„Wróciłem na Święta z zagranicy. Chciałem zrobić żonie niespodziankę, ale zamiast niej pocałowałem klamkę”

smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, _robbie_
„Stałem na klatce schodowej, zaciskając pięści. Świadomość, że w środku jest Milena, a drzwi zamknął mi przed nosem jakiś obcy facet, doprowadzała mnie do szaleństwa. Waliłem w drzwi, aż echo niosło się po budynku. – Milena! Wyjdź i to wyjaśnij! – krzyknąłem”.
/ 19.12.2024 18:30
smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, _robbie_

Śnieg zacinał pod ostrym kątem, a światła latarni migotały w wieczornym mroku, gdy wysiadłem z autobusu na przystanku niedaleko naszego mieszkania. Torba na ramieniu była lżejsza, niż się spodziewałem, ale to, co niosłem w sercu, przygniatało mnie z każdym krokiem.

Trzy lata. Tyle czasu spędziłem w Anglii, by wreszcie zebrać na lepszy start dla nas. Milena i ja mieliśmy marzenia – własne mieszkanie, biznes, wakacje nad morzem. Prawie słyszałem jej śmiech, widząc w myślach, jak otwiera drzwi, rozpromieniona na mój widok. „Na święta wrócę” – obiecałem, kiedy wyjeżdżałem.

Pod stopami skrzypiał śnieg, a przed oczami pojawiły się znajome budynki. Zatrzymałem się na chwilę, patrząc na nasze okna. Choinka błyszczała kolorowymi lampkami – jak dawniej.

Wciągnąłem zimne powietrze, czując, jak wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą: kolacje przy świecach, Milena śpiewająca pod nosem kolędy. Byłem pewien, że to powrót do domu. Do życia, które zostawiłem, ale nigdy nie zapomniałem.

Nie mogłem otworzyć drzwi

Stałem pod drzwiami mieszkania z kluczami w dłoni. Wyciągnąłem najpierw te od mieszkania, potem od skrzynki na listy, jakby to mogło coś zmienić. Klucz jednak nie pasował. Najpierw pomyślałem, że to błąd, coś w zamku się zacięło. Próbowałem jeszcze raz, potem mocniej przekręciłem, aż metaliczny dźwięk wyraźnie dał mi do zrozumienia: drzwi nie otworzą się w ten sposób. 

Sięgnąłem po telefon. Numer Mileny był zapisany pod „Kochanie” – taki miałem nawyk, choć przez ostatnie miesiące nie pisała zbyt często. Ekran wyświetlił „Brak zasięgu”. W pierwszej chwili pomyślałem, że to awaria. Uderzyłem pięścią w drzwi. 

Milena! To ja! Otwórz! – wołałem, a moje słowa odbijały się echem na klatce schodowej. 

Drzwi otworzył mi obcy facet

Po chwili drzwi uchyliły się, ale to nie była Milena. Otworzył je wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w swetrze świątecznym. W dłoni trzymał kieliszek wina, jakby nagle przerwałem mu coś ważnego. 

– Kim pan jest i co pan robi w MOIM mieszkaniu?! – wybuchłem. 

– Tobiasz, prawda? – odpowiedział spokojnie, jakby mnie znał. – Spokojnie, to nie jest już twoje mieszkanie

Zamurowało mnie. 

– Gdzie jest Milena?! – rzuciłem ostro. 

– Nie chce cię widzieć – powiedział z zimnym uśmiechem, zamykając drzwi. 

Stałem osłupiały, słysząc trzask zamka. 

Nie zamierzałem odpuścić

Stałem na klatce schodowej, zaciskając pięści. Świadomość, że w środku jest Milena, a drzwi zamknął mi przed nosem jakiś obcy facet, doprowadzała mnie do szaleństwa. Waliłem w drzwi, aż echo niosło się po budynku. 

– Milena! Wyjdź i to wyjaśnij! – krzyknąłem. 

W końcu usłyszałem kroki. Drzwi otworzyły się na kilka centymetrów, a Milena stanęła przede mną. Była inna – włosy spięte niedbale, a w jej oczach nie widziałem ani cienia radości

– Tobiasz, daj spokój. Proszę, nie rób scen – powiedziała cicho, ale stanowczo. 

– Nie rób scen? Co to ma znaczyć?! Kto to jest i co on robi w naszym mieszkaniu?! – wybuchłem, wskazując za nią. 

– To już nie twoje mieszkanie – odparła chłodno. – Nie mieszkasz tu od lat. 

– Przez te lata harowałem dla nas, a teraz… co? Zmieniasz zamki i sprowadzasz obcego faceta?! – Z mojego głosu biła złość i rozpacz. 

Marek jest dla mnie… ważny – zaczęła, unikając mojego wzroku. – Tobiasz, nie mogłam czekać w nieskończoność. 

– Ważny? To jest żart?! – Zrobiłem krok w jej stronę, ale ona natychmiast podniosła rękę. 

– Nie mieszajmy w to przeszłości – powiedziała zimno. – Dostałeś papiery rozwodowe, Tobiasz. Zniknąłeś z mojego życia, tak jak chciałeś. 

– Nie miałem pojęcia! Nigdy ich nie widziałem! – rzuciłem. 

Milena pokręciła głową. 

– Nie mam siły na tę rozmowę. Idź już, proszę – szepnęła, zamykając drzwi. 

Stałem tam jeszcze chwilę, jakby coś mogło zmienić jej decyzję. 

Złamała mi serce

Wyszedłem z klatki schodowej, czując, jak chłodne powietrze bije w twarz, ale to nie pomagało ostudzić wrzących we mnie emocji. Ruszyłem przed siebie, nie patrząc, gdzie idę. Stopy same niosły mnie znajomymi uliczkami, a w głowie wirowały wspomnienia. 

Święta z Mileną zawsze były jak z obrazka – zapach pierników, śmiech, jej ciepłe dłonie, które co chwilę poprawiały bombki na choince. Czekała na mnie, a ja na nią. Teraz to wszystko było jak odbicie w rozbitym lustrze. Mężczyzna, który otworzył drzwi, jego spokojny ton, jej chłodne spojrzenie – wszystko to przypominało mi, że coś bezpowrotnie się zmieniło. 

Przystanąłem przy moście, spoglądając na zamarzniętą rzekę. Kiedyś tu chodziliśmy, trzymając się za ręce. Milena opowiadała o dzieciach, które chcielibyśmy mieć, a ja przyrzekałem, że zrobię wszystko, by miały lepsze życie. Myślałem, że emigracja to cena, którą warto zapłacić. Myliłem się. 

– Idiota – powiedziałem do siebie, kopiąc grudkę lodu. 

Światło latarni odbijało się od śniegu, a ja czułem, że muszę coś zrobić. Ale co? Walczyć o nią? Odebrać to, co moje? A może zostawić wszystko i po prostu odejść?  Nie znałem odpowiedzi, ale wiedziałem jedno: wróciłem do miejsca, które nie było już moim domem. 

Wróciłem do mieszkania

Wracałem pod blok, choć nie wiedziałem dlaczego. Było już późno, a światła w oknach mieszkania wciąż się paliły. Przez zasłony migotały lampki choinkowe. Widok, który kiedyś oznaczał ciepło i bliskość, teraz budził we mnie gniew i gorycz. 

Stanąłem w cieniu drzewa, obserwując wnętrze. Przy stole siedzieli Milena i on – Marek. Rozmawiali spokojnie, a ona zaśmiała się cicho, jak kiedyś ze mną. Na stole stały talerze, a obok paczki zapakowane w kolorowy papier. Milena zdjęła jeden z nich, wręczając Markowi. 

Zacisnąłem pięści, czując, jak wzbiera we mnie fala emocji. Wspomnienia ich wspólnych chwil, które mogły być moje, mieszały się z obrazem teraźniejszości. „To powinienem być ja” – pomyślałem, zanim zorientowałem się, że ruszam w stronę drzwi. 

Zapukałem mocno, zanim zdążyłem się wycofać. Drzwi otworzyły się, a Milena spojrzała na mnie z zaskoczeniem i napięciem. 

– Tobiasz... po co wróciłeś? – spytała cicho. 

– Chcę porozmawiać – powiedziałem, spoglądając jej prosto w oczy. 

Marek pojawił się obok niej, jego twarz była spokojna, ale stanowcza. 

– Milena, nie musisz tego robić – powiedział, jakby chciał zaznaczyć, że to on teraz jest jej oparciem. 

– Nie, Marek – szepnęła. – Zostaw nas na chwilę

Żona miała pretensje

Cofnął się, a ja wszedłem do środka. Znowu czułem zapach, który kiedyś był moim domem. 

– Czego chcesz, Tobiasz? – zapytała, zamykając drzwi za mną. 

– Zrozumieć, jak to wszystko mogło się tak skończyć – powiedziałem. 

Jej twarz była bez wyrazu. 

– Tobiasz, nie chcę cię ranić, ale musisz to zaakceptować – zaczęła, a jej głos był cichy, ale stanowczy. – To, co mieliśmy… to już przeszłość.

– Przeszłość? – prychnąłem. – Dla mnie to wciąż teraźniejszość. Dla ciebie chyba też, skoro jeszcze niedawno pisałaś, że tęsknisz.

– Bo tęskniłam – odparła z ciężkim westchnieniem. – Ale z czasem zrozumiałam, że nasze życie nie wróci do tego, co było. Tobie tam było łatwiej, a ja tutaj… zostałam sama.

– Poświęciłem wszystko dla nas! Pracowałem dzień i noc, żeby zapewnić nam lepsze życie. A ty… – przerwałem, czując, jak głos mi drży.

– Poświęciłeś? A ja co? Myślisz, że życie w oczekiwaniu, w pustym domu, to nie jest poświęcenie? – spojrzała na mnie z bólem. – Na początku wierzyłam, że wrócisz, że będzie jak dawniej. Ale potem czułam się jak duch. Z czasem musiałam nauczyć się żyć bez ciebie.

– Więc znalazłaś sobie kogoś, żeby zapomnieć – powiedziałem gorzko.

– To nie tak – Milena pokręciła głową. – Marek nie jest jakąś chwilową pociechą. Pomógł mi, gdy nie miałam już siły.

– Ale teraz tu jestem! – wykrzyknąłem, wstając. – Milena, nie zamierzam się poddać. Kocham cię, do cholery! Jeśli Marek chce walczyć o ciebie, niech to robi. Ale ja też walczę!

Będę walczył

Milena odwróciła wzrok, a łza spłynęła po jej policzku.

To nie takie proste – szepnęła. – Przecież tu już nic nie ma…

– Jest! – powiedziałem z pasją. – Nadal jesteś moją żoną. I dopóki tli się choć cień szansy, nie odpuszczę.

Milczała, a ja widziałem, że walczy ze sobą.

Daj mi choć jeden wieczór – powiedziałem spokojniej. – Jeden wieczór, żeby ci przypomnieć, co dla nas znaczyły te lata. Jeśli potem powiesz, że to naprawdę koniec, odejdę.

Patrzyła na mnie długo, zanim skinęła głową.

– Jeden wieczór – zgodziła się cicho.

Czułem, jak w sercu budzi się iskierka nadziei. Wiedziałem, że to moja ostatnia szansa.

Tobiasz, 35 lat

Czytaj także: „Święta spędziłam samotnie w szpitalu. Dzieci się na mnie wypięły, bo po co im schorowana matka przy wigilijnym stole”
„Córka ukradła mi z konta ostatnie 500 zł, bo chciała iść na Sylwestra. Dałam jej solidną nauczkę”
„Myślałam, że mąż dorabiał w Święta jako Mikołaj. Okazało się, że te przebieranki wcale nie były dla dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA