Szkoda, że wcześniej nie miałam okazji spotkać rodziny i znajomych mojego faceta. Gdyby tak się stało, to całkiem inaczej potoczyłaby się ta relacja i szybciej przejrzałabym na oczy. Jak na typową parę po roku związku, dzieliliśmy wspólne małe mieszkanko i wiedliśmy życie jak ludzie po ślubie. Sądziłam, że odnalazłam wreszcie moją wymarzoną drugą połówkę. Czułam się spełniona, choć w głębi serca miałam lekki żal, że nie poznałam jego bliskich. Ostatnie Boże Narodzenie każde z nas celebrowało w swoim gronie – ja odwiedziłam moich staruszków oraz siostrę, a mój luby sam udał się do rodzinnego domu.
Pochodził ze wsi
– Mógłbyś mi opowiedzieć coś więcej o czasach, gdy byłeś dzieckiem? – zdarzało mi się pytać.
– Cóż, niewiele jest do opowiadania. Dwa kilometry dzieliły mnie od szkoły, do której codziennie maszerowałem ścieżką między polami. Po lekcjach czekały na mnie obowiązki w gospodarstwie, a w każdą niedzielę obowiązkowa wyprawa do kościoła, rowerem albo na piechotę, dycha w tę i z powrotem. Ojciec wolał zainwestować w traktory, grunty i sprzęt rolniczy, a nie w auto – relacjonował Krzysiek, wzdychając ciężko.
– Nic dziwnego, że od razu po osiągnięciu pełnoletności odszedłeś z domu – stwierdziłam.
– Wcale nie odszedłem, po prostu musiałem zacząć zarabiać na swoje utrzymanie. Mogłem co prawda zostać i harować w gospodarstwie, ale i tak to ojciec decydowałby o wszystkich pieniądzach – wyjaśniał z rozżaleniem.
– To dlatego nie chcesz, żebyśmy razem chodzili do kościoła? Czy to powód, dla którego nie chcesz mnie przedstawić swoim rodzicom? – nie dawałam za wygraną.
– Jestem teraz zupełnie inną osobą i nareszcie mogę prowadzić życie tak, jak ja chcę.
Zachował się jak dzieciak
Któregoś dnia gdy wróciłam po pracy do mieszkania, zaniemówiłam z wrażenia. W szafie brakowało moich ciuchów, a w łazience na półce nie było kosmetyków.
– Spakowałem twoje rzeczy do kartonu, trochę schowałem na strychu, a resztę zaniosłem do piwnicy – wytłumaczył Krzysiek.
– Ale po co to zrobiłeś? – zapytałam zaskoczona.
– Za godzinę przyjedzie mój tata, dzwonił, że jutro idzie do ortopedy, będzie tu spał. Błagam cię, prześpij się dzisiaj u jakiejś swojej kumpeli! – powiedział przejęty.
– Dlaczego? Przecież jakoś się pomieścimy, pościelimy twojemu ojcu na fotelu rozkładanym – odpowiedziałam.
– On nie może wiedzieć, że żyjemy razem bez ślubu!
– Zwariowałeś?! Oboje mamy już trzydziestkę na karku i żyjemy w nowoczesnych czasach, nawet ludzie ze wsi w podeszłym wieku to rozumieją – parsknęłam śmiechem.
– Ależ nie o to chodzi! Myślimy o naszej przyszłości całkiem na poważnie, o wzięciu ślubu, a mój ojciec zaraz zacznie gadać, że jesteś pierwszą lepszą i że nie powinienem się z tobą żenić!
– Nie mogę w to uwierzyć! Chcę w końcu poznać twojego tatę! Nienawidzę takiego udawania, dlaczego mielibyśmy go okłamywać?! – irytowałam się.
– Maja, błagam cię, nie kłóć się ze mną, poznasz go przy innej okazji, teraz mam inne rzeczy na głowie!
– Reagujesz jak dzieciak, który narozrabiał i panicznie boi się reakcji ojca – odcięłam się dotknięta do żywego i pojechałam do kumpeli, żeby u niej przenocować.
Poczułam się obco
Kilka miesięcy później zabrał mnie do domu swoich rodziców. Przyszła teściowa wyczekiwała naszego przyjazdu, stojąc w drzwiach wejściowych.
– Synuś, aleś ty zeszczuplał! Czemu się nie ogoliłeś? Do fryzjera też chyba ze sto lat nie zaglądałeś! – rzuciła na dzień dobry.
– Mi się ten look podoba, brody są teraz na topie – zażartowałam, próbując rozładować atmosferę.
– Facet z takim zarostem wygląda jak jakiś żul sprzed monopolowego – ucięła temat, ściskając moją rękę na przywitanie.
Zlustrowała mnie od stóp do głów i raczej nie zrobiłam na niej pozytywnego wrażenia. Zresztą nie zależało mi na jakichś wylewnych czułościach, bo poczułam, że zalatuje od niej potem i zwierzętami. To był sobotni wieczór. Pomyślałam, że dopiero co skończyli pracę w gospodarstwie.
Tata Krzyśka przyszedł z pola, prowadząc dwie krowy. Odstawił wiadro na bok i bezczelnie zlustrował wzrokiem mój biust oraz nogi. Obecna była również Ewa, młodsza siostra Krzyśka. Mimo że młodsza o cztery lata, zdążyła już wyjść za mąż i doczekać się trojga dzieci. Mieszkali w nowo wybudowanym domu, w sąsiedztwie jego rodziców. Mąż Ewy był zatrudniony w charakterze kierowcy ciężarowego samochodu w pobliskiej mleczarni.
Co ona sobie myśli?
– Krzysiek, choć ze mną, chcę ci pokazać nasz nowo kupiony traktor i siewnik – zawołał pan domu. – Jadźka, zabierz ze sobą Majkę i idźcie razem przygotować coś na wieczór – polecił.
– No proszę, od razu widać kto w tym domu nosi spodnie – zażartowałam.
– Krzysiek jest podobny z charakteru do swojego taty, zawsze dąży do tego, żeby było po jego myśli – zachichotała mama, wręczając mi naczynie żaroodporne z kawałem mięsa. – Masz tu młodą kaczkę, nadziej ją grzybami, posyp ziołami i wstaw do pieca – zakomenderowała. – Muszę jeszcze skoczyć do kur.
– Tylko że ja… nie mam pewności czy dam radę… – wymamrotałam zakłopotana.
– To chodź, pomożesz mi złapać koguta. Zrobimy z niego rosół na jutro, pomożesz mi go oskubać – powiedziała, a ja stanowczo odmówiłam.
– Nie ma mowy! Nie będę brała udziału w zabijaniu!
– Coś ty, dziewucho? Czyżbyś należała do tych dziwadeł, co to mięsa nie tykają? – zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem.
– Jem mięso, ale nie mam zamiaru patrzeć, jak…
– Aaaa, widzisz! Smakuje ci mięsko, ale nie umiesz gotować i żal ci zwierzaków! – parsknęła śmiechem.
– Jaką ty żoną będziesz?
Tego już było za wiele
– Proszę mnie zrozumieć, po prostu nie mam czasu stać przy garach. W pracy mamy stołówkę, a do domu wracam wykończona, na nic już nie mam siły! – zaczęłam się plątać, czując rosnącą irytację.
– No, no, jaka subtelna panienka z ciebie! Miastowe to tylko o karierze myślą, zupełnie się nie nadają na żony – pokręciła głową z dezaprobatą.
Koniec końców, pani Jadzia wspólnie z Ewą przygotowały kolację. Przez to całe wzburzenie niesamowicie rozbolała mnie głowa i kompletnie odechciało mi się jeść, tym bardziej że Krzyś w towarzystwie taty i swojego szwagra wypili do obiadu niezłą ilość gorzałki.
– Krzysiek, tobie jeszcze nigdy nie zdarzyło się upić do nieprzytomności! – irytowałam się na mojego ukochanego.
– Spokojnie! Porządny facet powinien czasem wypić, a już szczególnie podczas rodzinnych imprez – skomentował Bogdan, mąż siostry Krzyśka.
Postanowiłam wyjść do ogródka, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Będąc na zewnątrz, przez uchylone okno dosłyszałam, jak rozmawiają.
Wiedział swoje
– Kogo tutaj przyprowadziłeś? Jakąś miastową panienkę? Planujesz się z nią hajtnąć? – kpił ojczulek Krzyśka. – Wygląda, jakby w burdelu robiła: ciasne gacie, cycki na wierzchu, a w kuchni dwie lewe ręce.
– Teraz dziewczyny są inne, dbają o siebie, wolą pracować i kasę zarabiać, a nie w garach grzebać – bronił mnie Krzysiek.
– No tak, ona będzie tyłkiem kręcić w robocie, a ty w chacie będziesz kolację szykował i dzieciakom pieluchy zakładał – zarechotał pan Bogdan ze swojego żartu.
– Skąd w ogóle wziął się taki pomysł, żeby narzeczoną przyprowadzić do rodziców dopiero, jak się oświadczysz? Dawno powinieneś nas z nią zapoznać, a nie dopiero teraz. Poznajemy twoją wybrankę, kiedy termin ślubu już ustalony – irytowała się moja przyszła teściowa.
– Zależało mi na tym, abyście nie decydowali o tym, kogo mam poślubić, a kogo nie – odpowiedział Krzyś.
– Gdybyś nas posłuchał, to od dawna miałbyś własne gospodarstwo, a twoje dzieci chodziłyby już do przedszkola! – denerwował się teść. – Ale nie, wolałeś pojechać do stolicy, sądząc, że szybko staniesz na nogi, a jak jest? Wynajmujesz jakąś klitkę i zadajesz się z różnymi panienkami, podczas gdy tutaj mamy przestronny dom, nasze gospodarstwo się rozrasta, tylko mojego zdrowia już nie starcza! Kiedy mnie zabraknie, nie będzie komu się tym zająć i wszystko podupadnie!
Chcieli, żeby wrócił
– Słuchaj, Krzysiu, powinieneś rozważyć powrót na wieś. Mamy teraz nowoczesny sprzęt, praca na roli nie jest już taka mordęga jak dawniej… – namawiała go mama. – A gdybyś jeszcze wziął ślub z Basią od sąsiadów moglibyście połączyć wasze gospodarstwa w jedno duże…
– Wykluczone! Nie będziecie mi narzucać, z kim mam się żenić! – Krzysiek stracił nerwy.
Parsknęłam śmiechem pod nosem. Kochał mnie i to było najważniejsze.
Jego mama posłała mi łóżko w pokoju dla gości. Mój ukochany spał w swojej kawalerskiej sypialni. Miałam ochotę śmiać się z takiej obłudy.
– Skoro zjedliśmy już śniadanie, to wybierzmy się wspólnie na nabożeństwo. Za kierownicą usiądzie Majka, bo wczoraj piła najmniej z nas wszystkich – oświadczyła mama Krzyśka w niedzielny poranek. Bez dyskusji pojechał do kościoła, mimo że zawsze powtarzał mi, iż religia prowadzi ludzi na manowce.
– Teraz rozumiem, dlaczego nie miałeś ochoty mnie przedstawiać rodzinie i czemu jako młody chłopak zdecydowałeś się opuścić tę wieś oraz zignorować naiwne poglądy jej mieszkańców na życie – stwierdziłam, gdy po weekendzie wracaliśmy z powrotem do naszego miasta.
Co mu nagle odbiło?
– Majka, oni są w zasadzie porządnymi, choć prostymi ludźmi. Najbardziej cenią sobie tradycję, rodzinę i poszanowanie dla swojej ojcowizny, czy to coś niewłaściwego?
– No tak, wiadomo. Tradycyjne zasady, czyli wieczorkiem popijanie, a z rana wizyta w kościele, kobity do kuchni, a chłopy do władzy – parsknęłam śmiechem.
– Przestań tak mówić, ledwo ich znasz! – irytował się. – Wyniosłem się, bo byłem smarkaty, naiwny i zbuntowany, myślałem, że w wielkim mieście osiągnę sukces. Ale rzeczywistość jest taka, że będziemy tyrać, gnieździć się w ciasnych norach w blokach i do końca życia spłacać kredyty! Zaczynam myśleć, czy nie wrócić na prowincję, teraz żyje się tam zupełnie inaczej niż dawniej, mniej nerwowo i bez ciągłego pośpiechu, jak to w mieście bywa.
– Krzysiek, mówisz poważnie? Kompletnie mnie zaskakujesz! Do tej pory byłeś całkiem inny! Z dnia na dzień zacząłeś myśleć w zupełnie nowy sposób?! – Nerwy mi puściły.
– Majuś, zastanów się nad tym… Wprowadzilibyśmy się do moich starszych na górę, ja zająłbym się gospodarstwem, a ty mogłabyś pracować jako nauczycielka w tamtejszej szkole podstawowej. Żylibyśmy w spokoju i niczego by nam nie brakowało – namawiał mnie dalej.
– Niezależność i wolność to wszystko, czego mi trzeba! Krzysiu, wiem doskonale, że nie mamy wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodziliśmy, ale życie z nimi pod jednym dachem jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie wyobrażam sobie przyszłości na wsi, to zupełnie nie moja bajka!
Wróciliśmy skłóceni. Ciężko powiedzieć, jak to się wszystko potoczy. Póki co wstrzymałam przygotowania do ślubu. A jeszcze niedawno myślałam, że to właśnie z nim chcę spędzić resztę swoich dni.
Majka, 31 lat
Czytaj także:
„Mój sąsiad to wymuskany laluś. Używanie szczotki i mopa jest dla niego bardziej skomplikowane niż budowa odrzutowca”
„Córka kpiła, że 100 zł to śmieszne kieszonkowe. Pogoniłam ją do pracy, by poznała smak harówki za grosze”
„Kumpela zazdrościła mi, bo utknęła w zapyziałej wiosce, a ja zarabiam krocie. Odpłaciła mi się w perfidny sposób”