Od pierwszej chwili straciłam dla Tomka głowę. Ta chemia między nami… Aż mnie zmiotło. Jakby żaden inny facet już nie istniał. Trudno było mi uwierzyć, że taki gość jest wolny. Przystojniak, bystry, z dobrą posadą i poczuciem humoru. Myślałam, że dziewczyny powinny się za nim uganiać! A on zainteresował się właśnie mną.
Miał o dwanaście lat więcej niż ja. Sporo, ale w porównaniu z chłopakami w moim wieku, to był prawdziwy facet, a nie jakiś gówniarz. Oni dopiero kończyli studia, mieli w głowie imprezy i nie myśleli o czymś poważnym. Tomek dobiegał czterdziestki i wiedział, do czego w życiu dąży. Nie chciał wyłącznie drinków i wieczorów w lunaparku. Potrzebował takiej dziewczyny jak ja.
Same weekendy da się przetrwać...
Decyzję o wspólnym zamieszkaniu podjęliśmy błyskawicznie. Spotykanie się od czasu do czasu przestało nam wystarczać, pragnęliśmy swojego towarzystwa, marzyliśmy o tym, by dzielić ze sobą każdą chwilę od świtu do zmierzchu. Oczywiście z wyłączeniem godzin, kiedy Tomek był w pracy, bo ja dopiero rozglądałam się za jakimś zajęciem.
Tego dnia, gdy miałam wprowadzić się do mojego chłopaka – cały mój dobytek czekał już zapakowany w reklamówki i pudła, a mój ukochany zabierał się za wnoszenie tych gratów do auta – usłyszałam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam.
– Jest coś, o czym chciałbym ci powiedzieć. Sądzę, że nasza relacja osiągnęła taki poziom, że mogę, a wręcz powinienem to zrobić – powiedział z tajemniczym uśmiechem – zwłaszcza że zamierzamy zamieszkać razem. Bo wiesz... jestem tatą.
– Słucham? – wydukałam zaskoczona.
– Jestem ojcem dwóch chłopców. To bliźnięta, mają po pięć lat.
Ta wiadomość zszokowała mnie totalnie. Byłam przekonana, że chodzę z singlem, a tu nagle… Ojciec rodziny?!
– Masz dzieci i dopiero teraz raczyłeś o tym wspomnieć?! – poczułam się zdezorientowana, wkurzona i rozczarowana jednocześnie. Cała mieszanka uczuć naraz.
– Nie, na co dzień są z matką, moją byłą. Do mnie przychodzą w co drugi weekend, na część wakacji i tydzień ferii. Nie mówiłem od początku… Bo czy dałabyś mi wtedy szansę?
Dosłownie kilka minut. Tyle czasu dostałam na przetrawienie całej sytuacji. Ledwie 5 minut, żeby się zdecydować, co dalej. Ja, dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która myślała, że znalazła tego jedynego, dowiaduję się, że kiedyś kochał inną. I ma z nią dwoje dzieciaków. O matko... Jak mam zareagować? Czy powinnam się wkurzyć? A może spanikować? Czy muszę wszystko poukładać na nowo? I to w tak krótkim czasie?!
Bez wątpienia byłam zmuszona do opuszczenia lokalu, który przestałam zajmować i musiałam sobie znaleźć jakieś nowe lokum. Co więcej... Raz na dwa tygodnie? Poradzę sobie. To raptem dwie doby, a później Tomek będzie tylko mój. Związek z facetem, który ma dzieci na weekendy to mimo wszystko nie to samo, co na stałe. Nie będę przecież non stop zajmować się nie swoimi dzieciakami, czyż nie? – kalkulowałam, podejmując decyzję o wspólnym zamieszkaniu.
No i zaczęła się cała akcja…
– Jak długo już się źle czują? Dobra, wskakuję w auto i lecę do was! – Tomek odebrał telefon w środku nocy. Wciągnął spodnie, na plecy zarzucił podkoszulek i popędził w ciemną noc, żeby podwieźć eksmałżonkę i chore dzieciaki do najbliższego szpitala.
Bez przesady, ludzie od czasu do czasu wymiotują, ale to nie znaczy, że trzeba lecieć z tym na ostry dyżur. Obudziłam się w nocy i za cholerę nie mogłam z powrotem zasnąć. Ekstra, jutro będę wyglądać jak wampir po ciężkiej imprezie. No chyba że mi się uda odespać, jak Tomek pojedzie do roboty... Ale gdzie tam.
– Wziąłem dzieciaki do nas, bo Natalia opiekowała się nimi przez ostatnią dobę na okrągło – oznajmił.
– No to pewnie ogarnia temat. Nie dałoby rady, żeby teraz...?
– Daj spokój, kotku, przecież nie będę jej zmuszał, żeby non stop brała L4, bo w końcu ją wyleją. Teraz moja kolej – zdecydował.
Tę „jego kolej” Tomek zwalił na moje barki – opiekę nad chorującymi maluchami, od których widoku mnie też mdliło. Pognał do swojej pracy, aby pozałatwiać jakieś sprawy. Rezultat całej sytuacji? Złapałam od chłopców tę okropną chorobę. Następnego dnia oni już tryskali energią, a ja prawie cały tydzień spędziłam w łóżku albo w kibelku. Istny koszmar! Byłam totalnie wykończona, ledwo zipałam, a on nawet nie wziął wolnego, żeby mnie wesprzeć w tej ciężkiej chwili.
– Kochanie, dałabyś radę dziś zrobić zakupy? Ja właśnie przelałem kasę na alimenty i do czasu, aż pieniądze wpadną z kolejnej wypłaty, mam pustki w portfelu. A jeszcze muszę jutro zatankować.
– A ile ty płacisz tej forsy na alimenty, że jesteś bez grosza przy duszy? – zaciekawiłam się.
– Półtora tysiąca na dziecko – rzucił bez mrugnięcia okiem, jakby gadał o pogodzie.
Sprawa wakacji przelała czarę goryczy
Dla mnie to zdecydowanie zbyt wiele. Trzy tysiące co miesiąc! A to jeszcze nie wszystko, bo kiedy synowie spędzali u niego weekendy, spełniał każdą ich zachciankę i zaspokajał wszystkie potrzeby. Niektórzy ludzie tyle kasy nie widzą na oczy po przepracowaniu całego miesiąca! Jasne, wiem, że to jego dzieci, że je uwielbia i chciałby im dać wszystko, co najlepsze, ale są pewne granice...
– Słuchaj, Tomek, czy to nie za dużo? To naprawdę wielkie pieniądze!
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale zaufaj mi, że właśnie tyle wynoszą koszty związane z wychowywaniem dzieciaków. Tym bardziej, gdy mowa o bliźniakach, z których jedno choruje na astmę, a drugie potrzebuje regularnych wizyt u rehabilitanta. Poza tym, to Natalia poświęca im więcej czasu niż ja, więc tak będzie uczciwiej.
– I przez to znów ja muszę płacić za zakupy?
– Kotku, w ciągu kilku dni dostanę kasę od zleceniodawcy i będziemy kwita! – parsknął śmiechem. – A jak ci idzie poszukiwanie roboty? Rodzice raczej nie będą cię chyba wiecznie sponsorować, co?
Mógłby sobie darować tę uszczypliwość.
Byłam wkurzona. Miałam odłożoną gotówkę, ale na wyprzedaż ciuchów, która startowała za tydzień. Nie spodziewałam się, że sprawy przybiorą taki obrót. A jeszcze te weekendy...
Próbowałam wmawiać sobie, że poradzę sobie, przetrwam, zaadaptuję się, a nawet być może kiedyś to docenię, ale nic z tego. W weekend miałam nadzieję pospać do późna, zjeść dobre śniadanie, powylegiwać się w łóżku z ukochanym, wyskoczyć na jakiś obiad, ewentualnie do kina, a gdyby aura dopisała, to może nawet wyrwać się poza miasto...
Ale zamiast tego prawie w każdą sobotę, punktualnie o ósmej godzinie, Tomasz przyjeżdżał z dwoma rozkrzyczanymi diabłami w ludzkiej skórze. Częściej niż co dwa tygodnie, bo nie odmawiał im opieki, kiedy była małżonka go o to prosiła. W takich chwilach o relaksie pozostawało mi tylko pomarzyć. Czas upływał nam w towarzystwie dmuchanych zabawek albo w basenie wypełnionym po brzegi kolorowymi kulkami. Sala zabaw cuchnęła nieświeżymi skarpetami, a mnie chciało się płakać.
Prawda, zakochałam się, ale wciąż nie czułam się na siłach, żeby opiekować się dziećmi, zwłaszcza nie swoimi. Nie odczuwałam w sobie tej wyjątkowej więzi, ich gadanina mnie nużyła, a rzekomo urocze minki wcale mnie nie rozczulały. Kto wie, może sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby łączyły nas więzy krwi, ale na bycie mamą mogłam jeszcze poczekać, nie byłam na to gotowa... A tu niespodzianka – dostałam chłopa w komplecie z dwójką bliźniaków. Stałam przed wyborem: albo jakoś się z tym pogodzę, albo przyznam się do porażki.
Robiłam, co mogłam. Walczyłam z myślą o kapitulacji, bo kochałam Tomka. Był wspaniały, jednak z każdym dniem sytuacja się pogarszała. Byłam wyczerpana, poirytowana, rozczarowana. Ostatnią kroplą, która przepełniła czarę goryczy, okazały się wakacje.
– Serio cały miesiąc? Naprawdę całe cztery tygodnie?
– No przecież ci mówiłem. Jest to zapisane w dokumencie rozwodowym.
– Słuchaj kochanie, rozumiem, że wziąłeś dwa tygodnie wolnego, ale liczyłam na to, że chociaż kilka dni będziemy mogli poświęcić tylko sobie. No wiesz, wypad we dwoje gdzieś dalej...
– Kotku... Mam dwóch synów i to są fakty, z którymi muszę się liczyć. Może uda nam się polecieć gdzieś we wrześniu, zobaczymy jak będzie. Słuchaj, mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe, ale skoro obecnie nie pracujesz, to nie zapisałem dzieciaków na żadne dodatkowe aktywności. Zajmiesz się nimi, kiedy ja wrócę do pracy, zgadza się?
– Że niby mam robić za opiekunkę...? – poczułam się nagle słabo.
– Ależ skąd, przecież jesteś dla nich jak druga mama. A właściwie to macocha! – Tomek parsknął śmiechem i dał mi klapsa.
Nie znosiłam, kiedy to robił. Wprost nie cierpię, gdy ktoś klepie mnie po pupie albo „pieszczotliwie” szczypie w policzki.
Przyszłość malowała się w ciemnych barwach
Najgorsze było to, że uświadomiłam sobie, iż od tej pory moje życie będzie właśnie tak wyglądać. Przynajmniej dopóki bliźniaki nie osiągną odpowiedniego wieku. Tomek miał swoje lata, był przystojny i poukładany, zupełnie inny niż faceci w moim wieku, jednak… Wiązało się to z tym, że miał już pewne doświadczenia i zobowiązania. Poza tym był odpowiedzialny. I właśnie to w nim uwielbiałam, ale w rzeczywistości...
Jakoś nie pasowałam do tego całego misz-maszu. Nie mogłam się odnaleźć w tym towarzystwie. Trudno mi było wkupić się w łaski ferajny, która była już ze sobą zżyta. Próbowałam wmówić sobie, że w końcu jakoś do nich przylgnę, choć tak naprawdę byłam elementem z zupełnie innej układanki. Gdzieś tam w środku zdawałam sobie sprawę, że to się nie uda.
Bardzo się starałam, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie jestem gotowa na taki związek, szczególnie z dziećmi w pakiecie. Miałam wrażenie, że jestem zbędnym dodatkiem. Pragnęłam, by mój partner stawiał mnie na pierwszym miejscu, ale on był oddanym tatą, więc to zwyczajnie nie wchodziło w grę. Nie potrafiłam tego połączyć. Postanowiłam odejść, zanim sprawy przybrały zbyt poważny obrót, zanim dzieci zdążyły się do mnie przywiązać, a my na tyle się zaangażować, że nie wyobrażalibyśmy sobie życia osobno. Choć razem też by nam się nie układało.
Nie było to przyjemne, ale zdawałam sobie sprawę, że cierpienie byłoby znacznie dotkliwsze, gdybym odwlekała tę decyzję lub gdybyśmy zdecydowali się zakończyć nasz związek dopiero wtedy, kiedy zapałalibyśmy do siebie nienawiścią. Jako wymówki użyłam kwestii zawodowych. Nie ograniczałam się już do poszukiwań pracy jedynie w naszym mieście. W większej aglomeracji o wiele szybciej znalazłam zatrudnienie i już po dwóch tygodniach mogłam zmienić miejsce zamieszkania.
Słyszałam już opinie na swój temat – gówniara, egoistka, niedojrzała. Proszę bardzo, niech myślą, co chcą. Ale ja też mam swoje prawa, a jednym z nich jest szczęście na własnych zasadach. Bycie z kimś, kto ma już dzieci, to nie bułka z masłem, tylko ciężka praca. Ja niestety nie dałam rady temu sprostać. Miłość bywa niewystarczająca, a ustępstwa i wyrzeczenia mogą być po prostu za daleko idące. Oboje byśmy się zadręczali i w rezultacie nasze uczucie by się wypaliło. On musi znaleźć partnerkę, która pokocha również jego dzieci. Ja zaś potrzebuję kogoś, dla kogo będę całym światem.
Żaneta, 25 lat
Czytaj także:
„Teściowa przyjeżdża do nas jak do hostelu. Sparciałymi majciochami ozdabia kaloryfery, a mnie traktuje jak szofera”
„Syn narobił mi wstydu przed klientami, ale to moja wina. Zapomniałem, że ojcostwo to nie tylko zarabianie kasy”
„Mąż wymawiał się pracą, a prawdziwe nadgodziny wyrabiał z sąsiadką w naszym łóżku. Długo wierzyłam w jego kłamstwa”