„Odkryłem, że żona łajdaczy się z innym facetem. A potem, że przez lata żyliśmy w trójkącie z ich parszywym sekretem”

Obrażony mąż fot. iStock by Getty Images, dragana991
„Wmawiałem sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a wszystkie napotykane po drodze przeszkody miały jedynie wzmocnić nasze uczucie. Niestety przekonałem się, że to nieprawda, a nasze małżeństwo było idealne jedynie w mojej głowie”.
/ 08.08.2024 21:15
Obrażony mąż fot. iStock by Getty Images, dragana991

Monikę poznałem na jednej ze studenckich imprez. I chociaż wiele osób ostrzegało mnie, że ta dziewczyna nie jest najlepszą kandydatką na żonę, ja ich nie słuchałem. Byłem zakochany po uszy. Dlatego też od razu po zakończeniu studiów wręczyłem jej pierścionek zaręczynowy z nadzieją, że stworzymy trwały i udany związek. Nasz ślub był wspaniały. Ale nasze małżeńskie życie okazało się jednym wielkim kłamstwem.

To nie jest dziewczyna dla ciebie

Pamiętam jak dziś, kiedy pierwszy raz ujrzałem swoją przyszłą żonę. Zostałem zaproszony na urodziny kumpla z roku. I chociaż wcale nie miałem ochoty tam iść, to jednak się zdecydowałem. I to był strzał w dziesiątkę. Kilka minut po odśpiewaniu pierwszego toastu do knajpy wkroczyła dziewczyna, która przyciągnęła wzrok wszystkich męskich uczestników imprezy. Wysoka, zgrabna, z nogami do nieba, o niebieskich oczach i cudownych dołeczkach w policzkach – po prostu bogini. Od razu się zakochałem.

Może zatańczymy? – usłyszałem po kilkunastu minutach. Obok mnie stała owa zjawiskowa dziewczyna, która właśnie mnie poprosiła do tańca. Zgodziłem się, chociaż w najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że wybierze właśnie mnie.

To był wspaniały wieczór. I to był też początek naszego związku. I chociaż sporo nas różniło, to nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, że się kochaliśmy. A przynajmniej ja tak myślałem.

– Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? – zapytał mnie kumpel, któremu zwierzyłem się z zamiaru poproszenia Moniki o rękę.

– Oczywiście, że tak – powiedziałem z przekonaniem. – Przecież ją kocham – dodałem po chwili.

Miłość to nie wszystko – westchnął kolega.  – A Monika najprawdopodobniej nie jest najlepszą kandydatką na żonę – dodał.

Wiedziałem, co ma na myśli. Moja dziewczyna miała opinię rozrywkowej i wiecznie bawiącej się osoby, dla której związki i trwałe relacje nie mają żadnego znaczenia. Jednak ja byłem przekonany, że to przeszłość. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, to Monika ani razu nie dała mi powodu do zazdrości. Co więcej – na każdym kroku udowadniała, że zależy jej na mnie i dorosła do tego, aby stworzyć trwały związek. Byłem przekonany, że to moja zasługa. I dopiero po wielu latach przekonałem się, że swoją naiwnością dorównywałem głupiemu i niedoświadczonemu podlotkowi.

Ślub zapoczątkował nasze wspólne życie

Doskonale pamiętam dzień, w którym Monika przyjęła pierścionek zaręczynowy i zgodziła się zostać moją żoną. Tego dnia lało jak z cebra i mój plan oświadczenia się w przepięknych okolicznościach przyrody spełzł na niczym. Ale to nie miało najmniejszego znaczenia.

Chcesz mnie o coś zapytać? – zapytała Monika, mrugnąwszy okiem. Już od kilku godzin zastanawiałem się, jak zrealizować swój plan. A moja dziewczyna doskonale wiedziała, że coś się szykuje.

– No tak – powiedziałem w końcu. – Zostaniesz moją żoną? – wypaliłem prosto z mostu. I chociaż nie tak miały wyglądać moje oświadczyny, to nie chciałem czekać na lepszą okazję.

Monika spojrzała na mnie, a potem zaczęła się śmiać.

– Oczywiście, że tak – powiedziała w końcu. – Już myślałam, że nigdy tego z siebie nie wyrzucisz.

Spojrzałem na nią zaskoczony.

– Skąd wiedziałaś? – zapytałem zaskoczony.

Masz to wypisane na twarzy – usłyszałem. No tak, nawet z oświadczyn nie udało mi się zrobić niespodzianki.

Ślub był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Stałem przed ołtarzem i patrzyłem w oczy najpiękniejszej dziewczyny na świecie. „Czeka nas cudowne życie” – myślałem, wypowiadając słowa przysięgi małżeńskiej. Jaki ja byłem naiwny.

Od razu po ślubie zamieszkaliśmy w niewielkiej kawalerce. I chociaż zdarzały nam się sprzeczki i nieporozumienia, to ja i tak byłem najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Nie chciałem widzieć żadnych rys na naszym związku. Przez wszystkie lata naszego małżeństwa wmawiałem sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a wszystkie napotykane po drodze przeszkody miały jedynie wzmocnić nasze uczucie i sprawić, że będziemy się kochać jeszcze mocniej. Niestety przekonałem się, że to nieprawda, a nasze małżeństwo było idealne jedynie w mojej głowie.

Czułem, że oddalamy się od siebie

Już kilkanaście miesięcy po ślubie zacząłem dostrzegać, że nasze małżeństwo nie jest tak idealne, jak mi się wydawało. Ale zrzucałem to na karb codzienności, zmęczenia i przepracowania. Oboje z Moniką harowaliśmy po kilkanaście godzin na dobę, gdyż w najbliższych planach mieliśmy zamianę wynajmowanej kawalerki na własne cztery kąty.

To przejściowe – zapewniał mnie mój najlepszy przyjaciel. To właśnie on na początku mojego związku z Moniką próbował mnie przekonywać, że nie jest to dziewczyna dla mnie.

– Skąd wiesz? – zapytałem z ciekawością. Krzysiek był niebieskim ptakiem, który od kilku lat nie mógł się ustatkować i wiecznie skakał z kwiatka na kwiatek.

Tak piszą w mądrych książkach – mrugnął do mnie okiem.

Roześmiałem się. Ale w głębi duszy przyznałem mu rację. Owszem, w ostatnich tygodniach oddaliliśmy się z Moniką od siebie, ale przecież nic złego się nie działo. A ja doskonale wiedziałem, że wcześniej czy później każdy związek musi zmierzyć się z jakimiś kryzysami. „My z tego wyjdziemy obronną ręką” – przekonywałem sam siebie.

Ale tak naprawdę już wtedy powinienem zauważyć, że nie wszystko jest tak, jak powinno być. Monika coraz częściej mnie unikała i spędzała wieczory poza domem. Zdarzało się też, że wyjeżdżała na weekendy.

– Taka praca – wzruszała ramionami, gdy wyrażałem swoje zaniepokojenie tym, że prawie w ogóle nie ma jej w domu. Monika była handlowcem i pięła się po szczeblach kariery. I chociaż wiedziałem, z czym to się wiąże, to i tak trudno mi było zaakceptować jej ciągłą nieobecność. 

– Wiem, wiem – odpowiadałem, wzdychając. – Ale nie sądzisz, że oddalamy się od siebie coraz bardziej? – pytałem zaniepokojony.

– Wydaje ci się – odpowiadała moja żona z uśmiechem, który od razu zmiękczał moje serce i rozwiewał wszystkie wątpliwości.

Co jak co, ale Monika potrafiła mnie urobić jak mało kto. Niestety, z czasem odkryłem, że tę umiejętność doprowadziła do perfekcji.

Długo zajęło mi odkrycie sekretu żony

Przez kilka kolejnych lat naszego małżeństwa wmawiałem sobie, że wszystko się jakoś ułoży. 

– Już nawet prawie nie sypiamy ze sobą – zwierzałem się Krzyśkowi. Od kilku miesięcy mój seks z żoną był sporadyczny, a gdy już się przytrafił, to odnosiłem wrażenie, Monice wcale nie sprawia on przyjemności.

 – Musisz podkręcić atmosferę w sypialni – poradził mi przyjaciel. A potem dał mi kilka rad, które postanowiłem wykorzystać przy najbliższej okazji.

– Zwariowałeś? – zapytała mnie Monika, gdy chciałem wprowadzić do naszej sypialni trochę ognia. – Jestem zmęczona  – dodała i odwróciła się do mnie plecami.

„I to by było na tyle ognia” – pomyślałem rozczarowany. A potem napisałem SMS- a do Krzyśka, że jego rady nic nie dały. „Musisz próbować dalej” – odpisał mi. No tak, łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.

Przez kolejne tygodnie próbowałem wprowadzić w życie rady Krzyśka. Nic z tego nie wyszło, a ja któregoś dnia odkryłem, dlaczego tak się działo.

To był zwykły jesienny wieczór. Tego dnia miałem jechać do swoich rodziców na cały weekend, by im pomóc, ale okazało się, że mama jest chora. Dlatego postanowiliśmy przełożyć to na inny termin. A ja – nie mówiąc nic Monice – zawróciłem z trasy i skierowałem się w stronę naszego mieszkania.

Już po przekroczeniu progu usłyszałem, że moja żona nie jest sama. Usłyszałem szepty i chichoty. „Pewnie zaprosiła jakąś koleżankę” – pomyślałem. Szybko jednak przekonałem się, jak bardzo byłem w błędzie. Wchodząc do salonu, skierowałem wzrok w stronę kanapy, z której dochodziły dziwne odgłosy. I wtedy zobaczyłem Monikę i swojego najlepszego przyjaciela w niedwuznacznej sytuacji. 

Co tu się dzieje? – zapytałem zszokowany. Przed oczami wciąż miałem splecione nagie ciała dwóch najbliższych mi osób.

Kochankowie odskoczyli do siebie jak oparzeni i zaczęli zbierać ciuchy porozrzucane po podłodze.

– To nie tak jak myślisz – wydukała Monika. Ale ja wiedziałem swoje. Zresztą to, co zobaczyłem, nie pozostawiało żadnych złudzeń.

Od jak dawna to trwa? – zapytałem. Byłem załamany, ale wciąż wierzyłem, że to jednorazowy wyskok.

Jednak gdy spojrzałem na minę Krzyśka, to wszystko zrozumiałem. To nie był jedynie szybki numerek pod nieobecność męża.

– Od kilku lat – usłyszałem.

I wtedy wszystko do mnie dotarło. Mój najlepszy przyjaciel dawał mi dobre rady odnośnie mojego małżeństwa, a jednocześnie sypiał z moją żoną.

Dlaczego? – wyszeptałem.

Żadne z nich mi nie odpowiedziało. I chyba nie chciałem się tego dowiedzieć.

Przez kilka kolejnych dni próbowałem zrozumieć, dlaczego najbliżsi mi ludzie tak bardzo mnie skrzywdzili. Przypomniałem sobie ostrzeżenia, które otrzymywałem jeszcze przed ślubem. No cóż, to ja nie chciałem przyjąć ich do wiadomości. A teraz miałem za swoje. Jednak to nie romans mojej żony najbardziej mnie zranił. Najgorsza była świadomość, że przez kilka lat dawałem się wodzić za nos. I to przez ludzi, którym ufałem najbardziej na świecie. 

Paweł, 32 lata

Czytaj także:
„Na imprezie firmowej zintegrowałam się z diabelsko przystojnym facetem. Gdy usłyszałam, kim jest, uciekłam ze wstydu”
„Byłam szczęśliwą żoną, dopóki nagle nie poznałam tajemnicy męża. Teściowa kryła go przez 5 lat”
„Od dekady mąż nie tknął mnie kijem. Nie mam zamiaru być cnotką, więc pojechałam na rozpustne wakacje”

Redakcja poleca

REKLAMA