O nie, ja się na ten ślub nie zgodzę, a na pewno nie pobłogosławię młodym! Michał to chyba na złość mnie zadał się z tą Magdą. Jakby nie wiedział, co mi zrobił nam jej ojciec!
Michał poczerwieniał, kiedy mu wysyczałem w twarz, że nie będzie żadnego ślubu.
– Nie ty będziesz o tym decydował, tato! – odwarknął.
– Naprawdę chcesz się ożenić z córką tego… tego oszusta?! – krzyknąłem. – Zapomniałeś, co nam zrobił?
– Zrobię, jak zechcę! – oznajmił i wybiegł z pokoju.
Helenka spojrzała na mnie z wyrzutem i załamała ręce.
– Co ty najlepszego wyprawiasz? Całkiem zrazisz do siebie syna.
Zacisnąłem zęby. To sobie gówniarz wypatrzył partię – najgorszą w całej wsi, a nawet okolicy. Przecież nie mogłem na to pozwolić!
– Nie wyrażę zgody na ten ślub! – wycedziłem.
– Stary, a głupi – odparła moja żona. – To nie średniowiecze, żeby młodzi mieli się przejmować pozwoleniami rodziców. Ocknij się, chłopie!
Nie zamierzałem się „ocknąć”. Poszedłem do sieni i włożyłem buty.
– A ty gdzie znowu? – spytała Helenka.
– Idę do proboszcza. Nie pójdzie szczeniakowi tak łatwo!
– Do proboszcza? Będziesz z nim gadał o takich sprawach?
– A do kogo mam iść? – zirytowałem się. – Do wójta?
Nie odpowiedziała, poszła do kuchni, bo zasyczały gotujące się ziemniaki. Nie zamierzałem zostawać na obiedzie. Zupełnie straciłem apetyt.
Może ksiądz coś wymyśli?
Na szczęście proboszcz już zjadł, więc mu nie przeszkodziłem. Musiałem tylko chwilę zaczekać, bo miał jakieś papiery do uzupełnienia. Gospodyni zrobiła mi herbaty. Kawy nie chciałem, jako że ciśnienie mi dopisywało, nawet zbyt mocno, po kłótni z synem.
Wreszcie dobrodziej się zjawił ze swoim zawsze życzliwym uśmiechem. Był nieco już pomarszczony, ale ten uśmiech został mu jak za dawnych czasów.
– Co cię sprowadza? – zapytał. – Niezwykły to u księdza gość, do kościoła zagląda tylko, jak musi.
– Porozmawiać chciałem – odparłem. – I pewnie domyśla się proboszcz, o czym.
Pokręcił przecząco głową. Na pewno wiedział, z jaką sprawą przychodzę, ale nie chciał mi nic ułatwiać. To jak przy spowiedzi – człowiek sam powinien sobie uświadomić, w czym jest problem.
– Wie ksiądz, że mój syn chce się ożenić z córką M.?
– Coś słyszałem – potwierdził. – Zapowiedzi jeszcze nie zgłosili, ale mam uszy i dociera do mnie, co mówią ludzie. A ty masz coś przeciwko?
– Pewnie, że mam! Co, nie wie ksiądz, co mi zrobił ten złodziej?
Wzruszył ramionami i westchnął ciężko.
– Jasne, że wiem. Ludzie są grzeszni, a postępek Romka M. chluby mu nie przynosi.
Chluby nie przynosi? To mało powiedziane.
Sąsiad okazał się oszustem
Kiedy sąd odczytał wyrok, nie wytrzymałem. Zerwałem się z miejsca.
– To skandal! Niesprawiedliwość!
M. patrzył na mnie i widziałem, że najchętniej roześmiałby się w kułak.
– Sąd dał oszustowi prawo do mojej ziemi! – krzyczałem dalej. – A może nie za darmo?
Doczekałem się – nie sprawiedliwości, tylko kary za obrazę trybunału w wysokości pięciuset złotych. Dodatkowo zagrożono mi aresztem.
– Nigdy ci tego nie zapomnę! – warknąłem do Romana na korytarzu.
Wzruszył tylko ramionami i odszedł. A ja zostałem bez sporego kawałka ojcowizny, którą ten podlec wyłudził od mojego zniedołężniałego ojca.
Ksiądz wysłuchał moich narzekań, a potem wstał i wyjął z kredensu karafkę. Rozlał dereniówkę do kieliszków.
– Słuchaj – powiedział po chwili. – Jeśli twój syn ożeni się z Magdą, to przecież ta strata wróci do rodziny. Twój jest jedynakiem, M. też nie ma więcej dzieci, więc co Magdy, to i Michała.
– Nie chodzi już o ten kawałek ziemi – zaprotestowałem – ale o zasady! Jak to może być, żeby własny syn sprzeniewierzył się tak bardzo ojcu? Jak może wchodzić w związek z dzieckiem krzywdziciela? To była też jego ziemia.
Ksiądz znów nalał do kieliszków, wychyliliśmy.
– Masz powód, żeby nie lubić M. – przyznał. – Lecz wiesz, jak jest w życiu. Znasz opowieść o rzucaniu kamieniem, prawda?
– Co mi tu proboszcz o Jezusie będzie opowiadał – burknąłem. – Co to ja, święty jakiś jestem?
Uśmiechnął się.
– Że nie jesteś święty, wiemy obaj doskonale. Może nie połasiłeś się na własność sąsiada, ale pamiętasz, jak było z Joanną? Bo ja pamiętam – zniżył głos. – Tajemnica spowiedzi tajemnicą, ale między sobą możemy rozmawiać szczerze.
Romans z Joanną zaczął się jakoś tak niepostrzeżenie. Pewnie za dużo z nią przebywałem, kiedy Marek po wypadku najpierw był w szpitalu, a potem musiał jechać na długą rehabilitację. To ja pilnowałem jego gospodarstwa, pomagałem żonie. Sama nie dałaby sobie rady.
Helenka albo niczego się nie domyślała, albo nie dała po sobie nic poznać. Tak czy inaczej, w pewnej chwili zaczęło mnie gryźć sumienie i postanowiłem zakończyć pozamałżeński związek. Tym bardziej że Aśka zaczęła coś przebąkiwać o rozwodzie, a ja nie zamierzałem niszczyć ani swojego małżeństwa, ani ich. Po zerwaniu poszedłem się wyspowiadać. Wybrałem w konfesjonałach nie ówczesnego proboszcza, tylko młodszego księdza. Był młody, niebawem miał odejść na nową placówkę. Uznałem, że mój grzech odejdzie daleko, zniknie w świecie razem z nim.
Nie umiałem spojrzeć mu w oczy
Nie mogłem przewidzieć, że ten sam wikary wróci pewnego dnia i zostanie nowym proboszczem.
– Żałuję tego, co zrobiłem Markowi, chociaż nigdy się nie dowiedział – powiedziałem. – Ale przecież nie ukradłem mu…
– Ukradłeś mu żonę – przerwał mi proboszcz. – Co z tego, że się nie dowiedział? I gdybyś jeszcze zrobił coś takiego komuś obcemu. Ale przecież to twój przyjaciel od dzieciństwa. Wojsko razem odsłużyliście.
Nie odpowiedziałem. Miał rację. Postąpiłem tak samo podle jak M. względem mnie. A może i gorzej? Roman nigdy nie był moim bliskim znajomym, a Marek…
– Po tym wszystkim, kiedy wreszcie wrócił, jak mogłeś spojrzeć mu w oczy? – dopytywał ksiądz.
– Z trudem – przyznałem. – Nie było mi łatwo. I jeszcze Aśka… Ją też skrzywdziłem.
Milczeliśmy przez chwilę.
– Właściwie po co przyszedłeś? – ksiądz postanowił przejść do konkretów.
Co mu miałem powiedzieć? Że chcę, aby nie przyjmował zapowiedzi? Żeby Michał z córką M. musieli iść do innej parafii? Wiedziałem już, że na to proboszcz się nie zgodzi. A zresztą jakoś mi zaczęła odchodzić ochota, żeby robić coś podobnego. Może ten nasz proboszcz miał miły, nieśmiały uśmiech, ale umiał zajrzeć człowiekowi w duszę.
– Chciałem jakiejś rady – mruknąłem.
– I co, spodziewałeś się innej niż takiej, żeby nie wtrącać się młodym? – zapytał i nalał jeszcze po pół kieliszka.
– Słuchaj – rzekł. – Daj spokój, niech Michał ożeni się z Magdą. Wróć do domu i pogódź się z synem. Ale nie wracaj tak od razu – zastrzegł. – Idź posiedzieć nad rzeką albo choćby w lesie, przemyśl wszystko. Przypomnij sobie, co sam w życiu zrobiłeś złego, i czy ciebie ktoś nie ma powodu przeklinać. Tyle ci mogę poradzić, a zrobisz, co zechcesz. Dorosły w końcu jesteś.
Skorzystałem z rady księdza i nie wróciłem do domu od razu. Za bardzo się jeszcze wszystko we mnie kotłowało. Poszedłem do gospody, ale w niej też nie zabawiłem długo. Bo już kiedy stanąłem w drzwiach, zobaczyłem M. siedzącego pod oknem nad prawie pełnym kuflem piwa. Oparł brodę na dłoni i zapatrzył się w okno. Nie zauważył mnie, a ja zaraz się cofnąłem. Dopiero w tej chwili przyszło mi na myśl, że jemu też mogło być nie w smak to małżeństwo. Może także suszył głowę córce?
Udałem się nad rzekę. Jej leniwy nurt zawsze działał na mnie kojąco. A potem wróciłem do domu. Helenka przyglądała mi się podejrzliwie.
– No nic – westchnąłem. – Trzeba zrobić, co do człowieka należy.
Poszedłem w stronę schodów.
– Gdzie leziesz? – przeraziła się żona.
– Mało ci? Daj chłopakowi spokój!
Machnąłem na nią ręką i wszedłem na górę. Michał siedział w swoim pokoju przy otwartym laptopie. Pewnie rozmawiał na portalu z tą swoją Magdą. Na mój widok zatrzasnął klapę i wstał.
– Możesz sobie zabraniać, ale się z nią ożenię! – rzucił.
Usiadłem ciężko na krześle przy stole.
– Nie zamierzam ci niczego zabraniać, synu – mruknąłem. – Żeń się z nią, skoro musisz. Pobłogosławię was.
Przez chwilę patrzył na mnie wielkimi oczami, a potem sam usiadł.
– Poważnie mówisz? – spytał.
– Tak. Kto wie? Może będziecie szczęśliwi? Może z tego małżeństwa co dobrego wyjdzie? Wybacz staremu i głupiemu.
– Nie jesteś głupi, tato – odparł. – Tylko cholernie uparty.
– To prawda – pokiwałem głową.
– Uparty też. I chyba pora chociaż trochę z tym skończyć.
Wstał i podał mi rękę. Również wstałem, czując, jak nagłe wzruszenie dławi mnie w gardle.
Mieczysław, 55 lat
Czytaj także:
„Żałuję, że nie wrobiłam męża w dziecko. Gdy on dorósł do bycia ojcem, dla mnie było już za późno na bycie matką”
„Córka zazdrości koleżance życia. Nie wie, że za granicą uwiodła bogatego dziadka dla kasy i dostała bilet w jedną stronę”
„Na emeryturze żona zajęła się wnukami zamiast mną. Żeby nie zdziadzieć, pojechałem do sanatorium i odzyskałem młodość”