Kiedy poznałem Monikę, to nawet nie przyszło mi do głowy, że stanę się mężem swojej żony. Ale tak właśnie było. Żona robiła karierę i zarabiała naprawdę duże pieniądze, a ja siedziałem w domu z dziećmi i odgrywałem rolę kury domowej. I może nie byłoby to najgorsze, gdyby nie fakt, że Monika na każdym kroku wypominała mi, że jestem nieudacznikiem. Konsekwencją tego było to, że z jej portfela korzystali wszyscy, tylko nie ja. Ja musiałem radzić sobie sam.
Wiedziałem, kto będzie rządził
Poznałem Monikę kilka tygodni po ukończeniu studiów. Ja byłem początkowym tłumaczem, który próbował złapać kilka zleceń, a ona w tym czasie już pięła się po szczeblach kariery w dużej korporacji.
– Przeszkadza ci, że zarabiam lepiej? – zapytała mnie któregoś wieczoru, gdy kolejny raz to ona płaciła za kolację w restauracji.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Byłem już z takiego pokolenia, w którym nie czuło się przymusu, że to facet powinien zarabiać na rodzinę. Zresztą uważałem, że jeżeli żona będzie utrzymywać rodzinę, to ja mógłbym przejąć jej obowiązki domowe. Monika spojrzała na mnie z uśmiechem, ale w jej oczach pojawiła się dziwna nuta.
Kolejne lata naszego życia przebiegały w stałym schemacie – Monika pracowała i cały czas awansowała, a ja opiekowałem się dziećmi i dbałem o dom. Od czasu do czasu łapałem jakieś zlecenie tłumaczeń, które przynosiły skromne, ale regularne dochody.
– Jak długo jeszcze zamierzasz być na utrzymaniu żony? – zapytał mnie kiedyś ojciec. W jego rozumieniu życia rodzinnego taki podział ról nie był normalny. I nie omieszkał mi tego wypominać za każdym razem, kiedy się widzieliśmy.
– Nam to nie przeszkadza – odpowiadałem.
Ale czy tak było na pewno? Monika wprawdzie ani razu nie wypomniała mi, że to ona musi ciągnąć finansowo całe nasze życie, ale czasami odnosiłem wrażenie, że jest już tym zmęczona.
Żona miała gest
Lubiłem w Monice to, że – pomimo osiągnięcia tak dużego sukcesu – pozostała skromną i niezwykle empatyczną kobietą. Nie przypominam sobie sytuacji, w której nie pomogłaby komuś, kto tej pomocy potrzebował.
– Pożyczysz mi na nowy samochód? – zapytała któregoś razu jej młodsza siostra. Anka pracowała w szkole i nie mogła pozwolić sobie na tak duży wydatek. Ale od czego ma się bogatą siostrę.
– Pewnie – odpowiedziała Monika i od razu poszła po książeczkę czekową.
Podobnie było z moim bratem, który potrzebował pieniędzy na wkład własny na mieszkanie i z daleką kuzynką, która znalazła tanie wakacje, ale nie miała wolnej gotówki.
– Lubię pomagać innym – odpowiadała, gdy pytałem ją, dlaczego jest tak hojna.
I chociaż byłem z niej dumny, to zaczynało mi to coraz bardziej przeszkadzać. Z powodu pożyczki dla siostry musieliśmy zrezygnować z wakacji, a przelew dla mojego brata spowodował, że zmianę mojego auta musieliśmy przełożyć na później. A przecież nie mogło być tak, że potrzeby innych ludzi – nawet tych bliskich – były ważniejsze niż nasze.
Nie mogłem liczyć na jej hojność
Wraz z upływem lat i po kolejnych przejawach dobrego serca mojej żony zauważyłem, że coraz więcej osób zaczyna to wykorzystywać. Tak naprawdę nie było już tygodnia, kiedy ktoś z rodziny lub znajomych nie prosił Moniki o wsparcie lub pożyczkę. A ona nigdy nie odmawiała.
– Oj nie przesadzaj – parsknęła zirytowana, gdy kolejny raz zwróciłem jej uwagę, że jest zbyt hojna. – Zresztą są to moje pieniądze i mogę z nimi robić, co mi się podoba – dodała.
I był to pierwszy raz, kiedy tak dosadnie wypomniała mi, że to ona w naszym domu zarabia. Wprawdzie do tej pory zdarzyło się już kilkukrotnie, że napomknęła coś o tym, że mnie utrzymuje, ale nigdy nie zrobiła tego tak wprost.
– Oczywiście, że tak – zgodziłem się potulnie.
Nie chciałem wywoływać kolejnej kłótni, które w ostatnich miesiącach i tak były u nas na porządku dziennym. Sprzeczaliśmy się niemal o wszystko – o to co będzie na obiad, kto ma odebrać dzieci i o film, który mamy oglądać danego wieczoru. Tak szczerze powiedziawszy, to w ostatnim czasie Monika stała się niemal nie do wytrzymania.
Pewnego wieczoru postanowiłem porozmawiać z żoną o wymianie swojego auta. Tak naprawdę planowałem zrobić to już dawno temu, ale zawsze były ważniejsze wydatki – a to pożyczka dla mojego brata, a to wakacje dla teściów czy wreszcie pożyczka na remont naszych znajomych. I oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby to były wydatki absolutnie niezbędne. Tymczasem moja żona wspierała finansowo ludzi, którzy tak naprawdę wcale tego nie potrzebowali. A ja w tym czasie jeździłem starym autem, którego koniec był już bliski.
– Co myślisz o wymianie mojego auta? – zapytałem. Żona właśnie siedziała przy laptopie i płaciła comiesięcznie rachunki.
Monika odwróciła się w moją stronę i uniosła brwi w geście zdziwienia.
– W tym miesiącu? – zapytała. Wyraźnie było widać, że nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.
– No tak – odpowiedziałem. – Nie ma na co czekać, bo za chwilę zupełnie się rozsypie – dodałem.
Inni byli ważniejsi
Monika przejrzała rachunki, które trzymała w ręku, a potem ponownie na mnie spojrzała.
– W tym miesiącu nie damy rady – odpowiedziała.
– Ale dlaczego? – zapytałem.
Monika głośno westchnęła, a potem zaczęła wymieniać wszystkie wydatki.
– Połowa z tych wydatków nie jest nasza – zauważyłem z pretensją. Za pieniądze, które moja żona pożyczała lub rozdawała innym, spokojnie moglibyśmy kupić nowe auto.
– I co z tego? – zapytała.
– Jak to, co z tego? – oburzyłem się. – Chyba rodzina powinna być ważniejsza niż wszyscy inni – zauważyłem.
Mówiąc te słowa już wiedziałem, że spotkam się z ostrą ripostą. Mina Moniki wskazywała, że za chwilę usłyszę nieprzyjemną prawdę.
– Przecież nikt nie broni ci, abyś poszedł do pracy i zarobił na swoje nowe auto – powiedziała. Mówiła jeszcze spokojnym głosem, ale ja wiedziałem, że za chwilę to się zmieni. – Tak czy nie? – zapytała.
A potem zaczęła się cała litania wypominania. W ciągu kilku minut dowiedziałem się, że całe życie jestem na jej utrzymaniu, że jest mi wygodnie nie pracować i żyć na jej koszt, że zawsze byłem leniem i że nigdy nie zrobiłem nic, aby zadbać o rodzinę.
Podczas całej tej tyrady ani razu nie wspomniała o tym, że przecież wspólnie ustaliliśmy, że to ja zajmę się dziećmi i że to ona weźmie na siebie odpowiedzialność związaną z utrzymaniem rodziny. Nie wspomniała też, że praca w domu wcale nie należy do łatwych i że ona nigdy nie czuła się dobrze w gotowaniu, sprzątaniu i wychowywaniu dzieci. Więc kto tu się poświęcił?
Ustaliliśmy nowe zasady wspólnego życia
Ta rozmowa uświadomiła mi, że Monika uważa mnie za legata i pasożyta. I wcale nie było to miłe.
– Naprawdę tak o mnie myślisz? – zapytałem ją, gdy w końcu trochę się uspokoiła.
– Nie – odpowiedziała po chwili. Ale jej mina mówiła coś zupełnie innego.
– To dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś? – zapytałem. Byłem przekonany, że taki układ jej odpowiada.
Monika tylko wzruszyła ramionami i wróciła do komputera. Wyraźnie było widać, że nie chce kontynuować tego tematu. Ja natomiast nie zamierzałem tego tak zostawić. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli nic z tym nie zrobię, to moja żona nadal będzie uważać mnie za fajtłapę, który nawet nie potrafi zarobić na swoje potrzeby.
– Musimy porozmawiać – powiedziałem kilka dni później. W ostatnim czasie rozważałem różne scenariusze i podjąłem decyzję, która moim zdaniem była najlepsza.
– Tak? – Monika spojrzała na mnie, ale widać było, że nie za bardzo ma ochotę na słuchanie tego, co mam jej do powiedzenia.
Powiedziałem jej, co postanowiłem. Zamierzałem założyć własną firmę i na poważnie zająć się tłumaczeniami.
– Nie poradzisz sobie – usłyszałem. „Dobrze wiedzieć, że własna żona we mnie nie wierzy” – pomyślałem rozgoryczony. Ale mimo to nie zamierzałem się poddać.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Miałem trochę kontaktów w światku tłumaczy, co pozwoliło mi na zdobycie pierwszych poważnych zleceń. A potem to już poszło. Wprawdzie pierwsze miesiące były bardzo ciężkie, ale się nie poddawałem. Harowałem dzień i noc, ale z każdym upływającym tygodniem wiodło mi się coraz lepiej. Widać to było także na moim koncie, na którym w krótkim czasie zebrała się suma potrzebna na nowe auto.
– Jestem z ciebie dumna – powiedziała mi Monika, gdy pokazałem jej samochód, który zamierzałem kupić. Zarezerwowałem też wycieczkę, na którą chciałem wybrać się tylko z żoną.
– No ja myślę – odparłem ze śmiechem.
Nasze małżeństwo odżyło. Zrozumiałem, że decyzja o założeniu firmy była jedną z najlepszych w całym moim życiu. Teraz w końcu jesteśmy równymi partnerami, a Monika znowu patrzy na mnie jak na prawdziwego faceta.
Franciszek, 45 lat
Czytaj także:
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”
„Wyrzuciłam ciężarną córkę z domu, by uniknąć plotek. Gdy po latach chciałam ją przeprosić, było już za późno”
„Nauka idzie moim dzieciom jak oranie pola motyką. Pewnie spłonę ze wstydu, gdy zobaczę ich świadectwa”