Tego roku postanowiłem w końcu zabrać żonę na zagraniczne wakacje. Do tej pory nigdy nie było nas na to stać. Zawsze mieliśmy ważniejsze wydatki – remont, nowy samochód, spłata kredytu czy wydatki szkolne dzieci. Nic więc dziwnego, że zamiast kąpać się w ciepłym morzu, to spędzaliśmy urlop na wsi u teściów.
Pora na zagraniczne wakacje
Jednak w tym roku obiecałem sobie, że sprawię żonie niespodziankę. Wziąłem kredyt na kilka tysięcy złotych i wykupiłem wycieczkę do ciepłych krajów. Jednak w najgorszych snach nie przypuszczałem, że wycieczka ta będzie jednym z najgorszych doświadczeń w moim życiu. Gdybym wiedział, co mnie czeka, to nigdy nie zdecydowałbym się na ten wyjazd.
Już od kilku miesięcy rozmyślałem nad tym, aby tego lata zabrać żonę na jakieś atrakcyjne wakacje.
– Jesteśmy małżeństwem od ośmiu lat, a jeszcze nigdy nie byliśmy na zagranicznych wakacjach – żaliłem się rodzicom, którzy jak zwykle zapytali mnie o plany urlopowe.
– Tak niestety bywa, że czasami są ważniejsze wydatki – powiedziała mama, która zawsze była tą bardziej rozsądną i oszczędną. W odróżnieniu od ojca, który lubił się zabawić. Tym razem także wziął moją stronę.
– To w końcu coś z tym zrób – powiedział. – A jeżeli trzeba będzie, to pożyczę ci parę groszy – dodał. I chociaż mama spojrzała na niego srogim wzrokiem, to on twardo stał przy swojej propozycji.
Jednak ja odmówiłem. Nie chciałem pożyczać pieniędzy od emeryta, który też miał przecież swoje wydatki. Ale na zagraniczne wakacje i tak postanowiłem pojechać.
– Życzę miłego wypoczynku – powiedziała pani z banku, kiedy podpisałem umowę o kredyt.
Kilka dni wcześniej postanowiłem zrobić wszystko, aby zabrać żonę w ciepłe kraje. A jednym ze sposobów na spełnienie tych planów był kredyt. I chociaż nie należał on do tych najatrakcyjniejszych, to nie żałowałem. Byłem przeszczęśliwy, że w końcu mogę podziękować żonie za te wszystkie lata razem. Tym bardziej że doskonale wiedziałem o tym, że zagraniczna wycieczka jest jej ogromnym marzeniem.
– Ależ zrobiłeś mi niespodziankę – wykrzyczała Kaśka, gdy tylko dowiedziała się, gdzie spędzimy tegoroczny urlop. Ale zaraz złapała się za głowę. – To musiało kosztować majątek.
– Tym się nie przejmuj – powiedziałem szybko. – Raz na jakiś czas możemy pozwolić sobie na przyjemności.
Kaśka jeszcze spojrzała na mnie sceptycznym wzrokiem, ale szybko na jej twarzy pojawił się uśmiech. A mi było bardzo miło, że w końcu mogłem spełnić jej marzenie. W dniu wyjazdu odstawiliśmy dzieci do dziadków i ruszyliśmy na podbój świata.
Miałem dość tych wakacji
Nasza zagraniczna przygoda rozpoczęła się bardzo dobrze i nic nie zwiastowało późniejszej katastrofy. Na egzotyczną wyspę dotarliśmy bez większych przeszkód, a na miejscu okazało się, że wszystko wygląda tak jak na folderze. Niemal od razu po przylocie przechwyciła nas nasza opiekunka, która oprowadziła nas po okolicy i powiedziała, co zawarte jest w naszym pakiecie. A okazało się, że jest tego całkiem dużo.
– To prawdziwe all inclusive – zachwycała się Kaśka podczas wykładu przewodniczki. A potem dodała z przerażeniem w głosie, że to wszystko musiało kosztować majątek. – Stać nas na to? – zapytała.
– Niczym się nie przejmuj – odpowiedziałem. – I ze wszystkiego korzystaj – dodałem jeszcze.
I Kaśka wzięła to na serio. Od samego początku pozapisywała nas na wszystkie wycieczki, które mieściły się w naszym pakiecie. Z przerażeniem odkryłem, że od następnego dnia czeka mnie bieganie po wszystkich możliwych atrakcjach turystycznych.
– A może byśmy trochę odpoczęli? – zapytałem przerażony. Plan mojej żony był naprawdę katorżniczy,
– Odpoczywać możemy w domu – zawołała wesoło. A potem kazała mi się przebierać i biec na plażę. Jeszcze tego samego popołudnia zamierzała popływać skuterem wodnym, a potem pójść na wieczorne przedstawienie. A ja na samą myśl o tym wszystkim już byłem zmęczony.
Przez kilka kolejnych dni czułem się tak, jakbym wykonywał ciężką fizyczną pracę. Żona budziła mnie bladym świtem, a następnie ganiała po wszystkich okolicznych zabytkach, budowlach, atrakcjach i plażach. Tak naprawdę nie miałem nawet pół godziny odpoczynku. O drzemce lub spokojnym wylegiwaniu się na plaży mogłem jedynie pomarzyć.
– A nie chcesz pojechać sama? – zapytałem kolejnego ranka. Miałem cichą nadzieję, że to moje marudzenie uwolni mnie od konieczności towarzyszenia jej w podboju kolejnej atrakcji.
– No co ty – parsknęła. – Nie po to zapłaciłeś tyle pieniędzy, aby teraz spędzać urlop w hotelu.
Cóż było robić? Zaciskałem zęby i w duchu przeklinałem, ale pokornie pakowałem plecak i podążałem za żoną. Ale tak naprawdę miałem już tego wszystkiego dosyć. Marzyłem o wypoczynku na wsi, gdzie nie musiałbym znosić okrzyków wiecznie podekscytowanej żony.
Doprowadzało mnie to do rozpaczy
– Paweł, wstawaj – usłyszałem nad uchem głos żony. A gdy nie reagowałem, to ton jej głosu stał się o kilka decybeli głośniejszy. – Wstawaj, słyszysz? Musimy iść na śniadanie. Za chwilę wszystko nam zjedzą – usłyszałem jeszcze.
Mimowolnie się skrzywiłem. Kaśka każdego dnia zachowywała się jak stereotypowy Polak na zagranicznych wakacjach. Biegła na śniadanie z samego rana, żeby inny uczestnicy wycieczki nie zjedli jej ulubionego ciasta.
– Przecież obsługa dołoży to, co się skończy – próbowałem jej tłumaczyć.
Ale ona mnie nie słuchała. Nakładała na talerze kopiaste porcje, żeby tylko nikt jej nie ubiegł. Podobnie było z drinkami. Brała po kilka kieliszków jednocześnie, bo nie potrafiła zrozumieć, że w naszym pakiecie mamy to wszystko w cenie.
– A jak ktoś wypije nasze? – pytała. I sięgała po kolejne kieliszki z kolorowymi drinkami.
Tak samo było z innymi atrakcjami zawartymi w naszym pakiecie. Kaśka wstawała z samego rana i rezerwowała wszystkie wycieczki, a gdy zaplanowała odpoczynek na plaży, to bladym świtem pobierała ręczniki i leżaki.
– Żeby nikt nas nie ubiegł – mówiła, mrugając do mnie okiem. I za nic na świecie nie dała sobie wytłumaczyć, że nie musi się tak zachowywać.
– Nikt nas w niczym nie ubiegnie – próbowałem jej tłumaczyć. – My to wszystko mamy zagwarantowane.
Ale Kaśka wiedziała swoje. I chociaż inni uczestnicy wycieczki oraz przedstawiciele obsługi patrzyli na nią w szczególny sposób, to ona nic sobie z tego nie robiła. Co więcej – zachowywała się coraz gorzej.
– Więcej zostanie dla nas – podsumowała sytuację, gdy pewne małżeństwo opuściło jadalnię w momencie, gdy przysiedliśmy się do ich stolika. A potem roześmiała się na cały głos i zabrała się do jedzenia.
Nie mogłem się bardziej wstydzić
Na tym nie kończyły się jej specyficzne zachowania. W celu zaoszczędzenia na jedzeniu i piciu podczas zwiedzania i wycieczek moja żona wpadła na genialny pomysł.
– Nie zapomnij zapakować prowiantu – powiedziała któregoś poranka. Właśnie skończyliśmy śniadanie, a ja zamierzałem podnieść się od stołu.
– Jakiego prowiantu? – zapytałem. Tego dnia Kaśka zaplanowała rejs statkiem, który miał trwać kilka godzin.
– Przecież nie będziemy cały dzień głodni – powiedziała. – Zrób kanapki z tego co przygotowali na śniadanie. Do tego weź owoce i kilka butelek wody. I jeszcze jedno. Do termosu wlej kawę – dyrygowała jak dobrze wyszkolony generał.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
– Kupimy coś po drodze – powiedziałem.
– Jeszcze czego – usłyszałem oburzony głos żony. – Nie po to mamy śniadanie w cenie, aby płacić za dodatkowe wyżywienie – podsumowała. I jak gdyby nic zaczęła pakować jedzenie, którego nie zjedliśmy podczas śniadania.
Inny uczestnicy wycieczki patrzyli na nas jak na wariatów. Ale Kaśka miała to w nosie. Spakowała jedzenie do toreb i opuściła jadalnię. A ja myślałem, że spalę się ze wstydu. Tym bardziej że ta czynność powtarzała się każdego kolejnego dnia. Jedliśmy śniadanie, a całą resztę Kaśka pakowała do toreb.
– W pobliżu znajduje się bardzo dobra restauracja – powiedziała nam kiedyś nasza przewodniczka. – Mogą państwo tam skosztować regionalnych dań.
I kiedy ja chciałem poprosić na namiary, to moja żona mnie ubiegła.
– Nie trzeba – odpowiedziała. – Nie będziemy przepłacać – dodała.
Przewodniczka spojrzała na nas dziwnym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. A ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Z każdym dniem zachowanie Kaśki było coraz gorsze. A ja coraz bardziej żałowałem, że zdecydowałem się na te wakacje. Było mi po prostu wstyd. I każdego kolejnego ranka odliczałem dni do zakończenia tej nieudanej wycieczki. A gdy wylądowaliśmy w końcu w Polsce, to odetchnąłem z ulgą.
– To były najlepsze wakacje w moim życiu – usłyszałem głos żony. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś je powtórzymy – powiedziała z uśmiechem.
A ja poczułem nieprzyjemny dreszcz na plecach. „Oby nie” – pomyślałem. I chociaż wiem, że jestem trochę niesprawiedliwy, to mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie czeka mnie powtórka z mało śmiesznej rozrywki. Kocham swoją żonę, ale nie chcę z nią jechać na kolejne zagraniczne wakacje. Chyba bym tego nie zniósł.
Paweł, 35 lat
Czytaj także:
„Ukochany miał czas, by zrobić mi 2 dzieci, ale żeby rozwieść się z żoną już nie. Powoli tracę cierpliwość”
„Zazdrosny kumpel rozpowiadał plotki o mojej rodzinie. Chciał zniszczyć nasz ślub i moje szczęście”
„Dla rodziców byłam jak darmowa opieka pielęgniarska na pełny etat. Okazało się, że wszystko sprytnie sobie zaplanowali”