„Z wywiadówki syna wróciłam z pamiątką. Za 9 miesięcy okaże się, czy ma oczy męża, czy może przystojnego wychowawcy”

kobieta w ciąży fot. Getty Images, Sporrer/Rupp
„Dalsze wydarzenia pamiętam już przez mgłę. Biurko, ławka, szkolna łazienka, kantorek wuefistów... Było już mocno po godzinach, szkoła stała pusta, a my zwiedziliśmy w tym czasie chyba wszystkie możliwe lokalizacje. Straciłam w tym czasie rozum i zapomniałam zarówno o mężu, jak i o dziecku”.
/ 15.10.2024 21:15
kobieta w ciąży fot. Getty Images, Sporrer/Rupp

Syn ciągle broił, lecz mój mąż nie poczuwał się do obowiązku naprowadzenia go na dobrą drogę. Pomoc zaoferował dopiero przystojny wychowawca, przy okazji prowadząc mnie do łóżka. Druga ciąża sprawiła, że mąż znów się stara. Ciekawe, czy robi to dla swojego, czy cudzego dziecka...

Krzyś to istny huragan

Gdy urodził się Krzyś, wszyscy mówili, że jest aniołkiem. Praktycznie wcale nie płakał. Już podrastając, bawił się grzecznie, samodzielnie organizując sobie czas, nie wybrzydzał przy jedzeniu i recytował wierszyki. To wspaniały aktor: grał przy babci, dziadku, ciociach i wujkach, a nawet: przy ojcu. Pokazywał swoje prawdziwe oblicze dopiero gdy zostawałam z nim sama. Słuchałam skarg już w przedszkolu, ale przy postawie mojego męża nie mogłam wiele ugrać.

– Pani Urszulo, zabawki w przedszkolu są wspólne, ale nie można wyrywać ich innym dzieciom – wysłuchiwałam. – Może syn ma problemy z agresją? Albo autyzm?

Latanie po psychologach w niczym jednak nie pomogło. Krzyś udawał przy nich idealne dziecko. Tak mijały więc lata, w biegu których mój mąż uznał mnie za wariatkę. Krzyś był, paradoksalnie i wbrew stereotypom, synkiem tatusia. Kacper zawsze chciał mieć córkę – swoje rodzicielskie marzenia przeniósł więc na syna, którego niezmiennie rozpieszczał, traktując go, jak księżniczkę, a nie rycerza czy księcia.

– Ula, opanuj się. Mam dość twojego gadania. Dość narzekania wychowawców. Jak tam wpadnę z kuratorium...

Krzyś, który chodził już do czwartej klasy, zbierał ostatnio same uwagi. Zaczęła się w końcu prawdziwa nauka i cudny przemiał nauczycieli. Każdy z nich miał do powiedzenia same złe rzeczy o naszym synu...

– Nie uważasz, że to dziwne, że każdy nauczyciel mówi to samo?

– Bo się uwzieli. Krzyś jest dla nich za grzeczny, za mądry, odstaje od klasy inteligencją.

Przez atmosferę, jaka zastała w naszym domu, oddaliłam się od Kacpra. Staraliśmy się wprawdzie o drugie dziecko, pełni nadziei, że uratuje to nasz związek, ale ledwie udawało nam się zbliżyć raz w miesiącu. Nie ciągnęło nas już do siebie. Wszelka chemia zanikła. Mój mąż wydawał się mi absolutnie niemęski, pozbawiony zdrowego rozsądku, zaślepiony dziecięcymi kłamstwami.

Wychowawca poskromił i jego, i mnie

Szykowałam się na pierwszą wywiadówkę niechętnie, ociągając się, jak gdybym szła w kierunku szubienicy. Uznałam, że dla naszego związku nie ma już ratunku. Kiedy wrócę, zaczniemy kłócić się o to, czy Krzyś jest ofiarą, czy manipulatorem. Mój mąż uznaje tylko jedną odpowiedź...

Wychowawca wuefista. Pewnie skończył w podstawówce przez kontuzję, która uniemożliwiła mu kopanie piłki, a teraz od niechcenia niańczy armię dzieciaków. Przemierzając drogę, wyobrażałam sobie starszego faceta z piwnym brzuszkiem i zakolami. Nie widziałam go wcześniej – na rozpoczęcie roku wyruszył z Krzysiem mój mąż.

Gdy nieco spóźniona weszłam do wskazanej sali, stanęłam dęba. Przed tablicą stał młody, przystojny facet z widocznym pod koszulką sześciopakiem. Wyglądał, jak grecki bóg. Nie mogłam skupić się na tym, co mówił, skoncentrowana na spoglądaniu w jego oczy. Wybudziłam się z transu dopiero, gdy do mnie podszedł.

– Pani Urszulo? Pogadamy na osobności o Krzysiu? – zaproponował przyjaźnie. Uśmiechał się z naturalną pewnością siebie, delikatnie ściągając brwi.

Westchnęłam i skinęłam głową. Chociaż tyle: chciał oszczędzić mi wstydu przed resztą rodziców...

– Nie będę pani karcić, bo wszystko pani wie. Krzyś to dobry chłopak, ale potrzebuje męskiej ręki.

Tak, oczami wyobraźni już widziałam, jak męską rękę zapewnia mu mój zniewieściały mąż... Zamilkłam.

– Wiedziała pani, że w–f jest jedyną lekcją, na której Krzysiek zachowuje się normalnie? Bo wiem, jak do niego podejść – kontynuował.

Mówił prawdę. Syn opowiadał mi wiele razy, że lubi swojego wuefistę, co wydawało się prawdziwym cudem: o reszcie nauczycieli wyrażał się, jak na dziewięciolatka, mocno niecenzuralnie. Byłam skłonna zapłacić temu mężczyźnie wszystkie pieniądze, żeby tylko nauczył Krzysia przyzwoitego zachowania.

– Proszę mi pomóc... – wybuchłam, zrozpaczona przez swoje prywatne niepowodzenia i ciągłą presję. – Mój mąż... On absolutnie się do tego nie nadaje. Pobłaża Krzysiowi we wszystkim. Boję się o jego przyszłość, i...

– Pomogę. Ale potrzebuję też pani zaangażowania. Jeśli i pani nie ma przy sobie mężczyzny, wpłynie to źle na dziecko. Musi pani o siebie zadbać. Z drobną pomocą...

Dalsze wydarzenia pamiętam już przez mgłę. Biurko, ławka, szkolna łazienka, kantorek wuefistów... Było już mocno po godzinach, szkoła stała pusta, a my zwiedziliśmy w tym czasie chyba wszystkie możliwe lokalizacje. Straciłam w tym czasie rozum i zapomniałam zarówno o mężu, jak i o dziecku. Liczyło się tylko rozgrzane ciało młodszego o co najmniej dziesięć lat mężczyzny. Nie myślałam o zagrożeniach. W moim wieku przecież ciężko zajść w ciążę...

Odkryłam dwie kreski na teście

Wróciłam do domu oszołomiona i od razu zamknęłam się w łazience. Gorący prysznic przywrócił mi trzeźwość umysłu. Nie obchodziło mnie nic, wreszcie znalazłam czas na domowe SPA: ignorowałam więc nachalne pukanie do drzwi. „Cholera jasna, lej do butelki albo idź do sąsiadki. Może ona nauczy cię, jak być mężczyzną” – myślałam.

Gdy wyszłam ubrana w samą piżamę i turban, w salonie czekał na mnie mąż wraz z teściową. Do szczęścia brakowało mi tylko jej.

– I co? Udało się coś załatwić? Mówiłam, że pomogę wam finansowo, jeśli będzie szansa na pasek, albo na kolejnego wnuka. Na to drugie nie mam co liczyć, a z taką oceną z zachowania mój biedny Krzyś... – plotła trzy po trzy.

No tak: od dawna zbieraliśmy na remont i nowy samochód, a majętna teściowa próbowała nami dyrygować. W tym momencie obchodził mnie jednak tylko wymarzony kochanek.

– Masz rację. Nauczyciele się na niego uwzięli. Wychowawca załatwi sprawę – rzuciłam od niechcenia półprawdą.

Mój mąż wręcz nie dowierzał. Wreszcie stanęłam, choć tylko na pozór, po jego stronie. Stwierdziłam, że zagram w ich grę, odetnę się od natrętnych myśli i wyszaleję. Myślałam tylko o tym, by teściowa jak najszybciej dopiła swoją herbatkę, żebym mogła poflirtować z przystojnym Konradem.
„Co powiesz na następną rundę już jutro? Najpierw ty i Krzyś na boisku, wieczorem ja w twojej sypialni. Oboje potrzebujemy dyscypliny ;–)” – wysłałam SMSa.

Zakryłam oczy poduszką i pisnęłam. Czułam się, jak nastolatka. Gdy usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości, aż przeszył mnie dreszcz.
„Pani Urszulo, to chyba pomyłka. Pomyliła pani numery?” Kubeł zimnej wody. Liczyłam na płomienny romans i pomoc w wyprowadzeniu syna na prostą, a zostałam potraktowana, jak kobieta na jedną noc?

Płakałam po cichu w pościel przez następne dwa tygodnie. Nic jednak nie może równać się z wiadrem łez, które wylałam, gdy spóźnił mi się okres. Test ciążowy wykazał wtedy jednoznaczny wynik.

Teraz liczę na szóstkę w loterii genetycznej

Za sprawą ciąży przypomniałam sobie, że mój mąż nazywany był niegdyś żartobliwie pantoflem. Dopóki byłam nim oczarowana i odgrywałam kobiecą rolę, był w stanie zrobić dla mnie wszystko. Gdy rozpoczęły się problemy z Krzysiem, a ja stałam się bardziej autorytarna, stracił mną zainteresowanie, przelewając całą swą miłość i oddanie na synka. Teraz, gdy znów musiał opiekować się ciężarną, ponownie zapłonął ogień.

„O, ironio losu” – myślałam. – Wystarczyło dać sobie spokój i nie walczyć o syna, udawać głupią i siedzieć w kuchni. Tylko wtedy byłby opiekuńczy i szarmancki. Ale jaką byłabym wtedy matką?” Uznałam jednak, że rzeczywistość sama zweryfikuje kłamstwa Krzysia. Jeśli chce udawać przy ojcu aniołka, prawda i tak wyjdzie w końcu na jaw i Kacper sam będzie musiał zmierzyć się z problemami rodzicielstwa. Ja mogę zaś odpuścić, zająć się sobą, pójść do fryzjera i kosmetyczki, a potem liczyć na namiętny wieczór przy świecach. Mój syn w końcu dostanie nauczkę i wyjdzie na ludzi, a ja: znów stanę się kobietą. Mam zresztą wyjście inne, niż granie w tą grę?

Niepokoiło mnie tylko jedno. Piękne, niebieskie oczy wuefisty, kontrastujące z brązowymi tęczówkami moimi i męża. Szansa pół na pół. Chociaż tyle, że w naszym życiu ruszył również kolejny plan: remont. Budowlańcy uwijali się w pocie czoła za pieniądze teściowej, a ja mogłam zająć czymś myśli. Skubana, paska na świadectwie Krzysia na razie nie będzie, ale przynajmniej nacieszy się kolejnym wnukiem lub wnuczką.

– Ula, kochanie, pomóc ci w czymś? Zrobić herbatkę? Masaż? – mąż skakał przy mnie na każdym kroku.

– Nie trzeba, skarbie. Oglądam rodzinne zdjęcia. Moja babcia miała piękne, niebieskie oczy. Dziadek też, a mimo to mama urodziła się z brązowymi, ach, ta genetyka... – tym podstępem wprowadziłam go w pułapkę.

– To możliwe? – zainteresował się mąż. Co za głupek.

– Jak najbardziej. Szansa jest mała, ale jednak – ciągnęłam wątek. – Na studiach bardzo interesowałam się genami. Pamiętasz ten okres? Ciągle imprezowaliśmy, ale i tak próbowałam zgrywać kujonkę. Może wrócę do dawnych zainteresowań? Miałam pracować w labo, a tu proszę: idealna rodzinka.

Tym sposobem zbudowałam podwaliny pod ewentualne dyskusje. Dowie się wszystkiego, co musi wiedzieć, w razie, gdyby zaskoczył się czymś na porodówce. Swoją zdradę zatrzymam w tajemnicy. Prawda zapisana zostać może jedynie w oczach...

Urszula, 39 lat

Czytaj także:
„Poświęciłam się opiece nad matką, by żyło się jej lepiej. Gdy chciałam pomyśleć o sobie, wyzywała mnie od egoistek”
„Zostawiłam fachowcom remont mieszkania i wyjechałam na urlop. Po powrocie okazało się, że zrobili z mojego domu melinę”
„Odkąd dostałam awans, koledzy traktują mnie jak wroga. Myślą, że zapracowałam na niego inną częścią ciała niż głowa”

Redakcja poleca

REKLAMA