„Żona szeptała mi miłosne wyznania, a potem leciała do kochanka. Przegięła, gdy splamiła nasze małżeństwo w mojej sypialni”

załamany mąż fot. iStock, nd3000
„Wyjechałem o świcie. Nasza rocznica przypadała na sobotę, więc zakładałem, że zastanę żonę w domu. Nie spodziewałem się jednak, że nie będzie tam sama”.
/ 22.04.2024 14:30
załamany mąż fot. iStock, nd3000

Zawsze ceniłem małe gesty. Śniadanie do łóżka, kwiaty bez okazji, spontaniczne wyjścia do kina – to te drobne akty sprawiają, że codzienność staje się przyjemniejsza i bardziej znośna. Kocham sprawiać bliskiej osobie przyjemność. Bo cóż może być bardziej wartościowego niż uśmiech na twarzy, który wyraża nie tylko radość, ale również wdzięczność? Niezależnie od okazji – sama niespodzianka ma znaczenie. Czy to oznacza, że jestem romantykiem? Być może. Sam lubię być zaskakiwany. Nie, poprawię się: kiedyś lubiłem być zaskakiwany.

Teraz niespodzianki kojarzą mi się jedynie z bólem, wewnętrznym cierpieniem i rozdarciem. Dlaczego? Wyjaśnię to wkrótce, ale najpierw muszę opowiedzieć kilka słów o moim związku z Agatą.

Już od liceum byliśmy sobie przeznaczeni

Znaliśmy się od dziecka, ale nigdy nie spędzaliśmy czasu razem. Ona miała swoją paczkę przyjaciół, ja swoją. To samo w szkole podstawowej. Nasza prawdziwa przyjaźń zaczęła się dopiero w liceum. Agata okazała się być doskonałą przyjaciółką. Była jak dziewczyna z sąsiedztwa, z którą mogłem porozmawiać o wszystkim i na której mogłem polegać. Zawsze służyła mi pomocą, gdy jej potrzebowałem. Powiem szczerze, że gdyby nie jej korepetycje z matematyki, prawdopodobnie dwa razy powtarzałbym klasę.

Zdarza się, że w końcu nadchodzi moment, kiedy przyjaźń przestaje wystarczać. Chciałem czegoś więcej i byłam pewny, że i ona widzi we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Jednak wtedy nie był odpowiedni czas na bycie razem. Jeszcze nie.

– Adrian, bardzo cię lubię. Może nawet czuję do ciebie coś więcej. Ale powiedz mi, jakie są dla nas szanse? Za pół roku zdajemy maturę. Ty chcesz wyjechać do Warszawy, ja zaczynam studia we Wrocławiu. Życie nie jest jak w filmie, związki na odległość są skazane na niepowodzenie – powiedziała. – Ty spotkasz inne dziewczyny, ja spotkam innych chłopców. Czy naprawdę chcemy budować związek na kłamstwach? Może lepiej pozostać przyjaciółmi tak, jak teraz?

Muszę przyznać, że podziwiałem jej chłodną, ale bardzo dojrzałą analizę sytuacji. Jednak wcale nie miałem zamiaru się poddawać.

– To zależy tylko od nas, jak to wszystko potoczy się dalej. Oczywiście, możemy założyć, że to się nie uda, ale możemy też traktować rozłąkę jako próbę. Jeśli za pięć lat nadal będziemy razem, to nic nas już nie rozdzieli – powiedziałem, pełen nadziei, że jeszcze nie postawiła kropki po „nie”.

– Jesteś naiwny, wiesz? Uroczy, słodki i romantyczny, ale jednak naiwny. Może zróbmy tak, mój romantyku: jeśli po studiach nasze drogi znów się skrzyżują i będziemy samotnie przemierzać życie, potraktujemy to jako znak, którym powinniśmy podążać – zaproponowała, po czym złożyła delikatny pocałunek na moich ustach, będący rodzajem obietnicy.

Co innego mogłem zrobić? Musiałem się zgodzić. Oczywiście, miałem jeszcze pół roku, aby próbować ją przekonać, ale nawet gdybym robił wszystko, stawiając na głowie i grając na mandolinie jednocześnie, to na Agatę to by nie zadziałało. Gdy coś postanowiła, to nie było odwrotu.

Ale czy to było przeznaczenie?

Wkrótce okazało się, że miała rację we wszystkim, co powiedziała. Na studiach poznałem dziewczynę, która od razu wpadła mi w oko. Byliśmy razem przez jeden semestr. Potem pojawiła się kolejna i jeszcze jedna. Ona również nie była sama. Czy jednak nasze uczucie wciąż istniało? Nie mam pojęcia, bo po pierwszym roku straciliśmy kontakt.

„Co z oczu, to z serca” – to powiedzenie samo się przypomina w tej sytuacji, ale przecież tak było. Może nie zapomnieliśmy o sobie, ale na pewno nie byłem częstym gościem w jej myślach. Zresztą, ja też nie myślałem o niej zbyt intensywnie.

Mój ostatni związek zakończył się tuż po obronie pracy dyplomowej. W stolicy nie miałem już nic, co by mnie trzymało, ale nie chciałem wracać do rodzinnego domu. Przywykłem do życia w dużym mieście, a poza tym w Warszawie zarobki były zupełnie inne, a słowo „kariera” nie było tylko pustą obietnicą.

Miałem niesamowite szczęście

Jako świeży absolwent inżynierii środowiska szybko zostałem zatrudniony w dość dużej firmie, która projektowała systemy wodociągowe. Nie miałem czasu na związki. Praca całkowicie mnie pochłaniała i czułem się z tym dobrze. „Nie każdy facet przecież musi być głową rodziny” – myślałem wtedy.

Przez cztery lata prowadziłem życie singla, ale wkrótce miało się okazać, że przyszłość miała dla mnie inne plany. Miłość raz jeszcze udowodniła, że jest jak dzika i nieprzewidywalna rzeka. To było ciepłe majowe popołudnie. Siedziałem w małej, urokliwej kawiarni na Krakowskim Przedmieściu, zajęty opracowywaniem wytycznych dla najnowszego projektu.

– Nie mogę uwierzyć w to, co widzę! To naprawdę ty? Mój romantyczny marzyciel?

Podniosłem wzrok od ekranu laptopa. To była ona! Agata! Ta sama, w której zakochałem się, będąc jeszcze w liceum.

Wyglądała świetnie. Bardziej dojrzale niż ostatni raz, gdy się widzieliśmy, ale wciąż miała ten niezwykły błysk w oczach, a z jej pięknej twarzy nie schodził uśmiech. Rozmawialiśmy przez cały wieczór, a gdy obsługa ogłosiła zamknięcie, przenieśliśmy się do nocnego lokalu. Czułem się, jakbyśmy nigdy nie stracili kontaktu.

Okazało się, że od miesiąca jest rozwódką i przeprowadziła się do Warszawy, aby uciec od złych wspomnień. Nie chciała mówić o szczegółach, a ja nie naciskałem. Wtedy dla mnie liczyło się tylko to, że znów jest obok mnie. Spotykaliśmy się dość często. Najpierw jako przyjaciele, a potem... sami wiecie.

– Pamiętasz naszą obietnicę sprzed lat? Nie wiem, jak ty, ale ja mam zamiar jej dotrzymać – wyszeptała mi do ucha, delikatnie je przygryzając.

Nasz czas szczęścia był krótkotrwały

Zdecydowaliśmy się na ślub rok później. Czy to szybko? Być może, ale należy pamiętać, że mam w sobie naturę romantyka, a któż z grona romantyków chciałby przeciągać ten moment w nieskończoność? Nasze życie było pełne radości. Staraliśmy się celebrować każdą wspólną chwilę, traktując ją jak wyjątkową. Kłótnie? Dramaty? Nie w naszym przypadku.

Nawet gdy dochodziło do drobnych nieporozumień, w mig je rozwiązywaliśmy. Co do kwestii dzieci, obydwoje mieliśmy zgodne poglądy. Ja często pracowałem poza domem, a Agata także była pochłonięta swoją pracą. Czyż nie bylibyśmy fatalnymi rodzicami?

Pierwszy rok naszego małżeństwa upłynął nam w niesamowicie romantycznej atmosferze. Zbliżała się nasza rocznica, gdy nagle szef zlecił mi realizację nowego projektu. To nie mógł być gorszy moment! Jak mogłem spędzić ten dzień z dala od żony?

– Podlasie staje się coraz bardziej atrakcyjne, Adrian. Nowe osiedla powstają tam jak grzyby po deszczu, więc na pewno nie zabraknie tam pracy. Musisz tam pojechać przynajmniej na miesiąc, to dla nas priorytet – poinformował mnie szef.

Co mogłem zrobić? Musiałem się tym zająć.

Spakowałem walizkę i obiecałem Agacie, że kiedy tylko wrócę, zrekompensuję jej wszystko. Nie wytykała mi tego. Wydawało się, że już przyzwyczaiła się do moich częstych delegacji, choć trzeba przyznać, że do tej pory nie byliśmy rozdzieleni na tak długo.

– Jeśli musisz, to musisz, nie przejmuj się. Po prostu jedź, a ja będę czekać – powiedziała.

Taka małżonka to prawdziwe szczęście. Wiele innych kobiet mogłoby w takiej sytuacji wybuchnąć złością i robić sceny, krzycząc coś w stylu „praca jest dla ciebie ważniejsza ode mnie”, lecz nie Agata. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że jej wyrozumiałość to tylko zasłona dymna.

Od pierwszego dnia mojego pobytu na Podlasiu pracowałem na pełnych obrotach, dążąc do wygospodarowania chociaż jednego wolnego dnia – dnia, który mógłbym poświęcić mojej żonie. To był mój plan od samego początku, przecież pierwsza rocznica małżeństwa to wyjątkowa okazja. Agata nie miała pojęcia o moich planach. I dobrze. Miała to być dla niej niespodzianka.

Podróż z powrotem do Warszawy zajęła mi zaledwie trzy godziny. Wyjechałem o świcie. Nasza rocznica przypadała na sobotę, więc zakładałem, że zastanę żonę w domu. Nie spodziewałem się jednak, że nie będzie tam sama.

– Ukryj swojego kochanka w szafie, mąż wrócił z delegacji – rzuciłem żartobliwie, gdy tylko otworzyłem drzwi.

Nagle zastygłem w miejscu

Mój niewinny żart okazał się proroctwem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Pierwszym odruchem była chęć rozszarpania tego drania. Na szczęście udało mi się opanować emocje. Kazałem mu opuścić moje mieszkanie. Nawet nie próbował dyskutować.

Agata najwyraźniej uznała, że zasługuję na prawdę, gdy chwilę później wyznała mi, że zdradza mnie praktycznie od samego początku, a jej poprzednie małżeństwo również rozpadło się z tego samego powodu. „Taka jestem, taka byłam i chyba już się nie zmienię” – te słowa padły z jej ust. Od tamtego dnia minął rok. Już nie jesteśmy razem. Nie byłbym w stanie ponownie jej zaufać. Szkoda, że nasze wspólne życie tak się potoczyło.

Adrian, 45 lat

Czytaj także:
„Szybko zostałam wdową i nie wiedziałam, jak żyć. Podczas drugiego ślubu czułam, jakbym zdradzała pierwszego męża”
„Wydaliśmy fortunę na edukację córki, ale ona wybrała własną drogę. Woli myć gary w knajpie i szaleć z kolejnymi gachami”
„Przez swoje durne obietnice, żona teraz musi pomagać byłemu facetowi. Ten cwaniak tylko czyha, żeby odbić mi Baśkę”

Redakcja poleca

REKLAMA