Irena wróciła do domu w kiepskim humorze. Na początku rozległo się głośne skrzypienie klucza przekręcanego w zamku, a zaraz potem usłyszałem huk zamykanych z impetem drzwi. Ściągnięte z nóg buty uderzyły o podłogę. Pierwszy uczynił to głucho i szybko, a drugi potoczył się przez cały korytarz.
– O co chodzi? – spytałem, wystawiając głowę zza framugi.
Żona wróciła do domu zła
Była wściekła na coś, ale nie od razu zareagowała na moje pytanie
W takich sytuacjach nigdy nie warto jej poganiać. Trzeba spokojnie poczekać, aż sama zdecyduje, że to dobry moment, żeby mi wszystko wytłumaczyć. Przez to atmosfera jest napięta, ale nie chcę ryzykować, że żona zdenerwuje się jeszcze bardziej.
– Nie do wiary! No po prostu nie do wiary!
– O co chodzi? – spytałem z niepokojem, czy aby nie ja doprowadziłem ją do takiego stanu.
– O co chodzi?! Ja tego na pewno nie odpuszczę! Zawiadomię policję. Nie wybaczę jej tego!
– Kogo masz na myśli i czego jej nie wybaczysz?
– Obrabowała mnie. Ta flądra z parteru mnie okradła! – wyrzuciła z siebie Irena.
– Co ci niby ukradła? – spytałem.
– Zasłony! – odparła, a ja odruchowo obróciłem głowę, by sprawdzić nasze okna.
Zauważyłem, że wszystkie wisiały na swoim miejscu.
– Ale nie te tutaj, Andrzejku! Rusz głową! Tamte, które jakiś czas temu zaniosłam do piwnicy. No wiesz, te stare.
– Weszła nam do piwnicy?
– Nie, wcale. Po prostu wrzuciłam to wszystko do pudła, które zostawiliśmy przy wejściu do naszej komórki. Parę dni temu stwierdziłam, że karton jest pusty. Wspominałam ci o tym. Nie kojarzysz?
Muszę przyznać, że nie przypominam sobie tej rozmowy. W swojej obronie dodam, że moja małżonka regularnie opowiada mi o swoich zmartwieniach. Dla naszego wspólnego dobra najczęściej słucham ją jednym uchem.
Opowiedziała mi, co zobaczyła
Irena była tak podekscytowana, że musiałem się skupić na każdym jej słowie. Opowiedziała mi, jak dosłownie parę minut temu wpadła na swoją sąsiadkę z parteru. Tę niezbyt lubianą przez wszystkich mieszkańców kobietę. Irena przywitała ją zdawkowo i ruszyła dalej, ale kątem oka zerknęła jeszcze na torbę na śmieci, którą niosła sąsiadka. I wtedy je zauważyła. Nasze zasłony!
– Zmiętoszone, sprasowane i wciśnięte do reklamówki. Razem z całym stosem makulatury i jakimiś odpadkami. Targała je prosto do śmietnika!
– Jesteś pewna, że to były nasze? Może ci się przywidziało?
Moja małżonka upierała się, że doskonale je rozpoznała. Zapewniała mnie, że to był dokładnie ten sam wzór i tkanina, którą mamy w domu.
Była zdeterminowana
Po chwili namysłu wymyśliła też sposób, jak ostatecznie rozwiać wątpliwości:
– Pójdę do śmietnika i sprawdzę, co jest w środku tego worka!
Starałem się ją powstrzymać, ale na próżno. Jak Irena coś sobie postanowi, to nikt i nic nie jest w stanie jej odwieść od tego zamiaru. Mogłem tylko stanąć przy oknie i zza firanki obserwować jej poczynania… Przyznaję, że moja żona była pełna determinacji.
Szła przed siebie jak po swoje, nie przystając ani na chwilę, nie rozglądając się na boki. Podeszła do kontenera, stanęła na palcach i chwyciła worek należący do sąsiadki. Kiedy pękł, wyjęła z niego fragment brudnej zasłony i odcięła go nożyczkami, które zabrała ze sobą. Dumna ze swojego osiągnięcia, wróciła do bloku.
– Zobacz, to moje! – oznajmiła triumfalnie, wchodząc do domu. – A nie mówiłam?
– Dobra, ale zastanów się, po co miałaby kraść twoje stare zasłony? I czemu potem miałaby je wyrzucać?
– Oj, nie wiesz, jacy potrafią być ludzie? Byle tylko dostać coś za darmo, to wezmą wszystko, co popadnie. Najpierw zwinęła z chciwości, a potem stwierdziła, że są jej niepotrzebne i się ich pozbyła
Nic do nie nie przemawiało, aż zacząłem się denerwować.
Nie chciałem brać w tym udziału
– A co jeśli miała identyczne? – nieśmiało zapytałem po raz kolejny.
– Nie bądź taki łatwowierny! Mnie nikt nie będzie okradał. Zaniosę jej ten kawałek!
– Irena… – z rezygnacją w głosie westchnąłem.
– O co chodzi?
– Odpuść sobie. Nawet gdyby to faktycznie była twoja firanka, nie ma sensu. To tylko przyniesie kłopoty…
– Pójdziesz ze mną?
Kiedy usłyszałem o jej zamiarach, wiedziałem, że nie dam rady brać w tym udziału. Moim początkowym pomysłem było po prostu zostawić ją samą i udawać, że wszystko jest w porządku. Potem jednak dotarło do mnie, że lepiej mieć na nią oko, bo szykowała się afera, a ja powinienem jakoś ochronić moją żonę przed jej konsekwencjami.
Żona nie owijała w bawełnę
– Bardzo przepraszam, ale ta zasłona należy do mnie! Skąd ją pani wzięła i czemu ją pani wyrzuciła?! – odezwała się żona. – Trzymałam ją sobie w piwnicy w naszych pudłach, a pani ją sobie po prostu przywłaszczyła. To zwyczajna kradzież, niech pani nie zaprzecza!
– Ja nikomu niczego nie ukradłam! – odparła po chwili kobieta.
– Serio? To co ja tu niby trzymam? Moją własną zasłonę, którą własnoręcznie wyciągnęłam ze śmietnika!
– Paniusia jest niezrównoważona! Przecież to moja zasłona! O co paniusi chodzi? Z jakiej racji szperasz w cudzych odpadkach?
– Nie w cudzych, tylko w waszych. I to moje zasłony!
– Niby skąd je ukradłam?
– Powtarzam, że z piwnicy. Zostawiłam ją w tekturowych pudłach na korytarzu.
– Od dawna wiadomo mi, że ma pani zagracony korytarz, ale ja niczego nie ruszałam. Daj mi święty spokój, kobieto! – sąsiadka się zdenerwowała.
– Niech pani ma choć odrobinę przyzwoitości, żeby się do tego przyznać!
– W życiu! Ciągle się pani wszystkich czepia, a teraz to już pani kompletnie na głowę upadła. Nienormalna jakaś! Tadek, słyszałeś to…? – zawołała swojego małżonka.
Takiej afery jeszcze tu nie było
Sprzeczka rozpętała się na dobre. Moment później dało się słyszeć również krzyki mężczyzny i wtedy nie miałem już wyboru – trzeba było zejść na dół. Ledwo się pojawiłem, a gość w bieliźnie i koszulce bez rękawów ruszył na mnie. Zaczął mnie popychać i wyzywać. Na moje szczęście był sporo niższy, więc nie odważył się posunąć za daleko. Starałem się zachować spokój i po dłuższym czasie udało mi się stamtąd zabrać Irenę. Poszliśmy do mieszkania i przekręciłem klucz w zamku, ale i tak wszyscy sąsiedzi już wiedzieli, co zaszło.
– Ależ towarzystwo, no naprawdę! – Irena wciąż to powtarzała, wycierając oczy pełne łez frustracji i gniewu. – Kompletna żenada. Na oczach wszystkich sąsiadów!
– Mogłaś sobie darować tę wizytę.
– Czyli sugerujesz, że sama jestem sobie winna?!
– Niekiedy rozsądniej jest odpuścić.
– A ty czyich racji tu bronisz?
– Twoich. Twoich i naszego świętego spokoju!
Czasami trafiają się tacy, z którymi nie da rady zwyciężyć, przekonać ich do swoich racji czy zawstydzić. W takich przypadkach najlepiej trzymać się od nich z daleka, o ile to tylko możliwe. Ja właśnie tak uważam i wcale się tego nie wstydzę. No bo gdyby ktoś zwędził nam z piwnicy rower, to jasne, że trzeba byłoby zareagować. Ale o jakieś zasłony obić aferę?
Sąsiedzi długo plotkowali o nas
Irena doświadczyła na własnej skórze, jak trafne były te słowa, ponieważ sąsiadka z parteru przez długi okres rozsiewała na jej temat przeróżne plotki. Opowiadała innym, że moja małżonka myszkuje w odpadkach, podgląda innych i posądza o przywłaszczanie cudzych rzeczy. Zdecydowana większość mieszkańców bloku nie dała temu wiary, gdyż doskonale znali ową plotkarę, jednak znaleźli się tacy, którzy wyraźnie zaczęli nas unikać i podchodzić do nas z pewnym dystansem.
Irena parę razy planowała zejść na dół i rzucić w kierunku sąsiadki kilka uszczypliwych uwag, ale jakoś mi się udało ją przekonać, żeby dała spokój. W końcu sobie darowała i cała afera trochę ucichła. Niemniej, stosunki z sąsiadami z dołu już nie wróciły do normy. Kiedy spotykamy się na klatce schodowej, robimy wszystko, by nie zwracać na siebie uwagi. Unikamy kontaktu wzrokowego, udając, że nic nas nie obchodzi, a w rzeczywistości obu stronom skacze wtedy adrenalina.
Nie mogłem w to uwierzyć
Wszystko to rozegrało się jakieś dwa lata temu, a mówię o tym dopiero teraz, ponieważ parę dni temu porządkowaliśmy naszą piwnicę. Wtedy to właśnie te wspomnienia do nas wróciły, gdyż Irena odkryła w jednym z pudeł rzeczy, których nie powinno tam być. Z samego dna kartonu wyciągnęła zasłony. Popatrzyła na nie, potem na mnie, a ja nie odezwałem się ani słowem. Irena jedynie głupkowato się uśmiechnęła i poprosiła mnie, abym nic nie wspominał. Żebyśmy w ogóle więcej nie poruszali już tego tematu.
Siedziałem cicho jak mysz pod miotłą, ale musiałem komuś zrelacjonować tę absurdalną opowiastkę. Czemu? No bo chciałem zaznaczyć, że miałem rację. Że nieraz faktycznie nie ma sensu rwać włosów z głowy o bzdury.
Tomasz, 73 lata
Czytaj także: „Mąż jest bogatym biznesmenem, a ja poluję na promocje w dyskoncie. Choć śpi na kasie, każe mi oddawać resztę z zakupów”
„Wstydzę się mamy, bo na starość grzebie w śmietnikach. Nurkuje w kontenerach, twierdząc, że są tam skarby”
„Mój mąż żyje w ciągłych delegacjach, a mnie jest go żal. Prawie nie zna naszych dzieci i nie pamięta, co to jest dom”