Już od najmłodszych lat marzyłam o dużej i szczęśliwej rodzinie. W dużej mierze wynikało to z tego, że sama takiej nie miałam. Rodzice rozwiedli się gdy byłam mała, a potem niewiele się mną interesowali. Nic więc dziwnego, że brakowało mi rodzinnego ciepła. A gdy spotkałam Piotra, to myślałam, że moje marzenie w końcu się spełni. Szkoda tylko, że mój chłopak miał inne plany.
Moje życie było pasmem niepowodzeń
Jeszcze w szkole średniej postanowiłam, że w przyszłości stworzę szczęśliwą rodzinę. Właśnie byłam świadkiem kolejnej awantury między rodzicami, którzy próbowali ustalić, kto z nich zapłaci za moją szkolną wycieczkę. Oczywiście nie było chętnych.
– Marzę o tym, aby w końcu wyprowadzić się z domu – powiedziałam koleżance, która doskonale wiedziała o moich rodzinnych problemach.
I dość szybko nadarzyła się ku temu okazja. Od razu po maturze znalazłam pracę, dzięki której wynajęłam niewielką kawalerkę i w końcu rozpoczęłam samodzielne życie.
– Teraz czas na męża i dzieci – zażartowała koleżanka. Ale dla mnie nie był to temat do żartów. Ja faktycznie zamierzałam znaleźć tego jedynego i założyć z nim szczęśliwą rodzinę.
Jednak plany i marzenia to jedno, a ich realizacja to zupełnie coś innego. Pomimo intensywnych poszukiwań odpowiedniego kandydata, wciąż byłam sama.
– Ja po prostu mam jakiegoś pecha – zwierzałam się koleżance. I tak faktycznie było. Każdy kolejny chłopak okazywał się kłamcą, bawidamkiem, maminsynkiem lub facetem poszukującym jedynie wrażeń i dobrej zabawy. A ja chciałam czegoś zupełnie innego.
– Spokojnie, jeszcze wszystko przed tobą – uspokajała mnie koleżanka. – A na razie baw się i korzystaj z życia – dodawała.
Pewnie, łatwo jej było tak mówić. Sama była w szczęśliwym związku i coraz częściej przebąkiwała o ślubie. A ja co? Wciąż poszukiwałam kandydata na męża i nic nie wskazywało na to, że w najbliższej przyszłości miałoby się to zmienić.
W nim widziałam swoją szansę
Wszystko zmieniło się pewnego jesiennego popołudnia. Podczas powrotu z pracy uświadomiłam sobie, że moja lodówka świeci pustkami. I chociaż zupełnie nie miałam na to ochoty, to musiałam zrobić jakieś zakupy. Jednak nawet tam pech mnie nie opuszczał. Gdy tylko odeszłam od kasy, to pękła moja torba i wszystkie zakupione produkty potoczyły się po podłodze.
– Pomogę pani – usłyszałam obok męski głos. Właśnie zbierałam jabłka, przeklinając mój los.
– Dziękuję – bąknęłam pod nosem, nawet nie podnosząc głowy. W tamtym momencie chciałam jak najszybciej zaszyć się w czterech ścianach mojego małego mieszkanka. To zdecydowanie nie był mój czas.
– Pomóc pani zanieść te zakupy? – usłyszałam po chwili. Dopiero wtedy spojrzałam w oczy swojego pomocnika. I od razu poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Przede mną stał wysoki brunet, który prezentował jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jaki w ogóle widziałam.
– Nie trzeba. Mieszkam niedaleko – wydukałam. Stojący obok przystojniak zrobił na mnie ogromne wrażenie.
– To pomogę – usłyszałam. I kolejny raz już nie zaprotestowałam. Piotr – bo tak miał na imię mój wybawiciel – odprowadził mnie pod samą klatkę.
A potem poprosił mnie o numer telefonu i obiecał, że zadzwoni. Nie uwierzyłam mu. Jednak po kilku dniach zobaczyłam na wyświetlaczu komórki nieznajomy numer. Piotr zaprosił mnie do kina. Potem była kolacja, wyjście na lodowisko i wspólny weekend A po kilku tygodniach byliśmy już parą.
Z każdym kolejnym dniem czułam, że Piotr zajmuje w moim życiu coraz ważniejsze miejsce. Budziłam się z myślą o nim, w ciągu dnia przypominałam sobie nasze randki, a wieczorem kładłam się do łóżka, mając przed oczami jego przystojną twarz.
– Zakochałam się – wyznałam koleżance, która dopytywała o mój dobry humor. Magda spojrzała na mnie i szeroko się uśmiechnęła.
– Mam nadzieję, że tym razem to coś poważnego – powiedziała. A potem mocno mnie przytuliła.
– Ja też mam taką nadzieję – westchnęłam. I faktycznie tak czułam. Piotr skradł moje serce jak nikt przedtem. A ja czułam, że w końcu spotkałam kogoś, z kim będę szczęśliwa.
– To kiedy ślub? – zapytała żartobliwie Magda.
Wtedy jeszcze o tym nie myślałam. Ale w mojej głowie powoli pojawiała się wizja wspólnego życia, dzieci i małego domku za miastem. I chociaż na tym etapie nie zamierzałam jeszcze poruszać tego tematu, to miałam nadzieję, że w niedługim czasie pojawi się on w naszej relacji. Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że Piotr może mieć zupełnie inne plany.
Przygotowania do wspólnego życia
Po kilku miesiącach udanego i szczęśliwego związku zaczęłam myśleć o wspólnej przyszłości.
– Może zamieszkamy razem? – zapytałam któregoś wieczoru Piotra. Coraz częściej spędzaliśmy wspólnie noce – u niego lub u mnie – więc taki krok wydawał się czymś zupełnie naturalnym.
Jednak mina Piotra wskazywała, że nie do końca spodobał mu się ten pomysł.
– Poczekajmy jeszcze trochę – powiedział. – Mamy dużo czasu na podejmowanie takich decyzji.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Byłam pewna, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a wspólne zamieszkanie jest kolejnym krokiem ku naszej szczęśliwej przyszłości.
– Nie chcesz tego? – zapytałam.
– Oczywiście, że chcę – odpowiedział Piotr z tym swoim słodkim uśmiechem. – Ale uważam, że mamy jeszcze czas – dodał. A potem od razu mnie pocałował, a ja zapomniałam o całym świecie.
Jednak z czasem coraz bardziej zaczęłam myśleć o przyszłości. Nie byłam już najmłodsza, a do głosu coraz częściej dochodził instynkt małżeński.
– Marzę o tym, aby wyjść za mąż za Piotra – zwierzyłam się Magdzie. – Czuję, że to jest mężczyzna mojego życia.
– To na co czekacie? – zapytała koleżanka.
– No właśnie nie wiem – odpowiedziałam cicho.
Problem był w tym, że to nie ja czekałam. Gdyby to ode mnie zależało, to stanęłabym na ślubnym kobiercu już następnego dnia. Ale Piotr chyba myślał inaczej. Za każdym razem, gdy wspominałam o przejściu do kolejnego etapu w naszym związku, to zachowywał się tak jakby nic nie słyszał. Początkowo jedynie sugerowałam, że chcę czegoś więcej, ale z czasem zaczęłam mówić o tym wprost.
– Przecież jest dobrze – słyszałam za każdym razem. A potem otrzymywałam zapewnienie, że na wszystko przyjdzie czas.
Ale ja nie chciałam dłużej czekać. Kochałam Piotra i chciałam spędzić z nim resztę życia. Ale chciałam to zrobić tradycyjnie – oświadczyny, ślub, a potem wspólne życie. A ponieważ nie mogłam się tego doczekać, to postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Oświadczyłam się swojemu chłopakowi
Kiedy kolejny raz nie doczekałam się ze strony Piotra żadnej inicjatywy, to postanowiłam zareagować.
– Muszę coś zrobić – powiedziałam Magdzie. – Bo w przeciwnym razie doczekam emerytury w tym swoim panieństwie.
Magda pokiwała głową ze zrozumieniem, a potem nagle jej oczy zabłysły.
– A może ty mu się oświadcz – powiedziała.
– Ja? – zapytałam zaskoczona. Wprawdzie myślałam o jakimś ruchu z mojej strony, ale oświadczyny ze strony kobiety kłóciły się z moim światopoglądem.
– A czemu nie? – usłyszałam. – W końcu mamy równouprawnienie, które czas najwyższy zacząć wykorzystywać. Zresztą Piotrek na pewno się ucieszy, że przejęłaś inicjatywę. Faceci to lubią, uwierz mi – dodała.
Spojrzałam na rozemocjonowaną koleżankę i doszłam do wniosku, że to nie jest zły pomysł. „Raz kozie śmierć” – pomyślałam. I postanowiłam wprowadzić ten plan w życie. Jeszcze tego samego dnia kupiłam wytworne wino i przygotowałam elegancką kolację. A potem zadzwoniłam do Piotrka i zaprosiłam go na wieczór.
– Co to za okazja? – zapytał zdziwiony. Raz po raz spoglądał na mnie ubraną w seksowną sukienkę i na zastawiony stół.
– Wyjątkowa – powiedziałam tajemniczo, a potem zaprosiłam go do stołu. A gdy na stole zostało tylko wino, to przystąpiłam do działania.
– Ożenisz się ze mną? – zapytałam.
Piotr spojrzał na mnie zaskoczony.
– Żartujesz? – zapytał tonem, który sugerował, że tego wieczoru wypiłam za dużo wina.
– Nie żartuję – odpowiedziałam z uśmiechem. – Oświadczam ci się – dodałam. A potem ruszyłam w jego kierunku. Byłam przekonana, że Piotr weźmie mnie w ramiona i powie, że czekał na mnie całe życie.
Nic takiego się nie stało.
– Muszę to przemyśleć – usłyszałam. A potem Piotr wstał od stołu i ruszył w stronę drzwi. – Odezwę się – rzucił na odchodne.
I tak zostałam sama
Nie odezwał się. Ani następnego dnia, ani nigdy potem. Od kolejnego ranka nie odbierał ode mnie telefonów ani nie odpisywał na moje wiadomości. A pewnego dnia w słuchawce usłyszałam, że abonent jest poza zasięgiem. Gdy pojechałam do jego mieszkania, to okazało się, że Piotr wypowiedział umowę i się wyprowadził.
Próbowałam jeszcze szukać go przez znajomych i chodzić do miejsc, w których bywał. Nic z tego – Piotr zapadł się pod ziemię. I chociaż początkowo martwiłam się o niego, to szybko uświadomiłam sobie, że on po prostu zwiał. Zamiast powiedzieć mi prosto w oczy, że nie chce się ze mną żenić, to wybrał ucieczkę. A ja kolejny raz płakałam za facetem, który nie był wart moich uczuć.
Anna, 28 lat
Czytaj także:
„Narzeczona syna jest prawie moją rówieśnicą. Nie pozwolę, żeby moje dziecko zniszczyło sobie życie z tą szatrapą”
„Na weselu brata to ja przeżywałem noc poślubną. Bratowa pokazała mi, jak smakuje zakazany owoc”
„Mam 40 lat na karku, a mogłem zmieniać partnerki częściej niż pościel. Mam więcej do zaoferowania niż młodsi faceci”