Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają. Nigdy się z tym nie zgadzałam i uważałam takie gadanie za brednie, ale na własnej skórze się przekonałam, że to jednak prawda. 200 tysięcy to może nie fortuna, ale kawałek grosza, którym nikt by nie pogardził.
Dla nas to solidny zastrzyk finansowy. Nie klepiemy co prawda biedy, ale spłacamy kredyt, chociaż dużo już nie zostało. Mamy też dzieci, które przydałoby się nieco wspomóc. Wygrana oczywiście mnie uradowała. Kto by się nie cieszył z takiej kasy? Jednakże mój entuzjazm szybko opadł, ponieważ mężowi kompletnie odbiło. Powiedzieć, że to jakiś kryzys to zdecydowanie za mało.
Klepki mu się w głowie poprzestawiały i uznał, że jest boskim Adonisem. Zaczął coraz częściej znikać z domu wieczorami, nie mówiąc nawet, dokąd wychodzi. Rzucał jedynie, że na piwo z kolegami, a ja mogłabym przysiąc, że kiedy wracał, czułam od niego damskie perfumy. Byliśmy małżeństwem od 25 lat i zawsze mi się wydawało, że razem dożyjemy spokojnej starości. Tymczasem kasa namieszała mężowi we łbie.
Jesteśmy razem od czasów szkoły
Nasza historia była taka sama, jak dziesiątki innych historii.
Ja i Wiktor poznaliśmy się w szkole średniej, ale nie od razu przypadliśmy sobie do gustu. Można wręcz powiedzieć, że się nie polubiliśmy. On uważał, że jestem nudną kujonką, a ja miałam go za zarozumiałego buca. Nie widziałam niczego złego w tym, że lubiłam się uczyć. Nie kręciło mnie uganianie się za chłopakami i chodzenie na imprezy. Wolny czas wolałam spędzać na czytaniu i rysowaniu.
Wiktor natomiast brylował w szkole. Podkochiwały się w nim prawie wszystkie dziewczyny. To fakt, był bardzo przystojny, co zresztą do dziś mu pozostało, chociaż już dawno stracił swój młodzieńczy błysk. Los sprawił, że w drugiej klasie ogólniaka na lekcjach chemii zostaliśmy posadzeni w jednej ławce. Był z tego przedmiotu całkowicie zielony, a dla mnie rozwiązywanie zadań, czytanie skomplikowanych wzorów etc. były łatwizną. Wiktor kolekcjonował najgorsze oceny z chemii i groziło mu powtarzanie roku. Któregoś razu, gdy wracałam ze szkoły, dogonił mnie zziajany. Widziałam, że jest strasznie zawstydzony i że sytuacja go krępuje.
– Słuchaj, mam takie pytanie – wymamrotał nieśmiało pod nosem, nagle cały animusz gdzieś z niego wyparował. – Pomogłabyś mi z tej chemii? Starzy mnie zatłuką, jak będę kiblował.
Zgodziłam się i tak to się zaczęło. Nawiązała się między nami nić porozumienia, która przerodziła się w przyjaźń, a potem w miłość. To, co było dalej, łatwo przewidzieć – studia, ślub, dzieci, praca. Co z tego, że skończyłam wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych, skoro marzenia o artystycznej karierze poszły do kąta z powodu założenia rodziny? Nie żałowałam zbytnio, bo święcie wierzyłam w to, że Wiktor jest tym jedynym i warto dla niego oraz dla naszej miłości z czegoś zrezygnować. Dziś wiem, że byłam naiwna, ale nie biczuję się z tego powodu – człowiek podejmuje takie decyzje, jakie jest w stanie podejmować na określonym etapie życie.
Kompletnie mu odbiło
– Jezu Chryste, coś ty ze sobą zrobił? – nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie widzę.
Wiktor zapowiedział, że idzie do fryzjera, więc spodziewałam się, że zamierza najzwyczajniej w świecie obciąć włosy. Owszem, obciął, a przy okazji zafarbował. Mało tego, przytaszczył kilka toreb z drogimi ciuchami – nie spodziewałam się, że zacznie wydawać wygrane pieniądze na takie głupoty. Patrzyłam na niego oniemiała.
– Od dziś zmieniam styl – oznajmił wielce z siebie zadowolony.
Elegancki płaszcz zastąpił skórzaną kurtką, a wełniane spodnie podziurawionymi dżinsami. Wyglądał w tym zestawie koszmarnie, do tego te ufarbowane włosy postawione na żel… Masakra. Jednak to był dopiero początek.
Nic z tego nie rozumiałam
Raptem przypomniał sobie o swoich kolegach. Do tej pory wyciągnięcie go z domu zakrawało na cud, a teraz latał jak głupi i wszystkim stawiał – a to piwo, a to drinki, a to jedzenie w lokalach z wyższej półki cenowej. Szastał pieniędzmi na lewo i prawo, a ja z przerażeniem patrzyłam, jak ubywa ich z konta. Dobrze, że przynajmniej kredyt zdążyłam spłacić! Rzecz jasna usiłowałam porozmawiać z nim na ten temat, ale przypominało to walenie grochem w ścianę. Coraz częściej kłóciliśmy się, bo zaczął tych swoich kumpli przyprowadzać do domu, czym wcale nie byłam zachwycona – zwłaszcza że wielu z nich wcześniej nie znałam. Pomijam już to, że byli o połowę młodsi od niego.
– Skąd ty wytrzasnąłeś takie towarzystwo? – dopytywałam mocno poirytowana.
– A, jakoś tak sami się nawinęli – machnął lekceważąco ręką.
– Jasne, skoro tyle na nich wydajesz.
Rzecz jasna stało się to pretekstem do kolejnej awantury. Do Wiktora nic nie docierało. Balował w najlepsze – podejrzewałam, że nie tylko z kolegami. Często wyraźnie czułam od niego damskie perfumy, a kiedy z mojej strony padały pytania dotyczące tej kwestii, mocno się wkurzał.
– Jak zwykle wymyślasz – i na tym kończyła się dyskusja na ten temat.
Raz znalazłam przy wieszaku na wierzchnie odzienie paragon z kwiaciarni opiewający na niemałą kwotę. Najwidoczniej wypadł z kieszeni kurtki męża, bo ja tego typu zakupów nie robiłam. Kiedy mu go pokazałam, wściekł się, że grzebię w jego rzeczach. Sytuacja była mocno napięta – zastanawiałam się, czy mu to przejdzie i jak długo ja jeszcze wytrzymam.
Podrywał jakieś smarkule
– Wybacz Krysiu, że niepokoję cię o tej porze, ale muszę ci coś powiedzieć – głos mojej przyjaciółki brzmiał poważnie.
Ewa nie dzwoniłaby do mnie o jedenastej wieczorem, gdyby nic się nie stało.
– Mój Boże, ktoś umarł?
– Nie, ale chodzi o Wiktora – nie miałam bladego pojęcia, czego się spodziewać.
– Mów wreszcie, co się dzieje – serce waliło mi jak oszalałe.
– Wracaliśmy od Basi i widzieliśmy go wchodzącego do nocnego klubu.
– Nie wiem, co mu odbiło, ale ostatnio często odwiedza takie miejsca.
– Nie był sam, ale z jakąś młodą blondynką.
Miałam wrażenie, że serce na moment przestało mi bić. Czoło oblał zimny pot.
– Pamiętasz może, co to za klub?
– Tak.
– Zawieziesz mnie tam?
– Naturalnie.
Sprawdziło się to, co powiedziała Ewa. Wiktor siedział przy barze i migdalił się z młodą blondynką. Podeszłam bliżej i cierpliwie poczekałam, aż raczy zauważyć swoją żonę, po czym wyszłam z klubu. Od razu wybiegł za mną.
– Jutro pakujesz swoje manatki i się wynosisz.
– Krystynko, ale ja…
Zmieniłam zamki w drzwiach
Nie miałam zamiaru go słuchać. Po powrocie do domu zamknęłam się w sypialni i płakałam dobrą godzinę. Nie wrócił na noc. Pojawił się, gdy piłam poranną kawę, a raczej wlewałam ją w siebie przymusem.
– Chcę porozmawiać – przybrał minę zbitego psa.
– Nie mamy o czym. Masz się wyprowadzić i to natychmiast. Jeszcze dziś idę do adwokata.
Jak zapowiedziałam, tak uczyniłam, chociaż była to jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Zmieniłam też zamki w drzwiach i przestałam reagować na telefony od Wiktora oraz przysyłane przez niego wiadomości. Spotkamy się w sądzie. Cóż, nadal go kochałam, ale nie wyobrażałam sobie, abyśmy dalej byli małżeństwem po tym, jak postąpił. Pieniądze z wygranej, które zostały, może zabrać – nigdy nie będą mi się kojarzyć z czymś dobrym.
Krystyna, 53 lata
Czytaj także: „Szef się na mnie mścił, bo mu nie uległam. Puścił w obieg taką plotkę, że umierałam ze wstydu”
„Nie dałam siostrzenicy kasy na ślub, bo sama nie miałam na chleb. Reakcja siostry przeszła moje oczekiwania”
„Moja pasierbica to zło wcielone. Tej piekielnej smarkuli nawet wiadro wody święconej nie pomoże”