przepisów i tworzyć nowe, ciekawe, a jednocześnie proste dania. Bo moja kuchnia właśnie taka jest - zwyczajna.
Porozmawiajmy więc na temat Twojej kuchni. Jaka ona jest? Jakie smaki i aromaty w niej dominują?
Moja kuchnia jest prosta, zwyczajna... ale bardzo kolorowa i aromatyczna, pachnie ziołami i orientalnymi przyprawami, które bardzo lubię. Uwielbiam zapach majeranku na równi z zapachem kardamonu czy curry. Moja kuchnia to dużo warzyw sezonowych, bez których nie wyobrażam sobie posiłków. Ale to nie tylko zapachy tworzą moją kuchnię. Tworzy ją również miłość i radość. Bo wszystko, co robię robię z przyjemnością i radością, i dla tych, których kocham.
Co Cię inspiruje?
Zdecydowanie zapachy i wspomnienia babcinej kuchni, jedynej w swoim rodzaju. Kuchni, która kryła w sobie wiele pachnących tajemnic.
Czy to babcia zaszczepiła w Tobie miłość do gotowania?
Dokładnie... spędzałam z nią wiele czasu i podpatrywałam, a babcia miała anielską cierpliwość i wszystko tłumaczyła... To z babcią lepiłam pierwsze pierogi i piekłam pierwszą szarlotkę pachnącą cynamonem. Moja mama nigdy nie przepadała za gotowaniem, i choć dziś jej dania są bardzo smaczne, to jednak nauczycielką i wzorem była jednak babcia.
Czy babcia przekazała Ci jakieś tajemne receptury przekazywane tylko z pokolenia na pokolenie?
Pewnie, ale to tajemnice... tajemnice, którymi dzielę się z moimi czytelnikami, bo wychodzę z założenia, że zatrzymanie fajnych przepisów tylko dla siebie jest trochę egoistyczne, a dobrym trzeba się dzielić. Szarlotka babci Walerii czy jej sernik krakowski znalazły uznanie wielu moich czytelników.
A jaki jest Twój ulubiony przepis z zapisków babci?
Zdecydowanie jest to zupa kalafiorowa z kaszą manną. Gdy pewnego dnia gościłam ciocię (siostrę mojej mamy) i podałam na pierwsze dania zupę kalafiorową, ta po spróbowaniu zrobiła wielkie oczy i powiedziała "o, to jest zupa mojej mamy, jak ty Asiu ją zrobiłaś?"
Co odpowiedziałaś?
Że to tajemnica - i wybuchnęłam śmiechem. Oczywiście podzieliłam się tajemną wiedzą o tajemnym składniku, którym w tym przypadku jest kasza manna.
Obecnie coraz większą popularnością cieszą się videoblogi, czy myślałaś o zamieszczaniu swoich przepisów np. poprzez kanał youtube.com?
Nie, nie myślałam. Jestem miłośniczką słowa pisanego i zdecydowanie taka forma odpowiada mi najbardziej. Poza tym ja się chyba nie nadaję do gotowania pod czujnym okiem kamery - tworząc danie wszystko zapisuję (ilość poszczególnych składników, kolejność dodania) w trakcie gotowania, i dopiero potem tworzę z tego przepis.
No właśnie - ile czasu zajmuje Ci przygotowanie przepisu wraz ze zdjęciem na bloga? Jak godzisz to z codziennymi obowiązkami?
Sporo, bo staram się robić to bardzo dokładnie - notatki, które powstają w trakcie gotowania są bardzo przydatne i bardzo ułatwiają proces pisania przepisu. Zdjęcia robię tuż po przygotowaniu potrawy i nie trwa to jakoś specjalnie długo, bo ja nie lubię jeść zimnych posiłków (śmiech). Ale już przygotowanie zdjęć do wstawienia na bloga i napisanie samego przepisu jest procesem dosyć czasochłonnym. Myślę jednak, że warto poświęcić czas, aby potem przepis służył nie tylko mnie, lecz także wielu innym osobom. Staram się godzić to z codziennymi obowiązkami w sposób nad wyraz prosty - jestem osobą dosyć dobrze zorganizowaną i nie znam pojęcia nudy...
Jedną z Twoich pasji są podróże po Polsce. Czy wpływają one również na twoją kuchnię?
Zdecydowanie tak - każdy wyjazd to okazja do poznania smaków nie tylko z danego zakątka naszego kraju, lecz także do poznania smaków innych krajów. Mieszkam w niedużym mieście, nie ma u nas wielu restauracji z ciekawą kuchnią, więc gdy tylko mam okazję, zaglądam do restauracji indyjskich, meksykańskich, hiszpańskich - a potem pewne smaki próbuję odtworzyć we własnej kuchni.
Jakie jest Twoje wymarzone miejsce na Ziemi?
Dom w naszych polskich górach, dom w którym mogłabym przyjmować gości i karmić ich pysznymi daniami...
Tego Ci życzę! Dziękuję za wywiad
I ja serdecznie dziękuję!
Zobacz także: Smak kuchni molekularnej – wywiad z Łukaszem Konikiem