Nigdy nie sądziłem, że któregoś dnia powiem: „Dość”. Byłem przekonany, że życie tak po prostu się toczy – żona w domu, ja w pracy, rachunki opłacone, dzieciom niczego nie brakuje. Byłem dumny, że mogę być tym, który dźwiga odpowiedzialność za naszą rodzinę. Ale któregoś dnia coś we mnie pękło. Miałem dość zachowania mojej żony. Musiałem coś zmienić.
Stawała się coraz bardziej roszczeniowa
To był zwyczajny poranek jak wiele innych. Siedziałem przy stole, popijając kawę, kiedy Anka weszła do kuchni w szlafroku.
– Kochanie, kupisz mi dziś te perfumy, o których mówiłam? – zapytała, otwierając lodówkę. – Wiesz, te z promocji w galerii.
– Znowu perfumy? – spojrzałem na nią znad kubka. – Przecież tydzień temu kupiłem ci nowe.
– Ale te są inne! – zaakcentowała to ostatnie, unosząc brwi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Poza tym, zasługuję na coś ładnego, nie sądzisz?
„Zasługuję”. To słowo trochę zbiło mnie z pantałyku. To nie był pierwszy raz, kiedy je usłyszałem, i za każdym razem budziły we mnie coraz większy opór. Zauważyłem, że moja żona staje się coraz bardziej roszczeniowa.
– Wiesz, że są ludzie, którzy pracują, żeby zasłużyć na to, co mają? – rzuciłem w końcu, próbując nie podnosić głosu.
Anka spojrzała na mnie zaskoczona.
– Co masz na myśli? Przecież ja też pracuję! Zajmuję się domem, dziećmi... – jej głos był pełen pretensji.
– Zajmujesz się domem? – przerwałem, nie wytrzymując. – Kuchnia wygląda jak po wojnie, dzieci od trzech dni proszą cię o pomoc z zadaniem domowym, a obiad ostatnio zamówiłaś z restauracji!
Widziałem, jak jej twarz zmienia wyraz. Zaskoczenie stopniowo ustąpiło miejsca złości.
– Naprawdę? To ty teraz będziesz mnie oceniał? Pracujesz i uważasz, że jesteś bohaterem? Ja też mam swoje potrzeby!
– A ja mam swoje granice – powiedziałem zimno, podnosząc się od stołu. – I coraz bardziej czuję, że nie mam ochoty być twoim sponsorem.
Zawsze unikałem konfrontacji
To nie był pierwszy raz, kiedy poruszyliśmy ten temat, ale pierwszy raz wyraziłem to aż tak otwarcie. Przez lata unikałem bezpośredniej konfrontacji. Wierzyłem, że jeśli będę „tym dobrym”, nasza relacja jakoś się ułoży. Kiedyś nawet myślałem, że Anka po prostu potrzebuje więcej czasu, żeby odnaleźć swoją życiową drogę. Ale czas wciąż płynął, a ja czułem się coraz bardziej jak bankomat, tylko że chodzący na dwóch nogach.
Wieczorem, po pracy, wszedłem do domu, licząc na chwilę spokoju. Anka siedziała na kanapie, przewijając coś na telefonie. Dzieci biegały z krzykiem po salonie, a na podłodze walały się zabawki.
– Dzieciaki odrobiły lekcje? – zapytałem.
– Jeszcze nie – odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc.
– Dlaczego nie? – spytałem. – Mówiłem rano, że mają zrobić je przed kolacją.
– Och, przestań! Przecież możesz im pomóc, jak wróciłeś – jej ton był lekceważący.
Poczułem, jak we mnie wrze.
– Cały dzień spędzasz w domu. Czy naprawdę wszystko musi spadać na mnie?
– Spędzam w domu, bo muszę dbać o to, żebyś miał gdzie wracać! – Odłożyła telefon i spojrzała na mnie z oburzeniem. – Ty myślisz, że to takie łatwe?
– Nie. Myślę, że od dawna nic nie robisz poza narzekaniem i wydawaniem moich pieniędzy – powiedziałem spokojnie, ale z każdym słowem czułem, jak napięcie między nami rośnie.
– Twoich pieniędzy? – Wstała z kanapy, krzyżując ramiona na piersi. – A czyje to wszystko, co tu jest? Dom, meble, jedzenie? To NASZE, Marcin! NASZE!
„Tak” – pomyślałem – „Moje jest nasze. Twojego nie ma, a jak czasem jest, to jest twoje. Fajny układ, nie powiem”.
Ja już podjąłem decyzję
Przez następne dni w domu panowała cisza. Anka nie rozmawiała ze mną, poza krótkimi zdaniami typu: „Zrobiłeś zakupy?” albo „Przypilnujesz dzieci?”. Miałem wrażenie, że gra na czas, jakby czekała, aż wrócę do „normalności”. Ale ja już podjąłem decyzję.
Pewnego wieczoru usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni.
– Musimy poważnie porozmawiać – zacząłem.
– Znowu? – westchnęła, jakbym był natrętnym sprzedawcą. – Co tym razem?
– Anka, to się musi zmienić. Nie dam rady ciągnąć tego dłużej.
– Nie rozumiem, o czym mówisz.
– Mówię o tym, że musisz wziąć się do roboty. Dosłownie. Nie mogę być jedynym, który wszystko zapewnia. To niesprawiedliwe.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– A co ja mam niby zrobić? Iść do pracy? A dzieci? Dom?
– Dzieci chodzą do szkoły, a dom można ogarnąć wieczorem. Ludzie na całym świecie tak żyją.
– My nie jesteśmy ludźmi na całym świecie, Marcin! – Uniosła głos. – Ja... ja...
– Co? – przerwałem jej. – Co zrobisz, jeśli nie ja? Bo wiesz, coraz częściej czuję, że nie mam siły być twoim wybawcą.
Następnego dnia, kiedy wróciłem z pracy, zobaczyłem coś, co mnie zaskoczyło. Anka siedziała przy komputerze. Na jej twarzy malowało się napięcie, ale i determinacja.
– Co robisz? – zapytałem ostrożnie.
– Przeglądam oferty pracy – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu. – Skoro uważasz, że nic nie robię, to pokażę ci, że potrafię.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Z jednej strony poczułem ulgę, z drugiej – smutek. Czy naprawdę musiałem doprowadzić nas do takiego punktu, żeby zaczęła działać? Czy tylko skrajność była „wabikiem” dla mojej żony?
Wreszcie zyskałem równą partnerkę
Minęły miesiące. Anka znalazła pracę na pół etatu, co początkowo wydawało się dla niej ogromnym wyzwaniem. Pamiętam, jak pierwszy dzień w nowej pracy poprzedziły godziny nerwowego przymierzania ubrań i rozważań nad tym, co powinna powiedzieć swojemu przyszłemu szefowi. Pomagałem jej, jak mogłem. Kiedy wróciła z pracy tamtego wieczoru, jej twarz promieniała dumą, ale też zmęczeniem.
– Jak było? – zapytałem, odkładając książkę na bok.
– Lepiej, niż myślałam – przyznała, siadając obok mnie na kanapie. – Nie było łatwo, ale czułam, że robię coś ważnego. Innego.
Nie odpowiedziałem od razu. Patrzyłem na nią, dostrzegając coś, co wcześniej mi umykało. Jej uśmiech był szczery, a w oczach zagościła iskra, której dawno nie widziałem. Być może nigdy wcześniej jej tam nie było.
Z czasem Anka zaczęła lepiej organizować swój dzień. Chociaż początki były trudne, a obowiązki domowe często musiałem brać na siebie, widziałem, jak budzi się w niej nowe życie. Nie chodziło tylko o pieniądze, które teraz sama zarabiała, choć one też miały znaczenie. Zmieniło się coś innego, na głębszym poziomie. Jakby zaczęła odkrywać swoją wartość poza rolą żony i matki.
Wiele się zmieniło
Zmiany w Ance zaczęły wpływać na naszą relację. Przestała oczekiwać, że to ja będę rozwiązywał wszystkie problemy. Zaczęliśmy podejmować decyzje wspólnie, a jej nowe doświadczenia w pracy sprawiały, że z większym zrozumieniem podchodziła do moich zmagań zawodowych.
– Marcin, wiesz, że zawsze myślałam, że twoja praca to tylko „siedzenie za biurkiem”? – powiedziała któregoś wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy herbacie.
– Nie mówiłaś tego wprost, ale czułem – odpowiedziałem półżartem. – Coś się zmieniło?
– Tak. Teraz, gdy widzę, ile energii kosztuje mnie kilka godzin pracy dziennie, zaczynam rozumieć, co musiałeś czuć, wracając do domu po całym dniu.
Anka zaczęła także dostrzegać, ile czasu i energii pochłaniają codzienne obowiązki, które do tej pory traktowała jako „oczywiste”. Na przykład pewnego dnia, gdy wróciłem późno z pracy, zastałem ją sprzątającą salon.
– Nie musiałaś tego robić – powiedziałem, zdejmując kurtkę.
– Wiesz co? – odparła, wycierając kurz z półki. – Musiałam to zrobić sama. Wcześniej tego nie widziałam, ale teraz, kiedy mam mniej czasu, zaczęłam doceniać wszystko, co robiłeś.
Nie chodziło o to, że nagle stała się perfekcyjna. Nadal kłóciliśmy się o różne rzeczy, nadal były dni, kiedy jedno z nas miało dosyć. Ale zyskałem coś, na czym mi zależało najbardziej: partnerkę, która nie tylko oczekiwała, ale też dawała coś od siebie.
Marcin, 42 lata
Czytaj także:
„Załatwiłam bratu robotę, by nie siedział na garnuszku rodziców. Nie sądziłam, że ten darmozjad tak mi się odwdzięczy”
„Mąż traktuje mnie jak matkę swoich dzieci, nie jak żonę. Gdyby ciąża zagrażała mojemu życiu, wiem, co by zrobił”
„Szwagierka zgrywała sierotkę, a mąż jej wierzył. Gdy oddał jej nasze oszczędności, wytargałam ją za kudły”