„Mój mąż wychowuje owoc mojej zdrady. Choć bardzo go kocham, to wciąż tęsknie do pieszczot z kochankiem”

zamyślona kobieta fot. JGI/Jamie Grill
„Zastanawiałam się czy z Damianem czuję się spełniona. Moje myśli wciąż uciekały do pewnego mężczyzny z przeszłości. Trzymałam w dłoni telefon i nie miałam odwagi do niego zadzwonić. Czy powinnam mu powiedzieć że ma syna?”.
/ 05.05.2024 18:30
zamyślona kobieta fot. JGI/Jamie Grill

Coraz częściej myślałam o rozstaniu z mężem. Kiedy Damian wraz z naszym synkiem Szymkiem pojechali do babci, chwyciłam za telefon. Znałam ten numer na pamięć. Każdego dnia przez ostatnie pięć lat powtarzałam go w myślach tuż przed zaśnięciem, prosząc w duchu o odwagę, abym mogła wykonać ten telefon. Aż nadszedł moment, gdy stwierdziłam, że koniec z tą tęsknotą, która rozrywa mi serce na strzępy.

Rodzice zaplanowali nasze małżeństwo

Damian, mój mąż, jest synem przyjaciół moich rodziców. Obie rodziny są dość zamożne, a naszych ojców łączą wspólne interesy. Dawno temu stwierdzili zgodnie, że najlepiej by było, żebyśmy Damian i ja zostali małżeństwem. Oboje mieliśmy wtedy zaledwie po kilka lat. Od tamtego momentu byliśmy kimś w rodzaju przeznaczonych sobie małżonków. Lubiliśmy się, ale nic poza tym. W głębi duszy zawsze sądziłam, że Damian jest w pewnym stopniu niedojdą, który daje sobą pomiatać. Że przystanie na wszystko, bo sprzeciwienie się czy walka wymagają zbyt dużego poświęcenia.

Kiedy oboje skończyliśmy studia nasi rodzice orzekli, że najwyższa pora na ślub. Zignorowali moje protesty zupełnie, a właściwie przekupili mnie, oferując jako prezent ślubny luksusowy dom z pięknymi meblami i najnowocześniejszymi sprzętami. Damian był całkowicie za tym pomysłem.

– Aga, tak czy siak jesteś sama…

– Ale mogę kogoś poznać – odpowiedziałam.

– Wtedy dam ci zielone światło.

Jego mina mówiła, że mogę wierzyć w jego obietnicę. Uścisnęliśmy sobie ręce, zupełnie jak przy podpisywaniu ważnej umowy biznesowej.

Czy małżeństwo „kontraktowe” jest gorsze od tego, które zawarto z miłości? No cóż, takie może być pierwsze wrażenie, ale… Gdy rozejrzałam się wokół, zobaczyłam, że większość związków zawartych „z wielkiej miłości” jest na wykończeniu. Połowa z nich jest w stanie rozpadu. Awantury, dni pełne milczenia, a czasem nawet rękoczyny. U nas natomiast od samego początku układało się bardzo dobrze.

– Na pewno go pokochasz – stwierdziła mama, kiedy wypisywała zaproszenia. – Ja w twoim tacie zakochałam się po roku. A on nie był on tak sympatyczny jak Damian. Przecież dobrze go znasz od małego, darzycie się sympatią, no więc… – uniosła ramiona.

– Żałuję tylko, że sama nie mogę urządzić swojego pierwszego mieszkania – odpowiedziałam. Mama poczuła się trochę niezręcznie.

– Rozumiem – bąknęła. – Ale przecież to nasze fundusze.

Skończyłam studia z zakresu handlu i wkrótce miałam zacząć pracę w dużej i prestiżowej firmie. Na początek jednak czekało mnie trzymiesięczne doszkalanie w siedzibie głównej w Paryżu, a potem stanowisko menedżerskie. To był początek drogi do wielkiej kariery zawodowej. Miałam poczucie, że los sprzyja mi jak mało komu.

Nasze drogi się rozejdą

Tak oto trafiłam do kraju nad Sekwaną i już podczas pierwszej serii zajęć poznałam Pawła. Coś między nami natychmiast zaiskrzyło. Prezentacje, kursy, prelekcje, egzaminy momentalnie zeszły na drugi plan, przestały się liczyć, zupełnie jakby pomiędzy nami a otoczeniem stanęła jakaś bariera. Wtedy zdałam sobie sprawę, że całe życie czekałam właśnie na niego. To było cudowne uczucie. Szalone i skąpane we łzach, kiedy po miesiącu przyszło nam się pożegnać. Na dodatek okazało się, że Paweł ma żonę. Zapewnił mnie jednak, że jeśli podejmę decyzję, by z nim być, to zacznie starać się o rozwód. Nie wątpiłam w prawdziwość tych zapewnień.

Nie czułam się jednak na siłach, by wejść w relację z facetem, którego dzieliło ode mnie niemal piętnaście lat różnicy. Poza tym lada moment sama miałam stanąć na ślubnym kobiercu. Wszyscy dookoła byli podekscytowani – tyle pieniędzy poszło na wesele, moi rodzice wprost pękali z dumy. Oznajmiłam Pawłowi, że po powrocie do kraju nasze drogi się rozejdą. Że to definitywny koniec. Mówiłam to ze łzami w oczach.

Pogrążona w myślach, siedziałam wygodnie w swoim ulubionym fotelu, wpatrując się w niebo pozbawione chmur. Tęsknota ściskała moje serce do granic możliwości. Po raz kolejny poczułam w gardle tę dziwną gulę, ściskającą mi krtań. Księżyc lśnił niczym ogromna latarnia, a rozgwieżdżone niebo zdawało się nie mieć końca. Z daleka dobiegały przytłumione dźwięki nocnego życia miasta. Nagle przypomniałam sobie jedno ze spotkań z Pawłem. Tego wieczoru wdrapaliśmy się na platformę widokową na szczycie jednego z najwyższych wieżowców w okolicy. Usiedliśmy na ławce i wtuleni w siebie podziwialiśmy rozjarzone światłami ulice, a potem skierowaliśmy wzrok ku górze. Niebo wyglądało identycznie jak dzisiaj.

– Może kiedyś zostaniemy rodzicami i będziemy mieli małego brzdąca – wyszeptał ledwo słyszalnie. – I wyobraź sobie, że jak skończy pięć lat, to rozświetlę dla niego jedną z gwiazd na tym wielkim nieboskłonie. Popatrz… o tam…!

Podążyłam za jego ręką, która wskazywała konstelację Wielkiej Niedźwiedzicy.

– Dokładnie na czubku rączki od Wielkiego Wozu.

– A czemu akurat w tym miejscu? – zapytałam zaciekawiona.

– Bo to będzie znak, który doprowadzi was prosto do mnie.

Parsknęłam śmiechem niczym nastolatka, której zaproponowano wyprawę do wesołego miasteczka.

– A jak ochrzcimy nasze światełko na niebie? – zapytałam, opierając policzek o jego bark.

– Srebrzysta Łania.

– Pięknie…

Jutro Szymek będzie miał piąte urodziny

„Idealny moment, żeby sprawić mu w prezencie prawdziwego ojca” – przyszło mi na myśl. Z komórką w dłoni, trzęsącymi się palcami zaczęłam wybierać numer do Pawła. Nagle moje spojrzenie przykuła fotografia Damiana i Szymka, stojąca na komodzie…

Kiedy przyjechałam z powrotem z Francji, nie byłam już tą samą osobą. Tyle nocy spędziłam, waląc pięściami w poduszkę z frustracji i bezsilności. Tęskniłam, łzy same płynęły mi z oczu. Damian na pewno zdawał sobie sprawę, że coś się wydarzyło, ale o nic nie zapytał. W tamtym momencie byłam przekonana, że po prostu zabrakło mu odwagi i znów liczył na to, że los sam się wszystkim zajmie.

Zdecydowałam się na ślub z Damianem. Marzyłam o ucieczce, schowaniu się przed uczuciem, które mnie pochłaniało. Skorzystałam z pierwszej nadarzającej się okazji. Przy Damianie odnalazłam upragniony spokój. Zapewnił mi poczucie bezpieczeństwa i czułość. Zastanawiam się, czy zdawał sobie sprawę, że nie jest biologicznym ojcem Szymka. Tego nie wiem. Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu.

Mój synek, mój maleńki Szymon, stanowił dla mnie centrum wszechświata. Gdy kładłam się spać, wtulałam twarz w poduszkę tuż obok niego, wsłuchując się w rytm jego spokojnego oddechu. Wieczór w wieczór obejmowałam dłonią jego małą, ciepłą rączkę i szeptem snułam opowieść o gwiazdach. Mówiłam mu o gwiazdce, którą pewnego dnia ktoś dla nas zapali wysoko na niebie.

Zdarzało się, że o zmierzchu brałam Szymusia na ręce, podchodziłam z nim do okna i jego malutkim paluszkiem pokazywałam mu Wielki Wóz.

– Zobacz, właśnie tam rozbłyśnie dla nas nasza gwiazdka. Ktoś, kto darzy nas wielką miłością – mówiłam z przekonaniem – zapali ją specjalnie dla nas. Zobaczysz, dostaniemy z nieba przepiękną gwiazdkę…

Rozsiadłam się wygodnie w swoim ulubionym fotelu. Trzymając telefon w dłoni, zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak potoczyło się moje życie. Próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy u boku Damiana czuję się spełniona. Pomimo upływu pięciu długich lat, moje myśli wciąż uciekały do pewnego mężczyzny z przeszłości. Każdego dnia miałam ochotę do niego zadzwonić, ale zawsze brakowało mi odwagi. Ale tego wieczoru… Przeniosłam wzrok na kolejną fotkę – ja, Damian i Szymek podczas Bożego Narodzenia.

Patrzył na malca z czułością

Na jego twarzy gościł pełen ciepła uśmiech. Buźka trzylatka wprost jaśniała z radości. Tata podarował mu pod choinkę bujanego konia. Do tej pory jest to jego ulubiona zabawka. Mój pomysł był inny – chciałam kupić dziecięcy tablet, ale Damian stwierdził, że to nie będzie dobre dla dziecka. Zaskoczyła mnie jego stanowczość i odniosłam wrażenie, że nie zmieni zdania. W tamtej chwili poczułam, jak bardzo go szanuję.

A ja… na tej  fotografii wyglądałam na przygnębioną, nieobecną i zgorzkniałą. Właśnie taka byłam przez ostatni czas. Mój mąż mimo wszystko trwał przy mnie, pełen cierpliwości, spokoju i troski. W tamtym momencie nagle to dostrzegłam – on mnie kochał. Choć zdawał sobie sprawę, że moje serce należy do kogoś innego. Raczej wiedział też, że Szymek nie jest jego dzieckiem. Które uczucie było prawdziwsze? To odległe, nierealne, wyidealizowane w każdym kolejnym marzeniu o tamtym mężczyźnie czy może to, które każdego dnia było przy mnie i moim synku? Trudno powiedzieć, jak długo siedziałam tak z telefonem w dłoni, zaskoczona tym, co odkryłam – miłością Damiana i własną nierozwagą.

Dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza przerwał moje rozmyślania. Usłyszałam za sobą szybkie kroki małych stópek. Podniosłam się z siedzenia i objęłam mojego małego skarba. Przycisnęłam policzek do jego buzi.

– Wszystko gra? – zatroskał się mój mąż.

Po uchylonych drzwiach balkonowych i krześle ustawionym wprost przed nimi domyślił się, o czym rozmyślałam. Dotarło do mnie, jak mocno go raniłam przez cały ten czas, jak bardzo samotny musiał się czuć, będąc ze mną.

Podszedł i przytulił mnie, niepewnie, jakby się bał ponownego odrzucenia. Ale teraz, w tej chwili, stałam się kimś nowym. Zamknęłam za sobą rozdział przeszłości, zostawiłam go za drzwiami, które zatrzasnęłam z mocą. Oparłam skroń o jego ramię, czując bliskość i spokój.

– Mamo, mamo, patrz! Tatuś zapalił dla nas gwiazdkę! – zawołało moje dziecko podekscytowanym głosem, wyciągając rączkę w stronę nieba usianego miriadami migoczących punkcików.

Spojrzałam w kierunku konstelacji. Poczułam, jak serce mocniej zabiło w mojej piersi.

– W którym miejscu, skarbie? – mąż zapytał z mieszaniną ciekawości i zagubienia w głosie.

– O tutaj! Patrz, tutaj! – Szymon nie posiadał się z radości.

Posłałam Damianowi rozbawione spojrzenie. Gwiazda błyszczała na firmamencie intensywnym światłem, a ja, wpatrując się w nią, poczułam, jak ogarnia mnie ukojenie, którego od dawna tak bardzo pragnęłam.

Agnieszka, 30 lat

Czytaj także:
„Gdy mąż był w delegacji, lądowałam w łóżku z jego szefem. To był układ opłacalny dla wszystkich”
„Mój mąż to biurowy amant. Myśli, że nie wiem, co wyprawia po godzinach, a ja tylko zbieram dowody”
„Po ślubie okazało się, że mąż to darmozjad. Myśli, że lodówka zapełnia się sama, a skarpetki same lądują w pralce”

Redakcja poleca

REKLAMA