„Córka wyrwała się z koleżankami na letni festiwal. Wróciła z brzuchem i nawet nie wie, kto jest tatusiem”

nastolatka w ciąży fot. Getty Images, bilderlounge
„– To na pewno jakaś jelitówka – stwierdziłam. Przyłożyłam rękę do jej czoła, ale było chłodne. – Zaczekaj, poszukam termometru – zaczęłam szperać w apteczce. – Nie trzeba, mamo. – Oczywiście, że trzeba. Najwyraźniej jesteś chora. – Chyba nie. To na pewno żaden wirus – powiedziała, a mnie zamurowało”.
/ 15.06.2024 13:15
nastolatka w ciąży fot. Getty Images, bilderlounge

Myślałam, że wychowałam rozsądną dziewczynę. Gdy Weronika poprosiła mnie o zgodę na wyjazd na festiwal, nawet nie mrugnęłam okiem. Do diaska, przecież w jej wieku też jeździłam na plenerowe koncerty i tamten okres młodości wspominam najlepiej. Chyba jednak byłam zbyt lekkomyślna i za bardzo zaufałam córce, bo z imprezy wróciła nie tylko ze wspomnieniami w pamięci i zdjęciami w telefonie, ale także z pamiątką w brzuchu.

Z festiwali miałam piękne wspomnienia

Młodość ma swoje prawa, a młodzi potrzebują się wyszumieć. Doskonale to rozumiem. Na pierwszy festiwal plenerowy pojechałam jako szesnastolatka. Przyznam się, że zrobiłam to bez zgody rodziców. Matka nie chciała mnie puścić, mimo że prosiłam i błagałam. „W życiu! Już ja wiem, co dzieje się na takich imprezach”. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie tak bardzo demonizują wydarzenia dla młodzieży.

Wbrew temu, co twierdziła mama, atmosfera była naprawdę kulturalna. No jasne, niektórzy zalewali się w trupa. Byli też tacy, którzy sięgali po inne używki, ale to nie było regułą. Większość przyjechała tam dla muzyki. Ja też chciałam posłuchać swoich idoli na żywo. Urwałam się z domu, wsiadłam do pociągu i wróciłam trzy dni później. Rodzice zrobili mi piekło, ale nie żałowałam. Rok później uznali, że nie ma sensu mi tego zabraniać i zgodzili się na wyjazd. Nie bez obiekcji, ale jednak.

I co wielkiego się stało? Zupełnie nic. Nie stała mi się żadna krzywda, a sama też nie nie zrobiłam niczego, czym mogłabym nadużyć ich zaufania. Od tamtej pory rockowe festiwale stały się moją obsesją. Ja i moja paczka byliśmy stałymi bywalcami wszystkich największych imprez. Nawet jako dorośli, już względnie stateczni ludzie znajdowaliśmy czas, żeby posłuchać muzyki na żywo. Przestałam jeździć na festiwale, dopiero gdy zaszłam w ciążę, ale w mojej duszy nadal gra rock'n'roll. Dlatego gdy Weronika zapytała, czy może jechać, zgodziłam się bez wahania.

Weronice bardzo zależało

– Mamo, jest sprawa – zagaiła pewnego dnia. – Patrycja załatwiła bilety na festiwal nad morzem i... – urwała.

– I chciałabyś jechać, tak?

– Bardzo – spojrzała na mnie i zrobiła najsłodsze oczy, na jakie było ją stać.

– Kto jeszcze jedzie?

– Karolina i Paula. Znasz je wszystkie. Proszę cię. Tak bardzo chcę jechać. Nigdy jeszcze nie byłam na takiej imprezie, a przecież ty jeździłaś, gdy byłaś młoda.

– A co? Że niby jestem już stara?

– Oj, wiesz przecież, że nie o to mi chodzi.

– Jeszcze raz zasugeruj, że twoja mama jest panią w podeszłym wieku, a nigdy więcej nie zgodzę się na żaden wyjazd – zażartowałam.

– Czy to oznacza, że mogę jechać?

– Możesz. Nie mam nic przeciwko.

– Naprawdę? Mamo, jesteś najlepsza! – wykrzyczała i rzuciła mi się na szyję.

Zgodziłam się, ale ustaliłam zasady

– Nie tak szybko, kochana. Musimy jeszcze porozmawiać na temat zasad, których musisz przestrzegać.

– Jakich zasad?

– Po pierwsze, zero alkoholu.

– Mamo, przecież wiesz, że nie bawię się w to.

– Wiem, ale imprezowa atmosfera wodzi na pokuszenie. Nie wolno ci wypić nawet jednego piwa i naprawdę liczę, że mnie nie oszukasz.

– Obiecuję.

– Po drugie, zawsze trzymajcie się razem i nie tracicie się z oczu. Nawet do toalety będziesz chodzić z koleżanką.

– Jasne.

– Po trzecie, nie ufajcie każdemu, kto będzie chciał się z wami skumplować. Na festiwalach spotkasz masę fantastycznych ludzi, ale nie brakuje tam też złodziei i innych łajz.

– Rozumiem.

– I po czwarte, w namiocie śpisz z którąś z koleżanek, nie z kolegą.

– Mamo! Przecież żadni chłopcy z nami nie jadą.

– Dobra, dobra. Zakładam, że możesz nie mówić mi całej prawdy. Poza tym na miejscu możesz poznać jakiegoś przystojniaka.

– Przecież mam 17 lat i łeb nie od parady. Naprawdę, nie musisz się martwić.

– Cieszę się. Jeżeli wszystko jest dla ciebie jasne i akceptujesz moje warunki, możesz jechać.

Niby miałam się nie martwić

– Masz telefon, ładowarkę i powerbank? – zapytałam, gdy szykowała się do wyjścia.

– Pytasz o to trzeci raz. Tak, mam wszystko. Naprawdę nie musisz się martwić.

– Zadzwoń od razu, jak wysiądziecie z pociągu i...

– I później dzwoń trzy razy dziennie – dokończyła moją myśl. – Pamiętam i obiecuję, że będę dzwonić.

– Uważajcie na siebie. I bawcie się dobrze.

Obiecałam sobie, że podejdę do tego na luzie, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Mimo że sama w jej wieku jeździłam na takie imprezy, to i tak martwiłam się o moją córeczkę. To przecież normalne w takiej sytuacji. Pierwszy raz wyjechała na kilkudniowy koncert. „Dosyć tego. Przecież przez trzy dni nie będę siedzieć jak na szpilkach” – pomyślałam i zajęłam się swoimi sprawami.

Zadzwoniła kilka godzin później. To była krótka rozmowa. Ot, zwykłe „jesteśmy już na miejscu, wszystko OK, kocham cię, pa”, ale to wystarczyło, bym się trochę odprężyła. Weronika dotrzymała słowa i dzwoniła trzy razy dziennie. Po jej głosie wnioskowałam, że bawi się wyśmienicie.

Zapewniała, że nie stało się nic złego

Wróciła radosna jak skowronek. Przez kilka godzin nie zamykała się jej buzia. Mówiła o koncertach i o ludziach, których poznała. Cieszyłam się, że wyjazd się udał, ale i tak musiałam zadać to pytanie.

Nie stało się nic złego?

– Kompletnie nic. Nie sięgałam po butelkę, jeżeli o to ci chodzi.

– Wiesz dobrze, że pytam o coś innego.

– Nikt nas nie okradł ani nic z tych rzeczy. Było super, mamo. Za rok też jedziemy.

– Jeszcze o tym porozmawiamy, gdy przyjdzie czas.

Kilka tygodni później przygotowywałam śniadanie, gdy usłyszałam, że Weroniką targają torsje. Zapukałam do drzwi łazienki i zapytałam, czy wszystko dobrze.

– W porządku, mamo. Chyba coś mi zaszkodziło – odpowiedziała.

– Co jadłaś wczoraj wieczorem? – zapytałam, gdy wyszła.

– Byliśmy na pizzy. To pewnie to.

Następnego ranka sytuacja się powtórzyła.

To na pewno jakaś jelitówka – stwierdziłam. Przyłożyłam rękę do jej czoła, ale było chłodne.

– Zaczekaj, poszukam termometru – zaczęłam szperać w apteczce.

– Nie trzeba, mamo.

– Oczywiście, że trzeba. Najwyraźniej jesteś chora.

– Chyba nie. To na pewno żaden wirus – powiedziała, a mnie zamurowało.

– Co chcesz powiedzieć?

Spóźnia mi się okres.

– Boże, tylko nie mów...

Przyznała , że może być w ciąży

– Chyba zostaniesz babcią.

– Jaką babcią? W jakiej ciąży ty możesz być? – zadałam głupie pytanie. – Przecież ty nie masz chłopaka.

– Jedno nie wyklucza drugiego.

– Chcesz mi powiedzieć, że... Ale jak to? Kiedy? Z kim?

– Na festiwalu. Nie wiem, kim on był.

– Nie, to niemożliwe. Nie jesteś w ciąży – zaklinałam rzeczywistość, ale i tak umówiłam ją do lekarza.

Ginekolog potwierdził przypuszczenia Weroniki. Powiedział, że to szósty tydzień.

– Musimy znaleźć tego chłopaka. Musi wziąć odpowiedzialność za to dziecko – powtarzałam, gdy wracałyśmy do domu.

– Nie znajdziemy go, mamo.

– Na pewno wiesz, jak się nazywa. Masz jego numer. Uda się, zobaczysz.

– Znam tylko jego imię i nie mam jego numeru. Nawet nie wiem, w jakim mieście mieszka. To była zwykła przygoda.

Zaufałam jej, a ona tak mi podziękowała. Sprowadzając na siebie i na mnie problem. Przecież ona nawet nie podchodziła jeszcze do matury, a już będzie chodzić z brzuchem! W pozycji „ojciec” w akcie urodzenia jej dziecka będzie figurował wpis „nieznany”. Boże, dlaczego zgodziłam się na ten wyjazd? Słowo daję, byłam pewna, że moja córka jest rozsądniejsza.

Sylwia, 39 lat

Czytaj także:
„Romans ze starym znajomym otworzył mi oczy. Wolę nudnego męża na kanapie, niż włóczykija w hotelu”
„Mąż zmienił nasz dom w oborę. Całymi dniami gnije na kanapie, a ze mnie doi kasę”
„Ukochany nie miał dla mnie czasu, więc uwiodłam instruktora pływania. Ja zanurkowałam w basenie, a on w moim łóżku”

Redakcja poleca

REKLAMA