Siedząca niedaleko kumpela szturchnęła mnie ramieniem.
– Widziałaś jej buty? – szepnęła Kaśka. – Założę się, że kosztowały fortunę.
Wszystkie dziewczyny w biurze nie mogły oderwać wzroku od przepięknych butów, które nosiła nasza nowa współpracownica. Sama też nie byłam wyjątkiem. Przecież to były prawdziwe buty od Louboutina! Zawsze byłam zadowolona ze swojego życia, lecz pojawienie się Magdy w naszym zespole otworzyło mi oczy na pewną prawdę – są wśród nas kobiety, którym los rozdał lepsze karty i żyją sobie jak w bajce.
Nigdy nie dążyłam do bycia wyjątkową osobą i szczerze mówiąc, odpowiadało mi to. Nie mogłam pochwalić się niczym niezwykłym, ale wcale mnie to nie martwiło. W końcu świat potrzebuje też zwykłych ludzi. Uroda? Przeciętna. Pensja? Taka jak u większości Polaków. Do tego standardowy zestaw: dwójka dzieci, partner i mieszkanie w bloku. Jako trzydziestokilkuletnia mama wiodłam spokojne, typowe życie i było mi z tym dobrze. Wszystko zmieniło się, kiedy na mojej drodze pojawiła się Magda. Wtedy pierwszy raz poczułam ukłucie zazdrości, a moja codzienna rutyna zaczęła wydawać się szara i nudna.
– Hej, dziewczyny! – zawołała na powitanie rozpromieniona Madzia, pokazując swoje perfekcyjnie białe zęby w szerokim uśmiechu.
– Hej! – odpowiedziałyśmy chórem, próbując również się uśmiechnąć, choć bez większego przekonania.
– Jak ona to robi, że jest taka perfekcyjna? – jęknęła Mariola w czasie przerwy na lunch. – Nie daję już rady, pracujemy razem i szef ciągle tylko o niej gada. Co chwilę słyszę: „Popatrzcie na Madzię”, „Bierzcie przykład z Madzi", że aż człowieka zemdlić może – narzekała pod nosem.
– Jak każdy tu widzi, dyrektor ma do Magdy miękkie serce – wtrąciła Kaśka. – A może to sprawa jej małżonka, co myślicie? Bo jakoś nie widzę w niej jakiegoś wielkiego talentu...
– No cóż, prawda jest taka, że naprawdę świetnie sobie radzi ze swoją robotą – Mariola rozwiała wszelkie złudzenia.
Nawet nianię miała!
Przyglądałam się, jak przy sąsiednim stoliku Magda siedziała w otoczeniu kolegów z pracy. Ich przesadna grzeczność wobec niej aż przyprawiała o niesmak. Co takiego sprowadziło tę gwiazdkę do naszego biura? Przecież sama twierdziła, że ma tyle kasy, że nie potrzebuje etatu. Po co więc zatrudniła się w naszej firmie, skoro nie chodzi jej o zarobek? Może po prostu miała taką fanaberię. Albo zwyczajnie znudziło jej się bezczynne życie w luksusowym domu, z dala od codziennych problemów zwykłych śmiertelników. Bo faktycznie, miała dosłownie wszystko – świetny wygląd, masę talentów, bogatego i przystojnego małżonka oraz śliczną córkę, która wyglądała jak z obrazka.
Z zazdrością patrzyłyśmy, jak szef chwali Magdę i daje jej podwyżkę. No jasne, jej to się zawsze wszystko układa! Każda z nas marzyła, żeby choć na chwilę być w jej skórze.
Podczas gdy ona się wylegiwała na Malediwach, ja tkwiłam na plaży w Mielnie. W moim przypadku nie było nawet mowy o prawdziwym wypoczynku – ciągle musiałam mieć oko na dzieciaki. A Magda? Ona mogła sobie pozwolić na luksus brania niani na każdy wyjazd. Dowiedziałyśmy się o tym, gdy przeglądałyśmy jej wakacyjne zdjęcia na Instagramie.
– To daje nam szansę na spędzenie wieczoru tylko we dwójkę i złapanie oddechu – wyjaśniała.
Wcale nie próbowała się popisywać ani udowadniać, że jest lepsza. My same chciałyśmy wiedzieć, więc napisała odpowiedź. Tłumaczyła, że urlop z nianią należy się wszystkim mamom. Ciężko było się z tym nie zgodzić...
– Halo, zejdź z obłoków! – Kaśka szturchnęła moje ramię.
– Przepraszam, zamyśliłam się na chwilę. Możesz powtórzyć? – spytałam.
– Wiesz co? Dotarły do mnie jakieś pogłoski o tym, że Magda właśnie dostała lepszą pensję. Ja haruję tu już trzy lata i nawet grosza więcej nie zobaczyłam! – wrzasnęła wściekle. – Czemu akurat ona została doceniona? Co powinnam zrobić, żeby...
– Daj spokój, możesz przecież pójść i rozpętać awanturę – ucięłam jej wywód, widząc że Kaśka jest tak wzburzona, że za moment zacznie sugerować, że Magda wykorzystuje swoją urodę do zdobycia względów szefa, co było kompletną bzdurą.
Mnie również to wkurzało
Według mnie sumiennie wykonywałam swoje obowiązki, ale szef faworyzował Magdę kosztem mojej pracy. Każdego dnia wracałam do domu kompletnie przybita. Drobiazgi, które kiedyś mnie nie ruszały, zaczęły doprowadzać mnie do szału. Pod wieczór nie wytrzymałam – wszczęłam awanturę z mężem, nawrzeszczałam na dzieciaki, nawet Miśka wyrzuciłam z pokoju na korytarz. Nasz pies normalnie spał z Karolinką. Do dziś nie rozumiem, co we mnie wstąpiło, że postanowiłam rozłączyć tę nierozłączną parę.
– Mamusiu, czemu nie pozwalasz Miśkowi nocować w moim łóżku? – zapytała Karolinka z niezadowoloną miną.
– No jasne, a zgadnij kto później będzie zbierał jego sierść? Oczywiście że ja, bo ty nawet nie pomyślisz o sprzątaniu!
– Po co się tak denerwujesz? Weź głęboki oddech. Nie powinnaś się tak złościć na małą – wtrącił się mój mąż.
Dotarło to do mnie dopiero po czasie. Kamil nie mylił się w tej sprawie. To przeze mnie Karolinka się rozpłakała, a Misiek dąsał się na korytarzu. Niepotrzebnie wybuchnęłam, bo frustrowało mnie, że mimo wszystkich moich starań w firmie, to właśnie Magda załapała się na większą pensję. Jej portfel był zawsze pełny, podczas gdy ja musiałam pilnować każdego grosza. Te dodatkowe pieniądze byłyby dla nas prawdziwym wybawieniem. Nareszcie mogłabym odłożyć na porządne meble do pokoju dzieciaków, bo te obecne... szkoda gadać.
Magda nie wyobrażała sobie tak podstawowych trudności. Ktoś, kto ma wszystko, nie zrozumie osoby w potrzebie. Chociaż w drugą stronę to działa – tak zawsze powtarzała moja matka. Często przypominała mi, że każdy dźwiga własne brzemię i nikt nie jest od tego wolny. Ha! W przypadku Magdy to najpewniej delikatny wisiorek ze złota, spoczywający na jej idealnie zadbanym przez specjalistkę biuście. Bo przecież co mogłoby trapić taką rozpieszczoną dziewczynę? Może uszkodzona hybryda? Zawsze tryska radością i pozytywnym nastawieniem. Ani razu nie zauważyłam u niej oznak smutku. Racja, zapomniałam, że niektórzy nie przepadają za pokazywaniem uczuć przy innych. Poza tym są i tacy, którzy wylali już wszystkie łzy...
Nie miałam pojęcia o tej okropnej sytuacji
Następnego dnia moje auto kompletnie odmówiło posłuszeństwa. Co gorsza, szef właśnie tego dnia postanowił pochwalić Magdę przed wszystkimi i stawiać ją za przykład. Właśnie dlatego tak bardzo się wkurzyłam, gdy ten stary gruchot nie chciał w ogóle odpalić. Pogoda była okropna – zimno i siąpiło. Jak na złość, wszystko się sprzysięgło przeciwko mnie. Nie mogłam liczyć na podwózkę od Kaśki ani Marioli, bo jechały w przeciwną stronę, więc jedyne, co mi zostało, to dreptać w tym lodowatym deszczu na najbliższy przystanek.
– Podrzucić cię? I tak jadę w tym samym kierunku – dobiegł mnie głos z tyłu.
Obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam Magdę, która obniżyła szybę w swoim luksusowym aucie i mnie zawołała. Z pewnym wahaniem zdecydowałam się wsiąść. Wiedziałam, że nasze światy bardzo się różnią, więc nie liczyłam na miłą rozmowę. Rzuciłam krótkie „dzięki” i ostrożnie zajęłam miejsce, starając się nie pobrudzić foteli. Samochód ruszył.
– Wspaniały samochód, Magda. Ty to masz szczęście w życiu, w przeciwieństwie do mnie... – powiedziałam nieśmiało.
Koleżanka z pracy nie odezwała się ani słowem. Rozglądałam się niespokojnie, próbując wymyślić, o czym by tu pogadać. Wtedy dostrzegłam fotografię małej dziewczynki, wsuniętą za osłonkę przeciwsłoneczną. Faktycznie, była to urocza maleńka istotka, choć bardzo drobniutka.
– Ale śliczną masz córeczkę. W jakim jest wieku? – zagadnęłam.
– Dziś miałaby pięć lat – powiedziała Magda z takim spokojem, że przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Zerknęłam w jej stronę. Wciąż kierowała autem, ale jej palce zacisnęły się mocniej na kierownicy. – Mówię o Kalince, która jest siostrą Laury. To znaczy byłaby starszą siostrą, gdyby los pozwolił jej żyć. Na zawsze zostanie półtorarocznym dzieckiem.
W życiu bym nie pomyślała, że Magda... że mogła mieć jeszcze jedno dziecko. Teraz, gdy się nad tym zastanawiam, podczas naszych rozmów zawsze poruszała błahe tematy. O swoim prywatnym życiu właściwie w ogóle się nie wypowiadała. Paradoksalnie, to media społecznościowe były dla nas lepszym źródłem wiedzy o niej niż bezpośrednie kontakty.
– Wiesz co, wszystko słyszę i widzę doskonale. Po prostu nie zwracam uwagi na te gadki, bo w życiu są znacznie poważniejsze problemy niż biurowe plotki czy złośliwości koleżanek. Chociaż przyznam, że nawet ja, mimo grubej skóry, mam już po dziurki w nosie tych opowieści o tym, jakie to mam cudowne życie... – Magda mówiła lekko zacinającym się głosem. – Ja podobno mam szczęście? No może i tak. Siedem razy próbowałam zostać mamą i dopiero za ósmym podejściem udało mi się donosić ciążę. Tyle że Kalinka urodziła się chora. I miałam to „wielkie szczęście” patrzeć, jak moja córeczka walczy o każdy oddech przez wadliwe serce. Nic nie pomogło – ani kasa, ani znajomości. Jutro mija kolejny rok od dnia, kiedy odeszła. To co, nadal chcesz się ze mną zamienić miejscami?
Magda dzieliła się swoimi przemyśleniami spokojnym głosem, choć wyczuwałam w jej tonie gorzką ironię, którą pewnie trudno jej było powstrzymać. Gdy ją słuchałam, zrobiło mi się okropnie głupio – zachowałam się jak małe, zawistne dziecko, które patrzy z zazdrością na cudze zabawki. A przecież Magda przeżyła coś strasznego – straciła nie jedno, ale aż ośmioro dzieci. To tragedia, której nie życzyłabym absolutnie nikomu na świecie. W tej chwili zalała mnie fala wstydu.
– Byłam przy jej pierwszych krokach, jako pierwsza usłyszałam, gdy nazwała mnie mamą, kochałam ją nad życie – mówiła dalej. – Oczywiście Laura jest dla mnie równie ważna, ale tej pustki po stracie nie da się niczym wypełnić.
– Magda, tak mi przykro... Gdybym tylko wiedziała...
– Czujesz się teraz podle? Rozumiem to, ale czy naprawdę trzeba dzielić się z kimś swoją największą tragedią, żeby przestał być zazdrosny? No cóż, mogę to zrozumieć. Czasem denerwuje nas, gdy komuś się lepiej powodzi, ale za fasadą bogactwa często kryją się bolesne i smutne historie...
– Jest mi naprawdę strasznie przykro. I za siebie, i za inne dziewczyny... – urwałam w pół zdania. Nie potrafiłam głośno przyznać, że dopiero gdy zobaczyłam jej niewyobrażalne cierpienie, dotarło do mnie, jakim błogosławieństwem jest moje zwykłe, spokojne życie. Życie bez wielkich uniesień, wypełnione powszednimi troskami, najczęściej związanymi z pieniędzmi.
Wiedziałam, że nie mogę jej zapewnić, że ludzie przestaną o niej gadać i przestaną ją traktować z rezerwą. Zauważyłam też, że nie ma ochoty rozmawiać o stracie swojego dziecka ani nie szuka współczucia. To akurat mogłam jej obiecać.
– Możesz być spokojna, nikomu nie powiem. To zostanie między nami.
Uniosła wzrok w moją stronę, przytaknęła i posłała mi uśmiech. Choć jej twarz była niezwykle pobladła, wciąż widziałam w niej tę samą Magdę, jaką pamiętałam od zawsze. Po powrocie do mieszkania zastałam znajomy widok. Na podłodze leżała Karolinka, przytulając Miśka. Przy stole siedział Nikoś, który jak zwykle wybierał z zupy znienawidzoną marchewkę. Z łazienki pomachał mi Kamil, zajęty wieszaniem prania. To był taki sam dzień jak każdy inny, ale właśnie wtedy dotarło do mnie, że posiadam to, co naprawdę się liczy – zdrowych członków mojej rodziny.
Marta, 34 lata
Czytaj także:
„Musiałam zorganizować synowi święta, bo mój eks zapomniał o dziecku. Nawet nie wie, jaką przysługę mi tym wyświadczył”
„Dostałam od babci suszone grzyby na Święta. Pomiędzy borowikami znalazłam bardzo cenną niespodziankę”
„Wróciłem na Święta z zagranicy. Chciałem zrobić żonie niespodziankę, ale zamiast niej pocałowałem klamkę”