Gdy odkryłam, że spodziewam się dziecka, kompletnie mnie i Wojtka to zaskoczyło. Nie mogliśmy tego pojąć – przecież robiliśmy wszystko, by do tego nie dopuścić. Byliśmy jeszcze tacy młodzi, mieliśmy ledwo po dziewiętnaście lat, byliśmy bez doświadczenia życiowego i poczucia odpowiedzialności. Musiałam zmierzyć się ze wszystkim sama, bo ojciec dziecka nie wytrzymał presji. Jemu wolno było się poddać, podczas gdy ja nie miałam takiego luksusu.
Przecież musiałam być odpowiedzialna
Na szczęście rodzice mocno mnie wspierali i dzięki temu jakoś sobie poradziłam. W międzyczasie ukończyłam studia wieczorowe. Mała rosła zdrowo, a ja w końcu dostałam pracę. Przyjaciółki ciągle powtarzały: „Przestań udawać, że wszystko ogarniasz i poszukaj sobie partnera”. Dostrzegałam też, jak mama patrzy na mnie z wyrzutem przez to, że stoję w miejscu. Brakowało mi bliskości i czułości. Marzyłam o kimś, kto będzie przy mnie na dobre i na złe.
W każdym napotkanym mężczyźnie widziałam kopię mojego eks – Wojtka, który szczycił się tym, że nie bierze za nic odpowiedzialności. W tym samym czasie ja sama dźwigałam ciężar rodzicielstwa i borykałam się z codziennymi trudnościami. Jak większość samotnych mam, nauczyłam się doskonale planować każdą minutę – kalendarz stał się moim najlepszym przyjacielem, a życie zamieniło się w nieustanny bieg. Trudno było myśleć o nowym związku, bo zwyczajnie nie wystarczało mi ani chwili, ani sił na podstawową dbałość o własne potrzeby.
Czasami uciekałam myślami do wyimaginowanego świata. Marzyłam, że pojawi się osoba, która wyrwie mnie z rutyny dnia codziennego i rozświetli moje szare życie swoją miłością. Te marzenia dodawały mi otuchy i sprawiały, że zwykłe obowiązki nie były już takim ciężarem, a poranny kubek kawy smakował jak obietnica lepszego jutra. Na moment czułam, że wszystko jest możliwe.
Czasami łudziłam się co do zmian. Czy to dziś nastąpi przełom? Chwilowe uczucie ekscytacji wypełniało całe moje ciało, ale szybko rozpływało się w monotonii codzienności. Z czasem oswoiłam się z byciem samą, nauczyłam się nie przejmować lękiem o jutro – tym nieproszonym gościem, który towarzyszy każdej kobiecie samotnie wychowującej dziecko.
Stanął na mojej drodze
Przestałam marzyć o znalezieniu bratniej duszy. Czułam się jak zagubiona rękawiczka bez pary – na zawsze sama. Po tylu rozczarowaniach uznałam, że widać taki mój los i zaakceptowałam życie bez partnera.
– Jejku, bardzo przepraszam! – wykrztusiłam, obserwując ze zgrozą rozlewającą się kawę z mojego kubka, która zostawiała ogromną plamę na idealnie białej koszuli mężczyzny stojącego przede mną.
– Proszę się nie przejmować, to moja wina, zbyt szybko skręciłem – odparł spokojnie, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło. Odruchowo wciągnął brzuch, starając się odsunąć przemoczony materiał od ciała.
Był niewysokim mężczyzną i ciężko było zgadnąć, ile ma lat. Miał całkiem zwyczajną, lecz przyjazną twarz, którą ożywiał zabawnie zadarty nos. To, co naprawdę zwracało na siebie uwagę, to jego przenikliwe spojrzenie – może przez widoczną w oczach inteligencję, albo dlatego, że cały czas bacznie mi się przyglądał. Na pierwszy rzut oka mógł uchodzić za nudnego pracownika biurowego, ale gdy otrząsnęłam się już po naszym przypadkowym zderzeniu na korytarzu, zrozumiałam, że to mylne przypuszczenie.
Przypadkowo oblałam kawą jakiegoś gościa, który akurat spacerował korytarzem w towarzystwie trzech osób – pary dyrektorów i ich asystentki. Wszyscy zamarli z przerażenia, jakby właśnie zobaczyli ducha. Od razu załapałam, że to musiał być ktoś naprawdę ważny, kogo właśnie oprowadzali po firmie, a ja kompletnie zniszczyłam mu ubranie. Skulona ze wstydu, zaczęłam się zastanawiać, jak najszybciej wymiksować się z tej koszmarnej sytuacji.
– E tam, proszę się nie przejmować tą koszulą, tym bardziej że niespecjalnie ją lubiłem – pocieszył mnie mężczyzna o zadartym nosie.
– Zaraz się tym zajmę – zakomunikowała energicznie sekretarka dyrektora.
Obserwując jej służalcze zachowanie, doszłam do wniosku, że ten gość to musi być ktoś naprawdę ważny.
– A pani nie powinna teraz pracować? – szef sprowadził mnie na ziemię, przerywając moje rozmyślania.
Rzeczywiście, wyglądałam dość głupio, stojąc bezczynnie na korytarzu z pustym kubkiem w dłoni. Wszyscy wiedzą, że u nas pracownicy mają siedzieć przy biurkach zamiast włóczyć się po firmie. Gdy tylko zobaczyłam szefa, natychmiast się zmyłam – w końcu bardzo zależało mi na tej pracy.
Zrozumiałam powagę sytuacji
Minęło może trzydzieści minut, kiedy niedaleko mojego stanowiska pojawili się we trójkę – obaj dyrektorzy wraz z asystentką. Wygląda na to, że to właśnie ten VIP ich tutaj sprowadził.
– Proszę, to dla pani – powiedział mężczyzna, stawiając na moim stoliku parującą kawę. – W końcu cała pani kawa wylądowała tutaj – wskazał na swoją klatkę piersiową, gdzie teraz miał na sobie śnieżnobiałą koszulę. – Czuję się zobowiązany zrekompensować to, co wchłonęło moje wcześniejsze ubranie.
– Jest mi bardzo miło, ale naprawdę nie trzeba było – wyjąkałam, kompletnie zaskoczona tym gestem.
Odwaga nigdy wcześniej mnie nie opuszczała. Ten facet sprawiał miłe wrażenie, ale sytuacja mnie przytłoczyła. Za nim stała grupa członków zarządu, wykrzywiających usta w nieszczerych uśmiechach. Wszyscy nagle pojawili się przy biurku przeciętnej pracownicy, o której do dzisiaj pewnie nawet nie wiedzieli.
– Trzeba było zapytać, jak się nazywa – mruknęła po cichu Anka, gdy tylko wyszli. – Cały zarząd łaził za nim jak cień. Na pewno nie masz pojęcia, kto to taki? – nie odpuszczała.
Wieści w biurze rozeszły się błyskawicznie i wkrótce wszystko wyszło na jaw. Okazało się, że mój tajemniczy adorator to ten biznesmen, którego nasza firma od miesięcy starała się przekonać do współpracy. Nic dziwnego więc, że kierownictwo traktowało go jak prawdziwy skarb. A ja zdążyłam już wylać na niego kawę – świetnie, po prostu świetnie!
– To nie fair, też bym tak chciała – mówiła Anka, kręcąc się przy moim biurku i podziwiając przepiękny bukiet róż, który przyniósł kurier. – Gdybym za każdego zalanego kawą klienta dostawała takie kwiaty, to już dawno miałabym własną kwiaciarnię – westchnęła.
Słuchałam jej zwierzeń szeptanych półgłosem, bawiąc się małym liścikiem znalezionym w bukiecie róż. Kilka miłych słów i zaproszenie na wspólną kolację.
– Weź się zgódź i namów go, żeby zaczął z nami współpracować – poradził kierownik działu, Maciek.
– Daj spokój, on chyba oszalał – powiedziała stanowczo Anka. – Ale spotkać się musisz koniecznie. Tylko zastanawiam się, co na siebie włożysz? W ogóle pamiętasz, kiedy ostatnio byłaś z kimś na randce?
Randka... Miałam zupełnie inne wyobrażenia... Czułam, że ten człowiek kompletnie tu nie pasuje. Marzyłam o kimś, kto rozpali moje uczucia, wywoła dreszcze i sprawi, że poczuję się jak w niebie. Tymczasem siedział przede mną po prostu sympatyczny facet, który zupełnie nie wzbudzał moich emocji.
Raz kozie śmierć!
Gdy dostałam propozycję wspólnego posiłku, w biurze zawrzało. Wspomniałam o tym tylko jednej współpracowniczce, ale wieści rozeszły się błyskawicznie wśród wszystkich zatrudnionych. To, że przykułam wzrok tak znaczącego kontrahenta, wzbudziło prawdziwe poruszenie. Szczerze mówiąc, to wszystko sprawiło, że czułam się jak wyrwana z szarej rzeczywistości – trochę jak w bajce, gdy księżniczka zostaje dostrzeżona wśród zwykłych dziewczyn. Z tą różnicą, że zamiast zamku czekała na mnie prestiżowa restauracja.
Na terenie warszawskiej starówki znajdowały się najbardziej ekskluzywne miejsca w mieście. Patrząc na grupkę niezadowolonych ludzi przed wejściem, których odesłano z kwitkiem, pomyślałam, że ta knajpa musi być naprawdę wyjątkowa. Zrobiło mi się trochę nieswojo.
– Nie martw się, mamy zarezerwowany stolik – powiedział uspokajająco Krzysztof.
Wyglądało na to, że on był częstym bywalcem takich eleganckich miejsc. W przeciwieństwie do mnie – czułam się tu jak ryba na rowerze, szczególnie kiedy zauważyłam kilka twarzy znanych z telewizyjnego ekranu. Po wskazaniu nam miejsca i wręczeniu menu obsługa dyskretnie się oddaliła, zostawiając nas samych. Rozmowa się nie kleiła. Złapałam się na myśli: „Na pewno Krzysiek żałuje teraz, że umówił się z kimś tak przeciętnym jak ja”, co tylko pogłębiło mój stres.
Dopiero co zaczęliśmy rozmowę, a ja już tęskniłem za domowymi pieleszami i moją córką, która zamiast rozwiązywać zadania z matematyki, pewnie znów siedziała przed komputerem.
– Mają teraz nowo zatrudnionego szefa kuchni, podobno to prawdziwy mistrz w gotowaniu – usłyszałam jego głos.
Kelner przyniósł to, co zamówiliśmy i muszę przyznać, że prezentowało się naprawdę ładnie. Uśmiechnęłam się do Krzyśka i od razu wzięłam się do jedzenia. Byłam strasznie głodna, bo przed wyjściem zabrakło mi czasu na zjedzenie czegokolwiek – tak bardzo przejęłam się przygotowaniami do tej randki.
Niestety, już po pierwszych kęsach przestałam jeść i położyłam widelec na talerzu, udając, że potrzebuję chwili przerwy. Mimo że potrawa prezentowała się obiecująco, jej smak był po prostu okropny. Zauważyłam, że Krzysztof też już nie był taki zadowolony jak na początku.
– No i co sądzisz? – spytał z powątpiewaniem. W odpowiedzi delikatnie pokręciłam przecząco głową.
– To wychodzimy! – poderwał się energicznie i pociągnął mnie za rękę do drzwi. Na szczęście miał uregulowany rachunek, więc nikt za nami nie pobiegł, a portier uprzejmie przepuścił nas w drzwiach.
Wieczór był bardzo udany
Podczas przechadzki ulicami miasta rozmawialiśmy i zorientowaliśmy się, że porządnie zgłodnieliśmy. Oboje czuliśmy, że musimy coś zjeść. Początkowo pełna skrępowania rozmowa zamieniła się w luz i wspólne żarty. Krzysztof pozytywnie mnie zaskoczył – okazał się być zabawnym i intrygującym człowiekiem.
Trafiliśmy do niewielkiego lokalu gastronomicznego, gdzie wybór dań nie był zbyt szeroki, jednak każde z nich okazało się być wyśmienite i przyrządzone z najświeższych składników. Delektowaliśmy się spaghetti, a między kęsami chrupiące kawałki domowego pieczywa z pastą z czarnych oliwek smakowały wprost wybornie. Nagle zorientowałam się, że myśl o szybkiej ucieczce do mieszkania całkiem wyparowała mi z głowy. Ku mojemu zaskoczeniu, naprawdę dobrze się bawiłam.
Nigdy bym nie pomyślała, że facet sprawiający na pierwszy rzut oka wrażenie takiego nudziarza może być kimś tak interesującym… Co więcej później okazało się, że Krzysztof ma jeszcze mnóstwo innych zalet. Teraz myślę, że to szczęśliwy wypadek z tą rozlaną kawą, bo gdyby nie to, pewnie nasze drogi nigdy by się nie skrzyżowały...
Ewelina, 26 lat
Czytaj także:
„Chciałam zrobić córce niespodziankę i wpadłam bez zapowiedzi. Po tym, co zobaczyłam, chyba ją wydziedziczę”
„Przy świątecznym stole chciałam błyszczeć jak gwiazda. Szwagier rozbierał mnie wzrokiem, a teść wgapiał się w dekolt”
„Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi, wychodząc za biznesmena. Zamiast błyszczeć na firmowych rautach, szoruję gary”