„Zdobyłam męża sprytem i wytrwałością. Nie oddam go pustej kochance, będę bronić swego”

Uśmiechnięta kobieta fot. iStock by Getty Images, jeffbergen
„Chciał dziecka równie mocno jak i ja. Wiedziałam, jak bardzo on o nim marzy. Jednak od naszego ślubu minęło już dziesięć lat. I, jak widać, skoro nie mógł dostać tego, co chciał, we własnym domu, poszukał sobie tego gdzie indziej”.
/ 06.07.2024 21:15
Uśmiechnięta kobieta fot. iStock by Getty Images, jeffbergen

Był poniedziałek. Mąż wcześniej wybiegł do pracy, bo dostał telefon, że na budowie są jakieś kłopoty. Ja szykowałam się do biura, kiedy usłyszałam sygnał SMS-a. Nie był to mój telefon i nie był to telefon męża, bo te sygnały znałam.

Trzeci telefon znalazłam w plecaku Dominika z rzeczami na siłownię, którego najwyraźniej w pośpiechu zapomniał wziąć. Trzymałam w dłoni komórkę i walczyłam sama ze sobą. Ale w końcu uznałam, że ktoś miał rację, kiedy mówił, że trzeba kochać, ale sprawdzać.

Najwyższą formą zaufania jest kontrola

„Mam cudowną wiadomość, Dziubasku. Wpadnij przed siłownią” – przeczytałam.

Dziubasku? Zanim zdążyłam na dobre się zdenerwować, nadszedł kolejny SMS: „Nie mogę się doczekać! Zadzwoń. Może nie powinnam ci tego mówić przez telefon, ale po prostu pęknę!”. I seria emotek z serduszkami, całuskami, aż mi się niedobrze zrobiło. Ja ci dam Dziubaska, lafiryndo jedna – pomyślałam.

Kolejny SMS: „Ale w końcu mamy XXI wiek. Ludzie rozwodzą się przez SMS-y, więc mogą się i cieszyć. Miniu, ale nie mogę wytrzymać. Będziemy mieli dzidziusia!”.

Serce waliło mi szybko, boleśnie. Dominik chciał dziecka równie mocno jak i ja. A może nawet mocniej, bo ja chciałam go dlatego, że wiedziałam, jak bardzo on o nim marzy. Jednak od naszego ślubu minęło już dziesięć lat. I, jak widać, skoro nie mógł dostać tego, co chciał, we własnym domu, poszukał sobie tego gdzie indziej. A to oznaczało, że mogę go stracić. Nie. Że już go straciłam.

Dostałam mdłości. Pobiegłam do łazienki i wyrzuciłam z siebie całe śniadanie. Przez godzinę płakałam. Dopiero telefon z pracy z pytaniem, czy wszystko w porządku, bo nie dałam znać, że mnie nie będzie, przywrócił mnie rzeczywistości.

Nie mogłam go stracić

Powinnam była wiedzieć, że nieustannie trzeba być czujną. Przecież doskonale wiedziałam, że nawet małżeństwa z obopólnej miłości się rozpadają, a nasz związek stworzyła i utrzymywała tylko moja miłość. Ale choć silna i za mnie, i za Dominika, to wciąż była jednostronna…

Usiadłam w fotelu, wzięłam notes i długopis i zaczęłam planować, jak odwrócić tę katastrofę. Bo nie zamierzałam się poddać.

Niektórzy się dziwią, że taka kobieta jak ja – „niewyględna”, jak mówiła moja babcia – zdobyła takie ciacho. Coś musi mieć w sobie, czego na pierwszy rzut oka nie widać, mówią. Owszem. Kobiecą mądrość, spryt i pewną dawkę bezwzględności, która jest konieczna, by odgonić konkurencję i ukochanego przywiązać do siebie. Jak już miałam kasę, to i uroda się znalazła.

Dominik był mi przeznaczony. To moja druga połówka. Tylko że nigdy nie chciał tego uznać. Myślał, że woli inne kobiety. Ale to nie była prawda. Przystojny, mądry i ogarnięty był łakomym kąskiem, więc dziewczyny próbowały go omotać swoimi wdziękami. A on, jak to facet, szedł za tą, która najładniej kręciła kuperkiem. Na szczęście jeszcze nie był gotowy na stały związek i skakał z łóżka do łóżka. Wtedy jeszcze – w liceum i na studiach – niestety żadne z tych łóżek nie było moim.

Po studiach Dominik wyjechał do Wrocławia, bo tam dostał pracę. Pojechałam za nim. Zatrudniłam się jako kelnerka w bistro naprzeciwko jego firmy. Jako że się znaliśmy ze szkoły, to wybrał moją strefę, a ja zawsze dokładałam mu do porcji. Kiedy był sam, pozwalałam mu się wygadać. Kilka razy doradziłam, i chyba mądrze, bo mi podziękował.

– Dzięki twojej radzie pewnie dostanę awans – powiedział wtedy i dał mi jedną różę.

Do dziś ją mam, ususzoną, w mojej skrzynce miłości, razem z naszymi zdjęciami, jego kosmykiem włosów, zaproszeniem ślubnym i jego kamieniami żółciowymi, które wyprosiłam u lekarza po operacji.

– A gdy ten awans dostaniesz, zaprosisz mnie do kina? – popatrzyłam na niego sponad róży, której woń wdychałam.

– Jasne – powiedział lekko.

Być może myślał, że to będzie zwykłe kino na podziękowanie, a potem wróci do swojej nowej dziewczyny i będzie po sprawie.

Postanowiłam działać

Po kinie poszliśmy do mnie, bo chciał obejrzeć moją kolekcję gier planszowych (był ich fanem, jak i ja), i został do rana. Nawet nie spytał, czy jestem zabezpieczona. Nie pomyślał o tym sam. A potem był zdziwiony, kiedy mu powiedziałam, że jestem w ciąży. Ożenił się ze mną.

Może i powinien był zrobić to, co radziła mu matka – kazać przynieść zaświadczenie od lekarza, że jestem w ciąży. Ale on był zbyt honorowy, zbyt dobrze wychowany. I za to go kochałam. Ale przez to tak łatwo można było nim manipulować. Jego matka to wyczuwała i nigdy mnie nie lubiła.

Trzeba było dwóch lat małżeństwa i mojej ciężkiej pracy, by mąż uznał, że matka jest o niego zazdrosna, źle nam życzy i najlepiej będzie, jeśli zerwiemy z nią kontakt. Na szczęście nigdy nie byli ze sobą zbyt blisko.

Zawsze chciałam mieć z nim dzieci. I kiedy już byliśmy razem, naprawdę starałam się zajść w ciążę, żeby mój podstęp się nie wydał, tylko że moje ciało się zbuntowało. W końcu musiałam udać, że straciłam ciążę. Dominik był bardzo współczujący i pełen poczucia winy.

Kiedy kobieta jest miła, spełnia większość zachcianek męża i daje mu odczuć, jak bardzo go kocha, podziwia i w ogóle uważa, że złapała w jego osobie pana Boga za nogi, to taki gnębiący faceta cień poczucia winy (nieważne, z jakiego powodu) jest jednym z mocniejszych spoiw związku.

Przez dziesięć lat czułam się w małżeństwie jak pączek w maśle. Rozkwitałam. I zakochiwałam się w mężu coraz bardziej. Aż tu ten grom z jasnego nieba.

Nie będzie żadnego rozwodu, zadbam o to

Dominik będzie miał dziecko z inną kobietą. I jako mężczyzna honorowy, rozwiedzie się ze mną i ożeni z tamtą. Pewnie zostawi mi mieszkanie na otarcie łez. Tylko że ja nie chcę mieszkania. Chcę jego.

Kilka godzin spędziłam nad notesem. A od następnego dnia zaczęłam realizować plan.

Oczywiście nie powiedziałam mężowi, że wiem o jego kochance. Ale że go dokładniej obserwowałam, to zauważyłam te symptomy, które wcześniej mi umykały. Późniejsze powroty z pracy. Mniejszą ochotę na zbliżenia. Większą ugodowość (poczucie winy, które teraz gnębiło go i bez mojej pomocy). Ale było coś jeszcze – skoro już wiedział, że spełni się jego największe marzenie, zaczął promienieć. A ponieważ nie mógł mi powiedzieć, z jakiego to powodu rozsadza go wewnętrzna radość, sztywniał, gdy go pytałam, dlaczego jest taki szczęśliwy.

No i był bardziej nerwowy. Już nie mógł się doczekać, aż zacznie nowe życie. Musiałam się pośpieszyć z planem, bo miał sens tylko zanim Dominik zechce mi powiedzieć, że odchodzi do kochanki, bo będzie miał dziecko.

Wystarczyło, że dwa razy pojechałam za mężem, a dowiedziałam się, kim jest ta kobieta i gdzie mieszka. Miała dwadzieścia pięć lat, była pracownicą banku, w którym Dominik miał konto. Pewnie tak się poznali. Była wysoka, zgrabna, ale nie za szczupła. Czyli w guście mojego męża. Nienawidziłam jej od pierwszego spojrzenia. I nie miałam żadnych oporów, by przeprowadzić swój plan.

Zebrałam wszystkie jego występki

Dwa tygodnie po tym, jak dowiedziałam się, że mój mąż chce mnie opuścić, szłam w galerii handlowej za tą lafiryndą. Wchodziła do sklepów, coś kupowała. Odpowiedni czas na akcję przyszedł, kiedy zasiadła w wypełnionej klientami kawiarni, by wypić wodę. Podeszłam z filiżanką kawy w dłoni.

– Przepraszam, mogę się dosiąść? Tylko na kawę – spytałam i westchnęłam. – Nigdzie nie ma miejsca, ludzie chyba mają za dużo czasu i pieniędzy – udałam złość.

Uśmiechnęła się.

– Oczywiście, proszę.

Jeśli nawet Dominik pokazywał jej moje zdjęcie, to teraz by mnie nie poznała w peruce, makijażu, który zmienił moje rysy, i w wielkich rogowych okularach.

Kiedy siadałam przy niewielkim, chybotliwym stoliku, tak go uderzyłam biodrem, że stojąca na blacie szklanka z wodą przewróciła się. Oczywiście zaczęłam przepraszać i powiedziałam, że odkupię jej tę wodę. Nie chciała, ale się uparłam. Poszłam do baru, kupiłam wodę i wróciłam. Gdy się odwróciła, wsunęłam jej list do torebki. Napisałam jej o tym, że też jestem w ciąży i że nie ma prawa rozbijać naszego związku. Wyłuskałam wszelkie brudy na męża, żeby go jej obrzydzić. Wyznałam też, że mam w garści wszystkie jego pieniądze. I że gdyby to jej nie przekonało, ja nigdy nie przestanę ich dręczyć. Dodałam jeszcze inne nieciekawe sugestie.

Mój mąż przez kilka następnych miesięcy był przygnębiony i strasznie smutny, a ja nawet nie pytałam dlaczego. Starałam się być dla niego najlepszą żoną. W końcu przecież taka jestem, prawda? Nikt nie kocha go mocniej i bardziej bezwarunkowo niż ja. A jeśli nawet ktoś spróbuje… Nie radzę.

Marzena, 35 lat

Czytaj także:
„Mąż zaserwował mi zdradę na śniadanie, a ja jemu zemstę na kolację. Dziś błaga mnie o kasę i przeprasza na kolanach”
„Mąż nie wie, że prowadzę podwójne życie. Jego zaprosiłam do wspólnego życia, a byłego do łóżka”
„Po odejściu męża wpadłam w ramiona pierwszego lepszego bawidamka. Dałam się ponieść i narobiłam głupot”

Redakcja poleca

REKLAMA