„Zawsze wstydziłam się wiejskiego pochodzenia. Miasto zrobiło ze mnie pustą kukłę, dla której liczy się tylko pieniądz”

dziewczyna ze wsi fot. Adobe Stock, olezzo
„O matko, to jakiś antyk. Czy ona w ogóle ma jakieś lusterko? – na uczelni codziennie słyszałam podobne komentarze”.
/ 20.06.2024 16:00
dziewczyna ze wsi fot. Adobe Stock, olezzo

– Na pewno musisz jechać? – spytał tata, patrząc na mnie zmęczonym spojrzeniem.

Ale jego spracowane dłonie i widok przetartej koszulki przylegającej do spoconej, zapadłej klatki piersiowej nie poruszyły mnie. Tak, smucił mnie jego widok, kochałam tatę całym sercem, ale nie mogłam się poddać. Do tej pory wielokrotnie poddawałam się poczuciu winy i rezygnowałam z moich ambicji. Teraz już jednak nie mogę.

– Tak, tato, jadę – starałam się powiedzieć to zdanie z miłością.

Poszłam na stosunki międzynarodowe, a nie SGGW. Byłam świadoma, że mojemu ojcu bardzo ciężko będzie przyjąć tę decyzję. W końcu dla niego jego jedyna córka była wszystkim, co mu pozostało po stracie żony i rodziców.

Zdawał sobie sprawę, że mój pociąg do nauki nie ma nic wspólnego z rolnictwem. Mimo to, nie był naiwny ani obojętny na moje potrzeby i ambicje. Wiedział, że składając dokumenty do SGGW, robiłam to tylko dla niego. Od najmłodszych lat nie znałam uroków wyjazdów na kolonie. Nie miałam pojęcia, co to wakacje, ferie czy dni wolne od szkoły.

Od rana do wieczora była ciężka praca

Zarówno przed pójściem do szkoły, jak i po powrocie trzeba było coś robić w gospodarstwie. Nawet w Wigilię nie miałam wolnego. Musiałam zadbać o to, żeby krowy miały świeże siano, świnie nie były głodne, obora była czysta. Z powodu obowiązków na gospodarstwie, zrezygnowałam z sekcji siatkówki i dodatkowych lekcji przed maturą.

Kochałam swoją wieś, ale ciężka praca mnie wykończała i czułam się tam jak w pułapce, podobnie jak moja zmęczona chorobą mama. Wszystko, czego potrzebowałam, zmieściło się w jednej walizce. W Warszawie będę szczęśliwa, spełnią swoje marzenia – pomyślałam, wsiadając do pociągu.

– Zauważyłaś tę pannę? Wygląda jak jakiś prehistoryczny stwór. Z jej strojem, jak z poprzedniego stulecia, i tą fryzurą. Powinna zrobić sobie kok i pojechać na festyn dożynkowy! No przecież ona pochodzi z jakiegoś zadupia. Ojej, to jakiś chodzący zabytek. Czy ona w ogóle ma w domu jakieś lustro? Czy dostrzega różnicę między nami a sobą?

Na studiach podobnych przytyków słuchałam codziennie. Dostrzegałam rozbieżność pomiędzy swoją sytuacją, a życiem dziewczyn z miasta. Z zazdrością przyglądałam się modelkom w magazynach i manekinom w sklepach, które nosiły kolorowe i stylowe ubrania, ale nie mogłam sobie na nie pozwolić. Nawet najzwyklejszy top na wyprzedaży był poza moim zasięgiem. Były dni, szczególnie pod koniec miesiąca, gdy musiałam decydować, czy zjeść śniadanie, czy kolację. Moje marne finanse nie pozwalały mi na trzy posiłki dziennie.

Już od drugiego miesiąca studiów zaczęłam dorabiać w barach, fast foodach i sklepach, gdzie zastępowałam pracowników. Po godzinach sprzątałam również mieszkania, żeby nieco dorobić. Czasami zdarzało mi się pracować w trzech różnych miejscach jednocześnie, mimo że studiowałam dziennie. Po zakończeniu pierwszego semestru czułam się wykończona. Podczas drugiego zaczęłam sięgać po energetyki, żeby mieć siłę na to ciągłe życie w biegu. Na drugim roku ktoś polecił mi mocniejsze używki.

Stoczyłam się na dno

Oświeciło mnie. Niespodziewanie zaczęłam wkuwać przez kilka nocy bez przerwy i udało mi się zaliczyć najtrudniejsze kolokwia i egzaminy.

– Później to już będzie bułka z masłem. Przecież to nie prawo ani medycyna – śmiali się faceci z mojego akademika.

Zaczęłam brać wspomagacze, aby móc łączyć naukę i zarobki. Z czasem zaczęłam zauważać, że robię wrażenie. W rozdartych firmowych jeansach czy krótkich spódniczkach z logo topowej marki, z mocnym makijażem, blond włosami i sylwetką wychudzonej laleczki z japońskich kreskówek.

– Ivonne to teraz super laska – zauważały koleżanki z uczelni, dla których w końcu przestałam być tą dziwną Iwonką z Podkarpacia.

Przez długi czas oszukiwałam siebie i otoczenie, udając, że nie rujnuję sobie życia. Na studiach tolerowano moją spadającą obecność na zajęciach i ekscentryczne postępowanie. Miałam dobre oceny, zaliczałam egzaminy w pierwszych terminach, zdobyłam pozytywne opinie z praktyk. Dzięki temu nikt nie robił problemów, gdy wzięłam urlop dziekański. Mojemu tacie nic jednak o tym nie powiedziałam.

Przestałam opowiadać mu o swoim życiu. Na przykład, o tym, że po prawie czterech latach w metropolii, nie byłam już w stanie utrzymać żadnej pracy. Nawet sprzątanie okazało się dla mnie zbyt trudne. Prawdziwe dorosłe życie to nie jest to samo, co kampus uniwersytecki, gdzie przez lata możesz udawać kogoś, kim nie jesteś. Z ostatniego sprzątanego mieszkania wyrzucono mnie za to, że podczas nieobecności właścicieli zasnęłam na 20 godzin w ich jedwabnej pościeli. Wrócili z Aspen i bez pardonu wyrzucili mnie z łóżka.

– Masz duży problem – stwierdził właściciel sprzątanego lokalu, dając mi mizerną stówkę. – Najlepiej byłoby, gdybyś odwiedziła rodzinę, oderwała się od tego miasta – przekonywał, kiedy pakowałam swoje rzeczy na tle krzyków jego żony.

Zlekceważyłam go, tak jak następny telefon od taty. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, gdy spytał, dlaczego tak długo nie dałam o sobie znać, więc wybrałam milczenie.

– Brakuje mi na opłaty za mieszkanie – zdołałam wymamrotać do swoich współlokatorów.

– To może poszukaj klientów na ulicy – wtrącił jeden z facetów. – I tak już prawie dotykasz dna. Czy tego nie dostrzegasz? Takie wielkie miałaś plany, marzyłaś o karierze w dyplomacji – zniżył ton.

Ten telefon od taty był inny niż wcześniejsze

Poczułam się jak zero. Co on sugerował? Wcale nie jestem taka. Nie imprezuję w klubach, nie piję, nie palę. Chciałam tylko spełnić swoje marzenia. Czy on ma pojęcie, jak to jest być spłukanym w połowie miesiąca? Czuć się inaczej niż reszta tych modnych, atrakcyjnych i doświadczonych ludzi? Wybuchłam płaczem w swoim pokoju. Nigdy przedtem nie miałam okazji porozmawiać z Przemkiem (tak nazywał się chłopak, który skomentował moją sytuację).

Od zawsze patrzył na mnie z góry. W jego oczach byłam tylko pokorną dziewczyną z prowincji. Kiedy straciłam miejsce w akademiku, zgodził się, abyśmy zamieszkali razem, ale tylko dlatego, że polubiłam się z Anią na pierwszych lekcjach. Na ekranie telefonu po raz kolejny pojawiła się zmęczona twarz ojca.

– Czy masz coś ważnego do powiedzenia? – wypaliłam, po kliknięciu w ikonę słuchawki.

– Maleńka, jestem w szpitalu, nie ma się czym martwić, ale chciałem, żebyś wiedziała – głos ojca brzmiał jak z głębokiej studni.

Nagle wróciłam do rzeczywistości. Ludzie mówią, że wyjście z nałogu to trudna, pełna przeszkód droga. Ale okazało się, że odziedziczyłam po tacie mocny, wiejski organizm, więc do przebudzenia wystarczyła jedna myśl. Będę sierotą! Przez cały czas, kiedy wracałam do domu, nie mogłam przegonić ponurych refleksji.

– Tato! – dotarłam do jego łóżka po jedenastu godzinach podróży.

Byłam wykończona, brudna i przestraszona. Jednak cały czas dotykałam jego zmęczonych dłoni i twarzy, która wyglądała na dwadzieścia lat starszą niż podczas naszego ostatniego spotkania.

– To było jedynie ostrzeżenie – lekarz prowadzący tatę starał się mnie uspokoić. – Wydaje mi się, że pani też nie jest w najlepszej formie. Chyba pani ostatnio trochę za szybko schudła, prawda? – zapytał z troską, ale go zignorowałam.

Po dwóch dniach zabrałam ojca do domu. To miejsce mogłabym śmiało określić mianem ruiny. Nasz nowy wspólny start zaczął się od solidnej dawki sprzątania. Myślałam o kapitalnym remoncie, ale nie było nas na to stać. Byliśmy praktycznie bez środków do życia. Nie mam pojęcia, co zrobilibyśmy bez pomocy sąsiadów i krewnych.

Tata był wyraźnie zmęczony i mizerny, ale uśmiech nie schodził mu z ust. Zauważył moje ogromne zaangażowanie w obowiązki i samodzielnie zabrał się za drobne prace wokół domu. Dostrzegłam, że sama moja obecność nadawała mu nowy cel w życiu. Ale co ze mną?

Pojawili się niespodziewani goście

Postanowiłam, że pierwszym krokiem będzie telefon do Ani i wyjaśnienie, dlaczego nagle zniknęłam. Zobowiązałam się spłacić zaległości za czynsz, a jej radziłam, aby znalazła kogoś na moje miejsce.

– Nie poddawaj się teraz! Musisz wrócić i skończyć to, co zaczęłaś – powiedziała.

Zawsze myślałam, że mogę polegać tylko na sobie. Od kiedy zamieszkałam w wielkim mieście, czułam się strasznie samotna. Byłam tak zapracowana, że nie miałam chwili na budowanie przyjaźni. Dlatego nie przyszło mi do głowy, że dla Ani nasze relacje mogą być czymś więcej niż zwykłą znajomością z uczelni. Zaskoczyło mnie, gdy tydzień później zobaczyłam ją i Przemka na moim podwórku.

Ich niespodziewana obecność sprawiła, że poczułam się skrępowana. Dobrze wiedziałam, jak wygląda nasza posesja. Stare maszyny pokryte rdzą, farba łuszcząca się ze ścian domu i obory, proste i do tego zużyte meble wewnątrz.

"Teraz możesz ze mnie kpić" – pomyślałam, patrząc na Przemka. Jednak jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła. Przy obiedzie z zaciekawieniem dopytywał ojca o nasze gospodarstwo, a po jedzeniu zaoferował mu pomoc w naprawie sieczkarni.

Ania proponowała mi powrót do miasta

– Nie możesz tutaj zostać. Rozumiem, że tęsknisz za tatą, ale chcesz skończyć jak on? Zorganizuj mu jakąś opiekę i wracaj. Dasz radę, zobaczysz, skończysz magisterkę, znajdziesz dobrą robotę, staniesz się kimś, zapomnisz o tym – spojrzała z niesmakiem na wnętrze mojego rodzinnego domu.

To dziwne, ale chociaż jeszcze niedawno skoczyłabym jej w ramiona, traktując ją jako jedyną osobę, która naprawdę mnie rozumie, teraz moje życie toczyło się zupełnie gdzie indziej. Zmęczyłam się już tym niekończącym się wyścigiem szczurów, ciągłą walką z codziennością, samotnością i szukaniem ukojenia w nałogach. Być może mogłabym stąd uciec, ale czy nie byłaby to zbyt wysoka cena?

– Postanowiliśmy z twoim ojcem, że jutro weźmiemy na warsztat ściany w twoim pokoju. Zdrapiemy z nich starą farbę i odświeżymy je nowym kolorem – powiedział Przemek, wchodząc do kuchni.

Mimo zmęczenia i potu na ciele jego mina wyrażała pełne zadowolenie. W końcu udało mu się uruchomić tę sieczkarnię bez konieczności dzwonienia do serwisanta.

– Wyjeżdżamy jutro? – Ania nie potrafiła ukryć swojego zdenerwowania.

– Przecież to ty mówiłaś, że Iwona potrzebuje naszej pomocy – wyraził swoje zdziwienie, ale ja już znałam prawdziwe pobudki Ani.

– Nie jestem w stanie, nie mogę zostawić taty samego i... chyba... przynajmniej na ten moment... nie planuję powrotu do Warszawy – zdobyłam się na odwagę, żeby to wyznać.

Ania wyjechała i przestała się do mnie odzywać. Ale jakoś dałam sobie z tym radę. Było mi łatwiej, bo miałam przy sobie Przemka. Nie zakochaliśmy się w sobie od razu. Na początku byliśmy tylko przyjaciółmi. Przemek przychodził do nas, by pomóc w wolnym czasie. To on zmotywował mnie do ukończenia studiów wieczorowych, a następnie do wykorzystania wiedzy tam zdobytej do złożenia wniosków o dotacje na gospodarstwo oraz grantów na działania niezwiązane z rolnictwem.

Niedługo potem, zachęceni przez niego, założyliśmy z tatą gospodarstwo agroturystyczne. Po dwóch latach znajomości i próbie odnalezienia się w świecie korporacji, Przemek oświadczył mi się.

– Od zawsze pragnąłem być przy twoim boku, ale potrzebowałem chwili, żeby pojąć, że poszukuję radości w niewłaściwym miejscu – przyznał.

Rozumiałam, co miał na myśli. Tak jak on, ja również potrzebowałam chwili, żeby trafić na swoją właściwą ścieżkę.

Iwona, 26 lat

Czytaj także:„Zamiast na maturze, pozytywny wynik dostałam na teście ciążowym. Prosto z wręczenia świadectw pójdę na porodówkꔄCórka wyrwała się z koleżankami na letni festiwal. Wróciła z brzuchem i nawet nie wie, kto jest tatusiem”„Ojczym pogonił mnie z domu zaraz po maturze. Teraz wpadł na pomysł, że na starość będę go pielęgnować i utrzymywać”

Redakcja poleca

REKLAMA