„Mąż jest bogatym biznesmenem, a ja poluję na promocje w dyskoncie. Choć śpi na kasie, każe mi oddawać resztę z zakupów”

para z rachunkami fot. Getty Images, Tetra Images
„– I nie zapomnij przynieść mi paragonów – dodał na pożegnanie. Zapewniłam go, że tak zrobię i wyszłam, nie odzywając się już ani jednym słowem. Za drzwiami mieszkania wypuściłam powietrze. Życie z moim mężem powoli stawało się nie do wytrzymania”.
/ 12.06.2024 20:00
para z rachunkami fot. Getty Images, Tetra Images

Kiedy poznałam Darka, to poczułam się tak, jakbym złapała Pana Boga za nogi. Mój przyszły mąż był zabawny, przystojny i pracowity. A do tego miał dobrze prosperującą firmę. Byłam przekonana, że czeka mnie dostatnie i szczęśliwe życie. Szybko jednak przekonałam się, że życie to nie bajka, a te prawdziwe nie ma nic wspólnego z marzeniami. Mój mąż okazał się dusigroszem i nadzorcą wszystkich moich wydatków.

Kiedyś myślałam, że to zaleta

Patrząc wstecz, wielokrotnie zastanawiałam się, czy można było wcześniej zauważyć paskudny charakter mojego męża. Darka poznałam w bibliotece i już wtedy wydawał mi się rozsądny, oszczędny i bardzo praktyczny.

– Szkoda mi pieniędzy na imprezy i wyjazdy – mówił mi, gdy pytałam go, czy wybiera się na spotkanie studenckie lub wakacyjny wyjazd. –  Wolę je odłożyć na konto lub wydać na szkolenie – dodawał.

Wtedy takie podejście do pieniędzy wydawało mi się właściwe i godne podziwu. Darek był, podobnie jak ja, na czwartym roku studiów i już wtedy miał plan na życie. Chciał założyć własną firmę, a do tego był mu potrzebny kapitał początkowy.

– Trafiłaś na naprawdę fajnego faceta – powiedziała mi mama, gdy przedstawiłam go jej jako swojego narzeczonego. – Czeka cię z nim cudowne życie.

Ja też byłam o tym przekonana. Darek jeszcze na studiach założył firmę i szybko zaczął zarabiać przyzwoite pieniądze.

Nie dostałam pierścionka na zaręczyny

W ciągu niecałych dwóch lat kupił mieszkanie, samochód i odłożył niezłą sumkę. Wtedy mi się oświadczył.

– Tak – odpowiedziałam natychmiast i bez wahania.

Przecież nie mogłam się nie zgodzić. Kochałam Darka i byłam przekonana, że zapewni mi wygodne życie. I chociaż zdziwiłam się, że nie wręczył mi pierścionka zaręczynowego, to szybko znalazłam wytłumaczenie. "Pewnie zapomniał zabrać ze sobą" –  pomyślałam. Inną opcją, którą także brałam pod uwagę było to, że nie zdążył go kupić. Był przecież bardzo zapracowanym człowiekiem, prawda? Nawet do głowy mi nie przyszła myśl, że mój narzeczony po prostu żałował wydać tych kilka stówek. A już wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka.

Nie widział w tym problemu

Jak każda narzeczona chciałam mieć pierścionek zaręczynowy, który dla mnie był symbolem miłości przyszłych małżonków. Dlatego gdy przez kilka kolejnych dni go nie otrzymałam, to postanowiłam zainterweniować.

– Kochanie – zaczepiłam Darka, gdy siedział na kanapie i oglądał jakiś serial

– Tak? – zapytał.

– Bo ja tak sobie myślę, że nasze narzeczeństwo nie jest na 100% – powiedziałam.

– Co? Dlaczego? – Darek spojrzał na mnie zaskoczony.

Wydawało się, że zupełnie nie wie, o co mi chodzi.

– Zapomniałeś? – uśmiechnęłam się. A potem wyciągnęłam w jego kierunku prawą dłoń. – Nadal nie mam pierścionka zaręczynowego –  dodałam.

– Aa, o to ci chodzi – usłyszałam.

Byłam pewna, że za chwilę dowiem się, że to zwykłe niedopatrzenie i za niedługo odpowiedni pierścionek trafi na mój palec. Jakie było moje zdziwienie, gdy Darek tylko wzruszył ramionami.

– A naprawdę jest ci niezbędny? – zapytał.

Myślałam, że to żart

Początkowo pomyślałam, że mój narzeczony zażartował sobie ze mnie, ale szybkie spojrzenie na jego minę przekonało mnie, że powiedział to całkiem poważnie.

– A ty tak nie uważasz? – zapytałam.

Tak szczerze powiedziawszy to zaskoczył mnie tak bardzo, że nie wiedziałam, co powiedzieć.

– No nie – usłyszałam w odpowiedzi. – Taki pierścionek to mało ważna błyskotka, a kosztuje naprawdę sporo.

"Mało ważna błyskotka? Co on mówi?" – pomyślałam. Jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Darek podniósł się z kanapy i udał się do swojego gabinetu. Stojąc w progu salonu odwrócił się jeszcze do mnie i rzucił nonszalanckim tonem.

– Przecież będziesz miała obrączkę. A to jedyna ważna biżuteria.

A potem zamknął za sobą drzwi gabinetu i siedział tam przez resztę wieczoru.

Początkowo byłam zła, że mój całkiem zamożny narzeczony poskąpił pieniędzy na tak ważny element zaręczyn. Ale potem zaczęłam go tłumaczyć. "Rozwija firmę i potrzebuje każdego grosza" –  myślałam. Spojrzałam na swoją prawą dłoń. I doszłam do wniosku, że pierścionek faktycznie nie jest najważniejszy. "Najważniejsze jest to, abym była z nim szczęśliwa –  pomyślałam. Wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że ze skąpcem nie da się prowadzić szczęśliwego życia.

Żałował pieniędzy na wesele

Kilka miesięcy później zapaliła mi się kolejna czerwona lampka. Kiedy przyszedł czas planowania ślubu i wesela,  Darek zaskoczył mnie swoją decyzją.

– Weźmiemy ślub cywilny – zakomunikował mi, gdy poinformowałam go, że trzeba podjąć różne decyzję dotyczące tej bardzo ważnej uroczystości.

– Jak to cywilny? – zapytałam zaskoczona.

Nie mogłam wyobrazić sobie tego, że nie będzie białej sukni, księdza, kościoła i wesela do białego rana.

– Tak po prostu – usłyszałam. – Wesele to ogromny wydatek, a ja wolę je wydać na coś innego.

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

– Przecież mamy pieniądze – powiedziałam. – Ty masz firmą, a ja pracuję jako tłumaczka. Zresztą rodzice też obiecali, że nam pomogą.

Jednak Darek nie chciał o tym słyszeć.

Ja już podjąłem decyzję – oznajmił stanowczo. – Nie będę wydawać pieniędzy na takie głupoty.

– Ale ślub i wesele to nie są głupoty! – krzyknęłam. A potem dodałam, że to tradycja – i to jedna z najpiękniejszych.

Pożyczyłam kasę od mamy

Nie dało się go przekonać. Ostatecznie jednak mieliśmy piękny ślub i wesele, za które zapłacili nasi rodzice.

Wszystko ci oddam – obiecałam mamie.

Nie przelewało się jej, a mimo to nie wahała się ani chwili.

– Nie trzeba – powiedziała, mocno mnie przytulając. A potem zaczęła tłumaczyć Darka.

– On to wszystko robi dla ciebie. Chce, aby w przyszłości niczego ci nie brakowało – argumentowała.

I ja jej uwierzyłam. Przecież sama jeszcze kilka lat temu byłam taka dumna z Darka, że jest pracowity, oszczędny i praktyczny. A teraz narzekałam na to, że nie nie ma zamiaru niepotrzebnie wydawać pieniędzy.

Życie stało się nieznośne

W ciągu kilku kolejnych lat Darek rozwinął firmę, która zaczęła przynosić naprawdę duże zyski. Ale jego zachowanie i podejście do pieniędzy w niczym się nie zmieniło. Co gorsze, z każdym kolejnym miesiącem odnosiłam wrażenie, że jest coraz gorzej.

– Jadę na zakupy – krzyknęłam do Darka, który stał przy lodówce i przeglądał jej zawartość.

– To dobrze – odpowiedział, odwracając się do mnie. W dłoni trzymał kartkę papieru.

– To lista zakupów? – zapytałam.

Darek spojrzał na kartkę, a potem coś jeszcze na niej dopisał.

– Tak. Ale nie tylko. Tutaj masz informację, co gdzie kupić – powiedział wręczając mi listę.

Dostałam instrukcję zakupów

Spojrzałam na kartkę zapisaną ładnym pismem mojego męża. Kartka była podzielona na dwie części i na każdej z nich znajdowała się nazwa dyskontu i lista zakupów.

– A nie lepiej kupić wszystko w jednym sklepie? – zapytałam zdziwiona. – Będzie szybciej – dodałam.

Tego dnia nie miałam czasu na bieganie po sklepach. Miałam pilne tłumaczenie, które musiałam odesłać w ciągu kilku dni.

– Kochanie, przecież już ci tłumaczyłem – usłyszałam głos męża, którym zwracał się do mnie, gdy był czymś zirytowany. –  Musimy robić zakupy tam, gdzie jest taniej, a nie tam gdzie jest wygodniej lub bliżej. Spójrz tylko. Ser żółty jest tańszy w Biedronce, natomiast mleko korzystniejszą cenę ma w Lidlu – wyliczał. I w ten sposób zaprezentował mi całą listą – oczywiście z informacją, gdzie mam kupić dany produkt.

– I nie zapomnij przynieść mi paragonów – dodał na pożegnanie.

Zapewniłam go, że tak zrobię i wyszłam, nie odzywając się już ani jednym słowem.

Nie korzystaliśmy z życia

Za drzwiami mieszkania wypuściłam powietrze. Życie z moim mężem powoli stawało się nie do wytrzymania. Darek był bogatym biznesmenem, który mógł pozwolić sobie niemal na wszystko. Ja także pracowałam, a moje zarobki też nie należały do najniższych. Tymczasem żyliśmy jak ludzie, którzy żyją od pierwszego do pierwszego i liczą każdy grosz.

Darek oszczędzał niemal na wszystkim i zastanawiał się kilka razy przed wydaniem chociażby złotówki. Zakupy robiliśmy w najtańszych dyskontach –  i to tylko wtedy gdy były promocje. Nie kupowaliśmy nowych ciuchów, nie jeździliśmy na wakacje, nie chodziliśmy do kina lub restauracji. Zamiast tego żyliśmy z tabelkami, do których Darek wpisywał zarobki i wydatki.

–  Znowu wydaliśmy za dużo –  mówił przy każdym podsumowaniu miesiąca. A ja bałam się, że wpadnie na kolejny pomysł zaoszczędzenia kilkudziesięciu złotych.

Zrobił awanturę o lody

Gdy tylko wróciłam do domu, to Darek od razu poprosił mnie o paragony i o oddanie reszty.

Na pewno coś ci zostało – powiedział nie odrywając wzroku od wydruków z kas.

Nagle chrząknął i spojrzał na mnie.

– Kupiłaś lody – powiedział. – I to w dodatku te droższe – dodał.

– No tak – odpowiedziałam. W sklepie zachciało mi się lodów waniliowych i postanowiłam sprawić sobie odrobinę przyjemności.

Trzeba było zapytać – w głosie męża usłyszałam pretensję. –  Wyszukałbym ci jakąś dobrą promocję.

Nie skomentowałam tego. Kupiłam sobie lody za 20 złotych, a mój mąż i tak mi je wypomniał. "Tak się nie da żyć" – pomyślałam.

Miarka się przebrała

Pewnego dnia poczułam, że mam dość. Zaprosiłam mamę na obiad, bo dawno jej nie widziałam. A kiedy chciałam kupić produkty na dobry obiad, to Darek zaprotestował.

– Przecież mamy w lodówce zamrożony bigos. Wystarczy podgrzać – powiedział.

– Moja mama nie lubi bigosu – powiedziałam ze złością.

Darek spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.

– To nie mamy nic innego. A ja nie będę specjalnie wykupował pół sklepu na jeden głupi obiad – dodał i poszedł do swojego gabinetu.

W tym momencie poczułam, że miarka się przebrała, a ja straciłam resztki cierpliwości. Spakowałam walizkę i jeszcze tego samego dnia wyprowadziłam się z domu prosto do mamy. A za rozwód zapłacę z własnych pieniędzy.

Agata, 32 lata

Czytaj także: „Córka pomiatała mną, zamiast się opiekować. Dopiero w domu starości w końcu zaczęłam żyć godnie”
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”
„Chciałam się pozbyć nudnego męża. Gdy odkryłam jego sekret, wiedziałam, że zawalczę o rozwód kościelny”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA