Razem z Wojtkiem tworzymy małżeństwo już od dwudziestu lat. Doczekaliśmy się cudownych bliźniąt – Malwiny i Kacpra. Stać nas na piękne cztery pokoje w centrum miasta, niedawno kupiliśmy też drogi samochód, a mimo to postanowiliśmy się rozejść. Właściwie to ja podjęłam decyzję o wyprowadzce i wybieram się w Bieszczady.
Dałam mu szansę
Przez długi czas czułam się kompletnie ignorowana przez męża. Traktował mnie jak opłacaną gospodynię. Kiedyś sytuacja była zupełnie odwrotna. Dawno temu ten niepozorny student z politechniki potrafił godzinami czekać pod moją uczelnią, by zaproponować mi wspólne wyjście.
Moja sylwetka i wdzięk przyciągały wielu adoratorów. Zabiegali o mnie faceci, którzy wydawali się od niego atrakcyjniejsi i bardziej błyskotliwi. Dlaczego więc ostatecznie postawiłam właśnie na niego? Sama czasem się nad tym zastanawiam.
Chyba ujęło mnie jego poważne podejście do wszystkiego. Podczas gdy inni wokół żyli chwilą i szaleli bez opamiętania, on dokładnie wiedział, czego chce od życia. Sprawiał wrażenie solidnej osoby. Po trzech latach znajomości poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak szczęśliwego.
Mój mąż zrealizował swoje marzenie i otworzył biznes w sektorze komputerowym. Na polskim rynku IT wszystko dopiero raczkowało. Każdy, kto dysponował odpowiednimi umiejętnościami i wiedzą, mógł zbić niezły majątek. Michałowi nie brakowało ani jednego, ani drugiego. Nikt by nie pomyślał, że ten niepozorny człowiek ma tak świetną głowę do interesów.
Żyłam jak w bajce
Przedsiębiorstwo rozwijało się w błyskawicznym tempie, a nasza sytuacja finansowa stawała się coraz lepsza. Zarabialiśmy wystarczająco dużo, by kupić elegancki apartament, luksusowy samochód, jeździć na zagraniczne urlopy. Nieraz śmiałam się, że moja praca to bardziej hobby niż konieczność.
Kiedy urodziły się nasze bliźniaki, postanowiłam zrezygnować z etatu. Nie było mi łatwo, zwłaszcza że tuż przed odejściem dowiedziałam się od przełożonego o planowanym dla mnie awansie. Maluszki jednak wymagały ogromnej opieki – ciągle łapały jakieś infekcje i dużo marudziły. Dni spędzałam na wizytach u specjalistów, a noce na wstawaniu do dzieci, uspokajaniu ich i dawaniu lekarstw. Wojtek umył ręce od tych obowiązków.
– Potrzebuję się porządnie wyspać – odpowiadał za każdym razem, gdy próbowałam z nim o tym porozmawiać.
Dziś wiem, że popełniłam błąd. Nie należało odpuszczać własnej kariery. Moją intencją było stworzenie mężowi warunków do rozwoju jego przedsiębiorstwa. Na rynku było wtedy mnóstwo konkurencyjnych firm, więc trzeba było intensywnie zabiegać o klientów. Liczyłam po cichu, że Wojtek zobaczy, ile dla niego robię. W końcu dzięki mnie mógł się całkowicie poświęcić swojej firmie.
Byłam jego kucharką
Nie wiem, kiedy mąż przestał widzieć we mnie swoją wybrankę, a zaczął traktować jak gospodynię domową. Chyba pierwszy raz poczułam to naprawdę podczas przygotowań do jubileuszu jego przedsiębiorstwa.
Na miejsce celebracji wybrano najdroższą knajpę w okolicy. Wojtek rozesłał mnóstwo zaproszeń. Ta impreza naprawdę mnie ucieszyła. W końcu na co dzień zajmowałam się głównie ogarnianiem domu, wychowywaniem dzieci i kuchnią. Taka uroczystość wydawała się świetną odskocznią od codzienności. Postanowiłam więc zadbać o siebie – odwiedziłam salon kosmetyczny, zarezerwowałam termin u fryzjera i zainwestowałam w nową kreację.
– Skarbie, odpuść sobie tę imprezę. Same nudne rozmowy o interesach, na pewno nie będziesz się dobrze bawić – skomentował, gdy zaprezentowałam sukienkę, którą chciałam założyć na wydarzenie.
Potem wyjaśnił, że w ogóle nie brał pod uwagę mojego uczestnictwa. W końcu ktoś powinien zostać z dziećmi i przygotować mu ubrania na jutro. Poza tym to biznesowe spotkanie, gdzie nie ma opcji przyprowadzania partnerów.
Bezczelnie mnie oszukiwał
Kiedy wyszedł z domu, wzięłam taksówkę i po godzinie byłam pod restauracją, gdzie odbywało się firmowe spotkanie. Każdemu facetowi towarzyszyła małżonka. No prawie każdemu – mój mąż przyszedł ze swoją sekretarką, zgrabną blondyną. Miałam ochotę wpaść do środka, ale ostatecznie się powstrzymałam. Nie chciałam urządzać sceny i psuć mu reputacji.
Jednak gdy wrócił do domu, nie wytrzymałam i zaczęłam na niego krzyczeć. Myślałam, że zawstydzi się swoim zachowaniem i poprosi o wybaczenie. Ale się przeliczyłam.
– Co ty sobie wyobrażasz, że będziesz za mną łazić? Każda inna byłaby szczęśliwa, mając takie warunki jak ty. Nic nie musisz robić, tylko siedzisz w domu! Powinnaś mi dziękować – wrzasnął wściekły.
Oniemiałam. To nie był ten sam Wojtek, z którym brałam ślub. Stał przede mną obcy człowiek. Oschły i zadufany w sobie.
Wydawało mi się, że mąż zachował się tak przez chwilowy zły nastrój. Niestety, sytuacja zaczęła się pogarszać. Całkowicie przestał zwracać na mnie uwagę. Nie chciał wspólnie spędzać czasu ani informować mnie o swoich zamiarach.
Zmienił się
Po powrocie po prostu zjadał przygotowany przeze mnie posiłek i zajmował się własnymi sprawami. Ze mną kontaktował się wyłącznie wtedy, gdy coś spartaczyłam lub zrobiłam niezgodnie z jego oczekiwaniami. W takich momentach unosił wymownie brew i wytykał mi wszystkie niedociągnięcia.
To samo działo się w łóżku. Wymigiwał się od zbliżeń. Jednego wieczoru ubrałam się w seksowną bieliznę, zrobiłam makijaż i spryskałam się jego ulubionymi perfumami z dawnych czasów.
– Daj mi spokój! – warknął, odpychając mnie z całej siły.
Jeszcze nikt nie sprawił, że poczułam się tak upokorzona! Myślałam wtedy, że jestem bezwartościowa, nieatrakcyjna i całkiem sama.
Próbowałam od niego odejść. Kilka razy zabierałam się do pakowania rzeczy, ale zawsze kończyło się na wyciąganiu ich z torby. Bo niby dokąd miałam się wyprowadzić? Rozsyłałam CV jak szalona do wszystkich możliwych miejsc, lecz nikt nawet nie chciał ze mną porozmawiać.
Z Wojtkiem było okropnie, ciągle mnie poniżał, ale przynajmniej miałam gdzie mieszkać. Uzależnił mnie od siebie finansowo i zdawał sobie z tego sprawę. Wydawało mu się, że pogodziłam się z rolą służącej, do której mnie zredukował. Ale bardzo się pomylił.
Czułam się okropnie
Kiedy złapałam infekcję, zdecydowałam się pójść do specjalisty. Państwowa przychodnia pękała w szwach, więc wybrałam prywatną klinikę. I właśnie tam spotkałam Izę. W szkole wszyscy ją pamiętali jako niepozorną dziewczynę, której nikt nie zapraszał na imprezy.
A teraz stała przede mną elegancka kobieta. Od razu mnie poznała. Mimo że w szkolnych czasach praktycznie się nie przyjaźniłyśmy, przywitałyśmy się serdecznym uściskiem, jakbyśmy były najbliższymi koleżankami.
– Rany, ale się przeziębiłaś! – zawołała na mój widok. – Nie martw się, zaraz trafisz do świetnego lekarza.
– Masz tu jakieś znajomości? – spytałam zaciekawiona.
– Przecież to moja przychodnia – odpowiedziała ze śmiechem i wepchnęła mnie do gabinetu.
Gdy skończyłyśmy wizytę, zaproponowała, żebym wpadła do niej do domu. Kiedy sączyłyśmy herbatę, podzieliła się ze mną swoją historią.
– Najpierw studiowałam medycynę. Później spędziłam kilka lat, harując w karetce i na oddziale szpitalnym. Nie było łatwo, ale nauczyłam się naprawdę dużo. Jakieś dziesięć lat temu zdecydowałam się na pożyczkę i otworzyłam własny gabinet. A ostatnio udało mi się kupić przepiękny pensjonat w górskiej okolicy. Planuję zrobić z niego sanatorium.
Odniosła sukces
Siedziałam i słuchałam, a serce mi się ściskało. Dwadzieścia lat temu to ja byłam tą, przed którą otwierały się wszystkie drzwi! Mogłam mieć, co tylko zapragnęłam. A Iza? Kto by wtedy na nią zwrócił uwagę. Los jednak bywa przewrotny – to ona odniosła sukces.
– Dobra, koniec gadania o moich sprawach. Co u ciebie słychać? – przerwała nagle.
– Wszystko układa się świetnie. Mam rodzinę, wspaniałego męża, dzieci – powiedziałam i… rozpłakałam się.
Szczerze przedstawiłam jej całą historię mojego życia. Mówiłam o tym, jak Michał mnie traktuje, jak bardzo czuję się pomijana i niedowartościowana. No i że muszę coś zmienić w swoim życiu.
– Wiesz co? Jedź ze mną w góry, pomożesz mi przy tym ośrodku – rzuciła nagle.
Ta propozycja kompletnie mnie zaskoczyła. Bo jak to? A dzieci? A dom? Co Wojtek na to powie? Iza chyba wyczuła moje wątpliwości, jakby czytała mi w myślach.
– Dzieciaki są już samodzielne i świetnie poradzą sobie bez twojej pomocy. W końcu nie zostaną same, mają przecież tatę. Skoro twierdzi, że zajmowanie się domem to taka bułka z masłem, na pewno da radę przejąć twoje obowiązki – powiedziała ze śmiechem.
Wierzyła we mnie
– Boję się, że mogę nie dać rady. W końcu od lat nie miałam kontaktu z pracą zawodową – przyznałam z wahaniem.
– Dopóki nie spróbujesz, nie będziesz wiedziała. Nie musisz podejmować decyzji od razu. Zastanów się nad tym, co proponuję. Do wiosny masz jeszcze sporo czasu – stwierdziła.
Po długich przemyśleniach w końcu zdecydowałam. Niedługo mnie tu nie będzie. Wszystko dokładnie przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że taka szansa może się więcej nie powtórzyć.
Moje dzieci już wiedzą o moich planach. Przyjęły to spokojnie, bez żadnych obaw. Moja córka wręcz stwierdziła, że robię słusznie, bo jej tata zasłużył na nauczkę. Jestem bardzo ciekawa reakcji Wojtka… Na pewno będzie totalnie zaskoczony!
Lucyna, 48 lat
Czytaj także:
„Jako samotna matka uznałam wygraną w totka za błogosławieństwo. Niestety pieniądze zawsze przyciągają problemy”
„Żona sama popchnęła mnie do zdrady. Po ślubie zamieniła się z wesołej anielicy w posępną zjawę w brudnej podomce”
„Na kolanach modliłem się o jedynego syna. Moje prośby zostały wysłuchane, ale po latach pożałowałem tego marnego daru”