– Mama, dlaczego ty płaczesz? – zapytała mnie moja córka, mała Amelka, gdy w kuchni wyciągałam z portfela ostatnie pięćdziesiąt złotych, próbując zdecydować, na co je przeznaczyć. Czasem nie miałam siły, by tłumaczyć. Pieniędzy brakowało na wszystko. Samotne macierzyństwo przytłaczało mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Święta spędzałyśmy u babci
Wieczorem siedziałam przy stole z listą wydatków na zbliżające się święta. To miała być kolejna Wigilia w rodzinnym domu babci Zofii. Babcia zawsze powtarzała, że to wyjątkowy czas, który warto spędzać razem, niezależnie od kłopotów. Ale ja w głowie miałam tylko pytanie: jak zapewnić Amelce coś więcej niż kolejna maskotka z taniej sieciówki.
– Będziesz? – zapytała babcia, gdy zadzwoniła jak co roku, dopytać o plany.
– Oczywiście, babciu. – uśmiechnęłam się do słuchawki, choć w rzeczywistości ledwo panowałam nad łzami.
Babcia Zofia zawsze wydawała się wiedzieć więcej, niż mówiła. Może dlatego kochaliśmy ją wszyscy – i ja, i moje rodzeństwo, i kuzyni. Ale to do mnie babcia zdawała się mieć szczególny sentyment.
– Przygotowałam coś dla ciebie i Amelki. Z myślą o waszej ulubionej zupie grzybowej – powiedziała, a ja poczułam ciepło w sercu.
Grzyby. Babcia zawsze dbała o to, żeby na moim stole było ich pełno.
Było kameralnie i spokojnie
Wigilia. Jak zwykle u babci Zofii. Amelka wbiegła pierwsza, a jej radosny śmiech niósł się po całym domu. W przedpokoju pachniało igliwiem i piernikami – babcia zawsze piekła je według przepisu, którego nikomu nie zdradzała.
– Babciu, babciu! – Amelka rzuciła się Zofii na szyję, a ja stałam w drzwiach, czując, jak powoli opuszcza mnie napięcie. Zawsze do niej tak mówiła, choć to przecież jej prababcia.
Mieszkanie babci było małe, ale na Wigilię mieściło nas wszystkich. Kuzyni przy stole, dzieci na dywanie, a Zofia jak generał dowodziła całą operacją.
– Kochanie, usiądź. Musisz odpocząć – powiedziała, patrząc na mnie badawczym wzrokiem.
W jej dłoniach dostrzegłam mały słoik. Z suszonymi grzybami, oczywiście.
– W tym roku najlepsze borowiki, jakie znalazłam. Do twojej zupy – uśmiechnęła się szeroko.
Nie było czasu na dłuższą rozmowę, bo w kuchni zaczęło się istne tornado. Kuzyn Paweł głośno narzekał, że karp jest za suchy, a dzieci domagały się prezentów. Wieczór zleciał szybciej, niż mogłam się spodziewać.
Dopiero w domu, rozpakowując rzeczy, zauważyłam, że słoik z grzybami jest podejrzanie ciężki. Zakrętkę trzymały mocno zaciśnięte gumki. Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu, coś mnie tknęło. W środku były pieniądze. Gruby plik banknotów.
Byłam zaskoczona
Siedziałam na kanapie, wpatrując się w zawartość słoika. Banknoty były równo złożone, opasane gumką. Ręce mi się trzęsły, kiedy wyciągnęłam jeden z nich. Sto złotych. Kolejny – to samo. Naliczyłam ponad pięć tysięcy.
– Mamo, co tam masz? – Amelka podeszła z zaciekawieniem.
Szybko zakręciłam słoik i postawiłam go na stole.
– Nic, skarbie, to tylko suszone grzyby od babci – odpowiedziałam, zmuszając się do uśmiechu.
Mała przyjęła to bez wahania i pobiegła do swojego pokoju. Kiedy drzwi się zamknęły, opadłam na kanapę. Dlaczego babcia to zrobiła? Czy to mogło być dla mnie? Wątpliwości nie dawały mi spokoju. Przecież sama ledwo wiązała koniec z końcem ze swojej skromnej emerytury. A jeśli te pieniądze miały trafić gdzie indziej?
Nie chciałam tej kasy
Następnego ranka postanowiłam odwiedzić Zofię. Babcia siedziała przy oknie, popijając herbatę.
– Babciu… muszę o coś zapytać. Ten słoik z grzybami… – zaczęłam. – Skąd miałaś te pieniądze? – zapytałam, ledwo łapiąc oddech.
Spojrzała na mnie ze spokojem. Jakby rozmowa o kilku tysiącach złotych w słoiku była czymś najzwyklejszym na świecie.
– Joanna, odkładałam po trochu. Przez lata – powiedziała, mieszając herbatę. – Sprzedawałam grzyby, robiłam przetwory na targu. Wiesz, że zawsze miałam smykałkę do takich rzeczy.
– Ale po co mi to dałaś? Babciu, sama ledwo wiążesz koniec z końcem… – Mój głos zadrżał.
– Nie gadaj głupot – przerwała mi babcia, jakby chciała uciąć wszelkie protesty. – Mam dach nad głową i co jeść. A ty? Samotna matka, młoda kobieta. Widzę, jak się męczysz. Reszta rodziny by tego nie zrozumiała. Dlatego to nasz sekret.
Zaczęłam płakać. Babcia wstała, położyła dłoń na moim ramieniu i uśmiechnęła się łagodnie.
– Nie myśl o tym, skąd są te pieniądze. Pomyśl, co możesz z nimi zrobić.
Tego wieczoru wróciłam do domu z cięższą torbą i jeszcze cięższymi myślami. W głowie kłębiły się pytania. Czy przyjąć pomoc? Czy to uczciwe wobec innych? A jeśli kuzynka Ewa albo Paweł dowiedzą się, co zrobiła babcia?
Rozłożyłam pieniądze na stole, patrząc na nie przez dłuższą chwilę. Wiedziałam, że cokolwiek zdecyduję, nic już nie będzie takie samo.
Myślałam, że się wyda
Na rodzinnej kolacji drugiego dnia świąt czułam się, jakbym siedziała na beczce prochu. Słowa babci: „Nasz sekret” odbijały mi się w głowie, gdy wpatrywałam się w krzątających się wokół stołu kuzynów.
– Ciekawe, co babcia dała Aśce w tym roku – rzucił kuzyn Paweł z cieniem ironii w głosie. – Jak zawsze pewnie jakiś „specjalny” prezent.
Zofia tylko uśmiechnęła się niewinnie, nakładając sobie pierogi.
– Paweł, przestań – upomniała go ciotka Maria. – Nie wszyscy muszą dostawać to samo.
– Ale widać, że są równi i równiejsi – Paweł nie odpuszczał, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
– Grzyby na zupę – powiedziałam spokojnie, przerywając niezręczną ciszę. – Babcia wie, że moja Amelka je uwielbia.
Zofia mrugnęła do mnie konspiracyjnie, a ja poczułam, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Mimo to ciężar tajemnicy ciążył mi coraz bardziej.
Po kolacji siedziałam w kuchni, próbując zebrać myśli. Kuzynka Ewa przysiadła obok.
– Joanna, co jest? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz wybuchnąć – rzuciła żartobliwie, ale w jej głosie kryła się troska.
Zastanawiałam się, czy powiedzieć prawdę, ale bałam się zdradzić babcię. Tajemnica łączyła mnie z Zofią, ale odgradzała od reszty rodziny.
Podjęłam decyzję
Pieniądze w słoiku spoczywały na dnie kuchennej szafki, ale ich obecność czułam na każdym kroku. Myśl o nich nie dawała mi spokoju. Czasem wydawało mi się, że słyszę, jak szeleszczą w ukryciu, przypominając mi, co powiedziała babcia: „Pomyśl, co możesz z nimi zrobić”.
Nie mogłam przestać patrzeć na Amelkę. Jej znoszone buty z popękanymi podeszwami, sprany płaszczyk i ten wieczny uśmiech, którym próbowała mi pokazać, że jest szczęśliwa, choć obie dobrze wiedziałyśmy, jak trudno nam było.
Decyzja przyszła nagle, jakby ktoś pociągnął za niewidzialną dźwignię w mojej głowie. Babcia chciała, żebym skorzystała z tych pieniędzy – dla siebie, ale przede wszystkim dla Amelki. Dochowam sekretu. Ale zrobię wszystko, żebyśmy miały lepsze życie, nie wzbudzając przy tym podejrzeń.
Następnego dnia kupiłam nowe buty dla Amelki. Wzięłam takie, które były zarówno ciepłe, jak i ładne, bo mogłam sobie na to pozwolić. Jej radość, kiedy je założyła, była najlepszym prezentem, jaki mogłam dostać.
Potem poszłam na targ i kupiłam produkty na obiad. Nie najtańsze, ale też nie rzucające się w oczy. Powoli spłaciłam kilka zaległych rachunków, żeby nikt nie zauważył nagłego przypływu gotówki.
Każdego wieczoru planowałam ostrożnie, co jeszcze mogę zrobić dla nas obu, żeby pieniądze naprawdę pomogły, a nie wzbudziły pytań. Rodzina nie zauważyła niczego. Moje życie zmieniało się powoli, bezszelestnie.
Babcia miała rację. Tego właśnie potrzebowałyśmy – trochę spokoju i pewności, że damy sobie radę. Sekret był bezpieczny, a ja po raz pierwszy od dawna czułam się silna.
Joanna, 37 lat
Czytaj także: „Raz w życiu chciałam mieć Święta jak z reklamy. Wolę spłacać kredyt, niż tłumaczyć dzieciom, że Mikołaj nas omija”
„Chciałam ugościć synową w Święta, ale odmówiła. Myślałam, że robi mi na złość, ale prawda mnie zszokowała”
„Niedziela handlowa przed Świętami dała mi popalić. Ludzie zachowywali się jak bydło, a ja musiałam się uśmiechać”