„Wstydzę się mamy, bo na starość grzebie w śmietnikach. Nurkuje w kontenerach, twierdząc, że są tam skarby”

kobieta przy śmietniku fot. Getty Images, Johner Images
„Przerażało mnie to, że za parę dni wyjeżdżam z rodzinką na wakacje i nie będę zaglądać do mamy. Aż strach myśleć, co zastanę w jej mieszkaniu po dwóch tygodniach. Staram się na bieżąco ten bałagan ogarniać – gdyby nie ja, mama siedziałaby po uszy w tym, co znalazła w śmietnikach”.
/ 12.06.2024 19:30
kobieta przy śmietniku fot. Getty Images, Johner Images

„Nie masz pojęcia, co ludzie wyrzucają i ile jedzenia się marnuje” – to słyszę od mamy za każdym razem, kiedy pytam, po co grzebie w śmietnikach. Naprawdę jej nie rozumiem. To ogarnięta, elegancka kobieta, która nie żyje w biedzie. Z jednej strony mi jej szkoda, a z drugiej wstyd mi za nią.

Dziwne ma to hobby

Moja mama ma 68 lat i swoje przeszła. Wygrała z chorobą nowotworową, co niestety nie udało się tacie – odszedł 2 lata temu. Przejęła po nim dość wysoką emeryturę, w związku z czym ma zapewniony byt na przyzwoitym poziomie. Byli całkiem udanym małżeństwem. Dla mamy utrata ukochanego męża był ogromnym ciosem. Niestety, od tamtej pory coś się jej w głowie poprzestawiało i znalazła sobie nietypowe „hobby”, jakim jest grzebanie w śmietnikach.

Znosi do domu różne rzeczy, które w znakomitej większości do niczego nie są jej potrzebne. Ostatnio przytaszczyła dwa wózki dziecięce, bo – jak stwierdziła – szkoda by było, gdyby się zmarnowały, a tak może komuś się przydadzą. Pół biedy, jeśli rzeczywiście by je komuś oddała, ale od miesiąca zagracają przedpokój i porastają kurzem. Nie mam już pomysłu na to, jak do niej dotrzeć, ponieważ każda nasza rozmowa na temat kończy się kłótnią. To strasznie przykre, bo kiedyś naprawdę świetnie się dogadywałyśmy, a teraz nie potrafimy znaleźć wspólnego języka.

– Anka, ja już naprawdę nie mam do niej siły – skarżyłam się przyjaciółce, która uważnie mnie słuchała.

– Wiesz, nie przeraź się, ale to może być jakaś choroba psychiczna – odparła bardzo poważnym tonem.

– Jezu, nawet nie chcę o tym myśleć – takiej opcji nie brałam pod uwagę, ale w tym momencie zaczęła mi się wydawać prawdopodobna.

Przestraszyłam się nie na żarty

Anka opowiedziała mi o swojej znajomej, która popadła w manię zbieractwa i w ostateczności wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Za nic w świecie nie chciałam, aby moja mama trafiła w takie miejsce.

– Przecież ja jej nie namówię na wizytę u lekarza – westchnęłam ciężko, bo oczyma wyobraźni zobaczyłam, jak usiłuję nakłonić matkę na pogawędkę ze specjalistą.

– Słuchaj, na pewno jest jakiś sposób – Anka podtrzymywała mnie na duchu. – Jeżeli coś przyjdzie mi do głowy, dam ci znać.

– Dziękuję.

– Kochana, nie załamuj się, będzie dobrze.

Uśmiech przyjaciółki i ciepłe słowa dodały mi otuchy. Niemniej przerażało mnie to, że za parę dni wyjeżdżam z rodzinką na wakacje i nie będę zaglądać do mamy. Aż strach myśleć, co zastanę w jej mieszkaniu po dwóch tygodniach. Staram się na bieżąco ten bałagan ogarniać – gdyby nie ja, mama siedziałaby po uszy w tym, co znalazła w śmietnikach.

Podczas urlopu w ogóle nie mogłam odpocząć, gdyż moje myśli krążyły wokół matki. A co, jeśli to choroba? Słyszałam, że zbieractwo może być poważnym problemem – uzależnieniem, jak każde inne uzależnienie. Przy mężu i dzieciach robiłam dobrą minę do złej gry, nie chciałam ich niepokoić. Poza tym Adam średnio przepadał za swoją teściową. Uważał, że jestem przez nią wykorzystywana i nadmiernie angażuję się w jej sprawy.

A jak niby miałam się nie angażować? W końcu to moja matka. Nie wyobrażam sobie zostawienia jej na pastwę losu, ktoś musiał jej pomagać, a poza mną nikogo nie miała. Jednakże poniekąd rozumiałam męża.

Cała rodzina musiała interweniować

Oczywiście pierwszą rzeczą, którą uczyniłam po powrocie do Polski, było odwiedzenie mamy. Zgodnie z przewidywaniami „skarbów” wszelakiej maści przybyło. Straszliwie się pokłóciłyśmy i wyszłam od niej, trzaskając drzwiami. Do domu przyjechałam potwornie roztrzęsiona. Wzięłam taksówkę, bo w takim stanie bałam się siadać za kółko. Rzecz jasna opowiedziałam Adamowi, co się stało. Przypuszczałam, że będzie zły, ale tym razem podszedł do tematu z wyrozumiałością.

Postanowiliśmy z Adamem, że przeprowadzimy z mamą razem rozmowę i że dzieci będą przy tym obecne. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jest to manipulacja, bo mama kochała wnuki ponad wszystko i uwielbiała spędzać z nimi czas. Zaprosiliśmy ją na niedzielny obiad i od słowa do słowa przeszliśmy do meritum.

– Mogłam się spodziewać, że to podstęp – była wyraźnie niezadowolona.

– Zrozum wreszcie, że martwimy się o ciebie, bo to włóczenie się po śmietnikach zaszło już za daleko – pomimo że byłam zdenerwowana, trzymałam nerwy na wodzy.

Wykrzywiła twarz w nieprzyjemnym grymasie. Myślałam, że wpadnie w złość, ale ona się rozpłakała. Totalnie się rozkleiła. Podeszłam i ją przytuliłam.

– Mamo, na litość boską, co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona.

– Ja sobie nie radzę do śmierci Staszka – szlochała.

W tej chwili zrobiło mi się potwornie głupio, że wstydziłam się z powodu jej zachowania. Wyznała, że nie potrafi wypełnić pustki, jaką czuje po jego odejściu, a z tymi śmietnikami to jakoś samo wyszło. Straciła nad tym kontrolę, ale przynajmniej nie pogrąża się wówczas w czarnych myślach.

Wierzę, że będzie lepiej

Tego popołudnia rozmawialiśmy bardzo długo. Ucieszyłam się, bo dała się przekonać do wizyty u psychiatry. Nie wiem, kto bardziej obawiał się diagnozy – ona czy ja. Po dwóch wizytach lekarz postanowił włączyć leki i zalecił psychoterapię.

– Nie jestem na to stara? – dopytywała mama.

– Na takie rzeczy nigdy się nie jest za starym – odparłam. – Obiecujesz, że pójdziesz?

– Tak, kochanie, obiecuję.

Wybrałyśmy się na cmentarz zapalić świeczkę tacie. Mama powiedziała, że był miłością jej życia i zawsze modliła się o to, aby umrzeć przed nim.

– Bóg mnie jednak nie wysłuchał, nad czym ubolewam – skwitowała smutnym głosem.

– Proszę, nie mów tak – położyłam dłoń na jej ramieniu. – Potrzebujemy cię, ja i dzieci. Wiesz, jak one za tobą przepadają.

Czasami nie jesteśmy świadomi trudności, z jakimi zmagają się starsi ludzie. To musi być straszne uczucie, kiedy ludzie, których kochasz, powoli odchodzą, jeden po drugim. Mama była na pogrzebach wielu swoich koleżanek i kolegów. Wydawało mi się, że ze śmiercią taty jakoś się upora i w końcu się z nią pogodzi. Sęk w tym, że mierzyłam ją własną miarą i teraz zrozumiałam, że tego nie wolno robić. Nigdy nie wiemy, co siedzi w drugiej osobie i jak dane okoliczności na nią wpływają.

Edyta, 40 lat

Czytaj także:
„Gdy miałem 16 lat, matka wyrzuciła mnie z domu. Zaczęła wychowywać mnie ulica, a ja musiałem sobie jakoś radzić”
„Po śmierci mamy ojciec całkiem się załamał. Nic, co nie wypuszczało liści, nie miało dla niego znaczenia”
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”

Redakcja poleca

REKLAMA