Zawsze chciałem być prawnikiem, ale... moja droga do tego zawodu nie była usłana różami. Pamiętam dobrze czasy, kiedy musiałem pracować po kilkanaście godzin dziennie, żeby skończyć studia. A potem były lata aplikacji, gdzie zarobki ledwo starczały na pokrycie podstawowych wydatków.
Żyłem wtedy bardzo oszczędnie, odkładając każdy grosz, bo wiedziałem, że na sukces trzeba sobie zapracować. I w końcu się udało. Teraz, z solidnym doświadczeniem i renomą w branży, zarabiam naprawdę dobrze. Ale im lepsze są nasze finanse, tym bardziej widoczny staje się nasz problem: moja żona nie potrafi oszczędzać.
Żona lekko wydaje kasę
Monika to cudowna kobieta. Kocham ją, naprawdę, ale jej podejście do pieniędzy jest... irytujące. Dla niej każda dodatkowa kwota w budżecie to powód, żeby kupić coś nowego. Jakbyśmy mieli nieograniczony dostęp do gotówki! Gdy tylko na koncie pojawi się jakakolwiek ekstra suma, natychmiast znajduje sposób, żeby ją wydać. Czasami mam wrażenie, że próbuje sobie w ten sposób coś zrekompensować, ale nie wiem do końca co.
Ja podchodzę do pieniędzy zupełnie inaczej: cenię sobie bezpieczeństwo finansowe. Potrzebuję wiedzieć, że mamy odłożoną konkretną sumę na czarną godzinę. Monika tego nie rozumie.
Kupiła drogie poduszki
Kilka tygodni temu dostałem sporą premię. Myślałem sobie: „W końcu mogę nadpłacić część kredytu za dom, trochę ulżyć przyszłym ratom”. Wystarczyło jednak jedno wyjście Moniki do galerii handlowej, żeby moje plany legły w gruzach.
– Łukasz, zobacz, co kupiłam! – wykrzyknęła podekscytowana już w progu.
Spojrzałem na nią podejrzliwie. W tych torbach mogło być dosłownie wszystko, ale zwykle były to rzeczy, których absolutnie nie potrzebowaliśmy.
– Co tym razem? – zapytałem, próbując powstrzymać nutę irytacji w głosie.
– Poduszki! Piękne, luksusowe poduszki z jedwabiu! Wyobraź sobie, jak wspaniale będą wyglądać na naszej kanapie! – Monika uśmiechnęła się szeroko, wyciągając z torby aksamitne, połyskujące tkaniny.
Poduszki. Oczywiście, że poduszki. Spojrzałem na rachunek, który wyleciał z torby, gdy żona zamaszyście wyciągała z nich swoje nowe nabytki. Wydaliśmy właśnie prawie dwa tysiące złotych na coś, na czym nawet nie można dobrze się oprzeć.
– Poduszki? Monika, na co nam te poduszki? – westchnąłem głęboko, próbując zachować spokój. – Przecież mamy już poduszki.
– Ale te są inne! Te są eleganckie, wyjątkowe! Zobacz, teraz kanapa wygląda jak z katalogu albo jak z hollywoodzkiego filmu – świergotała.
Nie myślała rozsądnie
– Monika, ja chciałem te pieniądze przeznaczyć na nadpłatę kredytu. Musimy myśleć o przyszłości, a nie tylko o tym, co teraz... – powiedziałem, próbując przekonać ją racjonalnymi argumentami.
– A dla mnie ważne jest teraz – rzuciła. – Nie możemy żyć jak biedacy tylko po to, żeby kiedyś mieć więcej! Życie jest tu i teraz! Nie rozumiesz tego?
I tu było sedno problemu. Ona myśli, że jestem dusigroszem, że trzymam się pieniędzy jak tonący brzytwy. Ale dla mnie oszczędzanie to coś więcej – to budowanie bezpieczeństwa. W przeszłości musiałem oszczędzać, bo nie miałem wyboru. Teraz mógłbym wydawać, ale nie widzę sensu w kupowaniu rzeczy, które nie są nam naprawdę potrzebne.
Nie umiałem jej przekonać
Kilka dni później leżałem w łóżku, próbując zasnąć, ale obsesyjne myśli o naszej sytuacji finansowej nie dawały mi spokoju. Wiedziałem, że muszę z Moniką porozmawiać, bo inaczej się uduszę od tej frustracji.
– Monika? – odezwałem się cicho, przekręcając głowę w jej stronę.
– Hm? – mruknęła, wyraźnie na granicy snu.
– Musimy pogadać o tych naszych wydatkach...
– Teraz? – usiadła na łóżku, przecierając oczy. – Łukasz, przecież wszystko jest w porządku. Mamy pieniądze, więc czemu się martwisz?
– Właśnie o to chodzi, że mamy pieniądze, ale nie mogę ich odłożyć. Każda luźniejsza kwota znika na jakieś rzeczy, które... no, po prostu ich nie potrzebujemy. Kredyt za dom nie zniknie sam. Proszę cię, to dla mnie ważne. Przyszłość...
– Ty ciągle o tej przyszłości – przerwała mi zniecierpliwiona. – Jakby to było jedyne, co się liczy. Zrozum, nie chcę całe życie oszczędzać, żeby na starość mieć pełne konto, ale wspomnienia sklejone z samych wyrzeczeń. Pieniądze są po to, żeby je wydawać.
– Zgoda, ale czy na pewno musimy wydawać je na każdą głupotę? – spytałem, próbując zachować spokój.
Miała swoje argumenty
Monika westchnęła ciężko i przewróciła oczami.
– Ty chyba nigdy nie zrozumiesz, co to znaczy cieszyć się życiem. Wszystko dla ciebie musi być dokładnie zaplanowane, każda złotówka na swoim miejscu. Ja po prostu chcę trochę luzu. Czy to takie złe?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Jak zwykle, żona potrafiła mnie kompletnie skołować. Może rzeczywiście jestem zbyt spięty? Może faktycznie nie potrafię cieszyć się tym, co mamy? Ale z drugiej strony, czy nie jest moim obowiązkiem zadbać o naszą przyszłość? Przecież wspólne życie to coś więcej niż tylko „tu i teraz”.
Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam momenty, kiedy możemy pozwolić sobie na małe luksusy. Wyjazd na wakacje, kolacja w dobrej restauracji, weekend w SPA. Ale dla mnie te przyjemności mają sens tylko wtedy, gdy wiem, że stać nas na nie bez ryzyka, że za miesiąc zabraknie na opłaty, jeśli wydarzy się coś niespodziewane. Marzę o stabilności, o tym, że będziemy mieli odłożone pieniądze na wszystko, co może nas zaskoczyć: awarię samochodu, nagłą chorobę czy jakiekolwiek problemy rodzinne.
Każdego dnia myślę o tym, jak byłoby dobrze, gdybyśmy mieli większą poduszkę finansową. Spędza mi to sen z powiek i naprawdę stresuje, a przecież myślałem, że zarabiam dobrze właśnie po to, żeby się nie stresować kasą! Czasem czuję się w tym naprawdę osamotniony, bo Monika wciąż żyje w swoim świecie, gdzie pieniądze spadają z nieba.
Musiałem coś zrobić
Jakiś czas temu postanowiłem, że spróbuję podejść do sprawy inaczej. Zamiast kłócić się o każdą złotówkę, przygotowałem dla nas szczegółowy budżet. Podzieliłem wydatki na kategorie: na życie, na dom, na przyjemności, i wprowadziłem coś, co nazwałem „funduszem bezpieczeństwa”. To miała być nasza wspólna kasa na wszelkie nieprzewidziane sytuacje. Z początku Monika zgodziła się na ten pomysł, chociaż widziałem, że jej to nie pasowało.
Przez pierwszy miesiąc było dobrze. Każdy dodatkowy grosz trafiał na specjalne konto. Byłem dumny z tego, że udało nam się odłożyć całkiem sporo. Jednak pewnego dnia wróciłem z pracy i zobaczyłem w salonie... nowy, ogromny telewizor.
– Monika, co to jest? – zapytałem, czując, jak narasta we mnie frustracja.
– Niespodzianka! Nasz stary telewizor był taki... niemodny. A ten ma niesamowitą jakość obrazu! – uśmiechnęła się szeroko.
– Ale przecież mieliśmy odkładać pieniądze na fundusz bezpieczeństwa... – wyjąkałem, z trudem powstrzymując złość.
– Łukasz, przecież to tylko telewizor. Nie przesadzaj. Zresztą, jakby coś się stało, to jakoś sobie poradzimy. Zawsze jakoś sobie radzimy, prawda?
To „jakoś” dźwięczy mi w uszach nieustannie. Bo owszem, zawsze „jakoś” sobie radzimy. Tylko że ja nie chcę radzić sobie „jakoś”. Chcę mieć pewność, że jeśli coś się wydarzy, będziemy przygotowani. A Monika... cóż, ona po prostu nie widzi tego tak jak ja.
Żyjemy w dwóch różnych światach
Zastanawiam się czasami, jak to możliwe, że dwoje ludzi może patrzeć na pieniądze w tak odmienny sposób. Wydaje mi się, że jesteśmy z Moniką z dwóch różnych światów. Ja, ukształtowany przez lata wyrzeczeń, przez pracę, która wymagała ode mnie ogromnej dyscypliny, widzę w pieniądzach bezpieczeństwo. Ona, wychowana w domu, gdzie nigdy nie brakowało gotówki, widzi w nich jedynie narzędzie do spełniania swoich pragnień i poprawiania sobie humoru.
Nie wiem, jak to będzie dalej. Kocham Monikę i wiem, że ona kocha mnie. Ale czasem czuję, że ta różnica w podejściu do finansów może nas zniszczyć. Próbuję się z nią dogadać, zrozumieć jej punkt widzenia, ale czuję, że moje argumenty nie trafiają. A może jestem zbyt uparty? Sam już nie wiem.
Czas pokaże, czy znajdziemy złoty środek. Może to ja muszę się nauczyć odpuszczać, a może Monika zrozumie, że odrobina oszczędności to nie przejaw skąpstwa, ale troski o nasze wspólne życie. Na razie mogę tylko marzyć o dniu, kiedy nie będę musiał się martwić, że każda dodatkowa złotówka zniknie tak szybko, jak się pojawiła...
Łukasz, 39 lat
Czytaj także: „Mąż zdradza mnie z moją siostrą, a mama każe mi milczeć. Zabrania mi rozwodu, bo przysięgałam przed Bogiem”
„Z wywiadówki syna wróciłam z pamiątką. Za 9 miesięcy okaże się, czy ma oczy męża, czy może przystojnego wychowawcy”
„Szwagierka dawała mojemu synowi darmowe korepetycje z matematyki. Zamiast równań uczyła go anatomii w praktyce”