„Żałuję, że nie wrobiłam męża w dziecko. Gdy on dorósł do bycia ojcem, dla mnie było już za późno na bycie matką”

załamana kobieta fot. iStock by Getty Images, Ekaterina Vasileva-Bagler
„W naszym garażu podziemnym pojawił się nowy samochód prosto z salonu. Mąż chwalił się nim przed wszystkimi znajomymi, a mi było coraz bardziej wstyd, że kasa tak mu uderzyła do głowy. Wciąż cierpliwie czekałam, aż dostanę zielone światło na dziecko”.
/ 26.06.2024 07:15
załamana kobieta fot. iStock by Getty Images, Ekaterina Vasileva-Bagler

Gdy poznałam Roberta i pokochałam go, byłam pewna, że moje życie wkroczyło na właściwe tory. Marzył mi się ślub i dziecko, a może nawet dwójka lub trójka. I choć szybko zostaliśmy małżeństwem, to jednak mój ukochany szybko sprowadził mnie na ziemię w kwestii naszego rodzicielstwa.

Dla męża to nie był dobry czas

– Dziecko? Może za kilka lat. Przecież z nim nie damy rady podróżować po świecie. To będzie tylko balast.

Częściowo miał rację, ale ja miałam swój argument – mój zegar biologiczny tykał coraz głośniej. Miałam 34 lata i nie chciałam przespać najlepszego czasu na zostanie matką.

– Będziemy podróżować, gdy dziecko trochę urośnie – próbowałam przekonać Roberta.

On był jednak uparty. I nie chodziło tu tylko o podróże. Drugim argumentem przeciw dziecku było małe mieszkanie.

– Teraz gnieździmy się w kawalerce. To nie są warunki do wychowania dziecka. – Najpierw zmienimy mieszkanie na większe.

– Przecież to potrwa. Nie stać nas póki co na nic większego.

– Mamy jeszcze czas – odpowiedział stanowczo i uciął dyskusję.

Czułam, jakbym nie miała nic do powiedzenia w tym związku.

Czułam się rozdarta

Bardzo chciałam mieć dziecko, ale nie wyobrażałam sobie, żeby zajść w ciążę z premedytacją i postawić męża przed faktem dokonanym. Podejrzewam, że to byłby koniec naszego małżeństwa. Uznałam więc, że będę wracać do tematu co jakiś czas.

Moje koleżanki dumnie spacerowały już z wózkami, niektóre miały drugie dziecko, a ja tylko smutno spoglądałam na nie i w jakiś sposób czułam się niepełna. Owszem, na wszystko przyjdzie czas, ale ja miałam już go coraz mniej, by bez problemu zajść w ciążę i urodzić zdrowego bobasa.

Siłą rzeczy więc musiałam skupić swoje myśli na czymś innym. Poświęciłam się pracy. Właściwie to oboje to robiliśmy. Tylko że ja w ten sposób wypełniałam pustkę, a Robert świadomie piął się po szczeblach kariery. Dla niego ważniejsze były kolejne awanse i większe pieniądze niż założenie pełnej rodziny. Czasem zastanawiałam się, po co jestem mu właściwie potrzebna.

Czekałam na jego zgodę

– Kochanie, w końcu dostaniemy kredyt i będziemy mieć większe mieszkanie, a może nawet domek? – powiedział mąż któregoś dnia

Był bardzo zadowolony z siebie.

– Cieszę się – powiedziałam.

– Tak? A nie wyglądasz.

– A czy to oznacza, że możemy w końcu pomyśleć o powiększeniu rodziny?

Popatrzył na mnie jakoś dziwnie.

– Wiesz co, możemy zrobić tak, że wybierając mieszkanie, spróbujemy znaleźć takie, żeby nasze dziecko kiedyś miało w nim komfortowe warunki.

– A kiedy jest to kiedyś?

– Nie wiem, może za rok, dwa?

– Żartujesz? Mam 38 lat, a ciąża nie trwa tydzień. Myślałam, że do 40 będziemy mieć dwoje dzieci, a widzę, że zaraz nie będzie żadnego – zdenerwowałam się.

– Mamy jeszcze czas, nie dramatyzuj.

– Ja dramatyzuję? Może ty masz czas, mój się kurczy.

Byłam tak zła i rozczarowana, że nie mogłam na niego patrzeć, więc wyszłam. Mijały lata, a nasze małżeństwo tkwiło w martwym punkcie. Miałam wrażenie, że Robertowi przestało zależeć na czymkolwiek. Liczyło się tylko to, co można kupić lub spieniężyć. Ja miałam inne wartości.

Mąż ciągle chciał więcej

Nie mając wyboru, tym razem skoncentrowałam się na wyborze mieszkania, a potem urządzaniu go. Gdy tylko się przeprowadziliśmy, Robert zaczął przebąkiwać o nowym aucie.

– Po co ci nowe auto? – zapytałam zdziwiona.

Bo mnie stać – odparł, patrząc na mnie jak na idiotkę.

– No tak, to jest argument – powiedziałam i wyszłam na balkon, by nie rozpętać kolejnej awantury.

Rzeczywiście, w przeciągu 3 miesięcy w naszym garażu podziemnym pojawił się nowy samochód prosto  z salonu. Mąż chwalił się nim przed wszystkimi znajomymi, a mi było coraz bardziej wstyd, że kasa tak mu uderzyła do głowy. Wciąż cierpliwie czekałam, aż dostanę zielone światło na dziecko.

Uznałam, że ten moment w końcu jest blisko, skoro mąż miał już wszystko, co chciał.

Zaskoczył mnie

Tamtego wieczora wrócił z pracy z bukietem róż. Czułam, że coś się święci.

– Coś przeskrobałeś? – spytałam.

– Nie, chciałem ci powiedzieć, że cię kocham.

Wręczył mi bukiet, a między różami dostrzegłam kopertę. Gdy ją otworzyłam, nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać.

– Co to jest?

– Wykupiłem nam super wakacje. Powinniśmy odpocząć.

– Ale...

– Nie ma żadnego ale. Jedziemy, a potem zaczniemy się starać o dziecko.

– Naprawdę? – nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

– Tak, kochanie. Najwyższy czas. Zrobimy sobie prezent na 40-stkę.

Pojechaliśmy na ten urlop i rzeczywiście nasze starania o powiększenie rodziny ruszyły pełną parą. Mijały miesiące, a ja zaczynałam popadać w rozpacz. Upragnionej ciąży nadal nie było. Robert cały czas mnie wspierał, ale widziałam, że powoli zaczynam go irytować. A ja powoli traciłam zapał.

Nie mogłam zajść w ciążę

Gdy minęły kolejne miesiące, a ja nie zaszłam w ciążę, nasz związek zaczął się psuć. Lekarz nie miał złudzeń, że wiek już nieco utrudnia sprawę, ale pocieszał mnie, że mimo mniejszej rezerwy jajnikowej, wciąż jeszcze mam szansę.

Tylko że ta szansa się nie pojawiała. Byłam coraz bardziej rozczarowana sobą i zniechęcona. Pewnego dnia nie wytrzymałam i wykrzyczałam Robertowi, że to wszystko przez niego.

– Gdybyśmy się zdecydowali wcześniej, już dawno mielibyśmy dziecko, a może nawet dwójkę. Cały czas wszystko było dla ciebie ważniejsze – zaatakowałam go.

– Nie wymyślaj. Jeszcze będziemy rodzicami. To ostatni punkt mojego planu, więc musi się udać – powiedział pewny siebie.

– Żartujesz sobie? Jakiego planu?

– Mam już ładną żonę, mieszkanie, auto i pozycję w firmie. Dziecko to ostatni element.

Jesteś strasznym egoistą! Może wcale nie będziemy mieć dziecka.

– Musimy się bardziej postarać.

Jestem zrozpaczona

No więc staraliśmy się przez kolejne miesiące. Nie wiem, na jakiej podstawie Robert założył, że nam się uda, ale ja już w to nie wierzyłam.
Gdy któregoś dnia na teście ciążowym wreszcie zobaczyłam pozytywny wynik, nie mogłam w to uwierzyć. Tylko że moja radość trwała zaledwie kilka tygodni, dopóki nie poroniłam.

Teraz kłóciliśmy się coraz częściej. Mąż obarczał mnie winą, że nie potrafiłam utrzymać tej ciąży. Nie docierały do niego argumenty, że mój zegar biologiczny już nie funkcjonuje tak jak wtedy, gdy braliśmy ślub. Prawdę mówiąc, to szansa na dziecko jest już znikoma. I szybciej weźmiemy rozwód, niż zostaniemy rodzicami.

Czasem żałuję, że chciałam być taka uczciwa wobec męża i nie zaliczyć wpadki. Być może tą decyzją sama sobie odebrałam szansę na macierzyństwo.

Paulina, 42 lata

Czytaj także: „Mój facet oczekiwał, że zawsze będę wyglądać jak boska lala. Nawet do sklepu musiałam się wbijać w odświętną kieckę”
„Studia namieszały córce w głowie. Każe mi jeść wegański majonez i uprawia wygibasy z materacem na oczach sąsiadów”
„Chciałam ojca dla mojego syna, więc złapałam pierwszego faceta, który się nawinął. Wpadłam jak z deszczu pod rynnę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA