Tak, sprzeczać da się absolutnie o wszystko. Nie miałam o tym pojęcia, kiedy razem z ukochanym byliśmy jeszcze młodzi. Poślubiłam go, ledwo co skończywszy 19 lat i wciąż mam w pamięci, jak cudownie nam się wtedy układało. Pełen czułości, namiętny związek, w którym panowała harmonia. Obecnie przekroczyliśmy pięćdziesiątkę i nasza sytuacja diametralnie się zmieniła!
Udało nam się wychować dwoje pociech, które dawno temu pokończyły fakultety i świetnie odnajdują się w swoich nowych rodzinach, jednak wysiłek włożony w opiekę nad nimi był dla nas ogromnym obciążeniem. Przerosło nas to wszystko! Przez ponad trzydzieści lat codzienne życie po trochu oziębiało naszą miłość, aż dotarliśmy do miejsca, w którym jesteśmy obecnie. Bez przerwy na siebie warczymy, do wszystkiego się przyczepiamy i zarzucamy sobie wyłącznie niecne zamiary.
Sytuacja diametralnie się zmieniła
Kłótnie wybuchały na temat naszych pociech, mojej rodzicielki, jego matki, zakupu kolejnego odbiornika telewizyjnego, porządków domowych, porozrzucanych wszędzie skarpetek, kasy wyrzuconej w błoto na głupoty, nieumytej łazienki, odwiedzin kumpli, jego puszek, moich kremów i pudrów... Jednym słowem – im większa pierdoła, tym większa była kłótnia.
– Basia, gdzie ty podziałaś moje bambosze, możesz mi łaskawie powiedzieć, bo nigdzie ich nie widzę – wrzeszczał z pokoju Aleksander.
– Niczego nie ruszałam! – odkrzykiwałam.
– To jakim cudem zniknęły z miejsca, w którym zawsze je odkładam?
– Masz na myśli to, jakim cudem twoje kapcie zniknęły wprost ze środka pokoju? Pewnie jakieś schludne krasnoludki je pochowały!
Przerwałam zmywanie naczyń i poszłam sprawdzić, jak on grzebie w poszukiwaniu tych swoich zużytych i sponiewieranych bamboszy.
– Nie jesteś przypadkiem za mądra? – mruknął pod nosem.
– Jestem, a co? W życiu bym ci ich nie schowała. Mogłam je najwyżej wrzucić do skrzynki na obuwie na dole.
– Tam ich nie widziałem, już patrzałem. Za każdym razem wkładasz je w jakieś dziwne miejsce, a potem ci to wylatuje z głowy. A ja się muszę użerać z tym szukaniem.
– I tak byś ten czas zmarnował, gapiąc się na te swoje głupie seriale o policjantach.
– Zasłużyłem na to. Ciężko pracuję, żeby utrzymać ten dom!
– A ja to co? Myślisz, że się obijam? Że nie zarabiam? – podniosłam głos, bo zaczynał mnie już porządnie denerwować.
– Owszem, pracujesz. Głównie nad ukrywaniem moich rzeczy! Gdzie one się podziały?!
– Zajrzyj pod fotel. Pewnie sam je tam upchnąłeś…
Weszłam z powrotem do kuchni, a po chwili usłyszałam jak Olek mamrocze pod nosem, że znalazł. Faktycznie były tam, gdzie podpowiedziałam…
Frustracja narastała coraz bardziej
Nie tylko on miał do mnie pretensje. Ja również wielokrotnie wszczynałam kłótnie bez konkretnego powodu. Przeważnie działo się to, gdy czułam się przytłoczona i brakowało mi cierpliwości oraz życzliwości. Wysuwałam bezzasadne zarzuty, a później, podobnie jak on, nie umiałam przyznać się do błędu. Przeszkadzała mi w tym moja duma. Zapomniałam, jak to jest powiedzieć „przepraszam”, pojednać się i przytulić. W efekcie frustracja narastała coraz bardziej.
– Olek, co ty wyprawiasz?! – pewnego razu wnerwiłam się, widząc odłamki tynku porozrzucane po dopiero co umytej podłodze.
No bo jak tu się nie wkurzyć – wracam sobie do domu z marketu, a tu proszę, jaką niespodziankę mój mąż mi sprawił – pokój wygląda jak pobojowisko!
– Przecież likwiduję ten grzyb na suficie, o który ci chodziło! – tłumaczy się małżonek.
– Akurat dzisiaj ci się zachciało, po tym, jak ogarniałam od rana cały dom?!
– To kiedy mam się za to zabrać, co? Chyba nie w ciągu tygodnia po robocie, kiedy padam na nos ze zmęczenia?
– No i znowu będę musiała wszystko pucować. Super!
– Dobra, sam po sobie posprzątam, nie martw się.
– No pewnie. Jak zwykle... Przepuść mnie chociaż, no!
I tak właśnie prezentowało się nasze małżeństwo przez ostatni czas. Mieliśmy już dość ciągłego, wzajemnego drażnienia się. Spieraliśmy się dosłownie o każdą błahostkę.
Natknęliśmy się na stare kasety
Tak jak wtedy, kiedy porządkowaliśmy piwnicę i natknęliśmy się na stare kasety wideo z pierwszych lat naszego związku małżeńskiego. Nikt z nas nie przeczuwał, że te nagrania staną się przyczyną następnej gwałtownej na cały dom (a nawet może i posesję sąsiadów) awantury.
Zaczęło się niewinnie. Zabraliśmy te nieszczęsne kasety do chałupy pełni entuzjazmu i wrzuciliśmy do wiekowego odtwarzacza wideo, który także zalegał w piwnicy, czekając na lepsze czasy. Niestety, okazało się, że na tych leciwych taśmach VHS prawie nic nie dało się zobaczyć. Były po prostu zepsute.
– A niech to licho... Zobacz, tu mamy nasz ślub, a tutaj chrzest Marcinka. O, a to nasze pierwsze wczasy... – mąż odczytywał napisy z kolejnych kaset.
– No i co? W ogóle nie chodzi?
– Chodzić chodzi, jakiś obraz jest, ale niewiele idzie zobaczyć. Wilgoć i kurz odwaliły niezłą robotę – westchnął.
– Jak to odwaliły robotę? O co chodzi?
– Zdaje się, że kasety do niczego. Chyba nic z tego nie wyciągniemy.
– Co ty gadasz? Olek, do licha! To nie są jakieś zakurzone widokówki. To nasze jedyne wspomnienia z tamtych lat!
– Rozumiem, nie musisz mi tego powtarzać. Też mi przykro i nie wiem, czemu na mnie wrzeszczysz? Myślisz, że to ja je uszkodziłem?!
– A niby kto inny? Ile razy cię prosiłam, żebyś ogarnął tę piwnicę? Powywalał graty i przyniósł to, co ma jakąś wartość?! No ile tak cię prosiłam?!
– O przynoszeniu nie było mowy. Tylko zrzędziłaś o porządkach!
– I co z tego? Ogarnąłeś to w końcu? No, ogarnąłeś, powiedz?!
W taki sposób rozpętała się następna kłótnia przepełniona rozżaleniem i obustronną antypatią.
Nastały długie dni ciszy
Awantura o wideo była bardziej zacięta i ostra od zwykłych nieporozumień, dlatego potem nastały długie dni ciszy. Przez prawie tydzień w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Jednak w kolejną sobotę Olek zaskoczył mnie czymś, co nie tylko sprawiło, że znów zaczęliśmy się dogadywać, ale też skłoniło nas do poważnego zastanowienia się nad sobą.
Fakt, zdarzały się między nami chwile względnego porozumienia i namiastki czułości, ale nigdy nie było wiadomo, kiedy ponownie staniemy na wojennej ścieżce. Kłótnie wybuchały nagle, zupełnie bez ostrzeżenia. Następnie Olek zrobił coś zaskakującego.
Nie miało to żadnego sensu, ponieważ to, że taśmy zostały zniszczone, było po części także moją winą. Fakt, poprosiłam Aleksandra o posprzątanie i uporządkowanie piwnicy, ale równie dobrze sama mogłam wpaść na pomysł i zabrać stamtąd wartościowe przedmioty. Zgadzam się, że niepotrzebnie zrobiłam mu wtedy scenę. Po prostu wyżyłam się na nim.
Obecnie moje poczucie winy jest jeszcze większe niż wtedy, bo niedługo po tym zdarzeniu Olek zrobił coś, co okazało się prawdziwym przewrotem. Co uświadomiło mi, że musimy się opamiętać, bo przecież nadal... coś do siebie czujemy.
Mąż mnie zaskoczył
Pewnego dnia mój mąż wparował do mnie do kuchni i zaproponował, abyśmy przenieśli się do dużego pokoju. Na stoliku czekała już odkorkowana butelka wina i dwa lśniące kieliszki – tak lśniące, jak uwielbiam.
– Chcesz się pogodzić? – spytałam zaciekawiona.
– No... I coś razem obejrzeć – odpowiedział z uśmiechem.
– Ale co takiego? Bo wiesz, jestem trochę zajęta – machnęłam ręką w stronę kuchni.
– Daj mi chwilkę, Baśka, pokażę ci pewien film. Sama zdecydujesz, czy warto poświęcić na to trochę czasu.
Mąż sięgnął po pilota, nalał mi lampkę wina i odpalił odtwarzacz DVD. Kompletnie mnie zaskoczył, bo na telewizorze pojawił się piękny obraz z naszego ślubu sprzed wielu lat! Przyglądałam się sobie na ekranie i zastanawiałam, jakim cudem oglądam film, który miał już dawno wylądować w koszu.
– Kochanie, skąd to wytrzasnąłeś? To nagranie było przecież na kasetach VHS, a ty odtwarzasz je z płyty… – zapytałam zdziwiona.
– W Internecie wypatrzyłem firmę, która przenosi stare taśmy VHS na nośniki cyfrowe. I wcale się nie wykosztowałem – odpowiedział z dumą w głosie.
– Powiesz mi, jaką kwotę wydałeś?
– To sekret, nie zdradzę – uśmiechnął się tajemniczo.
– A jakie nagrania odzyskałeś?
– Komplet. Uroczystość zaślubin, chrzest...
– Rany, rewelacja! Oluś, kochany! – rzuciłam mu się na szyję, zerkając jednym okiem na ekran. –Zaczekaj momencik, zakręcę palniki i siadamy. Ależ niespodzianka, normalnie szok! Mógłbyś to zatrzymać?
Wzruszyłam się
Muszę przyznać, że o ile przed pokazem czułam się wspaniale, to kolejne filmiki tylko nakręciły mój doskonały nastrój. Razem z Olkiem przyglądaliśmy się naszym pierwszym krokom i śmialiśmy się, co jakiś czas, ocierając łzy wzruszenia. Było zabawnie i nostalgicznie, ale przede wszystkim refleksyjnie.
Stale zerkałam na Olka i miałam wrażenie, że rozczula się nad tym samym, co ja. Że zastanawia się, co się między nami złego wydarzyło. Czemu już nie całujemy się tak, jak dawniej, nie przytulamy w ten sam sposób? Dlaczego nie dogadujemy się tak super?
Dotarliśmy w końcu do nagrania z chrztu naszej córeczki, Izy. Gdy na nie spojrzałam, od razu rzuciło mi się w oczy, jak czule na siebie patrzeliśmy przed tym ołtarzem… Tak mi się to spodobało, że powiedziałam do męża:
– Olek, czy mógłbyś chwilę to zatrzymać?
– Chyba wiem, co zauważyłaś – odparł.
– Kiedyś między nami naprawdę dobrze się układało… – westchnęłam z nostalgią w głosie.
– Nie wrzeszczeliśmy na siebie.
– Więc co poszło nie tak? – zapytałam.
– Sama wiesz. Szara rzeczywistość, schemat dnia codziennego. Ale da się to naprawić… Wystarczy tylko chcieć i się postarać.
On również miał dosyć tych spięć
Tamtego dnia porozmawialiśmy spokojnie o tym, co nam leży na sercu. Okazało się, co mnie zdziwiło, że Aleksander postrzega nasze kłopoty w ten sam sposób – również miał dosyć tych ciągłych spięć. Podobnie jak ja, chciał przeprosić za całe zło i wielokrotnie się do tego przymierzał, ale w ostatniej chwili kapitulował. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że od tej pory postaramy lepiej się dogadywać.
– A może by tak wybrać się gdzieś razem? – Olek ni stąd, ni zowąd rzucił pomysłem.
– Co powiesz na Ustkę? Tam spędziliśmy nasz pierwszy, wspólny urlop. Pamiętasz te wczasy tylko we dwójkę?
– Wiesz co, chyba nawet mamy film z tego wyjazdu na kasecie.
– Serio?
– Dokładnie, w tym miejscu. Spójrz! Fakt, jedynie kilka minut, ale lepsze to niż nic. Odtworzyć?
– No pewnie!
– Oleczku… – przytrzymałam go jeszcze na moment, zanim ponownie wcisnął przycisk play.
– Tak?
– Bardzo cię kocham i jest mi przykro.
– Nie ma sprawy. Ja też narozrabiałem… I również cię kocham, Basiulka.
I tak oto rozpoczął się nowy rozdział naszego związku. Mam nadzieję, że to faktycznie jego druga połowa, ponieważ od momentu, gdy obejrzeliśmy te filmy z przeszłości, minęło już osiemnaście miesięcy, a my dogadujemy się coraz lepiej. Coraz częściej znajdujemy wspólny język.
Jasne, że czasami nadal się sprzeczamy, ale widzę, że Olek bardzo się stara. Ja również się kontroluję i dzięki temu jest między nami o wiele więcej serdeczności. Każdemu polecam taką kurację. Obejrzycie razem swoje pamiątki, żeby sobie przypomnieć, jak to było, zanim zaczęliście się wykłócać o głupoty.
Barbara, 53 lata
Czytaj także:
„Były mąż związał się z dziewczyną w wieku naszej córki. Nie mogę patrzeć, jak ślini się na jej widok”
„Wizyta w sanatorium pozwoliła mi na nowo uwierzyć w siebie. W końcu odważyłam się zostawić męża”
„Dobrze wiem, że mężczyźni najmocniej kochają zołzy. Dręczyłam mojego męża, a i tak wracał do mnie jak bumerang”