„Ojczym pogonił mnie z domu zaraz po maturze. Teraz wpadł na pomysł, że na starość będę go pielęgnować i utrzymywać”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Juan Silva
„Ja niestety przeczuwałam coś innego. I niestety to ja miałam rację. Kilka tygodni po wizycie matki odebrałam pismo z sądu. Okazało się, że moja matka razem z ojczymem podali mnie do sądu. W pozwie domagali się nie tylko alimentów, ale też pomocy i opieki”.
/ 15.06.2024 11:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Juan Silva

Nigdy nie zapomnę dnia, w którym zostałam wyrzucona z domu. Właśnie odebrałam swoje świadectwo maturalne, z którego byłam bardzo dumna i które miało być przepustką na wymarzone studia. Jednak w domu nie czekała mnie żadna nagroda. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania, to dowiedziałam się, że mam się wyprowadzić. Mimo wszystko jakoś sobie poradziłam. A po wielu latach odezwali się do mnie ci, co najpierw pozbawili mnie dachu nad głową, a teraz oczekiwali wsparcia, pomocy oraz opieki.

Miałam ambitne plany

Ależ ja byłam szczęśliwa tego dnia. Właśnie odebrałam świadectwo maturalne, które było jednym z najlepszych w całej szkole.

– Gratuluję ci Martusiu – usłyszałam głos wychowawczyni, dzięki której zrozumiałam, że to właśnie nauka jest przepustką do lepszego życia.

Na początku nie byłam zbyt dobrą uczennicą, ale pani Lucynka pokazała mi, jak ważna jest nauka i jak wiele dzięki niej można osiągnąć.

– Bardzo dziękuję – odpowiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha.

Trzymałam w ręku kartkę papieru, która miała mi pomóc w spełnieniu marzeń.

– Mam nadzieję, że dostaniesz się na wymarzoną medycynę – powiedziała jeszcze na pożegnanie.

Ja też miałam taką nadzieję. W drugiej klasie szkoły średniej odkryłam w sobie powołanie lekarskie i postanowiłam, że zrobię wszystko, aby dostać na medycynę. Zdałam maturę celująco, a osiągnięty wynik pozwalał mi wierzyć, że osiągnę swój cel. Nie przewidziałam tylko jednego – że nie będę miała warunków do tego, aby kontynuować naukę.

Nie miało to dla nich znaczenia

Gdy tylko weszłam do mieszkania, to od razu zrozumiałam, że to będzie ciężki dzień. Ojczym leżał pijany na kanapie, a matka właśnie otwierała puszkę z piwem.

– Nie chcesz zobaczyć mojego świadectwa? – zapytałam. Tak bardzo chciałam, aby ktoś mnie pochwalił i docenił.

– Po co? – usłyszałam opryskliwy głos matki. – Czerwony pasek nie da ci pieniędzy – powiedziała.

– Teraz może nie. Ale da szansę na dostanie się na dobre studia – w moim głosie pojawił się entuzjazm, który jednak szybko został zgaszony.

– Jakie studia? – z kanapy odezwał się ojczym. Był już po kilku piwach i wyraźnie miał niezbyt dobry nastrój.

– Zamierzam iść na medycynę – powiedziałam cicho.

Szybko wkroczyłam w dorosłość

Ojczym tylko się roześmiał, a potem głośno beknął.

– Możesz iść i robić co chcesz – powiedział. – Ale najpierw wyprowadź się z domu. Nie zamierzam cię dłużej utrzymywać.

Spojrzałam na matkę, szukając ratunku. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie zostałam wyrzucona z domu.

– Ale ja nie mam gdzie się wyprowadzić – powiedziałam płaczliwie. Matka cały czas milczała. Słyszałam tylko, jak otwiera kolejną puszkę piwa.

– A to już nie jest nasz problem – powiedział ojczym i głośno zarechotał. A potem kazał mi się wynosić.

Poszłam do swojego pokoju licząc na to, że wszystko się jakoś ułoży. Ale nic się nie ułożyło.

– Jeszcze tu jesteś? – zapytał mnie ojczym z samego rana. – Masz tydzień na opuszczenie tego mieszkania – dodał i odwrócił się do mnie plecami. A ja w tym momencie uświadomiłam sobie, że moje wszystkie marzenia właśnie legły w gruzach. 

Bolesne zderzenie z rzeczywistością

Nie mogłam uwierzyć w to, że moja rodzona matka pozwala na coś takiego.

– Jesteś dorosła – odpowiedziała mi, gdy próbowałam przekonać ją, aby w jakiś sposób wpłynęła na ojczyma. I to wszystko – te dwa słowa były jej jedyną odpowiedzią.

Nie miałam innego wyjścia. Musiałam spakować swoje rzeczy i opuścić mieszkanie, w którym żyłam przez całe swoje dziewiętnastoletnie życie. Na szczęście pomogła mi babcia, która przygarnęła mnie pod swój dach i pozwoliła mi tam mieszkać do momentu, aż się usamodzielnię.

– Ale pamiętaj o tym, że nie stać mnie na utrzymywanie nas dwóch – zaznaczyła już na samym początku.

Tego akurat mogłam się spodziewać. Babcia miała niską emeryturę, z której spora część szła na lekarstwa. A tymczasem pojawiłam się ja – kolejna gęba do wykarmienia.

– Pomogę ci – obiecałam.

I tak właśnie zrobiłam. Na szczęście dosyć szybko znalazłam pracę, która pozwoliła mi nie tylko na utrzymanie siebie, ale także na pomoc babci.

O medycynie mogłam zapomnieć

– Nigdy nie zostanę lekarzem – pożaliłam się swojej dawnej wychowawczyni, którą przypadkowo spotkałam na ulicy. Pani Lucynka spojrzała na mnie współczującym wzrokiem.

– A może pomyślisz o pielęgniarstwie? – zapytała. – To piękny zawód. I jest związany z medycyną – dodała.

Spojrzałam nią z uwagą. „To nie jest głupi pomysł” – pomyślałam. A po powrocie do domu od razu sprawdziłam ofertę akademii i szkół medycznych. Wybrałam studia licencjackie, bo umożliwiały mi szybsze rozpoczęcie pracy.

Połączenie pracy ze studiami nie było proste. Ale jakoś sobie poradziłam. Bardzo dużo pomogła mi babcia, która zachęcała mnie do nauki i dopingowała w sytuacjach, gdy już brakowało sił, zapału i motywacji. I to chyba głównie dzięki niej po trzech latach odebrałam dyplom z pielęgniarstwa, który pozwolił mi na pracę w tak pięknym zawodzie.

Praca w szpitalu bardzo mnie wciągnęła. Uwielbiałam pacjentów i to, że mogę im pomagać i o nich dbać. Uwielbiałam lekarzy, od których ciągle uczyłam się czegoś nowego. No i uwielbiałam swoje koleżanki z pracy, które okazały się naprawdę fajnymi babkami. I to właśnie dzięki nim zdecydowałam się na studia magisterskie.

– Dasz radę – dopingowały mnie za każdym razem, gdy dopadało mnie zmęczenie i zwątpienie.

Cieszyło mnie to, co robię

Nie bez znaczenia było także to, że na mojej drodze pojawił się Robert – ratownik medyczny, którego poznałam na jednym z dyżurów. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie, aż w końcu postanowiliśmy iść przez życie razem. To dzięki niemu zdałam egzamin magisterski i to dzięki niemu pozbierałam się po śmierci babci.

– Razem przejdziemy przez wszystko – zapewniał mnie, gdy stałam nad trumną najbliższej mi osoby.

Uwierzyłam mu. Wzięliśmy ślub i doczekaliśmy się dwójki wspaniałych dzieci. Ale gdy już myślałam, że moje życie w końcu będzie spokojne i szczęśliwe, to dopadła mnie przeszłość. Odezwała się do mnie matka, która przypomniała sobie, że ma córkę. I podobnie jak kilkanaście lat temu, znowu zburzyła mój spokój.

Tego dnia było zimno i deszczowo. Spieszyłam się do domu, bo wieczorem miałam dyżur, a musiałam jeszcze odebrać dzieciaki ze szkoły i przygotować im obiad.

– Dzień dobry kochanie – usłyszałam drżący głos. Szybko się odwróciłam i stanęłam oko w oko ze starą i zniszczoną kobietą.

– Mama? – zapytała zdziwiona. Być może w ogóle bym jej nie poznała. Ale ta obca kobieta miała takie same oczy jak ja – duże, niebieskie i otoczone długimi rzęsami.

– Tak, mama – odpowiedziała. – Zaprosisz mnie na herbatę?

Zawahałam się. Nie widziałam matki od niemal siedemnastu lat, ale wciąż nie mogłam jej wybaczyć tego, co zrobiła dawno temu.

– Czego chcesz? – zapytałam opryskliwie.

– Porozmawiać – usłyszałam odpowiedź. „Chce rozmawiać po tylu latach?” – pomyślałam. Jakoś trudno było mi w to uwierzyć.

Od razu wyczułam podstęp

Mimo to zaprosiłam ją do mieszkania.

– Ułożyłaś sobie życie – powiedziała, a w jej głosie wybrzmiałą lekka nutka pretensji. Poczułam niepokój.

– Ale nie dzięki wam – zauważyłam oschle. A potem zapytałam, po co tak naprawdę mnie odnalazła.

– Chciałam zobaczyć swoją córeczkę – powiedziała.

Miało to zabrzmieć szczerze, ale ja wyczułam w jej głosie nutkę fałszu. Jednak nie dałam nic po sobie poznać i z cierpliwością wysłuchałam wszystkiego, co matka miała mi do powiedzenia. Okazało się, że kiepsko im się powodzi i razem z ojczymem ledwo wiążą koniec z końcem. Do tego zaczęli chorować i najzwyczajniej w świecie sobie nie radzą.

– Ja niestety nie mogę wam pomóc – powiedziałam. I nawet gdy zrobiło mi się ich żal, to nie mogłam zapomnieć o tym jak zostałam przez nich potraktowana.

Gdy matka w końcu opuściła moje mieszkanie, to ja przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Miałam złe przeczucia.

– Przestań się zamartwiać – Robert próbował mnie uspokoić.

Pretensje i roszczenia

Ale ja wiedziałam, że z tego spotkania nie wyniknie nic dobrego. Zbyt dobrze pamiętałam to, co się wydarzyło kilkanaście lat temu, aby teraz uwierzyć, że moją matką i ojczymem kieruje chęć zobaczenia mnie i dowiedzenia się co u mnie słychać.

– Za dobrze ich znam – powiedziałam. Mój mąż wiedział, co mnie spotkało z ich strony, ale mimo to zawsze ich bronił. Taki już miał charakter – ufał ludziom i wierzył, że są z gruntu dobrzy.

Ja niestety przeczuwałam coś innego. I niestety to ja miałam rację. Kilka tygodni po wizycie matki odebrałam pismo z sądu.

– A nie mówiłam! – powiedziałam do Roberta, kładąc pismo na stole.

Okazało się, że moja matka razem z ojczymem podali mnie do sądu. W pozwie domagali się nie tylko alimentów, ale też pomocy i opieki.

– Oni właśnie tacy są – powiedziałam. A potem obiecałam sobie, że nie pozwolę na to, aby ponownie wkroczyli do mojego życia.

Wynajęłam adwokata, który ma mi pomóc w rozwiązaniu tego problemu. Pan mecenas twierdzi, że nie mam się czym martwić. Ale ja się martwię. Po pierwsze taką mam naturę, a  po drugie doskonale znam tych ludzi. Ale mimo to nie poddam się. Nie pozwolę na to, aby ludzie, którzy omal nie zniszczyli mojego życia, ponownie w nim namieszali. Przecież ja nie jestem im nic winna.

Marta, 35 lat

Czytaj także:
„Mąż marnował kasę na totolotka, ale nigdy nie wygrał. Gdy umierał, sfałszowałam kupon, by dać mu trochę radości”
„Mój mąż żyje w ciągłych delegacjach, a mnie jest go żal. Prawie nie zna naszych dzieci i nie pamięta, co to jest dom”
„Po śmierci mamy ojciec całkiem się załamał. Nic, co nie wypuszczało liści, nie miało dla niego znaczenia”

Redakcja poleca

REKLAMA