„Znaczek pocztowy odmienił moje życie. Zrobił ze mnie bogacza z portfelem wypchanym dolarami”

szczęśliwy mężczyzna fot. Adobe Stock, Moon Safari
„Im bardziej zagłębiałem się w informacje o znalezionym w ramie obrazka znaczku, tym bardziej nie mogłem uwierzyć. To była pomyłka produkcyjna: podczas druku, obrazek na znaczku został odwrócony, co sprawiło, że znaczek stał się unikatem. Z dostępnych danych wynikało, że powstało zaledwie 100 takich sztuk”.
/ 21.11.2024 19:30
szczęśliwy mężczyzna fot. Adobe Stock, Moon Safari

Bardzo drażni mnie dawanie i dostawanie banalnych podarunków, które kompletnie nie są przydatne albo nie pasują do obdarowanego. Z tego powodu zawsze się staram, żeby nie kupować innym takich zwyczajnych, użytkowych rzeczy ani śmiesznych gadżetów, które i tak skończą w śmietniku. Wkrótce moja dobra koleżanka miała świętować swoje czterdzieste urodziny. Ponieważ jest mi naprawdę bliska, a okazja była wyjątkowa, rozpocząłem poszukiwania odpowiedniego prezentu z dużym wyprzedzeniem.

Szukałem czegoś wyjątkowego

Zbieram rozmaite nietypowe przedmioty, więc mam już doświadczenie w ich wyszukiwaniu. Po krótkich poszukiwaniach w internecie trafiłem na coś wyjątkowego – w jednym z gdańskich antykwariatów wypatrzyłem przepiękny obrazek. Pokazywał on panoramę Krakowa z okresu sprzed około 170 lat. Na widok tej grafiki po prostu oniemiałem. Od razu, nie zastanawiając się długo, postanowiłem zadzwonić do właściciela.

– Halo, chciałbym się dowiedzieć, czy oferta wciąż jest dostępna? I czy można negocjować cenę?

– Planuje pan zakup?

– Owszem. Da się coś urwać z ceny?

– A gdybym wziął na siebie koszty kuriera, pasowałoby to panu? – zaproponował sprzedawca.

– Jasne, tak będzie dobrze. Zaraz zrobię przelew – zgodziłem się bez targowania.

– Wyślę paczkę następnego dnia. Proszę tylko o informację, gdy dojdzie.

– Ma się rozumieć! I dzięki wielkie.

Od razu po zakończeniu rozmowy przelałem pieniądze. Wysłałem potwierdzenie do sprzedającego z Gdańska, a wieczorem dostałem wiadomość mailową: „Wielkie dzięki, dzieło jest już przygotowane do transportu. Następnego dnia z rana wyślę je do Warszawy".

„Świetnie, ogromnie dziękuję!”, odpowiedziałem z entuzjazmem.

Takie zakupy to dla mnie czysta przyjemność! Martwiłem się jedynie, czy solenizantka doceni mój wybór i nie potraktuje go jako byle czego. Za każdym razem, gdy wybieram prezent dla innych, czuję podobne obawy. Co prawda nikt dotąd nie skrytykował moich podarunków, ale możliwe, że ludzie są po prostu zbyt uprzejmi, żeby wyrazić swoje rozczarowanie.

Potrzebowałem opinii fachowca

Zadzwoniłem do Maćka, znajomego specjalisty od sztuki, który nie tylko maluje, ale też wykrywa podróbki i świetnie dobiera ramy do obrazów.

– Hej, potrzebuję twojej opinii na temat jednej grafiki.

– Mam podjechać i zobaczyć?

– Co powiesz na pojutrze? Bo dopiero wtedy będę ją miał u siebie.

– Spoko. Chętnie sprawdzę, czy znów ktoś cię nie nabrał.

– Ha ha, ale śmieszne! No weź, odpuść już sobie żarty z tamtej wpadki.

– Nie ma mowy, będę ci to wypominał do końca życia! – zaśmiał się Maciej. – A wiesz, że na uczelni studenci historii sztuki uczą się teraz na twoim przykładzie?

– Świetnie, jeszcze lepiej – mruknąłem zirytowany. – Uważaj, bo ja też pamiętam kilka twoich wpadek...

– E tam, ty i tak wszystko zapominasz!

Wybuchnęliśmy śmiechem.

Kiedy Maciek zjawił się o umówionej porze, od razu poczułem charakterystyczny dla artystów zapach papierosów.

– Nie patrz tak na mnie – odezwał się pierwszy. – Wiem, że przesadziłem z dymkiem, ale u ciebie...

– Daj spokój! – natychmiast mu przerwałem. – Chodź do środka. Siedzę jak na szpilkach od paru godzin, żeby wspólnie rozpakować tę przesyłkę.

Mogłeś sam sprawdzić, co tam jest.

– Jakoś nie miałem odwagi... – powiedziałem z cichym rozbawieniem.

To było piękne 

Zasiedliśmy do stołu z kubkami świeżo zaparzonej kawy. Na blacie czekała już na nas przesyłka: płaskie pudełko. Wyciągnąłem niewielki nóż i delikatnie rozciąłem zaklejone brzegi paczki. Powoli wyjąłem jej zawartość, odwijając kolejne warstwy zabezpieczające i warstwę folii z pęcherzykami powietrza. W środku znajdowała się przepiękna oprawiona w ciemne drewno grafika. Pod szklaną szybą kryła się wspaniała panorama Krakowa na papierze w delikatnym odcieniu beżu. Rzeczywisty widok tej stylowej ilustracji znacznie przewyższał to, co widzieliśmy wcześniej na fotografiach.

– Wyjątkowy okaz. Faktycznie robi wrażenie... – ocenił Maciej. – Wygląda na autentyk i może być wart niezłą sumkę.

– Wspaniale – ucieszyłem się. – To co, zabieramy?

– Nie ma innej opcji – odpowiedział kumpel.

– Trzeba będzie wyczyścić szybę i zająć się obramowaniem. Spójrz tutaj – Maciek wskazał ręką. – Krawędzie się powykrzywiały.

Skinąłem głową, gdy zabrał się za rozkręcanie tyłu ramy, żeby dostać się do starej ryciny, którą chroniła złożona stara gazeta i szkło. Podczas gdy on badał rysunek przez szkło powiększające, ja skoczyłem do kuchni po środek do mycia okien i kawałek flaneli. Gdy wyczyściłem szybę, podałem ją koledze. On ostrożnie włożył ją na miejsce.

– Super... – mruknął. – Weź nożyczki i taśmę klejącą. Owiniemy grafikę folią z bąbelkami. Dzięki temu będzie stabilna...

Patrzyłem jak zręcznie manipuluje plastikiem i dopasowuje grafikę na równej powierzchni. Niedługo potem zabezpieczył całość sztywnym kartonem i spiął tylną część metalowymi zaciskami. Gdy obrócił oprawioną pracę, na jego twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia.

– Wyszło naprawdę fantastycznie – powiedział z uznaniem – Wszystko super. Mam tylko nadzieję, że nie musiałeś się zapożyczyć...

Cena była całkiem rozsądna – wyjaśniłem. – A skoro tak chwalisz efekt, to chyba było warto. Chodź, ogarnę ten bałagan i przygotuję jakiś obiad.

– Fajnie, ale niestety nie mogę – odpowiedział Maciej – Umówiłem się jeszcze z kimś... – rzucił na odchodne.

Zaprowadziłem go do wyjścia, po czym wróciłem do kuchni i rozsiadłem się przy blacie. Wziąłem do ręki oprawioną grafikę i poczułem radość.

– Na pewno jej się spodoba – mruknąłem pod nosem.

Nie miałem co do tego wątpliwości.

Znalazłem stary znaczek

Umieściłem obraz pod szkłem wystawowym, żeby uchronić go przed kurzem. W trakcie sprzątania, z jednego ze starych czasopism z paczki wysunęła się mała, żółtawa koperta. Przypominała dawne eleganckie akcesoria do korespondencji, których używano przy wysyłaniu wytwornych wiadomości czy zaproszeń. Nie znalazłem na niej danych adresata, a sama była niezaklejona. Ostrożnie uchyliłem brzegi i sprawdziłem zawartość. Początkowo myślałem, że w środku nic nie ma, jednak po przechyleniu koperty dostrzegłem niewielki kawałek papieru o charakterystycznych, postrzępionych krawędziach. „To musi być znaczek pocztowy”, przeszło mi przez myśl, gdy delikatnie wyjmowałem go na blat.

Wziąłem lupę do ręki i dokładnie przyjrzałem się mojemu znalezisku. Ten znaczek z amerykańskiej poczty kosztował zaledwie 2 dolary. Miał intensywnie czerwone obramowanie, a w środku widniał granatowy samolot odwrócony do góry nogami! „Dziwne...”, przeszło mi przez myśl, ale skoro ktoś przed laty ukrył ten znaczek, musiał być cenny. Problem w tym, że filatelistyka nie była moją mocną stroną. Potrzebowałem konsultacji ze znawcami tematu.

Zdałem sobie sprawę, że to dopiero początek poszukiwań i ekspertyzy. Umieściłem znaczek w kopercie i położyłem obok grafiki przedstawiającej Kraków.

Byłem zaintrygowany

Im bardziej zagłębiałem się w informacje o znalezionym w ramie obrazka znaczku, tym bardziej nie mogłem uwierzyć. Materiały wskazywały, że trafiłem na amerykańską markę znaczków i pocztówek „Inverted Jenny" pochodzącą z 1918 roku. To była pomyłka produkcyjna: podczas druku, obrazek na znaczku został odwrócony, co sprawiło, że znaczek stał się unikatem. Z dostępnych danych wynikało, że powstało zaledwie 100 takich sztuk, więc jeśli to autentyk...

Sfotografowałem moje znalezisko i rozesłałem masę wiadomości mailowych, próbując dowiedzieć się, ile może być warte.

Następne kilka godzin spędziłem rozmyślając o upominku, który wybrałem. Po dokładnym opakowaniu prezentu, zamówiłem kuriera. Zrobiłem wszystko odpowiednio wcześnie, więc miałem pewność, że paczka dotrze do Marty punktualnie. Później zająłem się codzienną rutyną.

To był szczęśliwy dzień

W końcu nadeszła ta szczególna okazja. Marta odezwała się jako pierwsza.

– Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować – powiedziała podekscytowanym głosem. – Te życzenia są wprost cudowne, a rysunek jest fantastyczny! Po prostu rewelacja! Dziękuję ci jeszcze raz z całego serca. Koniecznie odwiedź mnie, jak będziesz kiedyś w Krakowie.

Niedługo później pojawił się listonosz. Doręczył mi paczkę korespondencji, a wśród niej znalazłem list, który wzbudził moje największe zainteresowanie. To była odpowiedź z domu aukcyjnego w Nowym Jorku.

List zawierał krótką informację:

„Szanowny Panie! Z radością informujemy o planowanej wizycie dwójki naszych ekspertów w dniu 20 maja. Ich zadaniem będzie zbadanie wspomnianego przez Pana znaczka. Po potwierdzeniu jego oryginalności, co traktujemy jako czystą formalność, z chęcią zajmiemy się jego sprzedażą. Oferowana kwota wynosi milion dolarów amerykańskich. Wysokość naszej prowizji zostanie ustalona po wykonaniu niezbędnych badań”.

Z niedowierzaniem sięgałem po ten list kolejny raz i jeszcze raz, bo kwota, która była tam napisana, kompletnie mnie zamurowała. To naprawdę pokazuje, że czasem wybór prezentu nie jest błahą sprawą i warto się nad nim dobrze zastanowić…

Marcin, 40 lat

Czytaj także: „Mąż wygrał 200 tysięcy i zgłupiał. Zafarbował włosy, baluje całymi nocami i migdali się z młodymi dziewczynami”
„Nikt oprócz mnie nie chciał opiekować się babcią. Gdy zapisała mi swój majątek, rodzinne szambo wylało”
„Mąż kiedyś był biedakiem i teraz pilnuje każdej złotówki. Żałuje córce kasy nawet na jesienne buty”

Redakcja poleca

REKLAMA