Wychowywałam syna na odpowiedzialnego człowieka i nie martwiłam się, że kiedykolwiek nadużyje mojego zaufania. Gdy z mężem zdecydowaliśmy się wyjechać na pierwsze od wielu lat wakacje, nie obawiałam się powierzyć Łukaszowi pieczy nad mieszkaniem. W końcu co mogło się stać? Ano, całkiem sporo. Syn udowodnił mi, że wciąż jeszcze jest nieodpowiedzialnym smarkaczem.
Bałam się zostawiać syna samego
– Sama nie wiem, czy to dobry pomysł – wahałam się, gdy Marian zaproponował wakacyjny wyjazd. – Łukasz na pewno nie będzie chciał jechać z nami.
– I bardzo dobrze. Przecież ma już zarezerwowany wyjazd do Hiszpanii. Nam też należy się trochę odpoczynku.
– Przez dwa tygodnie byłby sam w domu...
– Przynajmniej zajmie się mieszkaniem.
– Ale przecież to jeszcze dziecko.
– Nie dziecko, tylko szesnastolatek. Porozmawiam z nim. Niczego nie nabroi.
– Oj, nie o to mi chodzi. Wiem przecież, że Łukasz to grzeczny i rozsądny chłopak. Po prostu martwię się, że sobie nie poradzi.
– Lucynko, nie rób z naszego syna ofiary losu. Niby dlaczego miałby sobie nie poradzić? Ma dwie ręce i łeb na karku. Potrafi zrobić sobie śniadanie, kolację, a i z prostym obiadem da sobie radę. Poza tym możesz nagotować na zapas, podzielić na porcje i zamrozić je. Pomyśl tylko, dwa tygodnie w górach. Potrzeba nam tego. Kiedy ostatni raz mieliśmy okazję odpocząć?
Tu nie mogłam nie przyznać mu racji. Ostatni raz byliśmy na wakacjach chyba siedem lat temu, u szwagierki na wsi. Później nigdy nie było już dobrej okazji. A to praca, a to pilne wydatki, a to to, a to tamto. Oboje potrzebowaliśmy odpoczynku, a przecież Marian miał rację. Szesnastolatek nie jest już małym dzieckiem. Potrafi sam o siebie zadbać.
Mąż mnie przekonał
– Niech będzie. Rezerwuj hotel – zgodziłam się.
– No, i to rozumiem!
– Ale musimy porozmawiać z Łukaszem. Nie boję się, że zrobi coś głupiego, jednak lepiej dmuchać na zimne.
– Spokojna głowa. Porozmawiamy z młodym. Jeżeli cię to uspokoi, nawet spiszę listę zasad i powieszę ją na drzwiach lodówki.
W końcu nastał dzień wyjazdu.
– Pamiętaj synku, w słoikach masz bigos, fasolkę po bretońsku, zupę pomidorową, a w zamrażalniku kotlety. Musisz tylko obrać i ugotować ziemniaki, a jeżeli nie będziesz miał ochoty, to po prostu zamów sobie coś przez telefon albo zjedz z kolegami na mieście – przypomniałam Łukaszowi.
– Nie martw się, mamo. Pamiętam. Powtarzasz mi to od trzech dni.
– Fajnie, że masz dobrą pamięć. A zasady pamiętasz? – zapytał Marian.
Łukasz westchnął i pokręcił głową, by wyrazić swoje niezadowolenie.
– Traktujecie mnie jak małego bąbelka – zauważył.
– Małego bąbelka nie zostawilibyśmy samego na dwa tygodnie. Wierzymy, że zachowasz się odpowiedzialnie i dlatego dajemy ci kredyt zaufania. A teraz recytuj zasady – polecił mu i spojrzał na niego porozumiewawczo, a przez zaciśnięte zęby wyszeptał: „uspokoisz matkę”.
– Mam zawsze mieć przy sobie telefon. Mam dzwonić o każdej porze, gdyby coś się działo. Mam wracać do domu przed dwudziestą trzecią. Mam zmywać po sobie i odkurzać mieszkanie.
– A najważniejsze?
– Mam nie urządzać żadnych imprez.
– No. Cieszę się, że dobrze się zrozumieliśmy.
– Nie martwcie się. I jedźcie już, bo jak będziecie dalej zwlekać, wpakujecie się w największe korki.
– Pa, synku. Sprawuj się dobrze – pożegnałam się z Łukaszem.
– Zadzwonimy, gdy dojedziemy na miejsce. Trzymaj się, młody.
Zadecydowaliśmy o skróceniu wyjazdu
Już zapomniałam, jak przyjemnie może być na wczasach. Korzystaliśmy ze wszystkich okolicznych atrakcji. Odwiedzaliśmy muzea i skanseny, spacerowaliśmy po górskich szlakach i delektowaliśmy się lokalną kuchnią. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a temperatura była przyjemna, więc całe dni spędzaliśmy na świeżym powietrzu.
Do hotelu wracaliśmy tylko po to, by się przespać i zregenerować siły. Aż w drugim tygodniu nastąpiło załamanie pogody, a ekscytujące wczasy zmieniły się w nudny urlop. Deszcz nie ustawał nawet na krótką chwilę, a my siedzieliśmy w pokoju i próbowaliśmy nie zwariować z nudów. Marian łaził z kąta w kąt i stawał się marudny. Wiedziałam, że jeżeli potrwa to dłużej, nie będę mogła z nim wytrzymać i w końcu się pokłócimy.
– Skracamy pobyt? – zapytałam na dwa dni przed planowanym wyjazdem.
– No, już myślałem, że będę musiał sam to zaproponować. Zadzwonię do młodego, że będziemy w domu przed kolacją.
– Nie, nie dzwoń. Zrobimy mu niespodziankę.
– No nie wiem. A jak nakryjemy go z dziewczyną?
– Marian – spojrzałam na męża, jakby żartował sobie ze mnie. – Przecież Łukasz nie ma dziewczyny.
Miałam rację. Nie nakryliśmy go na amorach, ale i tak przeżyliśmy szok, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania.
Zrobił z mieszkania istne pobojowisko
Na trasie był mały ruch, więc dotarliśmy do domu trochę wcześniej, niż zakładaliśmy. Pomyślałam, że pewnie nie zastaniemy Łukasza. W końcu, który nastolatek siedziałby w domu, gdy może cieszyć się swobodą.
Wyjęłam z torebki klucz i przekręciłam go w zamku. Nacisnęłam klamkę, a gdy drzwi stanęły otworem, zamarłam.
Mieszkanie wyglądało, jakby przeszedł przez nie huragan. Na podłodze walały się torebki po chipsach, puszki po napojach i piwie, potłuczone talerze i szklanki. Firanka w salonie była porwana w strzępy, a nasz jasny dywan miał teraz wątpliwą ozdobę w postaci wielkiej czerwonej plamy. „Boże, co tu się stało?” – wyszeptał Marian.
Weszliśmy do środka. Z każdym krokiem zauważaliśmy kolejne zniszczenia. Obraz, który odziedziczyłam po babci, nadawał się do wyrzucenia. Telewizor leżał na podłodze i miał potrzaskany ekran. Ściany były upstrzone czerwonymi plamami. Marian podszedł i powąchał jedną z nich.
– To pomidory – powiedział.
– Bogu dzięki. Już myślałam, że to krew.
– Zaraz zadzwonię do młodego i zażądam, żeby natychmiast tu przyszedł. Ma nam wiele do wyjaśnienia.
Nie musiał. Chwilę później Łukasz wrócił, obładowany wielopakami papierowych ręczników i środkami czyszczącymi.
Nie posłuchał nas
– A co wy tu robicie? – przeraził się.
– Mieszkamy. Chociaż nie mamy pewności, czy trafiliśmy pod właściwy adres – powiedział Marian.
– Łukasz, co tu się stało?
Nie miał innego wyjścia, jak tylko powiedzieć prawdę. Wygadał się przy kilku starszych chłopakach, że został sam w domu, a oni namówili go na „małą imprezkę”.
– Zapewnili, że zabawa skończy się o dwudziestej drugiej. Że pomogą mi posprzątać i znikną przed północą. Ale jeden z nich zadzwonił po ludzi, których nie znam. Tamci przynieśli piwo i wszystko wymknęło się spod kontroli.
– Miałeś zakaz robienia imprez, a ty zignorowałeś mnie. I w dodatku upiłeś się z jakimiś łobuzami! – denerwował się Marian.
– Nie, tato! Przysięgam, że nie piłem. Próbowałem ogarnąć towarzystwo, ale nie mogłem nic zrobić. Zanim się zorientowałem, mieszkanie było pełne ludzi.
– I tylko tyle masz nam do powiedzenia? – zapytałam rozczarowanym głosem.
– Przepraszam. Wiem, że nabroiłem.
– Mało powiedziane. Zawiedliśmy się na tobie. Myśleliśmy, że jesteś odpowiedzialny, ale byliśmy w błędzie. Możesz mieć pewność, że kara cię nie ominie. Na razie idź do swojego pokoju.
Każdy w młodości robił jakieś głupoty, ale to była oczywista przesada. Aż baliśmy się zacząć podliczać straty. Widziałam po Łukaszu, że wie, jak bardzo nabroił, ale to nie wystarczy. Postanowiliśmy, że nie pojedzie na wczasy do Hiszpanii. Biuro podróży zwróci tylko część pieniędzy, które wydaliśmy, ale trudno. Na drugi raz zastanowi się dwa razy, gdy przyjdzie mu do głowy zapraszać znajomych.
Lucyna, 46 lat
Czytaj także:
„Brat rzucił żonę dla chciwej kobiety z kalafiorem zamiast mózgu. Wpycha mu łapy do portfela i czeka na drogie prezenty”
„Mój mąż był kościółkowym dewotem i prawił kazania o mojej przyjaciółce. Ale moimi plecami zaproponował jej romans”
„Żona miała umysł zniszczony przez funty. Ukradła mi pieniądze i uciekła ze swoim gachem. Nie miałem do czego wracać”