„Nie wstydzę się tego, że ukradłam córce faceta. On chciał kobiety, a nie małolaty, która beczy jak za lizakiem"

załamana matka fot. iStock, andresr
„Moja córka spakowała się i kazała się Jackowi zawieźć na stację kolejową. Ze mną w ogóle nie chciała gadać".
/ 15.07.2024 15:02
załamana matka fot. iStock, andresr

Mamą zostałam młodo, zaraz po maturze. 25 lat temu na ciężarne uczennice nie patrzono przychylnie. Ale na szczęście miałam wspaniałą wychowawczynię. Pomogła mi. Zdałam maturę w szóstym miesiącu ciąży.

Zuzia urodziła się we wrześniu. Ze szpitala odebrali mnie rodzice. Kuba, ojciec Zuzi, dał mi do zrozumienia, że nie jest gotowy do roli ojca. Jego bogaci rodzice załatwili mu studia w Berlinie, byle go odsunąć jak najdalej ode mnie.

Będą płacić na dziecko – zapewniał mnie Kuba, ale poprosiłam, żeby im przekazał, że dam sobie radę bez nich.

Zuzia nigdy go nie poznała

Wiedziałam, że na studia dzienne nie mam szans. Musiałam iść do pracy, żeby utrzymać siebie i Zuzię. Moi rodzice bardzo nam pomagali, ale sami zarabiali słabo, a na utrzymaniu mieli jeszcze moje młodsze rodzeństwo. Znalazłam pracę w recepcji dużej firmy handlującej komputerami. Żłobek był po drugiej stronie ulicy.

Zawsze byłam dobra z matematyki, zaczęłam myśleć o studiach informatycznych. Udało mi się zrealizować marzenia trzy lata później. Zuzia była już w przedszkolu. Moja siostra Agata zdała maturę. Zajmowała się małą w weekendy, gdy ja studiowałam. Od początku z braku innych możliwości zabierałam Zuzię, gdzie tylko się dało.

Miała pół roku, gdy poszła ze mną na pierwszą imprezę. Spała grzecznie w wózku schowanym w sypialni znajomych. Wielu gości nawet się nie zorientowało, że na imprezie jest niemowlak. Poznawanym facetom wprost mówiłam, że mam dziecko. Większość szybko i grzecznie się zmywała. Pierwszym, który nie uciekł, był Krzysiek.

– Hej, mogę cię odprowadzić? – zapytał po studenckiej imprezie, na której akurat byłam sama, bo Zuzi pilnowała Agata.

– Jasne. Tylko raczej nie zaproszę cię na górę, bo śpi tam moja czteroletnia córka. To co, dalej chcesz mnie odprowadzić? – zapytałam zaczepnie.

– Czemu nie.

Z Krzyśkiem byliśmy razem cztery lata

Był dla Zuzi pierwszym i jedynym ojcem, jakiego znała. Ale nie oszukiwałam jej. Liczyłam się z tym, że możemy się rozstać. Wolałam, żeby moja córka znała prawdę. Mówiła do niego wujku. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Po prostu nam się układało.

Wiem, że nie mam do niej żadnych praw, ale pozwolisz mi się z nią czasem spotykać? – zapytał.

Zgodziłam się. Koleżanki mówiły mi, że to błąd. Ale ja czułam, że robię dobrze. Nie myliłam się. Zuzia ma z Krzyśkiem dobry kontakt do dziś. Kiedyś powiedziała, że jak będzie brała ślub, to chce, żeby to on ją zaprowadził do ołtarza. Po Krzyśku miałam kilku mężczyzn, ale nie zdecydowałam się już z żadnym zamieszkać. Ze względu na córkę.

Wiedziałam, że to nie są związki na zawsze, wolałam, żeby się już do nikogo nie przywiązywała, tak jak do Krzyśka.

Udało mi się zrobić dyplom

Znalazłam pracę w małej firmie informatycznej. Poznałam tam fajnych ludzi, bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Część dawno zmieniła pracę, ale i tak dalej trzymamy się razem. To z nimi spędzam weekendy i wakacje. Długo Zuzia była jedynym dzieckiem w towarzystwie, więc wszyscy traktowali ją jak małą księżniczkę.

Trochę się bałam, że ją za bardzo rozpuszczamy. Czasem wiedziałam, że powinnam zareagować na jej wyskoki ostrzej, jak matka. Ale nie umiałam. Starałam się zamiast karami załatwić wszystko rozmową. Moje metody wychowawcze wcale nie okazały się najgorsze. Zuzia wyrosła na rozsądną młodą kobietę.

Gdy miała 17  lat i wracała z imprez, wiedziałam, że piła alkohol. Ale nie robiłam z tego dramatów. To byłoby nieuczciwe – bo sama w jej wieku robiłam to samo. Prosiłam ją tylko, by była ostrożna. Nie brała drinków od obcych i nie piła za dużo. Postanowiłam też wcześnie porozmawiać z nią o antykoncepcji.

Nie chciałam, żeby spotkało ją to co mnie. Zuzia była już na pierwszym roku studiów gdy zwierzyła mi się, że się zakochała i że jest gotowa na „ten pierwszy” raz.

– I nic się nie martw, jestem przygotowana! – uprzedziła moje pytanie.

Kilka tygodni później poznałam Kornela

Sympatyczny okularnik. Byli razem do końca studiów. Potem on wyjechał na studia podyplomowe. Próbowali związku na odległość, ale nie wyszło. Zuzia, choć już dorosła, ciągle lubiła spędzać czas z moim towarzystwem. Wyjeżdżała z nami na weekendy.

Pod koniec września ubiegłego roku pojechała ze mną na wieś do mojej znajomej, Tamary. Na miejscu okazało się, że jej mąż Jacek zaprosił też swoich znajomych. Zapoznaliśmy się i wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Jedni poszli popływać łódką, inni pojeździć na rowerach. Po południu zaległam na kanapie w salonie z książką. Było chłodno, więc postanowiłam rozpalić w kominku. Ale jakoś mi to nie szło.

– Hej, mogę pomóc? – w drzwiach stał jeden z kolegów Jacka.

Nie pamiętałam, czy to Paweł czy Szymon.

– Jasne, proszę. Po chwili w kominku wesoło tańczył ogień.

– Szymon, prawda? – zaryzykowałam.

– Tak – facet uśmiechnął się.

– Marta – przedstawiłam się.

Szymon zostawił mnie samą, ale zamiast czytać, myślałam o nim. Zastanawiałam się, ile ma lat. Wyglądał na trochę młodszego od Jacka, ale jak bardzo? Niedawno skończyłam 43 lata. Nie przejmowałam się tym wcześniej, ale nagle poczułam się staro.

Wieczorem rozpalili w ogrodzie ognisko

Po kolacji musiałam na chwilę zasnąć. Zanim dołączyłam do reszty, impreza trwała w najlepsze.

– O nasza Śpiąca Królewna! – przywitała mnie Tamara.

Rozejrzałam się dookoła. Zastanawiałam się, co robi Zuzia. Trochę ją od przyjazdu zaniedbałam, miałam wyrzuty sumienia. Usłyszałam jej śmiech. Rozmawiała z chłopakiem w bluzie z naciągniętym na głowę kapturem. Skąd ona go wytrzasnęła? Wcześniej nie było tu żadnych rówieśników Zuzi. Podeszłam bliżej,

– Mamcia, wstałaś, nareszcie. Już chciałam iść cię budzić, bo wiem, że byłabyś wściekła, gdybyś przespała taką imprezę.

Ojej, jesteś córką Marty? W sumie powinienem się domyślić. Jesteście bardzo podobne – towarzysz Zuzi się odwrócił i rozpoznałam w nim Szymona.

Irracjonalnie rozzłościłam się na Zuzię. Teraz facet pomyśli, że mam na karku pięćdziesiątkę i nici z przygody. A ja już sobie w myśli ostrzyłam na niego zęby. Uśmiechnęłam się krzywo i chciałam wrócić do wszystkich, gdy znowu odezwał się Szymon.

– Dobrze że jesteś, bo czekaliśmy na ciebie. Jacek wymyślił wyścig kajakowych dwójek. Potrzebuję partnerki. Tamara mówi, że świetnie wiosłujesz.

Zuzia chyba chciała zawołać, że ona też jest niezła, ale Szymona już nie było. Puściłam do córki oko i pobiegłam za nim. Zawody wygraliśmy, ale to nie było ważne. Po drodze trochę pogadaliśmy. Ten Szymon podobał mi się coraz bardziej. Przy ognisku stała nadąsana Zuzia.

– Dobrze się bawiłaś? – warknęła.

Wyczułam, że jest zazdrosna 

Oszalała? Przecież Szymon był pewnie z dziesięć lat starszy od niej. Ale po chwili przyszło mi do głowy, że może też być dziesięć lat młodszy ode mnie. Żeby nie drażnić córki, starałam się unikać Szymona. Na szczęście zniknął. Uznałam, że poszedł spać.

Zuzia też musiała to zauważyć, bo oświadczyła, że idzie do łóżka. Po godzinie zostałam przy ognisku sama.

– Mogę się przysiąść? – z mroku wyłonił się Szymon.

Miał mokre włosy.

– Pływałem. Lubię zimną wodę. Zimą trochę morsuję – wytłumaczył się.

Szymon dorzucił do ognia szczapę drewna i usiadł koło mnie.

– Przepraszam, że tak obcesowo, ale ile ty masz właściwie lat? – wypaliłam.

– Hm, ciekawa zagajka – Szymon się uśmiechnął. – Ale pytanie niezbyt trudne. 36. Może być?

– Ujdzie – odpowiedziałam

– Tylko nie myśl, że teraz ja ci odpowiem na takie samo pytanie. Co to to nie.

– Nie musisz. Masz 43, Zuzia mówiła.

A to mała bestyjka – pomyślałam. Sprytny ruch z jej strony.

– Dobrze, mamy to już za sobą – uśmiechnęłam się krzywo.

Ale doszłam do wniosku, że skoro wie, ile mam lat i ciągle tu jest, to może nie jestem bez szans? W końcu był tylko siedem lat młodszy ode mnie i aż o dziesięć lat starszy od Zuzi, pocieszałam się. Rozmawialiśmy prawie do świtu.

Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się od dawna

Spałam jak zabita prawie do południa. Gdy wstałam, w domu było cicho. Większość gości wygrzewała się na leżakach. Nigdzie nie było widać Zuzi ani Szymona.

– Pojechali na wycieczkę rowerową – poinformowała mnie Tamara. – Wrócą dopiero na obiad.

Próbowałam się dobrze bawić, ale humor miałam popsuty na dobre. Zuzia i Szymon wrócili koło 16. Uśmiechnięci od ucha do ucha.

– Ale ta młoda ma power – zawołał Szymon. – W drodze powrotnej ledwie za nią nadążałem!

Starałam się nie zwracać na niego uwagi. Wieczorem Tamara wymyśliła tańce.

– Panie proszą panów – rzuciła i już po chwili Zuzia wywijała hołubce z Szymonem.

Wytrzymałam kwadrans. Już byłam w drzwiach, gdy ktoś złapał mnie za rękę.

– Ten kawałek chcę zatańczyć z tobą – szepnął mi do ucha Szymon.

To była nastrojowa piosenka z lat 60. Romantyczna. Honor nakazywał mi odmówić, ale Szymon nie czekał na moją zgodę, tylko przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy tańczyć.

– Dlaczego się do mnie nie odzywasz? Wydawało mi się, że mnie lubisz? – zapytał.

– Ale ty chyba bardzo lubisz moją córkę – wypaliłam.

Jezu, o nią jesteś zazdrosna? Przecież to dziecko. Bardzo miłe, ale dziecko. Pomyślałem, że jak się chce wkraść w łaski mamusi, to trzeba córkę mieć po swojej stronie.

– Dziecko? – nie wytrzymałam i odsunęłam się od niego. – Ślepy jesteś? Nie widzisz, jak ona na ciebie patrzy?

Szymon był naprawdę zdziwiony.

– Nie, no przestań, to niemożliwe. Porozmawiam z nią jutro. Ale obiecaj mi, że się spotkamy po powrocie. Proszę.

Szymon dotrzymał słowa

Ale osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. Moja córka spakowała się i kazała się Jackowi zawieźć na stację kolejową. Ze mną w ogóle nie chciała gadać. Po powrocie do domu zastanawiałam się, czy spotkać się z Szymonem. Uznałam, że Zuzia się uspokoi, przemyśli wszystko i nie będzie zazdrosna.

Nie przeszło jej. W listopadzie wyprowadziła się do koleżanki.

– Nie chcę ci przeszkadzać – to było jedyne wyjaśnienie.

Wtedy już byłam na dobre zakochana. Bałam się, że stracę córkę, ale jednocześnie nie umiałam zrezygnować z Szymona. Cały czas miałam nadzieję, że Zuzia zaraz pozna jakiegoś chłopaka i wkrótce będziemy się wspólnie śmiać z tego naszego „trójkąta”.

Ale nic takiego się nie stało. Zuzia odwiedza mnie raz w tygodniu, upewniając się wcześniej, że nie ma u mnie Szymona. Zjada obiad, mówi, że u niej wszystko dobrze i znika. Mam przyjaciółki, mam z kim pogadać, ale brakuje mi Zuzi. Z Szymonem jest mi dobrze, jednak coraz częściej zastanawiam się, czy dokonałam właściwego wyboru.

Marta, lat 44

Czytaj także:
„Nie mam rodziny, więc szef myśli, że może mnie wykorzystywać. Letnie podróże oglądam w przewodnikach turystycznych”
„W wakacje daliśmy sobie z mężem wolne od wierności. To miała być nasza recepta na trwałe i zgodne małżeństwo”
„Zamieszkałam na wsi, by słuchać śpiewu ptaków, a nie wrzasku sąsiadów. Zamiast koguta budzi mnie kłótnia o schabowe”

Redakcja poleca

REKLAMA