„Zyskałem dziecko, ale straciłem żonę. Odtrąciła mnie, na rzecz bobasa, a w łóżku mogę podziwiać tylko jej plecy ”

Kłótnia w małżeństwie fot. iStock, Goran13
„Nie tak to sobie wyobrażałam. Mieliśmy żyć w miłości, w zgodzie i razem aż do śmierci. Byliśmy tacy szczęśliwi, gdy czekaliśmy na nasze dziecko".
/ 13.08.2024 13:47
Kłótnia w małżeństwie fot. iStock, Goran13

Nie tak to sobie wyobrażałam. Mieliśmy żyć w miłości, w zgodzie i razem aż do śmierci. Byliśmy tacy szczęśliwi, gdy czekaliśmy na nasze dziecko. Kochaliśmy się i snuliśmy wspólne plany. Co się z nami stało? Co się stało ze mną? Kiedy zaczęło się psuć? Czy na takie pytanie można odpowiedzieć jednoznacznie? Znaleźć ten konkretny moment?

Czy było to zaraz na samym początku, kiedy powiedzieliśmy sobie „tak” w Urzędzie Stanu Cywilnego?

Bo w ogóle nie powinniśmy tego robić?

Czy gdy urodziła się nasza córka? Wcześniej, później? A może nie było żadnego momentu granicznego, tylko powolny proces rozkładu, niezauważalny do chwili, gdy było już za późno, by cokolwiek ratować…

Więc może pytanie powinno być inne. Kiedy zauważyłem, że coś się psuje? Na to potrafię odpowiedzieć bardziej konkretnie. Nasza córka miała wtedy dwa lata, a my staraliśmy się o kolejne dziecko. Staraliśmy się w tych rzadkich momentach, kiedy oboje mieliśmy czas i ochotę, czyli rzadko, sporadycznie.

Ale ty już wtedy byłaś matką w o wiele większym stopniu niż żoną. Niż kochanką… Czy byłem zazdrosny? Oczywiście, że tak. Chyba każdy facet jest zazdrosny, gdy w życiu jego kobiety pojawia się ktoś inny, o wiele ważniejszy, choćby nie wiadomo jak wyczekiwany. A więc tak, byłem zazdrosny, i widziałem, że się od siebie oddalamy, choć udawałem, że nic nie widzę.

Wmawiałem sobie, że to tylko taki etap, przez który musimy przebrnąć, a potem będzie okej. Fakt, iż nie potrafiłem odnaleźć się w ojcostwie, też nie pomagał. Poniewczasie uświadomiłem sobie, że chyba nie nadaję się na ojca. Zdecydowanie poniewczasie…

Co gorsza, nie potrafiłem myśleć inaczej, choć przecież starałem się, jak mogłem, a ty twierdziłaś, że muszę być cierpliwy, że to (czyli co? instynkt ojcowski? miłość?) na pewno przyjdzie.

Jakoś nie przychodziło

Co mnie dopadło? Depresja poporodowa? Faceci też na nią cierpią? Nie wiem…

Ale nie wierzyłem, gdy mówiłaś, że wciąż jestem dla ciebie tak samo ważny jak kiedyś, tak samo ważny jak ona, twoja córka. Bardziej twoja niż moja. Nie czułem się z tym wszystkim dobrze. Właściwie czułem się coraz gorzej.

Za każdym razem, gdy o tym wspominałem, zbywałaś mnie milczeniem albo jakimś banałem. Spokojnie. Będzie dobrze. Więc przestałem mówić. A ty uznałaś, że jest okej, kryzys minął, o ile w ogóle przyjęłaś do wiadomości istnienie jakiegoś kryzysu.

Nie słuchałaś mnie. Jeśli ktoś ci mówi, że źle się czuje, a ty go nie słuchasz, przestaje ci ufać, przestaje ci się zwierzać. Bo po co? Wszystko powoli i nieuchronnie prowadziło do tego, co musiało się stać.

Pojawiła się inna kobieta. Poznaliśmy się u wspólnych znajomych. Spontaniczne, przypadkowe spotkanie, bez specjalnej okazji. Ot, wpadłem do kumpla, a tam już było kilka innych osób. Wśród nich ona. Stała pochylona nad stołem, rude włosy opadały kaskadą z jednej strony głowy. Roztaczała wokół siebie intensywny zapach perfum.

Przedstawiono nas sobie.

Niewiele pamiętam z początków naszej znajomości

Jakby ktoś nakrył mnie kloszem i oddzielił od świata. Słyszałem głównie szum tętniącej krwi w uszach.

– Cześć – z uśmiechem podała mi rękę, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki.

Daria. Tak miała na imię. Wpadłem całkowicie. W sumie dobrze, że nie chciałaś iść wtedy ze mną… Dużo rozmawialiśmy z Darią tamtego wieczoru. Tyle że nie bardzo pamiętam o czym. Do domu wracałem, czując się jak nastolatek po pierwszej randce. Po raz drugi zobaczyliśmy się na urodzinach Mariusza. Podeszła do mnie cała rozpromieniona, objęła i powiedziała:

– Miło cię widzieć – po czym pocałowała mnie w policzek.

Jeden niewinny całus, trzy słowa, a ja z tego ułożyłem całą historię. W ogóle nie zwróciłaś na nas uwagi, składałaś życzenia solenizantowi. Potem ludzie się wymieszali, jak to na imprezach, i nagle siedziałaś obok niej.

Rozmawiałyście. Chyba się polubiłyście. Moja żona i kobieta, którą byłem totalnie zauroczony. Pamiętasz, co mi powiedziałaś, gdy wróciliśmy do domu?

– Pociągasz ją. Intelektualnie i fizycznie. A ona ciebie.

Zauważyłaś! No pewnie, wy kobiety zawsze zauważacie takie rzeczy.

Nie było w tych słowach zazdrości ani urazy

Zwyczajne stwierdzenie faktu. Gdybyś na inne rzeczy też zwracała taką uwagę… Potem dodałaś:

– W innych okolicznościach mogłoby między wami coś być.

To zabrzmiało jak gorzki żart. W innych okolicznościach? Czyli gdybym nie był żonaty? Gdybyśmy nie mieli dziecka i nie starali się o kolejne? Tylko czy to mnie powstrzymało? Nie powstrzymało. Brnąłem w to coraz dalej. Czymkolwiek owo „to” było.

Szukałem okazji, żeby spotkać się z Darią, a było ich sporo. W szczególności jeden epizod zapadł mi w pamięć. Jej znajomi mieli zespół rockowy. Grali naprawdę dobrze, zapraszano ich na festiwale, wydali płytę. No i dawali koncerty. Wybraliśmy się na jeden całą paczką.

Ty nie byłaś zainteresowana. Jak to na koncertach, wszyscy trochę popili. Oprócz mnie, bo robiłem za kierowcę. Do Darii przystawiał się jakiś palant, więc udawaliśmy, że jesteśmy razem. To był jej pomysł, na który chętnie się zgodziłem.

Po imprezie rozwiozłem towarzystwo po domach. Darię jako ostatnią. Podjechałem pod jej dom, ona się pochyliła, pocałowała mnie w policzek, powiedziała „dziękuję” i sięgnęła do klamki.

Widziałem, jak moja ręka chwyta ją za ramię

Widziałem, jak przyciągam ją do siebie, zaskoczoną, jak całujemy się namiętnie, potem ona wysiada... Tylko że nic takiego się nie stało, ten scenariusz rozegrał się wyłącznie w mojej głowie. W realu nie potrafiłem go zrealizować.

Po części dlatego, że to nie w moim stylu wykorzystać lekko wstawioną kobietę, a po części dlatego, że przy bramie stał jej brat. Tak, chciałem z nią być. Chciałem się z nią całować i kochać. Nie myślałem wówczas, że to byłaby zdrada. Po prostu chciałem z nią być. Bardzo chciałem, ale tego nie zrobiłem.

Jeśli pytasz, czy się z nią przespałem, odpowiadam, że nie. Nie zdradziłem cię, przynajmniej nie fizycznie. Zamiast tego pojechałem do Mariusza.

– Siema, żyjesz jeszcze? – zapytałem w progu.

Zaśmiał się.

– Godzina jeszcze młoda, wchodź. Napijesz się?

– Jasne.

Już nie byłem kierowcą, więc mogłem się upić. Piliśmy obaj. A potem, gdy mogliśmy jeszcze w miarę sensownie rozmawiać, zwierzyłem mu się z uczuć, do których bałem się przyznać przed samym sobą.

– Stary, zakochałem się.

– No co ty?

– Ta… W Darii.

– He, he, no tak, ona tak działa na facetów. Przerabiałem to.

– Ty?

– No. Ale dała mi kosza. Tobie pewnie też da, przecież masz żonę.

Nie pamiętam dalszej części rozmowy, jeśli jakaś była

Mariusz nie pamięta nawet początku. Ale właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że jestem zakochany w innej. Czy można kochać dwie kobiety naraz? Wydawało mi się, że tak. Ale się porobiło, co? Darii powiedziałem kilka dni później. Rozmawialiśmy przez chwilę o pierdołach, a potem nagle wypaliłem:

– Kocham cię.

Spodziewałem się wszystkiego, tylko nie tego, co nastąpiło. Daria uśmiechnęła się.

– Nie sądzę – odparła.

– Co? – nie zrozumiałem.

– Wcale mnie nie kochasz.

– Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia – upierałem się.

– Nieprawda. Zakochałeś się w moim wyobrażeniu. Nie znamy się na tyle, żebyś mógł naprawdę mnie kochać. Poza tym doskonale wiesz, że nic z tego nie będzie. Nie ma prawa być. Wiesz, tak? – upewniła się.

– Wiem. Ale musiałem ci powiedzieć.

Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy, ale w zasadzie na tym się skończyło. Choć nie całkiem. Tydzień później Daria wyjechała do Holandii do pracy, ale to już wiesz. Nie wiesz natomiast, że przez długi czas nie mogłem się pozbierać. Ukrywałem to przed tobą, choć po prawdzie nie bardzo musiałem się wysilać.

Od kiedy zostałaś matką, ja zlewam się z tłem

Nie słuchasz mnie, nie patrzysz na mnie, po prostu jestem. To ci wystarcza. Mnie już nie. Nie, od tamtego czasu nie widziałem się z Darią. Przez jakiś czas wymienialiśmy maile, ale i to się skończyło.

Dalej byś żyła w błogiej nieświadomości, gdybym ci nie powiedział. Czasem po prostu ciężar jest zbyt wielki, by go nieść samemu. Nie mam już siły udawać, że jest okej. Bo nie jest. Nie będę dalej milczał, żebyś ty mogła wygodnie wierzyć, iż nasze małżeństwo nie boryka się z żadnymi problemami. Nie chcę tak dalej...

No więc już wiesz wszystko. Mam się spakować i odejść? Czekam na twoją decyzję. Sam nie wiem, czego bardziej się boję: tego, że pozwolisz mi odejść, czy tego, że każesz mi zostać.

– Chcę to ratować – mówisz.

– Co ratować?

– Naszą rodzinę. Nasze małżeństwo. Jeszcze nie wszystko stracone. Gdybyś nic do mnie nie czuł, już by cię tu nie było.

– Zakochałem się w innej kobiecie!

– To tylko zauroczenie. Może chciałeś na chwilę uciec od rzeczywistości, ale wciąż tu jesteś. Dlatego wierzę, że mamy szansę. Skorzystajmy z niej. Ty znowu zaczniesz mówić, ja zacznę słuchać. Przepraszam, że wcześniej nie słuchałam. Przecież… cię kocham. Gdybym cię nie kochała, czy miałabym wyrzuty sumienia, że to wszystko moja wina? A czuję, Grzesiek… Proszę, spróbujmy.

Waham się, patrząc w twoje pełne nadziei oczy.

Grzegorz, lat 34

Czytaj także:
„Wydałem fortunę na urlop, a po kilku dniach miałem dość. Nie mogłem patrzeć na to, jak zachowuje się moja żona”
„Mój chłopak nie myślał o ślubie, więc sama mu się oświadczyłam. Zamiast >>tak<<, usłyszałam dźwięk opadającej szczęki”
„Po ślubie mój mąż okazał się totalną fajtłapą. Muszę wbijać za niego każdy gwóźdź i walczyć z wiertarką”

Redakcja poleca

REKLAMA