Wydawało mi się, że Karol jest we mnie zapatrzony. Dużo razem wychodziliśmy. W domu też spędzaliśmy czas razem, a nie tylko obok siebie. Nie było miliona wymówek, że jest zmęczony, że boli go głowa, że właściwie to na nic nie ma ochoty. Sądziłam, że znalazłam fajnego faceta. Takiego, z którym warto się związać na całe życie.
Nie minęło jednak nawet pół roku po ślubie, kiedy zaczęliśmy się od siebie drastycznie oddalać. Zdawało mi się, że Karol bardzo dużo pracuje. Wiecznie zostawał w firmie po godzinach, nie miał czasu na żadne wyjście, a kiedy już bywał w domu, okazywał się wiecznie zmęczony. Ja oczywiście też miałam swoje obowiązki i zlecenia, ale nie wydawałam się sobie aż tak wykończona.
– Może ty weź jakiś urlop? – zasugerowałam kiedyś. – Wykończysz się, jak tak dalej będziesz się zamęczał!
Mąż zbył mnie wtedy machnięciem ręki. Sprawa jednak była poważniejsza, bo miałam wrażenie, że nic go już w życiu nie cieszyło. Ożywiał się tylko na duże rodzinne spotkania, takie jak święta czy czyjeś urodziny.
Coraz dziwniej to wyglądało
Karol robił się coraz bardziej nieobecny. Nie mogłam go kompletnie niczym zainteresować, a nawet łapałam go na tym, że zupełnie nie słuchał, co do niego mówię. W dodatku, odnosiłam dziwne wrażenie, że mnie unika. Gdyby tylko znalazł dostatecznie dobry powód, mogłam się założyć, że uciekłby nawet z sypialni i znalazł sobie bardziej dogodne miejsce na noc.
– Czy ty mi w końcu powiesz, co się dzieje? – nie wytrzymałam któregoś razu przy kolacji.
– A co ma się dziać? – burknął, nawet nie podnosząc wzroku znad talerza.
– Jesteś… taki obcy – zaczęłam, coraz bardziej zestresowana, że muszę mu tłumaczyć takie rzeczy. – W ogóle ze mną nie rozmawiasz…
– Przecież teraz z tobą rozmawiam – przerwał zniecierpliwiony, nadal bardziej przejęty jedzeniem niż mną. – Przestań wymyślać i nie nudź, Aśka. Mam dość twoich paranoi i wydumanych problemów.
Pokłóciliśmy się wtedy. Miałam dość jego obojętności i robienia ze mnie idiotki. On oczywiście twierdził, że przesadzam i wszystkiego się czepiam. Nie zamierzałam się z niczego tłumaczyć, skoro on nie miał tego w planach. Zamknęłam się wtedy w jednym z pokojów i poczekałam, aż pójdzie spać. Wtedy po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że mam dość swojego małżeństwa. Tak na poważnie.
Zobaczyłam ich w parku
Czarę goryczy przelało to, czego świadkiem stałam się parę dni później w pobliskim parku. Tak się złożyło, że akurat wracałam wcześniej z pracy i chciałam sobie nieco skrócić drogę, więc wybrałam trasę przez jeden z niewielu zielonych zakątków miasta. Kiedy dostrzegłam Karola całującego się z jakąś kobietą na ławce, w pierwszej chwili nie dowierzałam.
Kiedy wyszłam z pierwszego szoku, ruszyłam w ich stronę. W miarę, jak się zbliżałam, zaczęłam rozpoznawać jego towarzyszkę. Serce waliło mi jak oszalałe, w głowie zaczęło się kręcić, w uszach dzwoniło. Bo na ławce obok mojego męża siedziała Hanka. Moja młodsza siostra.
Nie wiem, dlaczego ich wtedy nie zdemaskowałam. Zamiast do nich podbiec, wykrzyczeć im w twarz, jak bardzo mnie oboje zranili, stanęłam jak wryta. Trwałam tak dłuższą chwilę, a potem obróciłam się na pięcie i po prostu uciekłam. Przez dłuższy czas plątałam się bez celu po mieście.
Matka nie była dla mnie wsparciem
W końcu natomiast w jakimś przebłysku postanowiłam wybrać się do rodzinnego domu. Do matki. Niby nigdy nie miałyśmy szczególnie dobrego kontaktu, ale… komu innemu mogłam się wyżalić? Poza tym, chciałam zobaczyć minę matki, gdy jej powiem, jaka cudowna jest jej ukochana młodsza córeczka.
Weszłam do środka zapłakana, więc matka z miejsca się przejęła.
– Co się stało? – spytała. – Coś w pracy?
Potrząsnęłam głową.
– Chodzi o Karola. A właściwie o Karola i Hankę – wyjęczałam.
Przyjrzała mi się uważnie.
– To znaczy?
– On mnie z nią zdradza! – wyrzuciłam z siebie. – Widziałam ich razem w parku. Wyobrażasz to sobie?!
Matka odchrząknęła i odwróciła wzrok.
– Wyobrażam – mruknęła. – Cóż. Musiałaś się kiedyś dowiedzieć.
Spojrzałam na nią oszołomiona.
– Wiedziałaś? I oni nie tylko... To nie są tylko pocałunki, prawda?
Skrzywiła się.
– Tak – przyznała. – Trafiłam na nich kiedyś, ale nie tak jak ty. U was w mieszkaniu. Ale nie chciałam psuć waszego małżeństwa.
Prychnęłam.
– Tu nie ma czego psuć – warknęłam. – Jutro składam papiery o rozwód.
– Asiu, tak nie można! – twierdziła matka. – Przecież to twój mąż! Grzech by było rozłączać to, co Bóg złączył!
Patrzyłam na nią oniemiała, myśląc, że po prostu się przesłyszałam. Potem zrozumiałam, że ta farsa to niestety moje życie. I co więcej, zaczynałam wierzyć, że matka ma rację.
Prawie nie bywałam w domu
Nigdy nie wracałam do tego tematu. Nie podczas rozmów z matką. Właściwie to przestałam u niej bywać i raczej do niej nie dzwoniłam – odbierałam tylko nieliczne telefony. Z Hanką nigdy nie byłyśmy bardzo zżyte, więc niezbliżanie się do niej wcale mi nie przeszkadzało. Zaczęłam natomiast unikać Karola.
Teraz to ja praktycznie nie bywałam w domu. Chętnie zostawałam po godzinach w pracy, długo łaziłam po mieście, odwiedzałam kawiarnie, restauracje, czasem bary. Krążyłam po parkach – z pominięciem tego, w którym ich spotkałam. Co bolało jeszcze bardziej, mąż nawet nie zauważył, że przychodzę do domu później od niego. Dopiero jakoś po miesiącu zaczął narzekać, że wiecznie musi sobie sam robić coś do zjedzenia. Bo od tego przecież byłam – żeby przygotować jedzenie, wyprasować koszule i posprzątać w domu. Od innych rzeczy miał przecież moją siostrę.
Kolega chciał pomóc
Któregoś dnia, gdy wychodziłam z pracy, dorwał mnie kolega z równoległego działu, Gabriel. Kiedyś trochę do niego wzdychałam. Był przystojny, dobrze zbudowany, miał poczucie humoru i, co najważniejsze, lubił mnie zagadywać, a kiedy już rozmawialiśmy, zawsze z zainteresowaniem słuchał tego, co mówię. Przy nim nie czułam się gorsza i niepotrzebna. I to w jakiś pokrętny sposób dodawało mi otuchy.
– Asia, dasz się wyciągnąć na jakiś obiad? – zapytał, po czym dodał szybko: – No, chyba że masz jakieś inne plany.
Z początku chciałam się wymówić, przyznać, że mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia, ale ostatecznie odpuściłam.
– Nie, nie mam – mruknęłam. – I chętnie z tobą pójdę.
No i poszliśmy. Podczas obiadu Gabriel prawie nic nie mówił, ale bardzo uważnie mi się przyglądał.
– Co się u ciebie dzieje, Asiu? – spytał w końcu. – Widzę, że jesteś ostatnio taka smutna, przygaszona… Coś w domu?
Westchnęłam.
– A, szkoda gadać – stwierdziłam. – Nie chcę cię zresztą zadręczać swoimi problemami.
– Ale ja chętnie posłucham – zapewnił. – Może jakoś pomogę?
Zaśmiałam się.
– Raczej nie da mi się pomóc. – Pokręciłam głową. – Mój mąż mnie zdradza. Z moją własną siostrą. Fajnie, co?
Wyrzuciłam to z siebie
Popatrzył na mnie zdumiony.
– Ale… że serio? – wykrztusił.
– No serio, serio. – Napiłam się herbaty. – Wiesz, szczęśliwa rodzinka i takie tam. Tylko ja za bardzo do tego wszystkiego nie pasuję.
– To czemu on nadal jest twoim mężem? – nie rozumiał. – Czemu go nie zostawisz?
Wzruszyłam ramionami.
– Bo to wielki grzech – odpowiedziałam, przewracając oczami. – Matka twierdzi, że nie mogę tego zrobić. Że przyniosę jej wstyd i takie tam.
Gabriel milczał przez chwilę. Kiedy się odezwał, jego głos brzmiał bardzo poważnie.
– Nie znam twojej matki, Asiu, ale gada bzdury. Jeśli jakiś facet cię zdradza, kopnij go w tyłek. Nie zasługuje na ciebie. A siostra? Dla mnie by już nie istniała.
Patrzyłam na niego niezdecydowana.
– Myślisz?
– Tak. Tak myślę. – Złapał mnie za dłoń. – Jesteś świetną kobietą. Wiele bym dał, żeby być na miejscu tego kretyna, twojego męża, a on w ogóle cię nie docenia. Pomyśl o sobie i rzuć to. Jak najszybciej!
Chyba zaryzykuję
Z początku po rozmowie z Gabrielem trochę się wahałam. To, co wpoiła mi matka, wciąż było we mnie silne. Ale on miał rację. Powinnam zadbać o swoje szczęście. Przestać wszystkich uszczęśliwiać i odgrywać rolę męczennicy. Nie musiałam dla nich cierpieć – ani przez chwilę. A skoro Karolowi i Hance tak ze sobą dobrze, to niech się sobą cieszą. Byle z dala ode mnie.
Chyba złożę papiery rozwodowe. A potem… potem pomyślę, co zrobić ze swoim życiem. Może dam szansę Gabrielowi? Jak na razie udowodnił przynajmniej, że jest świetnym przyjacielem.
Joanna, 30 lat
Czytaj także: „Kiedyś byłam dumna, że córka będzie prawnikiem. Dziś wstydzę się przed sąsiadami za własne dziecko”
„Opiekowałam się teściem, a mąż nie kiwnął nawet palcem. Wściekł się, gdy po śmierci tatuś wynagrodził mnie, a nie jego”
„Gdy mąż miał wypadek, zawalił mi się świat. W szpitalu czekała na mnie niespodzianka, po której go znienawidziłam”