„Przespałam się z jego kumplem, bo nie zwracał na mnie uwagi. Na nastoletnią mamę z brzuchem też pewnie nie spojrzy”

matka z dzieckiem fot. Tara Moore
„Usiadłam na toalecie, opuszczając głowę w dół. Przymknęłam powieki, próbując przywołać z pamięci cokolwiek. Chociaż maleńki fragment, śladową ilość doznań. Wszystko na nic. Przecież nie doszło do niepokalanego poczęcia i nie było tu nic cudownego”.
/ 09.05.2024 18:30
matka z dzieckiem fot. Tara Moore

W czasie letniej przerwy w nauce wszystko nabiera zupełnie innego wymiaru niż wtedy, kiedy trzeba chodzić do szkoły. Złocisty trunek o wiele bardziej cieszy kubki smakowe… choć jednocześnie mocniej wchodzi do głowy. Gdzieś tam w naszym wnętrzu budzą się rozmaite pragnienia, a gorąca krew zaczyna intensywniej krążyć w żyłach. W skrócie: atmosfera robi się luźna i rozrywkowa… momentami aż do przesady.

Byłam najmłodsza z całej ekipy

Inni byli już na studiach lub pracowali. Dla nich byłam po prostu „Małą”. Gdy tylko nadchodził maj, każdą sobotę od obiadu do wieczora spędzaliśmy przy pobliskim stawie. Koce robiły za siedziska, prowadziliśmy karciane rozgrywki, wciągaliśmy dym z kiepskich szlugów jak odkurzacze i rzecz jasna dużo piliśmy.

Gdzieś od połowy czerwca zdarzyło nam się też pluskać w wodzie. Pod koniec pierwszego miesiąca wakacji moja skóra nabierała odcienia mlecznej czekolady. W lustrze widziałam hiszpańską ślicznotkę: chudą tam, gdzie pasuje, krągłą gdzie wypada, z gęstwiną ciemnych włosów na głowie. Zdawałam sobie sprawę, że nie jestem brzydka.

Niestety, nic to nie dało, bo i tak nie udało mi się zdobyć serca chłopaka, w którym byłam zakochana po uszy. Moim wymarzonym był Szprot. Co prawda nie pojawiał się zbyt często na naszych weekendowych imprezach, przychodził raczej sporadycznie. Chyba każda dziewczyna, która go poznała, od razu się w nim zakochiwała.

I wcale nie chodziło o te jego rozczochrane blond włosy czy hipnotyzująco błękitne oczy. Szprot to był prawdziwy ekspert, jeśli chodzi o lekki, zupełnie nic nie znaczący flirt. Potrafił mówić dziewczynom takie słodkie komplementy, że aż miękły im kolana.

A jak im dogryzał, to w taki fajny sposób, że nawet bardziej doceniały to niż jakieś wyznania miłosne innych chłopaków. Ale to wszystko było tylko dla żartu, nie na serio. Bo tak naprawdę to on trzymał je wszystkie na dystans. Nawet kiedy był mocno podchmielony nie dał się poderwać żadnej z tych panienek, które na niego leciały. No bo Szprot nie był wolny, miał dziewczynę.

W naszej ekipie nikt jej nie trawił, a ja to już w ogóle. Nie dość, że nieładna, to jeszcze głupia i w ogóle niefajna. Tak o niej myślałam. Ale mimo że tyle jej brakowało, to i tak górowała nade mną. W końcu to ona zdobyła Szprota, a nie ja.

Moje oczy nieustannie spoczywały na Szprocie, który sprawiał wrażenie nieco zobojętniałego. Pragnęłam go wtedy bardziej niż czegokolwiek innego na świecie i miałam przeczucie, że albo teraz, albo nigdy. Jeśli właśnie w tym momencie go nie zdobędę, okazja przepadnie bezpowrotnie.

Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a nam zabrakło piwa. Zamiast dokupić kolejne puszki, chłopaki przynieśli ze sklepu wino i wódkę. Czułam, że to nie skończy się dobrze

Byłam zdesperowana jak nigdy dotąd

Na początku myślałam, że najlepszym sposobem na przyciągnięcie jego uwagi będzie… taniec topless. Jednak Szprot, który akurat pomagał Zbyszkowi w układaniu pasjansa, spojrzał na mnie przelotnie i rzucił tylko krótkie „nieźle, nieźle”. Zupełnie nie o to chodziło! Miał być oczarowany, a nie zaledwie lekko zaciekawiony.

Co chwilę jakaś para oddalała się od ogniska, szukając ustronnego miejsca – wiadomo było, po co. Totalne wariactwo. A ja z minuty na minutę byłam coraz bardziej sfrustrowana i wściekła. On jednak kompletnie mnie ignorował.

Poczułam się upokorzona i zawstydzona tym, jak bardzo mi na nim zależy. Doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam takiego zwątpienia w to, że jestem atrakcyjną kobietą.

Zapragnęłam wtedy bliskości z jakimkolwiek facetem, nieważne którym. Wyciągnęłam dłoń i czule zmierzwiłam Zbysiowi włosy. Nie wiem dlaczego akurat jemu, po prostu siedział tuż obok mnie, tak wyszło. Odwrócił się zdziwiony. W tym momencie nachyliłam się nad nim i namiętnie go pocałowałam. I wtedy urwał mi się film…

Nawet nudności o poranku nie wzbudziły we mnie żadnych podejrzeń. Dopiero kiedy kumpela z klasy rzuciła żartem podczas przebierania się na wf:

– Julka, chyba trochę przytyłaś. Tylko nie mów, że spodziewasz się dziecka!

Wtedy zaczęłam się nad tym zastanawiać. I nagle mnie oświeciło! Aż ciarki przeszły mi po plecach. Wyrwałam się z zajęć i pognałam co sił do apteki za rogiem.

Następnego dnia rano stałam jak wryta w toalecie, kurczowo ściskając w dłoni test ciążowy. Test, który pokazywał dwie wyraźne kreski. Co ciekawe, w ogóle nie myślałam o dzieciaku, o problemach czy o tym, jak zareagują moi starzy, którzy właśnie stali się dziadkami. Choć pewnie powinni być z tego dumni.

Wszystkie moje myśli krążyły tylko wokół jednego tematu – jak to możliwe, że straciłam cnotę i kompletnie tego nie pamiętam?

Kompletnie nic nie pamiętałam

„Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?” – zadawałam sobie pytanie, maksymalnie skołowana i załamana. „Jak to jest, znaleźć się z facetem w takiej bliskości cielesnej, że mocniej już się nie da? Czy przynajmniej sprawiło mi to jakąś satysfakcję? Czy było przyjemnie?”.

Przysiadłam na toalecie, opuszczając głowę w dół. Przymknęłam powieki, próbując przywołać z pamięci cokolwiek. Chociaż maleńki fragment, śladową ilość doznań. Wszystko na nic. Przecież nie doszło do niepokalanego poczęcia i nie było tu nic cudownego.

Codzienność potrafi być jednak bezlitosna. Tego dnia, gdy mama z tatą zdążyli przekroczyć próg mieszkania po powrocie z pracy, od razu wyznałam im prawdę. Przyznałam, że kompletnie nie mam pojęcia, kto jest tatą maleństwa, które noszę pod sercem.

Tamtego wieczora w naszych czterech ścianach przez długi czas słychać było pełne pretensji krzyki, jednak koniec końców wszyscy padliśmy sobie w ramiona, uroniliśmy parę łez wzruszenia i zapewniliśmy się nawzajem, że jakoś damy radę to wszystko ogarnąć.

Mój brzuszek był już naprawdę spory i widoczny gołym okiem. Któregoś dnia spotkałam Zbyszka. Na jego usianej piegami, nieco kanciastej buzi widać było strach.

– To ja jestem ojcem? – spytał.

– Siemka, Zbychu. Też się cieszę, że cię widzę – odparłam.

– Justyna, do licha. Powiedz, czy ja…?

– Nie. Tylko ja – spojrzałam na niego stanowczo. – Wyłącznie moje, rozumiesz?

– Daj spokój, mów jak jest – odrzekł drżącym głosem.

– Słuchaj, Zbyszek, sorry, ale to nie jest twoje dziecko.

– Jakoś ci nie ufam – zaprzeczył ruchem głowy.

– Wiesz co, chodź do kafejki i na chłodno wszystko obgadamy.

Poszliśmy do pobliskiej kawiarenki. On próbował objąć mnie ramieniem, ale stanowczo się odsunęłam. Po wejściu do środka złożył zamówienie – kufel piwa dla siebie i filiżankę herbaty z jaśminem dla mnie.

– Posłuchaj uważnie: on nie jest twoim dzieckiem.

– On… czyli to syn – Zbyszek sprawiał wrażenie zupełnie rozczulonego. Wyglądał na trochę zdziwionego i zaskoczonego, ale równocześnie jakby po cichu się uśmiechał. Pomyślałam sobie, że nawet sympatyczny z niego facet. Ale cóż, to i tak nie ma żadnego znaczenia.

Nie potrzebuję go w swoim świecie. Co prawda znam go na tyle, by wiedzieć, że to w porządku kumpel, ale za mało, by ocenić, czy będzie z niego dobry ojciec dla mojego syna. Nie odzywałam się.

Duma bywa kosztowna

Cisza trwała kilka chwil, w końcu on ją przełamał:

– Pasowałoby… Który to już miesiąc?

– Co tak nalegasz, chcesz zostać tatą?

– Nie! – rzucił zdecydowanie.

To jedno spontaniczne, szczere słówko rozstrzygnęło wszystko.

– Lepiej zajmij się swoim życiem, pomyśl o założeniu własnej rodziny, bo ten maluch jest tylko mój i nikomu go nie oddam – parsknęłam śmiechem, choć gdzieś w głębi duszy poczułam ukłucie bólu.

– No ale jesteś absolutnie pewna? Słuchaj, strasznie cię przepraszam, nie byłem wtedy do końca trzeźwy i nie zdawałem sobie sprawy, że to był twój pierwszy raz i… – plątał się w zeznaniach, był wyraźnie speszony, a jego słowa rozdrapywały ledwo co zagojone blizny w moim sercu. Nie dałam mu dokończyć:

– To w tym momencie i tak nieistotne. Posłuchaj uważnie i wbij to sobie do głowy, bo nie chcę powtarzać. Po tej historii z tobą byłam z pewnym gościem, głupie zauroczenie, nie znasz go. Z nim zaszłam w ciążę.

– Okej, ale czemu w takim razie odwróciłaś się od nas wszystkich? Skoro to nie przeze mnie… – odezwał się Zbyszek.

– Bo było mi głupio, rozumiesz? – ledwo przełknęłam ślinę, czując zbliżający się wybuch płaczu. – Idź już proszę, w ciąży nie można się denerwować. Ja tu sobie jeszcze chwilę posiedzę.

Opuścił wzrok.

– No dobra, spadam – rzucił, po czym zamierzał cmoknąć mnie w policzek na do widzenia, jednak odsunęłam twarz.

– No to na razie, Malutka – niezdarnie poklepał mnie w ramię i ruszył przed siebie.

Zacisnęłam ręce w pięści i wyszeptałam do swojego brzucha:

– Duma bywa kosztowna, ale nigdy nie traci na wartości. To twoja pierwsza życiowa wskazówka, mały.

Minął prawie miesiąc, od kiedy widziałam Zbyszka. Tamto przypadkowe spotkanie zdążyło niemalże całkiem wyparować mi z głowy. Aż tu nagle, ni stąd ni zowąd, on stoi sobie jak gdyby nigdy nic pod moją klatką i czeka na mnie.

– Cześć, co tu porabiasz? – spytałam zaskoczona jego obecnością.

– Wpadłem w odwiedziny – odpowiedział z uśmiechem.

– Po co? – drążyłam temat.

– No wiesz, chyba trochę się za tobą stęskniłem – rzucił od niechcenia, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Czuł, że jest jego ojcem

Uniosłam lekko ramiona, lecz on nie dawał za wygraną.

– A może wpuścisz mnie do środka? – zapytał.

Miałam ochotę dać mu kosza – po co znów się tu przypałętał i zawraca mi tylko głowę? Jednak w tamtej chwili poczułam się okropnie samotna. Uświadomiłam sobie, że od dłuższego czasu nie spotykałam się z nikim w moim wieku.

Oddaliłam się zupełnie od koleżanek i kolegów z klasy oraz starej ekipy z blokowiska. W zasadzie nie miałam nikogo, z kim mogłabym po prostu pogadać. Pod wpływem chwili burknęłam:

– Rodziców aktualnie nie ma, więc jak chcesz, to możesz wejść na chwilę do środka – odparłam z uśmiechem. – Tylko ostrzegam, że nie mam zamiaru częstować cię piwkiem – zaznaczyłam.

– Luz, żaden problem.

Nastawiłam wodę na herbatę, chwyciłam opakowanie herbatników z szafki w kuchni, po czym zaprosiłam niespodziewanego gościa do pokoju. Rozsiadłam się wygodnie na sofie, a jemu zaproponowałam miejsce na twardym, niewygodnym krześle.

Zaczął mi opowiadać o ciekawostkach z życia naszych wspólnych znajomych, ale ja tylko szeroko ziewałam, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że w ogóle mnie to nie obchodzi. W milczeniu zajadałam się kolejnymi ciastkami, demonstracyjnie nie odzywając się ani słowem.

– Wolniej Mała, bo jeszcze ci zaszkodzi. Połowę pudełka już opróżniłaś.

– Nie jem pudełek, plastik jest szkodliwy. I przestań mówić do mnie „Mała”. Jestem już pełnoletnia.

– No tak, racja – odparł Zbyszek, pogrążając się w zadumie.

– Powiedz, po co tu przyszedłeś? – oczy zaszły mi już łzami. – No, po co?

W jednym momencie zrobił się śmiertelnie poważny. Nabrał do płuc tyle powietrza, jakby szykował się do skoku na główkę.

– Słuchaj, jesteś dla mnie naprawdę ważna. I jestem też pewien, że polubiłbym tego małego szkraba, przez którego twoja figura już nie jest taka, jak kiedyś. Fajnie by było… no wiesz, być dla niego takim jakby wujkiem z przypadku… – spojrzał na mnie wyczekująco, a w jego oczach dostrzegłam niemą prośbę.

Zawsze potrafił mnie rozbawić

– A skąd ci to przyszło do głowy?

– No bo ten… – zająknął się – ten facet, który go spłodził, raczej się nim wcale nie interesuje, mam rację?

Wbiłam zęby w dolną wargę. Kręciłam głową na boki, dając do zrozumienia, że nie zgadzam się z tym, co powiedział.

– Słuchaj, maluch powinien mieć faceta, na którym może się wzorować, no wiesz, żeby czuł się dobrze – dokończył swoją myśl.

Nie odważyłam się go spytać, czemu obchodzi go radość obcego brzdąca. Przeczucie jednak podpowiadało mi, żebym go nie spławiała, w końcu to jego potomek i mam związane ręce.

– Wiesz co… może masz rację. Mały musi mieć męski wzór do naśladowania. Nawet taki egzemplarz jak ty jest lepszy niż pustka – wyszczerzyłam się, pokazując mu język.

Od tamtej pory Zbyszek przychodził do mnie każdego dnia. Starał się otoczyć nas opieką, stał się moim bliskim kumplem, któremu mogłam się zwierzyć. Gdy miałam gorszy dzień, on zawsze potrafił mnie rozbawić i poprawić humor. Z biegiem czasu nasza relacja ewoluowała – ze zwykłych znajomych staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi.

Jakub przyszedł na świat po blisko dziewięciogodzinnym porodzie. Maluszek ważył niemal 4 kilogramy i uzyskał maksymalną ilość punktów w skali Apgar. Zbyszek od razu stracił dla niego głowę. Przychodził odwiedzać bobasa każdego dnia, przynosząc mu różne drobiazgi i ciuszki. Prawdopodobnie od samego początku czuł, że to jego syn. A może jeszcze wtedy nie był tego pewien? Teraz nie warto już tego roztrząsać.

W każdym razie wyjawiłam Zbyszkowi oficjalnie, że jest tatą Kubusia. Zrobiłam to podczas pierwszych urodzin małego w momencie, gdy stało się oczywiste, że ta dwójka moich facetów zwyczajnie nie potrafi funkcjonować jeden bez drugiego.

Wkrótce potem wzięliśmy ze Zbyszkiem ślub. Nie robiliśmy tego dla dobra naszego synka ani dlatego, że tak trzeba. Pobraliśmy się, bo nasza przyjaźń powoli przerodziła się w uczucie. Czasami ścieżka, która prowadzi do radości jest bardzo pokrętna, wyboista i zaskakująca, ale mimo wszystko opłaca się nią podążać.

Justyna, 20 lat

Czytaj także:
„Krótką chwilę uniesienia za stodołą przypłaciłam ciążą. Teraz czeka mnie wstyd na całą wieś i wytykanie palcami”
„Mój mąż wychowuje owoc mojej zdrady. Choć bardzo go kocham, to wciąż tęsknie do pieszczot z kochankiem”
„Sądziłem, że Anka przez dziecko chce się dorwać do moich pieniędzy. Zepsułem nasze szczęście”

Redakcja poleca

REKLAMA