Jako kobieta po rozwodzie, zbliżająca się do pięćdziesiątki, z dorastającą nastolatką pod opieką, byłam przekonana, że stały związek to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. Ceniłam sobie życie w zgodzie ze sobą bardziej niż porywające, romantyczne uniesienia. Jednak los spłatał mi psikusa, stawiając na mojej drodze Michała. Przystojniak, bystry umysł, poczucie humoru i serdeczność – to cały Michał. A na dodatek ja również wpadłam mu w oko. Uparcie twierdził, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Córka poznała mojego partnera
Przez długi czas stawiałam opór, ale on nie dawał za wygraną. Z dużą rezerwą traktowałam naszą relację, starając się zachować dystans, jednak postawa Michała rozwiewała moje obawy i niepokoje. Był opanowanym, roztropnym mężczyzną, na którym zawsze mogłam polegać. Darzył mnie uczuciem i szanował moje poglądy, a nieporozumienia między nami zdarzały się niezwykle rzadko.
Po sześciu miesiącach widywania się tylko w jego mieszkaniu poczułam się gotowa, by przedstawić go mojej córce Edycie. Odniosłam wrażenie, że przypadli sobie do gustu. Córka przekonywała mnie, że nie ma zastrzeżeń co do naszego związku.
– Zasługujesz na to, żeby mieć partnera. Świetnie razem wyglądacie – oznajmiła, uśmiechając się.
Chciałam, żebyśmy byli rodziną
Pomyślałam sobie, że skoro moja córka tak dobrze zareagowała, to może warto byłoby pójść o krok dalej i zacząć planować wspólną przyszłość. Powolutku zaczęłam snuć w głowie wizje tego, jak Michał zamieszkuje z nami, a my tworzymy zgraną, kochającą się rodzinkę. Zaczęłam go częściej zapraszać do nas, żeby on i Edytka mieli okazję lepiej się poznać i polubić.
Coś jednak poszło nie tak, pojawiła się pewna blokada. Pozornie prowadzili normalną konwersację, na pierwszy rzut oka nie dało się dostrzec napięcia czy niezręczności, ale brakowało też wyraźnej serdeczności. Dało się odczuć dzielący ich dystans, a nawet pewien chłód w relacji. „Być może po prostu potrzebują więcej czasu” – próbowałam przekonać samą siebie.
Niestety, wraz z upływem czasu nic nie wskazywało na to, że sprawy pomiędzy najbliższymi mi osobami – moim partnerem a córką – ułożą się po mojej myśli. Mieli do siebie tak obojętny stosunek, jakby w ogóle się nie znali.
Zaproponowałam mu przeprowadzkę
Wprawdzie mogłam pozwolić na to, by każde z nich funkcjonowało niezależnie, poświęcając obojgu tyle uwagi, na ile było mnie stać, nie chciałam się jednak na to godzić. Pragnęłam bowiem zupełnie innego układu.
Nie potrafiłam zaakceptować takiego stanu rzeczy, wolałam za wszelką cenę działać i coś zmieniać. W tamtym momencie zrobiłam jednak coś, czego do dzisiaj żałuję: zasugerowałam mojemu ukochanemu, aby zamieszkał razem z nami. Początkowo zareagował entuzjastycznie – chwycił mnie czule, przytulił i uniósł do góry. Sekundę później jednak dostrzegłam na jego uśmiechniętej dotąd twarzy oznaki zwątpienia.
– Edyta nie ma z tym problemu, prawda? – dociekał.
– Jasne, że nie – moja odpowiedź mijała się z prawdą.
Musiałam pogadać z córką
Nie skonsultowałam tego z Edytą. W końcu to ja jestem tu rodzicem, a ona dzieckiem. Na moich barkach spoczywa utrzymanie naszej rodziny, dlatego to ja muszę podejmować kluczowe decyzje – tak sobie to tłumaczyłam. Mimo wszystko miałam wyrzuty sumienia i odkładałam poinformowanie córki o zbliżającej się rewolucji w naszym życiu. W końcu wzięłam się w garść i odbyłam z nią szczerą pogawędkę.
Zanim przeszłam do sedna sprawy, przez dłuższy czas wyjaśniałam jej, że poza byciem matką, jestem również kobietą i pragnę prowadzić swoje własne życie.
– Wkrótce będziesz dorosła i opuścisz rodzinne gniazdo, a ja wtedy pozostanę sama – powiedziałam.
– Co masz na myśli mówiąc „sama”? – zapytała, wzruszając przy tym ramionami. – No wiesz, ty już masz przecież tego twojego chłopaka.
Poczułam żal, gdy określiła go jako „ten twój chłopak”, zamiast użyć jego imienia. Zabrzmiało to dość nieprzyjemnie.
Była na mnie zła
– Owszem, to poważna relacja. W związku z tym zaproponowałam mu wspólne mieszkanie. Przystał na to.
– Planujesz się wyprowadzić? – Oczy Edyty zrobiły się okrągłe ze zdumienia. – To znaczy, że będę mieć całe mieszkanie dla siebie?
Jej rozbrajająca naiwność sprawiła, że ledwo byłam w stanie się nie roześmiać.
– Ależ słonko, nie tak to działa. Michał zamieszka razem z nami.
– Mamo, nie możesz mi tego zrobić! – wykrzyknęła z oburzeniem. – Nigdy się na to nie zgodzę! To przecież nasz dom, nie życzę sobie tu żadnych obcych ludzi!
To było trudne
No dobra… Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie zachwycona, ale nie przypuszczałam, że zareaguje aż tak stanowczo i kategorycznie. Sytuacja skomplikowała się bardziej niż myślałam, ale nie miałam zamiaru odpuszczać. W końcu to ja tu rządzę, a nie żadna gówniara!
– Przestań go traktować jak kogoś zupełnie obcego. Darzę go uczuciem i jest dla mnie równie ważny co ty. Daj mi szansę na odrobinę radości w życiu.
Gdy tylko to z siebie wyrzuciłam, policzki mojej córuni pobladły, a wargi zaczęły się trząść. Dostrzegłam, jak mocno stara się nie szlochać. Łamało mi to serce, pragnęłam ją mocno do siebie przytulić i dodać otuchy, lecz coś mnie przed tym powstrzymywało.
Musi pojąć, że świat nie kręci się wokół niej, że inni też są ważni, ich odczucia mają znaczenie… Chyba czułam względem niej rozgoryczenie, że tak bardzo mi to wszystko komplikuje swoim sprzeciwem i ciągłymi protestami.
Nie będę się z nią cackać
Stałam jak słup soli i bez słowa obserwowałam, jak Edytka usiłuje zapanować nad łzami, jak ponosi klęskę w tej walce i zaczyna ryczeć niczym kilkulatka, której ktoś odebrał jej ulubioną lalkę.
Znowu zaliczyłam wizerunkową wpadkę. Nie podeszłam do córki, nie wyciągnęłam pomocnej dłoni, po prostu stałam jak sparaliżowana. Nastolatka szlochała, pogrążona w rozpaczy, a potem uciekła do swojego pokoju. Choć sumienie podpowiadało mi, że powinnam ruszyć za nią, nie zrobiłam tego.
Muszę przestać ją traktować jak bezbronne maleństwo, przecież za kilkanaście miesięcy osiągnie pełnoletność. Pora, by zaczęła doroślej się zachowywać, a żeby to osiągnąć, nie mogę być dla niej zbyt pobłażliwa. Niby racjonalne tłumaczenie, ale gdzieś tam w środku czułam się jak wyrodna rodzicielka i oszustka.
Byłam rozżalona
Narastało we mnie coraz silniejsze poczucie, że zawiniłam, a jednocześnie, co może dziwne, czułam też coraz większy żal do Edyty i coraz bardziej się na niej zawodziłam.
Czemu tak się przeciwstawia? Czemu nie potrafi wykazać się odrobiną zrozumienia? Po co mi to robi? Czemu jest aż tak… egoistyczna?! Odkąd przyszła na świat, dawałam z siebie tyle, ile tylko mogłam, a teraz, gdy chcę czegoś dla siebie, stawia się i nie pozwala mi być szczęśliwą.
Ostatni raz zwróciła się do mnie z prośbą, abym nie zapraszała Michała do mieszkania, które razem wynajmujemy. Gdy jasno dałam jej do zrozumienia, że nie zamierzam tego robić, odpuściła i więcej nie wracała do tej sprawy. Chyba pogodziła się z sytuacją, co bardzo mnie ucieszyło.
Michał zamieszkał u nas
Początkowy okres naszego związku przypominał podróż poślubną. To był niesamowity i bajkowy czas. Ciągle się do siebie tuliliśmy, wygłupialiśmy i chichotaliśmy jak para młodych gołąbków na randce. Edytę widywaliśmy rzadko – gdy tylko przekroczyła próg domu po lekcjach, od razu zamykała się w swojej sypialni lub znikała w towarzystwie koleżanek, wracając niemal nad ranem.
Kilkukrotnie doszedł mnie aromat procentów i fajek, którym przesiąkła moja córka, lecz nie przywiązywałam do tego większej wagi. Sądziłam, że to normalne w jej wieku, kiedy większość młodzieży eksperymentuje z zakazanymi przyjemnościami.
Nie czepiałam się jej, robiłam dobrą minę do złej gry. Dawniej nie należałam do wyrozumiałych i liberalnych matek, ale wtedy zależało mi, by nic – a już szczególnie sprzeczki i przepychanki z córką – nie psuło mojego uczuciowego raju.
Dałam córce wolną rękę
Edyta odsunęła się na dalszy plan, co pozwoliło mi w pełni skoncentrować się na Michale. W zamian za to dałam jej wolną rękę, rezygnując z rodzicielskiej kontroli. Doszłam do wniosku, że moja córka osiągnęła już taki wiek, że nie potrzebuje dalszego wychowywania, a zamiast tego nadszedł czas, aby nauczyła się niezależności i brania za siebie odpowiedzialności. Gdybym tylko miała świadomość, jakie będą tego konsekwencje…
Edyta zaczęła wracać do domu o normalnych porach i już nie dało się od niej wyczuć woni fajek ani procentów. Zrobiła się opanowana i tak małomówna, że prawie niezauważalna. Jej transformacja nie wzbudziła we mnie niepokoju. Wolałam się łudzić, że wszystko gra.
Aż pewnego dnia, w swoje osiemnaste urodziny, córka oświadczyła mi, że wynosi się do swojego faceta. No jasne, że się sprzeciwiłam, mówiąc że jest zbyt niedojrzała na taki krok. Nawet nie miałam pojęcia, że chodzi z jakimś chłopakiem!
Powinnam była to przewidzieć
– Skończyłam 18 lat i nic minie zrobisz. W dodatku to już nie jest miejsce, które mogłabym nazwać własnym domem.
– O czym ty mówisz? – zdenerwowałam się, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
– Od bardzo dawna przestałaś być dla mnie mamą. Jeżeli nie masz ochoty nią być, to okej. Ale ja już tu nie wrócę.
Kiedy mi o tym powiedziała, poczułam się tak, jakby wymierzyła mi policzek. I to nawet nie był jeszcze szczyt góry lodowej. Moja dziewczynka przyznała się, że jest w ciąży.
– Gdyby nie Emil, to nie mam pojęcia, co by się ze mną stało – mina Edyty wyrażała ogromne cierpienie.
Serce pękło mi na ten widok. Matko kochana, jakim cudem nic nie zauważyłam?!
– Nie miałam ochoty zawracać ci głowy. Promieniałaś radością, byłaś taka… mniejsza z tym. Teraz już nie jesteś mi potrzebna – oznajmiła lodowato.
W jednym momencie dotarło do mnie, że córka ode mnie odeszła. To wszystko moja wina, sama do tego doprowadziłam. Usiłowałam ją przepraszać i zatrzymać, ale pozostała nieustępliwa. Tego samego dnia spakowała swoje rzeczy i opuściła dom.
Nie mam kontaktu z córką
Od tamtych wydarzeń upłynęło już pięć lat. Dowiedziałam się od mamy chłopaka Edyty, że mam wnuczkę, której wciąż nie zobaczyłam. Edyta zdała egzamin dojrzałości i poszła na studia wyższe. Niestety, nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. Nigdy nie stracę nadziei, że kiedyś zmieni zdanie. Będę nieustannie ją przepraszać i dążyć do pojednania. Może pewnego dnia mi przebaczy i znów nawiążemy relację.
Każdego dnia zadręczam się tą samą myślą: jakim cudem aż tak mogłam oddalić się od własnego dziecka? To uczucie do faceta całkowicie mnie zaślepiło. Mimo że nadal jestem z Michałem i darzymy się ogromną miłością, zdaję sobie sprawę, że wcale nie musiałam przez to tracić kontaktu z córką. On przecież nigdy nie postawił mnie przed takim wyborem.
Zawiniłam. Byłam przekonana, że nie da się znaleźć złotego środka. Wszystko zepsułam przez własny egoizm i zawziętość.
Mariola, 52 lata
Czytaj także:
„Żona uznała, że życie ze mną to nuda i uciekła do córki. Teraz chce wrócić, ale ja już mam kogoś innego na jej miejsce”
„Mąż się mną znudził jak znoszonym łachem i odszedł. Ale nie żałuję, bo na stare lata poderwałam rówieśnika mojego syna”
„Brat dla kasy sprzedał rodzinną pamiątkę do lombardu. Doniosłem ojcu, by jego pupil w końcu dostał nauczkę”