„Żona robiła obiady, a kochanka dogadzała mi w łóżku. Przez 2 lata prowadziłem życie idealne, aż się pomyliłem”

smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„– Wróciłem z zakupami, skarbie – powiedziałem cicho, gdy drzwi zaczęły się uchylać. W następnej chwili oniemiałem. Kompletnie zatkało mnie z wrażenia. Nie inaczej było z kobietą stojącą przede mną… moją małżonką! Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że zamiast pojechać do Heli, instynktownie wróciłem do siebie”.
/ 09.07.2024 22:30
smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Stanąłem w progu mieszkania, postawiłem swoją torbę na podłodze i szeroko rozłożyłem ręce. Helenka w mgnieniu oka do mnie doskoczyła, wydając przy tym pełen radości pisk i zarzuciła mi ramiona na szyję.

– No wreszcie jesteś! Czekanie było nie do wytrzymania.

Wtedy przylgnęła swoimi ustami do moich, namiętnie mnie całując.

– Hola, hola, daj mi chociaż wejść do środka – parsknąłem śmiechem, delikatnie ją od siebie odsuwając. – Chyba nie chcesz, żebyśmy od razu się tu kochali, przy otwartych drzwiach, żeby sąsiedzi wszystko widzieli?

Czekałem na to

Weszła w głąb mieszkania, ciągnąc mnie za sobą. W ostatniej chwili chwyciłem teczkę, żeby nie przytrzasnąć jej drzwiami.

– Serio masz dla mnie wolny cały tydzień? – zapytała.

– Tak, równe siedem dni. Ale tylko sześć nocy – dodałem, udając smutek.

– Nie jestem pewna, czy wystarczy mi czasu, żeby się tobą nacieszyć.

– Uda ci się, ty szalony mężczyzno – odpowiedziała, puszczając do mnie oko. – Zrobię co w mojej mocy…

Lepiej od razu zacznij działać! – rzuciłem, robiąc groźną minę. – W przeciwnym wypadku uznam, że twoje uczucie przygasło!

Pozbyłem się okrycia wierzchniego i marynarki.

– Jak sobie życzysz, kochanie. Idź pod prysznic, a ja nakryję do stołu.

Chciałem jej powiedzieć, że dopiero co się kąpałem i jadłem, ale ostatecznie odpuściłem sobie te uwagi. Nie widziałem powodu, żeby się kłócić. Przecież nic się nie stanie, jak nie zjem całego posiłku, a pod prysznic mogę wskoczyć ponownie, jeśli dzięki temu Helenka będzie zadowolona.

Żona się o mnie troszczyła

Niecałą godzinę wcześniej opuściłem swoje mieszkanie. Moja małżonka zatroszczyła się o to, abym wyruszając w daleką drogę, nie jechał na pusty żołądek. Specjalnie dla mnie usmażyła pyszne mielone, do których podała pieczone ziemniaki i surówkę z młodej kapusty, skropionej winnym octem i doprawionej mieszanką ziół z południowej Francji – moim ulubionym zestawem. Wiedziała, co sprawia mi radość.

– Dam ci znać telefonicznie po przyjeździe – oznajmiłem. Pogrążyłem się w zadumie. – A może jednak nie. Dotrę do celu grubo po dwunastej, w końcu droga do stolicy Austrii jest bardzo daleka. Napiszę ci SMS-a, gdy będę na miejscu.

Pamiętaj, żeby zadzwonić w czasie podróży – powiedziała mi na odchodne.

– No pewnie, o ile akurat będę miał sygnał w miejscu, gdzie się zatrzymam – parsknąłem śmiechem.

– Nie przejmuj się tym tak bardzo. Pamiętasz, co było poprzednim razem? Na darmo się tylko stresowałaś. Możemy żyć w nowoczesnym świecie, ale z zasięgiem nadal bywa kiepsko, nawet w tych najbardziej rozwiniętych państwach.

No więc prawdę mówiąc, to wtedy po prostu przysnąłem i całkiem wyleciało mi z głowy, że miałem zadzwonić. Dopiero Helenka mi o tym napomknęła, a wstaliśmy dość późno.

Obiecałem, że będę tęsknić

– Tylko uważaj na siebie i nie pędź jak szalony – ostrzegła mnie żona na koniec. – Ostatnio ciągle mówią w wiadomościach o niebezpiecznych wypadkach na autostradach…

Mocno ją objąłem, uśmiechając się.

– Już mi ciebie brakuje – skłamałem.

Ja też będę za tobą tęsknić – odparła. – To będzie najdłuższa delegacja od dawna.

– No ale co poradzisz? – odparłem, wzdychając z rezygnacją.

– Nawet ktoś na wysokim stanowisku jak ty musi od czasu do czasu podszkolić swoje umiejętności.

Miałem cały tydzień dla kochanki

Gdy przyjechałem, Helenka również zaserwowała mi to samo danie co żona, ale nie było ona tak dobre. Oczywiście udawałem, że jestem zachwycony. Nie chciałem sprawić jej przykrości. Nie zjadłem zbyt wiele, tłumacząc się, że mam ogromny apetyt, ale nie na jedzenie, tylko na moją namiętną partnerkę. Tak naprawdę nie musiałem się specjalnie starać, żeby ją do tego przekonać.

Jeśli chodzi o sprawy łóżkowe, to Helenka była po prostu fenomenalna, ale jej umiejętności kulinarne pozostawiały wiele do życzenia. Zdecydowanie ustępowała pod tym względem mojej małżonce. W taki oto sposób rozpoczął się nasz siedmiodniowy raj.

Trochę ją ściemniałem

Kolejnego dnia ruszyliśmy na zakupy do supermarketu, który był oddalony o parę kilometrów. Co prawda, mieliśmy znacznie bliżej inny sklep, ale zazwyczaj robiłem tam sprawunki z żoną, więc wolałem unikać pokazywania się w tamtych okolicach. Wracając, po drodze zgarnęliśmy chińskie żarcie, żeby spałaszować je w mieszkaniuHelenka nie miała specjalnej ochoty na gotowanie, a ja nie zamierzałem jej do tego przymuszać. W końcu to nie o jej talenty kuchenne chodziło w tym całym układzie.

W końcu się mną zmęczysz – rzuciła, gdy odpoczywaliśmy na łóżku, zmordowani i usatysfakcjonowani.

– No wiesz, raczej nie – uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Takie rozmowy to przecież część naszej ekscytującej zabawy. – Jesteśmy ze sobą od dwóch lat, a mówią, że właśnie wtedy emocje nieco słabną. A moja miłość do ciebie tylko się wzmacnia.

– No i co jak twoja małżonka wszystkiego się domyśli? – zapytała z niepokojem. – Wtedy mnie zostawisz, tak?

– W życiu! – zaprotestowałem stanowczo. – Zwyczajnie się do ciebie wprowadzę i tyle.

Rzecz jasna, znowu mijałem się z prawdą.

Nie zamierzałem się rozwodzić

Helenka była dla mnie ważna, to prawda, ale stanowiła jedynie przyjemną odskocznię od codzienności. Kiedy długo się nie spotykaliśmy, odczuwałem jej brak i wykorzystywałem każdą sposobność, by się z nią zobaczyć. Jednak wiązanie z nią jakichkolwiek planów na przyszłość? Nic z tych rzeczy! Miałem swoje przytulne, bezpieczne gniazdko i pragnąłem, aby tak pozostało.

– Wszystko gra, skarbie, u mnie bez zmian – tłumaczyłem przez telefon czwartego dnia mojego pobytu „w Wiedniu". – Trochę pozwiedzałem, połaziłem tu i tam, ale nie mam zbyt wiele czasu wolnego. Strasznie nas męczą na tym kursie.

Będąc w Wiedniu, musiałem poczytać trochę w internecie o najpopularniejszych miejscach wartych odwiedzenia, żebym mógł opowiadać żonie, gdzie się włóczyłem i jakie plany mam na dalsze zwiedzanie. Dobrze, że nie przyszło jej do głowy, żeby mnie cisnąć o jakieś zdjęcia, bo miałbym niezły problem.

Na całe szczęście, ilekroć do niej dzwoniłem, to zawsze ustawiałem numer prywatny. Wciskałem jej kit, że firmowy telefon mam tak skonfigurowany i nie chcę przy nim dłubać, żeby to przestawić. Moja żona też nie była aż tak głupia, żeby nie poznać różnicy między polskim numerem kierunkowym a jakimś zagranicznym.

– Już nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę.

– Tak samo jak ja ciebie – odpowiedziałem i zdałem sobie sprawę, że naprawdę tak myślę. – No i za dzieciakami też tęsknię…

Zaczynałem się nudzić

Związek z Heleną był naprawdę fantastyczny, ale powoli zaczynał mnie odrobinę nużyć. W końcu nie dzieliliśmy razem codzienności, a między seksem, seansami filmowymi i jedzeniem należało jakoś podtrzymywać konwersację. A to nie było wcale takie łatwe. Oczywiście, zawsze udawało się wygrzebać jakiś wątek, a ta śliczna dziewczyna uwielbiała gadać, ale nie byłem w stanie zadeklarować niczego poważniejszego z mojej strony.

Niestety ten sielankowy nastrój został zakłócony. Jeszcze tego wieczora Helence pogorszyło się samopoczucie. Oczy jej się szkliły, głowa bolała, a temperatura poszła w górę… Coś ją rozbierało, jakieś przeziębienie. Szczerze powiedziawszy, nawet mnie to ucieszyło, gdyż mogłem zająć się teraz chorą Helą i nie musiałem dłużej udawać zainteresowania jej historiami o niezbyt mądrych współpracownicach.

– Wybacz mi – powiedziała cicho, gdy podałem jej rumianek z miodem i tabletkę przeciwbólową. – Nic ze mnie nie będzie, tak się pochorowałam...

– Daj spokój, nawet tak nie mów! – zaprotestowałem stanowczo.

– Powinienem się tobą zająć. Jutro pójdę na porządne zakupy, abyś miała wszystko, co potrzebne na najbliższe dni.

Nie wysilałem się

Moja główna wada? Zdecydowanie lenistwo. Gdybym zdecydował się na zakupy w oddalonej galerii handlowej, tragedia by mnie ominęła. Lecz stwierdziłem, że w porze obiadowej Malwina zawsze jest zajęta gotowaniem, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by podjechać do pobliskiego supermarketu.

Znajduje się on praktycznie w połowie trasy pomiędzy moją chatą a mieszkaniem Helenki. Raptem kilkanaście minut spokojnej przejażdżki. Przecież nikt nie będzie się zastanawiał, co robię w tej okolicy, jeśli przyjadę na zakupy w pojedynkę. Pchanie się przez korki na skrzyżowaniach wcale mnie nie kręciło.

Spacerowałem po świetnie mi znanej hali marketu, pakując do koszyka kolejne pozycje z listy zakupów zrobionej przez moją Helenkę. Parę różyczek brokuła, trochę mięsiwa, coś tam z warzywniaka, odrobinę płynów i proszków do sprzątania. Szczerze powiedziawszy, miałem poczucie, że nigdzie nie wyjechałem, a tylko podskoczyłem do sklepu po zakupy, jak mnie żona poprosiła.

Brakowało mi żony

W czasie tych zakupów zdałem sobie sprawę, że brakuje mi obecności Malwiny i maluchów. Najwyraźniej wyszalałem się już wystarczająco i chciałem powrócić do normalnego rytmu życia. Spakowałem sprawunki do bagażnika samochodu i ruszyłem w dobrze mi znanym kierunku.

Rozmyślałem o tym, że skoro moja luba zachorowała, to ja będę zmuszony stanąć dziś za kuchennym blatem. Może powinienem zamówić jakieś pyszności na dowóz z włoskiego lokalu? Postanowiłem jednak samemu coś usmażyć. W ten sposób będę miał dobrą wymówkę, żeby nie tkwić non stop przy boku mojej wybranki i nie mielić ozorem bez ładu i składu.

Z Malwinką sprawy miały się całkiem inaczej. Może mniej ekscytująco, ale zdecydowanie prościej. Mieliśmy całe mnóstwo tematów, o których mogliśmy pogadać, chociażby poobgadywać kumpli albo porozmawiać o naszych dzieciakach. Przysięgam, to już koniec takich eskapad. Nigdy więcej!

Ale się pomyliłem!

Musiałem chyba wypowiedzieć te słowa w feralnym momencie. Cóż, chyba po prostu straciłem czujność. Zaparkowałem pod klatką, chwyciłem siatki z zakupami i przekroczyłem próg budynku. Na moje szczęście winda stała na parterze.

Palcem nacisnąłem piątkę. Po chwili byłem już na swoim piętrze i zmierzałem w stronę dobrze mi znanych drzwi. Nie miałem przy sobie kluczy, bo ciężko byłoby je sprytnie schować, więc po prostu wcisnąłem przycisk dzwonka.

Wróciłem z zakupami, skarbie – powiedziałem cicho, gdy drzwi zaczęły się uchylać.

W następnej chwili oniemiałem. Kompletnie zatkało mnie z wrażenia. Nie inaczej było z kobietą stojącą przede mną… moją małżonką! Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że zamiast pojechać do Heli, instynktownie wróciłem do siebie. Zupełnie jak rumak, który zawsze trafi do własnej stajni, bo świetnie zna trasę.

– Co ty tu robisz?! – moja połowica odzyskała mowę jako pierwsza.

I lepiej nie wnikajmy w to, co się później wydarzyło.

Marcin, 42 lata

Czytaj także: „Syn opiekował się mieszkaniem, gdy byliśmy na wczasach. Zrobił takie pobojowisko, że nie poznałam własnych 4 ścian”
„Zarabiamy w euro, więc ludzie traktują nas jak bogaczy. Gdy odmawiamy pożyczek, rozsiewają okropne plotki”
„W delegacji puściły mi hamulce i strzeliłem gola przypadkowej lasce. Teraz ta jędza nie daje mi żyć”

 

Redakcja poleca

REKLAMA