Myślałam, że moje wychowanie zabezpieczy mnie przed takimi niespodziankami jak nastoletnia ciąża. Pewnie pomyślicie, że było bardzo konserwatywne i od początku straszono mnie seksem, ciążą i zachowaniem „niegodnym dziewczyny”. Otóż nie, było przeciwnie.
Powinnam być mądrzejsza
Pochodzę z bardzo liberalnego, wręcz lewicowego domu, gdzie o seksualności mówiło się swobodnie. Od dziecka słyszałam, że „tych” tematów nie należy się wstydzić, bo są nieodłączną częścią życia. Gdy przekroczyłam trzynasty rok życia, mama coraz częściej zaczęła ze mną rozmawiać na poważniejsze tematy takie jak antykoncepcja, świadoma inicjacja, stawianie granic w relacjach intymnych.
Jest mi więc tym bardziej głupio, gdy pomyślę, że mama i tata włożyli tyle pracy w to, żebym nie zmarnowała sobie życia, rodząc dziecko pierwszemu lepszemu chłopakowi, który złapie mnie na słodkie słówka. A ja... zrobiłam dokładnie to, przed czym próbowali mnie uchronić.
Mama naprawdę nie ustawała w wysiłkach, aby podsuwać mi same wartościowe, ambitne wzorce kobiece. Opowiadała mi o kobietach wykształconych, odważnych, niebojących się łamać tabu. Z perspektywy czasu jest mi więc strasznie głupio, że nie umiałam tego docenić i bardziej interesowałam się perypetiami uczestników durnowatych reality show, czytaniem nastoletnich romansideł o erotycznym zabarwieniu i dbaniem o swój wygląd.
Żeby było jasne, mama nigdy nie dała mi odczuć, że jest mną rozczarowana albo że wykazuję zbyt małe zaangażowanie w wartości, które chce mi przekazać. Ale ja, no cóż, zachowywałam się i myślałam jak stereotypowa nastolatka.
Uganiałam się za nim od gimnazjum
– Jarek ostatnio powiedział, że jarają go wysokie kozaki, więc chyba założę takie na osiemnastkę Anki – ekscytowałam się, planując któregoś dnia swój strój przed lustrem w domu.
Towarzyszyła mi Arleta, moja przyjaciółka z klasy.
– O rany. Padnie, jak cię zobaczy! Koniecznie je załóż – zachichotała przyjaciółka.
– Dziewczynki, przypominam: nie musicie zabiegać o uwagę żadnego mężczyzny wyglądem! Jeśli jest wartościowy, dostrzeże to, co macie do zaoferowania – mruknęła łagodnie moja mama, wtrącając się do rozmowy.
– Oj tak, tak... – zlekceważyłam ją, wywracając lekko oczami.
– Ale że faceci to wzrokowcy, wiadomo nie od dziś – szepnęła do mnie w odpowiedzi Arleta, mrugając porozumiewawczo.
Mama lubiła wtrącać takie morały, ale nigdy nie kazała mi rezygnować z imprez.
– Młodość jest po to, aby się bawić. Wiesz wszystko, co powinnaś, ufam ci i nie boję się o ciebie – oznajmiła mi czule któregoś dnia.
Bardzo to doceniałam, ale niestety, pozostawałam oporna na jej nauki. Chyba po prostu nie rozumiałam konsekwencji większości z nich. Mama mnie ostrzegała, ale nigdy nie straszyła, więc byłam przekonana, że, jakimś trafem, wszelkie wypadki po prostu naturalnie mnie ominą.
No, ale wtedy pojawił się Jarek, który zamieniał mój mózg w gąbkę. Byłam w nim tak beznadziejnie zakochana, i to od samego początku gimnazjum, że zrobiłabym chyba wszystko, byle tylko zaskarbić sobie jego sympatię, podziw i zainteresowanie – o miłości czy namiętności nawet nie wspominając. Choć byliśmy znajomymi i zdarzało nam się czasem zamienić kilka zdań na przerwie lub po szkole, Jarek nadal nie interesował się mną tak, jak innymi dziewczynami.
Wpadłam na doskonały pomysł
Kompletnie zrezygnowana obserwowałam ukradkiem, jak całuje się z innymi dziewczynami ze szkoły w kameralnych zakamarkach korytarza lub szatni, a w środku czułam, jakby coś rozrywało mi wnętrzności.
– Kama, na facecie nie zrobisz wrażenia, jeśli nie będziesz wyglądać jak hot laska z Instagrama. Długie włosy, wąska talia, wypchnięte do góry cycki i dopasowane ciuchy, a nie żadne dresy – poradziła mi któregoś dnia Arleta.
– Może i masz rację? – zastanowiłam się.
W szafie nie miałam dotychczas zbyt wielu odważnych stylizacji, bo od dziecka słyszałam, że „nie w ten sposób należy przyciągać mężczyzn”. Ale skoro wykorzystałam już wszystkie środki, które miałam, a na moją fascynującą osobowość ewidentnie nie leciał, to co miałam zrobić?
Poszłam na zakupy! I faktycznie, gdy po raz pierwszy zaprezentowałam się w nieco bardziej zmysłowym, dojrzałym wydaniu na jednej z klasowych imprez, wzrok Jarka nie odstępował mnie nawet na krok przez większość przyjęcia. Na zewnątrz się tylko rumieniłam, ale w środku aż płonęłam z ekscytacji. Zwłaszcza gdy mój wybranek zaproponował spacer sam na sam...
– Wiesz, muszę się przyznać, że wcześniej nie dostrzegałem, jaką jesteś świetną dziewczyną... – powiedział miękko, a mnie od razu przyspieszył puls.
– Hm... Dziękuję, to bardzo miłe – przyznałam ze spuszczonymi oczami.
I nagle poczułam, jak Jarek delikatnie kładzie dłoń na moim podbródku i unosi moją twarz tak, aby spojrzeć mi w oczy. Po czym mnie pocałował. Nigdy nie sądziłam, że można czuć tak silne emocje, jak czułam wtedy. To było wszystko na raz i to w skali nie do określenia: radość, pożądanie, wzruszenie, duma, spełnienie... Myślałam, że oszaleję z radości.
Potem przyszła niespodzianka...
Od tego czasu zaczęliśmy z Jarkiem rozwijać nasz związek. Cóż, może związek to dużo powiedziane, jak tak patrzę na to z perspektywy czasu... Niestety, wtedy byłam kompletnie ślepa na wszystkie czerwone flagi. Nie zauważałam, że Jarek widzi we mnie głównie dziewczynę, z którą chce się zabawić, a nie partnerkę na całe życie, jak to sobie wyobrażałam.
Młodzieńcza miłość zupełnie odebrała mi rozum. Szybko zgodziłam się na pójście z Jarkiem do łóżka. Wtedy oczywiście czułam się jak pani życia: miałam wszystko i zdobyłam Jarka w o wiele bardziej dojrzały (jak mi się wydawało) sposób niż większość tych panienek, które się za nim uganiały dotąd.
Po zaledwie dwóch miesiącach naszej relacji okazało się, że jestem w ciąży.
– Jarek, będziemy mieli dziecko – wyznałam mu radosna i podekscytowana, choć przestraszona.
Wtedy jednak jeszcze wierzyłam, że miłość to najważniejsze, co można mieć w życiu i że przetrwa największe próby. O jak bardzo się myliłam...
– Dziecko? O czym ty mówisz? – otworzył szeroko oczy.
– O tym, że jestem w ciąży – odpowiedziałam.
– Ale... ze mną? – zapytał idiotycznie.
– A z kim, przepraszam? O co ty mnie oskarżasz? – oburzyłam się.
– No... nie wiem. Zapytać nie zaszkodzi. Długo cię nie musiałem prosić, więc... kto wie – mruknął.
Zupełnie mnie zatkało. W życiu nie spodziewałam się po Jarku tak uwłaczających słów!
– Dobra, słuchaj... Przykro mi, że tak wyszło, ale ja nie jestem gotów na bycie ojcem. Jesteśmy w klasie maturalnej – odezwał się nagle dość obcesowo.
– Ale byłeś gotów na sypianie ze mną...
– No ale kto by sądził, że będzie z tego dziecko? Daj spokój. Fajnie się bawiliśmy, ale mam całe życie przed sobą i nie zaprzepaszczę go przez licealną wpadkę – oznajmił chłodno.
– Ale Jarek? O czym ty mówisz? Przecież się kochamy... – zaprotestowałam nieprzytomnie.
– Ale ty jesteś naiwna... – parsknął tylko, po czym odwrócił się na pięcie i sobie poszedł.
Cały świat zawalił mi się na głowę
Nie mogłam uwierzyć, że Jarek, mój chłopak ze snu, mógł potraktować mnie w taki sposób. Większość dziewczyn w moim wieku jako najgorsze oceniłaby pewnie konieczność powiadomienia rodziców o ciąży. Ja nie bałam się im powiedzieć, bo wiedziałam, że nigdy nie zostawią mnie w takiej sytuacji.
Tym, co najbardziej mnie przerażało, było jednak poczucie, że tak bardzo ich zawiodłam. Mieli wobec mnie takie plany, tak bardzo starali się mnie wychować na świadomą, niezależną i mądrą dziewczynę, a ja załatwiłam się jak pierwsza głupia lala bez krzty pomyślunku.
Rodzice oczywiście natychmiast wszystkim się zajęli. Nie tylko zadbali o to, żeby Jarek poniósł konsekwencje swoich czynów, ale też otoczyli mnie ogromną opieką i troską. Powinnam dziękować Bogu za to, że w całej tej sytuacji, ofiarowali mi wsparcie, o którym wiele dziewczyn mogłoby pomarzyć. A jednak, widząc, jak bardzo rodzice stają na wysokości zadania, czułam się jeszcze bardziej winna.
Miałam plan przynajmniej dokończyć klasę maturalną, chociaż mój termin porodu przypadał akurat jakieś dwa tygodnie po maturach. Oznaczało to, że mogę zacząć rodzić nawet w trakcie egzaminu i nie zdobyć matury. A potem? Kto wie, jak potoczy się moje życie i czy w ogóle dam radę jeszcze uzyskać porządną edukację i znaleźć godną pracę. Ale trzeba było o tym myśleć wcześniej... Kiedy jeszcze całe moje życie było jedną wielką szansą, a możliwości stały otworem. No cóż. To już przeszłość.
Kamila, 18 lat
Czytaj także:
„Romans ze starym znajomym otworzył mi oczy. Wolę nudnego męża na kanapie, niż włóczykija w hotelu”
„Ukochany nie miał dla mnie czasu, więc uwiodłam instruktora pływania. Ja zanurkowałam w basenie, a on w moim łóżku”
„Mąż zmienił nasz dom w oborę. Całymi dniami gnije na kanapie, a ze mnie doi kasę”