„Żona wkręciła mnie w dwójkę dzieci i kredyt na mieszkanie. Ja musiałem tylko na to harować, bo ona nie miała zamiaru”

Bardzo smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, RealPeopleGroup
„Uświadomiłem sobie, że naprawdę kocham tylko Adasia i to dla niego tyram. Iwona wciąż była atrakcyjną kobietą i nadal mnie pociągała, ale coraz mniej nas ze sobą łączyło. Miałem wrażenie, jakby oprócz pieniędzy nic innego się dla niej nie liczyło”.
/ 26.08.2024 07:15
Bardzo smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, RealPeopleGroup

Od kiedy tylko zacząłem snuć marzenia o dorosłości, nie widziałem siebie w roli głowy rodziny. Wystarczająco dużo czasu spędziłem, obserwując niezbyt szczęśliwe małżeństwo mamy i taty, a później ich następne związki, by nie być wielkim entuzjastą ślubów. Od małego kochałem sport i pomimo wiecznego braku kasy u ojca, opanowałem jazdę na nartach, tenis oraz pływanie.

Miałem kiedyś marzenia...

Kiedy skończyłem osiemnaście lat i wyuczyłem się porządnego fachu, zgodnie z radami ojca, pasją stał się dla mnie windsurfing. Od razu, gdy dostałem pierwszą wypłatę, zacząłem oszczędzać na swój własny sprzęt. Po zakupie deski ciągle myślałem nad tym, jak spędzać jak najwięcej czasu na Półwyspie Helskim. Śniłem o tym, że gdy w końcu dorobię się sporej gotówki, będę mógł bez ograniczeń szusować po odległych, gorących akwenach… Jednak życie pisze swoje scenariusze, snujemy swoje wizje i układamy plany, a wychodzi zupełnie co innego.

Pracuję jako elektryk w administracji osiedla. Pewnego dnia, a było to jakieś 12 lat temu, zlecono mi naprawienie usterki w jednym z lokali. Żwawo pokonałem schody na czwarte piętro – do dziś dla dobrej kondycji unikam jeżdżenia windą – i zadzwoniłem domofonem. Kiedy drzwi się otworzyły, moje wyobrażenie o przyszłości legło w gruzach. Moim oczom ukazała się piękna dziewczyna o blond włosach sięgających pasa i z ogromnymi oczami o kolorze chabrów.

Iwona – tak miała na imię. Mój wzrok przykuł się do niej i nie chciał puścić, a kiedy naprawa dobiegła końca, moje serce było już po brzegi wypełnione miłością. Wkrótce wyszło na jaw, że to uczucie jest odwzajemnione. Jej mama nie wyobrażała sobie, żebyśmy żyli na kocią łapę, więc żeby móc ze sobą zamieszkać, stanęliśmy przed ołtarzem, a tuż po tym zaciągnęliśmy kredyt na małe mieszkanko… I w tym momencie moje marzenia wzięły w łeb, bo choć liczyłem, że dzięki dodatkowym pracom uzbieramy na spłatę długu, to o wyjazdach, choćby nad Zatokę Pucką, na razie mogłem pomarzyć.

– Piotrusiu, muszę najpierw skończyć studia, nie mogę iść do pracy, bo wszystko trafi szlag – wyjaśniała mi Iwonka.

Nie naciskałem, aby podjęła pracę

Owszem, dysponowała sporą ilością czasu wolnego, ale pisała magisterkę i zajmowała się urządzaniem naszego mieszkanka. Z kasą nie było jednak za dobrze, dlatego po dwóch latach małżeństwa moja żona postanowiła rozejrzeć się za pracą. Nie poszło łatwo. Zwłaszcza że niespecjalnie wiedziała, czym chciałaby się zajmować.

– Myślisz, że powinnam spróbować w osiedlowej bibliotece? Podobno mają miejsce... Jak myślisz, to dobry pomysł? – pytała mnie.

– A jaką kasę tam dostaniesz? – dociekałem.

Jak się okazało, kwota, którą zarabiałaby w tej pracy, ledwo starczyłaby na spłatę comiesięcznej raty pożyczki. Ale nie wszystko od razu, Rzym też nie powstał w jeden dzień, przemknęło mi przez myśl.

Lepsze to niż nic. Złóż podanie i bierz się do pracy – dodałem otuchy małżonce.

Nie zdążyła jednak tego zrobić, bo posadę w księgarni zgarnęła jej znajoma, która zdążyła się zgłosić wcześniej.

– Cóż, musisz poszukać gdzieś indziej, skarbie – pocieszałem ją.

Minęło sześć miesięcy, odkąd zaczęła szukać pracy, ale dla świeżo upieczonej polonistki nie było żadnych propozycji. W końcu udało mi się załatwić jej posadę u nas w biurze. To nie było spełnienie jej ambicji, ale w obecnej sytuacji trzeba było brać, co dają.

– Nie martw się kochanie, wezmę jakieś dodatkowe zlecenia i damy sobie radę. Może nawet uda nam się odłożyć parę groszy na jakiś wyjazd – starałem się podnieść Iwonę na duchu.

Kiedy Iwonka przepracowała pół roku, otrzymała prawo do dziesięciodniowego urlopu. Zdecydowaliśmy się na wyjazd do nadmorskiej miejscowości Darłowo. Celowo ominąłem półwysep Hel, aby uniknąć pokusy. Jakiś czas temu udało mi się korzystnie spieniężyć moją deskę surfingową. Aktualnie dostępne są lżejsze modele, wykonane z lepszych tworzyw, jednak ich cena jest znacznie wyższa. Złożyłem sobie obietnicę, że w przyszłości zarobię na taki sprzęt, ale jeszcze trochę to potrwa...

Nasz urlop okazał się strzałem w dziesiątkę. Aura była idealna, a nastroje wprost wymarzone. Niestety, później przyszedł czas powrotu do szarej codzienności.

– Słuchaj, Piotruś, coś mi niedobrze, chyba odpuszczę dzisiaj robotę... Przekażesz szefowi, że źle się czuję? – zaskoczyła mnie małżonka pewnego poranka.

– Idź do lekarza, skoro masz jakieś dolegliwości, dostaniesz zwolnienie – odparłem.

Iwona poszła do lekarza, który skierował ją do ginekologa. Wieczorem usłyszałem od niej zaskakującą nowinę – spodziewamy się dziecka! Byłem kompletnie zszokowany.

– Mówiłaś, że nie planujesz macierzyństwa, prawda? Chyba to pamiętasz? – krążyłem po pokoju, nie kryjąc swojej złości.

– Faktycznie tak było... – Iwona wybuchnęła płaczem. – Ale posłuchaj kochanie... Dzieci są ważne w życiu, żeby mieć się kim zaopiekować na stare lata, no wiesz...

Byłem kompletnie zdezorientowany

To nie było to, o czym wcześniej rozmawialiśmy.

– Czemu bez konsultacji ze mną zdecydowałaś się odstawić antykoncepcję?

I wtedy wyszło na jaw, że zasięgnęła opinii... mojej teściowej, a w zasadzie to jej matka bez przerwy męczyła Iwonę, kiedy nareszcie da jej wnuka...

W maju pojawił się na świecie Adaś. I wszystko wywróciło się do góry nogami.

W tak małym mieszkanku to się nie da normalnie żyć, kochanie. Nasz synek dorasta i musimy mu zapewnić lepsze warunki. Potrzebujemy większego lokum – powiedziała moja małżonka.

„Mężowi też by się przydało od czasu do czasu porządnie się wyspać”, przemknęło mi przez głowę i nagle ogarnęła mnie złość na całą tę sytuację.

– Niby jak mamy sfinansować przeprowadzkę do większego mieszkania? – wyraziłem swoje wątpliwości, ale żona milczała jak zaklęta.

Słowa mojego taty, że jeśli się czegoś pragnie, to da się to zrealizować, rozbrzmiały mi w głowie i rozpocząłem poszukiwania bardziej przestronnego lokum. Przenieśliśmy się do mieszkania z trzema pokojami, gdy nasz synek Adaś obchodził drugie urodziny. Miesięczna rata kredytu zwiększyła się dwukrotnie, a niedługo potem miała poszybować jeszcze wyżej. Tak jak wielu rodaków wpadłem w pułapkę kredytu we frankach… Przyjmowałem coraz liczniejsze zlecenia i rzadko pojawiałem się w naszych czterech kątach.

Coraz rzadziej rozmawialiśmy o nas

Miała do mnie pretensje, że późno wracam do domu, około dwudziestej, a gdy już się pojawiam, to opadam bezwładnie na fotel, marząc jedynie o chwili spokoju. Nasz związek zaczął się rozpadać… Tak naprawdę już wtedy zdawałem sobie sprawę, że nasze małżeństwo nigdy nie układało się dobrze.

Owszem, na początku byłem totalnie zauroczony Iwoną, ale wystarczył rok, żeby otrzeźwieć z tego zafascynowania. Gdybym naprawdę ją kochał, to uczucie nie wygasłoby tak szybko. W pewnej chwili uświadomiłem sobie, że tak naprawdę kocham tylko Adasia i to dla niego pracuję jak wół. Nie przeczę, Iwona wciąż była atrakcyjną kobietą i nadal mnie pociągała, ale coraz mniej nas ze sobą łączyło. Momentami odnosiłem wrażenie, jakby oprócz pieniędzy nic innego się dla niej nie liczyło. A przynajmniej nic, co byłoby związane ze mną.

– Czas wrócić do pracy, kochanie. Nie dam rady sam utrzymać całej rodziny – zwróciłem się do mojej żony, kiedy nasz synek osiągnął wiek trzech lat.

Zapomnij o tym, żebym znowu pracowała w biurze. Ta praca jest zupełnie bez sensu i wolę o niej nie myśleć. Skończyłam studia i nie zamierzam zmarnować swojego potencjału! – zaznaczyła.

Długo rozglądała się za czymś, co by jej pasowało. Po paru miesiącach udało się – wylądowała w dziale personalnym sporej firmy. Żeby się tam dostać, musiała przejść szkolenie, które kosztowało majątek. Pensja nie powalała na kolana, ale przy astronomicznej wysokości spłacanej pożyczki doceniała nawet najmniejsze wpływy na konto.

Znowu się zaczęło

Nie zapamiętam już ile udało się jej przepracować, kiedy ponownie zaszła w ciążę. Byłem totalnie skołowany tą sytuacją. Przecież stosowała pigułki. Wyszło jednak na jaw, że po raz kolejny dała się omamić swojej rodzicielce. Od szwagierki dowiedziałem się, że gdy teściowa zauważyła, że nasze relacje słabną, poradziła córce, że nic tak nie scala związku jak kolejne dziecko.

Znowu jakaś przypadkowa baba zdecydowała o moim życiu. Podobno gadała z Iwonką, że jestem wspaniałym tatą, opiekuję się Adasiem i widać, że go kocham całym sercem. Mówiła, że na pewno pokocham też drugie dziecko, a nasz związek odżyje na nowo.

Te przepowiednie okazały się tylko częściowo prawdziwe. Oczywiście Malwinkę kocham równie mocno jak Adasia. Staram się zapewnić moim dzieciakom wszystko, czego potrzebują i chociaż bywa ciężko, to nie marudzę. Biorę każdą dodatkową fuchę, zasuwam w soboty, a czasem jak trafi się coś ekstra, to nawet w niedziele. Mój ojciec parę lat temu dał mi swojego wysłużonego opla i dzięki temu mogę zbierać zlecenia z całego miasta. Do późna latam po różnych chałturach.

Fakt, że ciągle przebywam w pracy sprawia, że rzadko bywam w domu. Iwona bez przerwy ma z tego powodu do mnie wyrzuty.

Zrobiłeś bachory, to teraz się nimi opiekuj! – rzuciła ostatnio moja małżonka.

Przyznaję, że zbyt rzadko spędzam czas z moimi dziećmi na placu zabaw czy basenie. Zdarza się również, że nie pomagam Adasiowi w odrabianiu zadań domowych. Cóż, po prostu brakuje mi czasu. Gdy wracam do domu późnym wieczorem, maluchy przeważnie smacznie śpią, a moja żona, wiecznie niezadowolona, ogląda jakiś program w telewizji. Czasami dociera do mnie jej narzekanie na zmęczenie. Zdaję sobie sprawę, że opieka nad dziećmi to sporo pracy, a poza tym trzeba jeszcze wyprać ubrania, wyprasować i ugotować obiad – tego wszystkiego nie da się zrobić ot tak, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak w codziennych obowiązkach wspiera ją moja teściowa, więc nie jest aż tak źle.

Od pewnego czasu nachodzą mnie wątpliwości odnośnie naszego małżeństwa – czy to tylko ja jestem niezadowolony z tej relacji, czy też oboje cierpimy? Nie kochamy się już. Zaczynam się zastanawiać nad sensem takiego układu. Czy trwanie w nim faktycznie służy dobru naszych dzieci? Rozważałem opcję rozstania, ale obecnie nie mam wystarczających środków finansowych. Być może w przyszłości zdobędę się na ten krok?

Piotr, 30 lat

Czytaj także:
„Myślałam, że Tomasz to przystojny ideał. A potem dowiedziałam się, że w pakiecie z nim jest para 5-letnich bliźniaków”
„Rodzice narzeczonego chcą, bym zamieszkała na wsi. Baba powinna gotować i szorować podłogi, a nie siedzieć za biurkiem”
„Żona pragnęła kolejnego dziecka i wpadła w furię. Ja wychowywałem już dwie latorośle i myśl o bobasie mnie przerażała”

Redakcja poleca

REKLAMA