„Wydaliśmy fortunę na edukację córki, ale ona wybrała własną drogę. Woli myć gary w knajpie i szaleć z kolejnymi gachami”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Tim Robberts
„Nasza córeczka rozkręcała się w najlepsze. Na początku poinformowała nas, że zaręczyła się z jakimś facetem z Chorwacji, później chyba chodziła z jakimś Włochem, a następnie stanęła w drzwiach naszego domu. Z nowym kandydatem na męża, a jakby tego było mało, to jeszcze w ciąży”.
/ 18.04.2024 21:15
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Tim Robberts

Nasza córka była jedynaczką i chcieliśmy przychylić jej nieba, by w życiu niczego jej nie zabrakło. Postanowiliśmy na jej edukację, bo byliśmy przekonani, że wiedza i doświadczenie otworzą jej drzwi do wielkiej kariery. No ale cóż, Justyna miała inny pomysł na siebie.

Chcieliśmy dla niej jak najlepiej

No i znowu święta – uśmiech zagościł na mojej twarzy, gdy przyczepiałam do drzewka łańcuszki z kolorowego papieru, wykonane przez dziecko sąsiadki. Lada moment moja wnuczka też pewnie zacznie takie robić – rozczuliłam się na myśl o Gabrysi. A pomyśleć tylko, że wszystko zaczęło się od jednej wielkiej awantury...

Zaczęło się dość niewinnie. Mój mąż Jerzy sprawił naszej Justysi prezent w postaci kursu językowego. A w nagrodę za doskonałe wyniki na studiach z zarządzania, wysłaliśmy naszą jedyną córkę na trzymiesięczny pobyt do stolicy Hiszpanii. Justyna zasypywała nas pełnymi zachwytu wiadomościami, wychwalając hiszpański klimat, pyszne jedzenie i… atrakcyjnych facetów.

– Pamiętaj, żeby nie dać się oczarować żadnemu Luisowi, bo czeka na ciebie robota w naszej firmie i dopiero co odremontowane mieszkanie – przypominał Jurek Justynie podczas telefonicznych pogaduszek.

– Daj spokój, tatku – chichotała, podkreślając za każdym razem, że przecież wkrótce będzie z powrotem.

Zaledwie na kilka dni przed planowanym jej przyjazdem, nagle dowiedzieliśmy się, że nasza pociecha wcale nie planuje odwiedzić swojego rodzinnego miasta!

– Masz zamiar zostać w Madrycie?! Jak chcesz sobie poradzić sama w obcym kraju?! – Jurek krzyczał do telefonu, ale upór Justynki był silniejszy niż jego głos rozsądku.

Nasza córka poinformowała nas, że się zakochała i planuje przedłużyć swój pobyt w Hiszpanii o co najmniej kilka miesięcy.

– No ale kto to jest? – Każdego wieczoru Jurek dzwonił do niej, próbując wyciągnąć z niej jakieś informacje, ale ona nie chciała nic powiedzieć.

Nie podobały nam się jej pomysły

Kilka tygodni później bez uprzedzenia zjawiła się u nas z tym swoim ukochanym, a na jego widok dosłownie zamarliśmy. Bo czy starszy pan z tandetną opalenizną, ubrany w beżowy garnitur był rzeczywiście dobrą partią dla naszej jedynej córeczkiPatrzyłam z niedowierzaniem na jego kiczowaty pierścień i wypolerowane lakierki. „W naszym kraju takie buty zakłada się co najwyżej do trumny” – skrzywiłam się, podczas gdy Justynka wręcz promieniała. Ciągle tylko Enrique to, Enrique tamto…

– Przykro mi, że ty i mama jesteście tacy zacofani. Na świecie ludzie żyją zupełnie inaczej – pouczała nas nasza pociecha.

– Na samą myśl, że ten zgrzybiały dziad z moją małą córeczką… Aż mnie skręca w środku – powtarzał, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. 

Przez trzy miesiące byliśmy zaniepokojeni sytuacją, lecz u naszej córki sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie…

– Rzuciłam Enrique i niedługo wracam do domu – poinformowała nas przez telefon.

Nie powiedziała, dlaczego doszło do zerwania, ale i tak poczuliśmy ogromną ulgę. Niestety, jak się później okazało… za wcześnie się ucieszyliśmy.

– Mamuś?! Przekaż tacie, że jest mi przykro z powodu tego zamieszania, ale na razie jednak zostaję w Madrycie! – usłyszałam, gdy po paru dniach Justyna ponownie zadzwoniła. – Poznałam fantastyczne dziewczyny z Warszawy i udało się nam załapać do roboty w nowo otwartej, wypasionej knajpie.

Jurek chodził jak struty

Kiedy usłyszałam tę wiadomość, zupełnie odebrało mi mowę, a mojemu małżonkowi puściły nerwy.

– Nie oszczędzaliśmy na niczym i zapłaciliśmy majątek za jej prywatne studia po to, żeby teraz szorowała tłuste gary gdzieś na zapleczu jakiejś knajpy! – Jurek był wściekły.

– To nie żadna knajpa, tylko porządna restauracja i na pewno nie pracuje w kuchni – próbowałam go uspokajać, ale niewiele to dało.

Jerzy nie potrafił zaakceptować faktu, że Justynka zdecydowała się pójść swoją drogą.

Nasza córeczka, jedyne dziecko, rozkręcała się w najlepsze. Na początku poinformowała nas, że zaręczyła się z jakimś facetem z Chorwacji, później chyba chodziła z jakimś Włochem, a następnie... Bez uprzedzenia, jak zwykle zresztą, stanęła w drzwiach naszego domu w Toruniu. Z nowym kandydatem na męża, a jakby tego było mało, to jeszcze w ciąży. Brzuszek miała już całkiem spory, bo jak się wkrótce okazało, to był początek ósmego miesiąca.

– Miałam nadzieję, że wcześniej się poznacie – trajkotała Justyna, a my z Jurkiem zastanawialiśmy się, kogo zamordować jako pierwszego – ją czy tego gościa w skórzanej kurtce i wyblakłych dżinsach, który najwyraźniej był ojcem dziecka.

– Czemu tak stoicie? – powiedziała wreszcie nasza córka, wpraszając się do salonu. – Chcę wam przedstawić waszego przyszłego zięcia! – oznajmiła, rozsiadając się na kanapie.

– Można wiedzieć, skąd jest ten twój wybranek? – wysyczał mój mąż.

– Z Granady – wyjaśniła Justysia, wspominając, że poznali się w robocie i od razu się w sobie zakochali.

– Jak widać ten wasz romans ma dość poważne konsekwencje – mój mąż ciągle nie mógł uwierzyć w to, co widzi, spoglądając na zaokrąglony brzuszek Justynki.

Dla Justyny nic nie było problemem

Uśmiechnięta poinformowała nas, że planuje wziąć ślub w grudniu, podkreślając przy tym, jak bardzo jest z tego powodu szczęśliwa. Ale potem nadszedł ten moment…

– Na pewno nie zjawię się na tym ślubie! – oburzył się mój mąż, gdy wyszło na jaw, że facet, za którego wychodzi nasza córka, nie dość, że jest po rozwodzie, to jeszcze był… notowany.

– Dajcie spokój, siedział raptem sześć miesięcy za to, że pobił jakiegoś typa w knajpie. Obaj byli narąbani, chodziło o jakąś panienkę, wielka mi afera – nasza pociecha brała w obronę swojego wybranka, a my byliśmy na skraju załamania.

– Nigdy w życiu nie pokażę się na tym weselu! – Jurek wciąż uparcie powtarzał, że nigdy nie wybaczy naszej córeczce tego, co zrobiła.

Mimo tego, w tę pamiętną sobotę razem z mężem stawiłam się w USC i dziś, po dwóch latach, ani przez chwilę nie żałujemy tej decyzji. Nasz zięć Carlos to naprawdę dobry człowiek. Ciężką pracą udało mu się otworzyć i rozwinąć w Toruniu bar, w którym klienci sami się obsługują. Szanuje naszą kochaną Justynkę i jest wspaniałym tatą dla swojej córeczki.

Nasza wnuczka to prawdziwy skarb i dziś nie możemy sobie wyobrazić dnia bez tej małej iskierki. Gdybyśmy uparcie trzymali się naszych pierwotnych planów wobec córki, na świecie nie byłoby cudownej Gabrysi. Czy to los tak chciał? A może nasza Justynka dokonała właściwego wyboru, jeśli chodzi o męża?

I co z tego, że pochodzi z Granady? Ludzie mają większe problemy niż zięć rodem z Hiszpanii i nieposłuszna córka, która podąża własną ścieżką. Mój mąż chyba też już pogodził się z tą sytuacją, bo ostatnio wspomniał, że ten Carlos nie jest taki zły.

– Na bank lepszy od tego podstarzałego podrywacza, dla którego Justynka wcześniej straciła głowę – wymamrotał, z uśmiechem.

Czytaj także:
„Gdy przyszły mąż przedstawił mnie swojej matce, to ta wyśmiała mnie w twarz. Powiedziała, że nie odda syna fryzjerce”
„Mój syn nie trafił najlepiej z żoną. Głupotę trudno usprawiedliwić, a ona nosi ją wypisaną na twarzy”
„Dopiero po śmierci mamy dowiedziałam się, że jestem owocem romansu z księdzem. On nawet nie wie, że istnieję”

Redakcja poleca

REKLAMA