Noc w mieście. Tylko od wielkiego dzwonu przemknie osobówka, oświetlając przelotnie pomieszczenie. Na sofie drzemie moja pociecha, Zosia. Co jakiś czas cicho wzdycha przez sen. Chyba rażą ją reflektory zza okna. Być może za miesiąc uzbieram kasę, żeby powiesić rolety. A dokładniej – odłożyć fundusze na ten cel. Obecne żaluzje są stare, powyginane od czyszczenia, kiepsko chronią przed światłem latarni.
Zaniedbywali mnie
Zaczynam patrzeć w przyszłość z większą nadzieją i stopniowo opuszczam swoją bezpieczną przystań. Być może pewnego dnia uda mi się zrealizować swoje pragnienia i wylecę z kokonu jak barwny motyl. Póki co jestem jedynie ćmą, która po omacku dąży ku światłu. Zraniona i bezradna. Przyszło mi do głowy, że moje życie mogłoby posłużyć za kanwę powieści, tyle się w nim działo. Szkoda tylko, że więcej w nim smutku niż radości…
Moje pierwsze lata życia to mglisty obrazek. Niewiele z niego zostało w pamięci. Kiedy byłam jeszcze kilkuletnią dziewczynką, rodzice się rozstali. Mam w głowie wspomnienia, jak tata brał mnie czasem na lody albo zabierał na stadion. Strasznie się tam nudziłam i bałam hałasu tłumu, ale i tak czułam dumę, mogąc spędzać z nim czas. Później oboje założyli nowe rodziny. Ojciec z drugą żoną wyjechali z naszej miejscowości. Właściwie przestaliśmy się widywać. Mama i jej nowy facet też mnie zaniedbywali. Miałam pełną swobodę i zero kontroli.
Zbłądziłam na niewłaściwą ścieżkę. Opuszczanie lekcji, fajki, alkohol. Całe szczęście, szybko mnie to znudziło, ale dało mi pewność siebie. Nauczyciele powtarzali, że jestem bezczelna i nieustępliwa. W nauce bywało różnie – czasem lepiej, innym razem gorzej, ale z zachowania nigdy nie dostawałam dobrej oceny.
Miałam trudne dzieciństwo
Kiedy skończyłam podstawówkę, drugi mąż mamy, mój ojczym, zostawił ją dla młodszej. Sama to widziałam na własne oczy. Mama strasznie to przeżyła. Od tamtej pory zaczęła sięgać po kieliszek. Na początku nie widziałam w tym nic złego. Zresztą mama robiła wszystko, żeby to przede mną ukryć.
Tamtego lata byłam po uszy zadurzona i większość czasu spędzałam na włóczeniu się z Sylwkiem, który był o trzy lata starszy ode mnie. Ja miałam wtedy piętnaście lat, a on już osiemnaście. Czułam się taka dorosła i pierwszy raz od dawna naprawdę kochana. Irytowało mnie trochę, że przeklinał jak stary marynarz, słuchał kiczowatego disco polo i strasznie się pocił, ale cóż mogłam poradzić.
Nasz związek nie trwał długo, bo Sylwka powołali do wojska, a nasza miłość na odległość nie przetrwała nawet miesiąca korespondencji. Być może dlatego, że nigdy nie zgodziłam się na nic więcej.
W tym czasie moja mama często i sporo piła, odwiedzali ją przeróżni mężczyźni, rzecz jasna, żeby wspólnie się napić. Nie bardzo miałam dokąd pójść. Po roku przeniosłam się do szkoły z akademikiem, za który płacił tata. Niestety, na soboty i niedziele byliśmy zmuszeni go opuszczać.
Z oporami kierowałam się w stronę domu. Mama, kiedy nie piła, była opiekuńczą i kochającą osobą, lecz gdy wpadała w nałóg, traciła kontakt z rzeczywistością. Pewna osoba wyjaśniła mi, że alkoholizm to choroba, często nieuleczalna. Gdyby tylko zgodziła się podjąć terapię… Może powinnam była wykazać więcej stanowczości.
Pracowałam na czarno
Wsparcie otrzymałam od mojej wychowawczyni. Ona powiedziała mi, żebym się nie poddawała. Uważała, że i tak nie będę w stanie pomóc mamie, że powinnam skupić się na sobie i swoim życiu. Maturę zdałam na same trójki, ale najważniejsze, że mam ten papierek w kieszeni. Nie było komu się pochwalić, mama jak zwykle nawalona, a tata ograniczał się do sporadycznych telefonów.
Gdy odebrałam ostatnie świadectwo, ojciec przestał przysyłać kasę na moje utrzymanie. Postanowiłam, że więcej w tym domu się nie pokażę. Wynajęłam pokój u jednej babci, która udostępniała kwatery uczniom, więc musiałam jej wcisnąć kit, że dalej chodzę do szkoły.
Znalezienie zatrudnienia graniczyło z cudem, dlatego na początku opiekowałam się maluchami i robiłam porządki. Wszystko bez umowy. Dostawałam psie pieniądze, ledwo starczało na pokój i zakupy. W owych latach niewielu decydowało się na wyjazd poza kraj. Szkoda, że przyszłam na świat za wcześnie. Zapewne wyjechałabym do Anglii i tyle by mnie widzieli.
Na moje szczęście w okolicy zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu sklepy wielkopowierzchniowe, dzięki czemu udało mi się znaleźć robotę. Wspólnie z poznaną tam dziewczyną wynajęłyśmy przestronniejszy i ładniej urządzony pokój. Kosztowało to sporo mniej, ale nie mieszkałyśmy razem zbyt długo.
Nie myślałam o facetach
Miałam kilku adoratorów, którzy kręcili się wokół mnie, ale wszystkich odrzucałam, chociaż jeden z nich wpadł mi w oko. Kiedy tylko zaczynałam myśleć o zbliżeniu, momentalnie odechciewało mi się romantycznych uniesień.
Kiedy Marek odwiedzał moją współlokatorkę Jolkę, czułam się trochę niezręcznie, gdy przy mnie się obściskiwali, ale jeszcze jakoś to znosiłam. Prawdziwy dramat nastąpił około miesiąc po tych wydarzeniach. Ponieważ pracowałyśmy na inne zmiany, pewnego razu, gdy Jolka była w robocie, jej chłopak zaczął się do mnie przystawiać. Szybko pokazałam Markowi, gdzie jego miejsce. Spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się od Jolki.
Stało się to w tym samym czasie, gdy odeszła moja mama. Przez długi czas dręczyło mnie poczucie winy, że zostawiłam ją samą, że nie wyciągnęłam do niej pomocnej dłoni. Po jej odejściu nie miałam nic. Nie opłacała rachunków za mieszkanie, więc w końcu wyrzucili ją do nędznych klitek na peryferiach. W naszym dawnym lokum mieszkali teraz kompletnie obcy ludzie. Tata nie pojawił się na pogrzebie, nie miałam nawet pojęcia, czy dotarła do niego wiadomość o śmierci mamy.
Próbowałam się dodzwonić, ale nikt nie odbierał. Później okazało się, że znów zmienili miejsce zamieszkania, ale nie wiedziałam gdzie. Pewnie chciał wymazać ślady przeszłości. Po jakimś czasie usłyszałam, że umarł na atak serca.
Byłam samotna
Nagle okazało się, że jestem całkiem sama na tym świecie. Kiedyś mi to aż tak nie doskwierało. Może dlatego, że gdzieś z tyłu głowy miałam poczucie, iż tata gdzieś jest i o mnie pamięta. Ale teraz ta samotność zaczęła mi ciążyć. Nie miałam zbyt wielu przyjaciół, a z Jolą też przestałyśmy się dogadywać, poza tym wzięli ślub z Markiem i jakoś nie ciągnęło mnie do przebywania w ich towarzystwie.
Mężczyźni wciąż nie byli w kręgu moich zainteresowań. Zresztą ich liczba w moim otoczeniu stale malała. Uznawano mnie za niedostępną ekscentryczkę, starą pannę, choć to określenie wyszło już z użycia. Nie miałam nic przeciwko temu. Czas leciał nieubłaganie. Z biegiem lat ogarnęło mnie jakieś otępienie. Nie mogłam odnaleźć swojego miejsca na ziemi, moja egzystencja jawiła się jako jałowa, ogołocona z emocji i jakiegokolwiek znaczenia.
Wtedy przyszło mi do głowy, co muszę zrobić, żeby wszystko zmienić. Mój plan szybko się powiódł. Z ojcem córki nie spotykałam się długo. Był to samotny facet po czterdziestce, pracował w urzędzie i często robił zakupy akurat w moim sklepie. Pewnego razu zebrał się na odwagę i zaprosił mnie do swojego mieszkania na obiad. Nie miałam nic przeciwko temu, żebyśmy wylądowali razem w pościeli.
Taki miałam zamiar
Okropnie się bałam, ale nie było aż tak źle. Może dwa kieliszki wina sprawiły, że przestałam się tak denerwować, a może niepotrzebnie go tak szybko oceniłam.
Kiedy dowiedziałam się o ciąży, postanowiłam wyjechać. Na szczęście miałam trochę oszczędności. Uśmiechnęło się do mnie szczęście, gdyż udało mi się wynająć niedrogie mieszkanie od osób przebywających poza krajem. Wspaniale było też dostać pracę, co napawało mnie radością, ponieważ wiązało się to z perspektywą otrzymania urlopu macierzyńskiego w przyszłości.
Przez kwartał dorabiałam sobie w charakterze obsługi w restauracji, ale później musiałam przejść na L4. Kiedy na świat przyszła moja córeczka, ogarnęła mnie autentyczna radość. Pielęgniarki w szpitalu były nieco zaskoczone, że do dziewczynki nikt nie przychodzi, ale dość szybko ucięłam ich spekulacje, tłumacząc, że ojciec przebywa poza Polską.
Tuż po zdaniu egzaminu dojrzałości opiekowałam się paroma brzdącami, więc mniej więcej miałam pojęcie, jak dbać o noworodki. Czego nie wiedziałam, doczytałam w poradnikach, a reszty nauczył mnie instynkt macierzyński.
Nie było łatwo, przyznaję. Bywały takie momenty, że brakowało mi energii. Zupełnie sama, w nieznanym mieście, mogłam liczyć tylko na siebie. Podczas spaceru w parku zaprzyjaźniłam się z paroma fajnymi mamami. Jedna podsunęła mi kolejny adres do mieszkania, a inna zasugerowała, żebym poszła na kurs robienia paznokci. Dwa lata temu założyłam swój biznes. Potrzebowałam takiej pracy, która da mi możliwość spędzania jak najwięcej czasu z Zosią. Udało się. Mam nadzieję, że w przyszłości nasze życie będzie jeszcze wspanialsze.
Martyna, 26 lat
Czytaj także:
„Po dwóch dekadach harówki miałam tego serdecznie dosyć. Postanowiłam zacząć zarabiać na tym, co kocham”
„Teściowie jeżdżą na urlop razem z byłą żoną mojego męża. Bierze mnie na mdłości, gdy widzę, jak jedzą sobie z dziubków”
„Odkryłem, że żona łajdaczy się z innym facetem. A potem, że przez lata żyliśmy w trójkącie z ich parszywym sekretem”